Przejdź do treści

Z okresu regresu – reminiscencje i nostalgia

Jerzy Kosiewicz o spektaklu Remigiusza Brzyka „1968//Biegnij, mała, biegnij” i Damianie Sosnowskim:

Spektakl pt. „1968//Biegnij, mała, biegnij” wyreżyserowany w „Teatrze Nowym” w Łodzi przez Remigiusza Brzyka na podstawie scenariusza i zaaplikowanej w nim dramaturgii teatralnej pióra Anny Mazurek, nawiązuje do zawstydzającego okresu w historii powojennej Polski: do – uzasadnionego fałszywą i bezduszną ideologią – zniszczenia długoletnich więzi społecznych, wielopokoleniowych tradycji rodzinnych oraz towarzyszącej temu degradacji dóbr osobistych i godności Bogu ducha winnych Polaków narodowości żydowskiej oraz ich najbliższych związanych z nieliczną po II Wojnie Światowej żydowską diasporą, zamieszkałą w Polsce.

Ukazuje subtelnie i delikatnie ich ból oraz poniżenie związane z przymusowym wydaleniem z ojczyzny. Przed wyjazdem odbierano im polskie paszporty…

Sztuka zwraca uwagę przede wszystkim na wydarzenia zaistniałe w środowisku łódzkim. Jednakże ich rezonans społeczny i kulturowy ma także wydźwięk uniwersalny, odnoszący się do przybierającej różne postaci nienawiści do kozła ofiarnego (w rozumieniu Rene Girarda), to jest między innymi do incydentalnie, konsekwentnie i dotkliwie napiętnowanej grupy społecznej czy zagłady wybranego narodu. W XX wieku w szczególności, a w danym scenicznym wypadku – dotyczącym 1968 r. – odnosi się to zwłaszcza do żydowskiej diaspory.

Kontekstem społecznym tematyki tego przedstawienia nie jest kontrkultura młodzieżowa, gloryfikująca w latach sześćdziesiątych między innymi wolność, miłość i pokój czy ówczesna złożona sytuacja geopolityczna w Europie i na świecie: toczące się wojny i zbrojne interwencje. W tym wypadku chodzi nie tyle o związki przyczynowe, ile o dramatyczne konsekwencje, rozpaczliwe pożegnania, jednostkowe tragedie wynikłe z doraźnego i nonsensownego impulsu politycznego. Wskazał on w 1968 r., że wrogiem ustrojowym, fundamentalnym i społecznym, to jest, iż przyczyną „przejściowych” trudności gospodarczych, zakałą rozwoju dobrobytu socjalistycznego w Polsce, mieli być wtedy przede wszystkim obywatele polscy pochodzenia żydowskiego.

Autorka scenariusza oraz reżyser, a także wszyscy realizatorzy przedstawienia skupili się głównie na odczuciach i losach ofiar doraźnych kalkulacji politycznych.

Można było odnieść wrażenie, że krytykują wprawdzie implicite – ale przejmująco – także aktualne władze za ponowne stosowanie machiavellistycznego i rozrachunkowego stereotypu politycznego. Aplikowany był on niegdyś np. wobec wroga klasowego i wskazanych wyżej osób – a obecnie w stosunku do kolejnych reifikowanych (uprzedmiotawianych), traktowanych instrumentalnie grup i mniejszości społecznych, zawodowych czy zdesperowanych, szukających otuchy i wsparcia uchodźców.

Doprecyzuję: dany spektakl odnosi się głównie do niewielkiej powojennej (licznej przed wojną) i anihilowanej w 1968 r. łódzkiej diaspory żydowskiej.

Jej przymusowy exodus także odczułem dotkliwie, ponieważ spotykałem się z kilkoma kolegami i sąsiadami, którzy musieli wyjechać. Mieszkałem bowiem w latach sześćdziesiątych na Wschodniej1. Znajdowała się ona w obrębie solidnie zaludnionej przedwojennej części miasta, zamieszkałej głównie przez Żydów.

Ulica ta obłożona była jeszcze – gdy tam mieszkałem – wieloma małymi parterowymi sklepikami, zakładami szewskimi, krawieckimi, kaletniczymi itp., wywodzącymi się z przedwojennych czasów: należały już jednak do innych właścicieli.

Główny wątek merytoryczny tego tekstu dotyczy debiutu Damiana Sosnowskiego w teatrze dramatycznym (występował wcześniej w filmach): ocenianego z punktu widzenia założeń Nagrody im. Andrzeja Nardellego. Jest ona przyznawana przez Sekcję Krytyków Teatralnych – usytuowaną w Związku Artystów Scen Polskich – tylko absolwentom z dyplomem ukończenia wydziału aktorskiego akademii teatralnych w Polsce.

Damian Sosnowski – początkujący artysta (po krakowskiej Akademii Sztuk Teatralnych) – nie odstawał w omawianym spektaklu zanadto od poziomu bardziej doświadczonych aktorek i aktorów. Nie sprawiał wrażenia nowicjusza.

Nie zagrał on wprawdzie pierwszoplanowej, ale był jednak istotną postacią sceniczną. Wypowiadał dużo kwestii, często śpiewał i grał na gitarze. Znikał ze sceny na krótko. Zachowywał się na niej, jakby z zawodem aktorskim i z teatrem miał związek od dawna. Sposób bycia i relacje sceniczne kreowanej przez niego postaci były naturalne i autentyczne, jak z życia wzięte. Widać było, że lubi swój zawód, że potrafi już dobrać wraz z reżyserem te środki scenicznej ekspresji, które mogą sprawić widzom oczekiwaną przez nich satysfakcję.

Dotyczy to wypowiedzi, tj. podawanych kwestii, ruchu, mimiki, postępowania charakterystycznego dla osoby obytej nie tylko z teatrem, ale też ze sceną muzyczną. Wzbudził zainteresowanie swym kunsztem piosenkarskim, skalą i donośnością głosu oraz grą na gitarze.

Kreował postać piosenkarza big bitowego z czasów popularności „Śliwek” – zespołu młodzieżowego o proweniencji żydowskiej – cenionego także w łódzkim środowisku akademickim, zwłaszcza w drugiej połowie lat sześćdziesiątych.

Młodzi muzycy skrzyknęli się wówczas, jakby niezależnie od kulturowego i religijnego klucza. Śpiewali i grali bowien rock and rolla. Ówczesna władza ludowa zakazała używać tego określenia. Rock and roll nazwano w Polsce, w latach sześćdziesiątych big bitem (mocnym uderzeniem).

„Śliwki” były właśnie zespołem big bitowym – nagrywały piosenki oraz grały do tańca między innymi w klubach studenckich na osiedlu przy ulicy Patrice Lumumby (tj. byłego – tragicznie zmarłego – premiera Demokratycznej Republiki Konga, hołubionego przez PRL) oraz w klubach akademików Politechniki Łódzkiej. Chodziło się również i tam, by umówić się na spacer z najfajniejszą dziewczyną.

Nie było jeszcze wtedy dyskotek. Jedną z pierwszych, która zaistniała na stałe – pojawiła się w „Klubie studenckim pod 77”. Prowadzona była na zmianę przez: – Bogusława Meca piosenkarza i plastyka (dyplom dostał w łódzkiej PWSP tuż po opolskim sukcesie śpiewanej przez niego piosenki pt. „Jej portret”, którą – ze względu na olbrzymie wówczas tantiemy nazwał – „Jej portfel”);

– oraz Andrzeja Święsa – obecnie sędziwego już chirurga urologa, dr. medycyny. Obaj zajmowali się dansingową konferansjerką, gdy grały jeszcze młodzieżowe zespoły muzyczne.

Jak w „77” kończyły się tańce, zapowiadali czarterowe, to jest około 200-metrowe spacerowe przeniesienie się do sąsiedniego „SPATiFu” (na ul. T. Kościuszki) na ciąg dalszy przy barku (bufecie) lub stoliku: do ostatniego gościa. Potem czarterowano jeszcze na 2-godzinny dancing do „Europy” (usytuowanej na przeciwko „białego domu”, tj. budynku, w którym znajdował się Komitet Łódzki PZPR2).

Po jego zakończeniu, najbardziej wytrwali kierowali się jeszcze do „Casanowy” (zwanej także „Kaszanką”) z dancingiem do 5 rano, ale dożynki trwały w niej bezproblemowo do zamknięcia – do 6.00, kiedy kursowały już dzienne tramwaje. A na zatłoczonym robotnikami i szwaczkami przystanku dominowała szarość, posępność i zmęczenie.

Beatlesi nawiązali do tego w piosence „Hard day is night”, wskazując, że noc po ciężkim dniu nie powinna się kończyć nazbyt porannym wstawaniem. W Liverpoolu w hotelu pod wskazaną wyżej nazwą – z wyrzeźbionymi na frontonie budynku postaciami sławnego zespołu – podają śniadanie dopiero o 8 rano.

Wzmiankowane „Śliwki” były wówczas – tj. w 1968 r. – i wcześniej – popularne. Gomułkowska antyżydowska zawierucha wypędziła z Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej także młodych muzyków i ich rodziny niemalże na zawsze, na zagraniczną tułaczkę. Polska odrzuciła socjalizm i odzyskała wolność ponad 20 lat później.

W czasach „Śliwek” przypuszczano – biorąc pod uwagę militarną potęgę ówczesnego ZSRR: zwłaszcza po pogromach Budapesztu w 1956 oraz Praskiej Wiosny w 1968 r., iż żelazna kurtyna trwać będzie wiecznie. Patronował temu złowróżbny hymn sowiecki, podkreślający, że „Niezłomny jest Związek Republik Radzieckich”.

Można było wtedy jedynie zanucić do jego melodii – cicho i ukradkiem – „Na cóż nam swoboda ruskowo naroda, jak nie ma co palić i nie ma co pić”3. Wtedy jeszcze nie, ale trochę później wódka – a zwłaszcza popularna i najtańsza „czyściocha” (podobnie jak samochody osobowe, mięso i wędliny czy buty) – była również sprzedawana na kartki.

Ten świat trwał za długo, wielu nie dożyło jego końca, wiele osób nie wróciło już do Polski.

Spektakl ukazał umiejętnie i przejmująco przejawy dotkliwego społecznego zła: aplikowanego bezwzględnie i zawzięcie mechanizmu politycznego dzielącego niegdyś społeczeństwo na obcych i swoich, na wrogów i patriotów. A reżyser uniknął nazbyt uproszczonych aluzji do współczesności, do obecnych projekcji politycznych.

Niech będzie pochwalona za ujmujące kreacje cała przedstawiona poniżej obsada aktorska, a zwłaszcza reżyser (Remigiusz Brzyk) i jego asystentka (Agnieszka Choińska), w szczególności zaś scenarzystka i dramaturg (Anna Mazurek) oraz wzbogacający niepomiernie plastyczną, wizualną i dźwiękową wizję danego znakomitego przedsięwzięcia: scenografka zarazem i kostiumolożka (Iga Słupska), twórca video i reżyser światła (Michał Jankowski) oraz autor muzyki (Jacek Grudzień).

O tym, czy Damian Sosnowski otrzyma wyróżnienie w ramach wspomnianego konkursu – niezależnie od uhonorowania głównej laureatki bądź laureata Nagrodą im. Andrzeja Nardellego – zadecydują dopiero obrady Kapituły z nią związanej, funkcjonującej prawie od ćwierćwiecza. Wskazany debiut – podobnie jak pozostałe kreacje początkujących aktorek i aktorów zgłoszone do ewaluacji – został także obejrzany i oceniony przez innych członków Sekcji Krytyków Teatralnych.

Jerzy Kosiewicz

Przypisy

1Mieszkałem w owym czasie na ul. Wschodniej 50 w lokalu, w którym przebywał niegdyś Władysława Reymont. Przy moich wówczas oknach widniała nad bramą – jeszcze kilka lat temu – pamiątkowa tablica, informująca o byłym lokatorze tego mieszkania, o jego „Chłopskich” korzeniach.

2Popularny był wówczas dowcip dotyczący tych dwóch odmiennych – położnych naprzeciw siebie – instytucji, z których tylko jedna wprawiała w dobry nastrój. Cytuję: „Kto wchodzi do Europy, odwraca się od partii. Kto zmierza w stronę partii, odwraca się od Europy”. To brzmi jak dowcip, nawiązujący do polityki zagranicznej obecnego rządu.

3Słowo „cóż”, zamieniano zazwyczaj – nie tylko w Łodzi – na 3-literowe wyrażenie zaczynające się na „h”.

Teatr Nowy w Łodzi

Duża Scena ul. Więckowskiego 15

Spektakl pt. „1968. Biegnij, mała, biegnij”

Reżyseria: Remigiusz Brzyk

Scenariusz i dramaturgia: Anna Mazurek

Scenografia i kostiumy: Iga Słupska

Video i reżyseria światła: Michał Jankowski

Muzyka: Jacek Grudzień

Asystentka reżysera: Agnieszka Choińska

Obsada:

Barbara Dembińska

Paulina Walendziak/Izabela Dudziak (gościnnie)

Jolanta Jackowska, Malwina Jelistratow

Lucyna Sierok-Giel (gościnnie)

Gracjan Kielar, Adam Motras

Wojciech Oleksiewicz, Damian Sosnowski

Sławomir Sulej, Julia Zbrojewska (gościnnie)

Premiera: 18.06.2021 r.

Spektakl obejrzałem 21.10.2022 r.

Zgłoszony został do konkursu 4.06.2022 r.

Spełniał między innymi kryteria terminowe konkursu

[Fot. Natalia Kabanow/ mat. Teatru Nowego]

Leave a Reply