Przejdź do treści

Przywrócone arcydzieła, spotkanie 67: JERZY TRELA – Wspomnienia przyjaciół i SĘDZIOWIE. TRAGEDYA (1974) w reż. Konrada Swinarskiego

Wieczór w Malopolskim Ogrodzie Sztuk, 17 października 2022, godz. 19.00

Wieczór zapowiada gospodarz spotkań Łukasz Maciejewski:

Nie potrzeba Krakowa, żeby w rozmowach, w dyskusjach, powracał Jerzy Trela. Tak bardzo go brakuje.

Wędrując zawodowo, festiwalowo, po Polsce, ciągle wspominam pana Jerzego. Jego skromność, talent, poczucie humoru. Rozmawiamy o Treli, przywołujemy anegdoty. Nie są to wspomnienia wisielcze, raczej: wspomnienia szczęśliwe. Bo wszyscy czujemy się szczęściarzami, że go mieliśmy, że był z nami. Dawał tak szczodrze swój talent, życzliwość, zaangażowanie.

Jerzy Trela był również przyjacielem „Przywróconych arcydzieł”, cyklu w Małopolskim Ogrodzie Sztuki, który razem z Dorotą Grzywacz-Kmieć, przygotowujemy nieprzerwanie od 2013 roku. Wielokrotnie był gościem spotkań w MOS’ie. Kilka razy odwiedzał nas jak aktor Kazimierza Kutza, opowiadał o „Spokoju” Krzysztofa Kieślowskiego, był gościem spotkania dedykowanego Barbarze Sass.

Na czas pandemii, nasz cykl, jak wszelkie inne wydarzenia, musieliśmy zawiesić, mimo to, w przerwach między lockdownami udało się zorganizować kilka spotkań, wśród nich rozmowę z Jerzym Trelą i z Grażyną Barszczewską, po seansie jednego z ulubionych filmów pana Jerzego – „Anioła w szafie” Stanisława Różewicza. Rozmawialiśmy w maseczkach, przejęci i przestraszeni, pan Jerzy był w trakcie badań lekarskich, nie przyniosły nic dobrego. To było pewnie jedno z ostatnich publicznych spotkań z Jerzym Trelą w Krakowie. Przeglądałem niedawno zdjęcia z tamtej rozmowy – na pierwszym planie oczy, dobre, wszystkowidzące oczy artysty. Różewicz, w tomie „Matka odchodzi” pisał, że „oczy widzą także po śmierci”. Jego oczy, oczy Jerzego Treli, widzą na pewno. Patrzą na nas z uśmiechem: skromnym i przenikliwym.

W Krakowie zwłaszcza, winni jesteśmy Jerzemu Treli pamięć szczególną. Pamięć jego przyjaciół.

I dlatego, 17 października postanowiłem zaprosić grono przyjaciół Jerzego Treli, żeby powspominać tego giganta, a wcześniej podziwiać go w roli Natana w „Sędziach. Tragedyi”, zapomnianym telewizyjnym filmie Konrada Swinarskiego z 1974 roku na podstawie sztuki Stanisława Wyspiańskiego.

Moimi gośćmi tego wieczoru będą:

Roman Gancarczyk, Jerzy Stuhr, Krystyna Zachwatowicz, Jerzy Fedorowicz, Anna Dymna, Anna Radwan, Dominika Bednarczyk, Ewa Kaim, Marian Dziędziel i Tomasz Schimscheiner

Trela, czyli pamięć.

***

SĘDZIOWIE. TRAGEDYA

Rok produkcji: 1974

59 min

Sfilmowana wersja dramatu Stanisława Wyspiańskiego – dzieło Konrada Swinarskiego uhonorowano Nagrodą Główną w kategorii filmów telewizyjnych oraz Nagrodą za muzykę dla Stanisława Radwana na FPFF w Gdańsku w 1974 r. Tragedia Wyspiańskiego, której osnową było prawdziwe zdarzenie, odnotowane w XIX-wiecznych kronikach sądowych, wielokrotnie gościła na polskich scenach. Do najsłynniejszych współczesnych inscenizacji należała propozycja Konrada Swinarskiego, który przed sfilmowaniem dramatu wystawił „Sędziów” w Starym Teatrze w Krakowie.

Reżyseria: Konrad Swinarski

Scenariusz: Konrad Swinarski

Zdjęcia: Edward Kłosiński

Scenografia: Jerzy Szeski

Dekoracja wnętrz: Maciej Putowski

Muzyka: Stanisław Radwan

Obsada aktorska:

Wiktor Sadecki – Samuel

Elżbieta Karkoszka – Jewdocha

Jerzy Trela – Natan, syn Samuela

Jerzy Nowak – Jukli

Jerzy Radziwiłowicz – Urlopnik

Krystyna Feldman – Feiga

Krzysztof Litwin – Aptekarz

Ewa Ziętek – Dziewczyna

Nagrody

Gdańsk (Festiwal Polskich Filmów Fabularnych) – Nagroda Główna „Srebrne Lwy Gdańskie” w kategorii filmu telewizyjnego

Gdańsk (Festiwal Polskich Filmów Fabularnych) – Nagroda za muzykę w kategorii filmu telewizyjnego: Stanisław Radwan

***

JERZY TRELA

IN MEMORIAM

CZŁOWIEK CIEŚNINA

(ROZMOWY PRZEZ TELEFON)

Jerzy Trela, teraz mówią o nim wszyscy, teraz i ja o nim mówię, piszę. O Treli, przez Trelę, o nim, dla niego. Generował tylko dobre emocje. Znamienne, z kimkolwiek się nie spotykałem w ostatnich tygodniach, słyszałem zewsząd, że dzwonił do Jerzego Treli, rozmawiał z nim. Wszyscy rozmawialiśmy. Tak jakby te ostatnie miesiące życia aktora były jedną, długą, telefoniczną rozmową. Czasami odwiedzinami (szpitalnymi, domowymi), ale przede wszystkim rozmowami przez telefon.

Ania Dymna, rozmawiając ze mną (przez telefon), zastanawiała się, czym jest przyjaźń wśród aktorów, że wygląda jednak inaczej. „Łukasz, ja Jurka odwiedziłam w jego domu po raz pierwszy na osiemdziesiąte urodziny. A jednak przyjaźń. To wcale nie polega przecież na odwiedzaniu się, zajadaniu, nie na biesiadach. Coś innego: bycie razem na scenie, zaufanie poza sceną, a to wzmacnia szczególnie, i na rozmowie”. Trela lubił rozmawiać przez telefon. Nie odbierał, potem oddzwaniał. Mówił, słuchaliśmy. Dzwonił, dzwoniliśmy.

Wszyscy teraz chcą o Treli opowiadać. Aktorzy zwłaszcza. Słyszę, że ktoś go okrzyczał, że za bardzo o siebie dbał, że za bardzo się martwił, i teraz ma. I że Jerzy Trela przyznał mu rację. Ktoś inny, że na tydzień przed śmiercią powiedział przez telefon: „ja już chyba umieram”. Albo, do innej osoby, „ja zdycham”. Śmierć i zdychanie. Cieśnina pomiędzy. To był właśnie on. Człowiek cieśnina. Tam się mieściło to, co nie do opisania. Wielkość Jerzego Treli.

Ksiądz Józef Tischner pisał: „Dobro nie istnieje inaczej, jak tylko jako konkretna dobroć i wolność konkretnego człowieka”. Wolność artysty Jerzego Treli wynikała z jego charakteru jako człowieka. W okrutnych, nastawionych na ustawiczną walkę i konkurencyjność czasach, jego obecność była jak promyk nadziei. Że może być inaczej, szlachetnie, mądrze, z wdziękiem. Parę lat temu zagrał w Krakowie w sztuce „Kto wyciągnie kartę wisielca, kto błazna?” w reżyserii Pawła Miśkiewicza według „Króla Leara” Szekspira. Lear Jerzego Treli był stary, ale wnosił również dojrzałość emocjonalną. Dobrze wiedział, że to, co prawdziwie smutne, można niwelować humorem, nawet jeżeli ów humor miałby groteskowe zakrzywienie.

Każdy, kto z nim rozmawiał, a rozmawiały setki osób, miał poczucie, że się pomylił, że to niemożliwe. Ten wielki gbur, patrząc na twarz aktora – no, rzeczywiście, gburowata, można się nawet przestraszyć – jest taki cichutki, szczuplutki, serdeczny, wycofany. Że niewiele mówi, ale że to, co mówi, świadczy o skromności.

Każdy, kto widział go na scenie, był zdumiony, że to wszystko tak do siebie nie pasuje. Trela przy stoliku, Trela na spotkaniu autorskim, i Trela w teatrze. To się po prostu ze sobą nie komponowało. Śmierć i zdychanie. Cieśnina pomiędzy.

A on łączył warstwy nie do połączenia. Miał w sobie rodzaj prostoty, ładnie, aczkolwiek może już nawet nazbyt ładnie, określany jako „razowy chleb”. Chodzi o to, że przy Treli wszystko było proste, nieskomplikowane, nie było Heideggera ani Wittgensteina, były kury, mak i cebula.

Ale ten sam człowiek, ten sam aktor, był na scenie kimś groźnym, fascynującym i niepokojącym. Z wielką siłą witalną, z głosem, który – tak się wydawało chwilami – mógł unicestwić skały. Ten głos wszystko mógł, i zgarbiona sylwetka zawsze wydawała się wyprostowana. Trela od cebuli wzbudzał lęk. Może to był strach przed geniuszem? Może on się tego bał?

Ania Dymna wspominała mi, że Dymny był podobny, taki sam. I że dlatego tak się lubili. Czułość i brutalność. Intelekt i prostota.

Dzwonił, dzwoniliśmy, dzwoniłem. Mówił do mnie piękne rzeczy, które przyjmowałem z zawstydzeniem jeszcze większym niż jego. Nie potrafiłem odbić pałeczki, powiedzieć czegoś równie pięknego. Co miałem powiedzieć panu Treli, co można było mu powiedzieć? Wiedział, że go kochamy. Dzwoniliśmy. Wiedział to.

Łukasz Maciejewski

(Kalejdoskop Kultury)

Leave a Reply