Przejdź do treści

Po sezonie, przed sezonem

Tadeusz Słobodzianek pozostawił na biurku swojej następczyni w Teatrze Dramatycznym, Monice Strzępce, butelkę szampana wraz z życzeniami pomyślności. Zdjęcie można było obejrzeć na Facebooku.

To sympatyczny gest, właściwie niespodziewany po miesiącach zimnej wojny (a może i chwilami gorącej) wokół zmiany dyrekcji w jednym z najważniejszych teatrów warszawskich. Gest gestem, ale nie ulega wątpliwości, że Dramatyczny pod nowym kierownictwem będzie innym teatrem pod wieloma względami. Nie chcę bawić się w proroka, ani cytować deklaracji nowej dyrektorki, czy też fragmentów jej (a właściwie grupowego) programu, ale wiadomo, że chodzi o inny model teatru, w którym dominuje duch pracy zespołowej i rozumienie teatru przede wszystkim jako miejsca spotkania. Jak to zaistnieje w rzeczywistości, zobaczymy. Jak mówi Pismo, po owocach poznacie je.

Rzecz w tym, że nowy sezon 2022/23, w który niepostrzeżenie weszliśmy, otwiera nowy rozdział nie tylko w Teatrze Dramatycznym, ale w kilku innych teatrach. Nie rozstrzygnęły się jeszcze przyszłe losy TR Warszawa, ale zaskakujący bunt zespołu i zapowiedziana rezygnacja z dyrekcji artystycznej sprawowanej przez Grzegorza Jarzynę od dwudziestu lat stawiają wiele znaków zapytania. Nie jest to łatwy orzech do zgryzienia dla Ratusza, zważywszy, że obecna dyrektorka naczelna Natalia Dzieduszycka i wspomniany wieloletni szef artystyczny Rozmaitości (a potem TR Warszawa) należą do głównych architektów programu i kształtu zaprojektowanego nie tylko nowego budynku, ale nowej idei tego teatru na Placu Defilad. Nigdy nie jest tak, że roszady personalne nic nie zmieniają, a może się nawet okazać to pod wieloma względami niebezpieczne. Nie zazdroszczę, ale i nie współczuję, bo najwyraźniej zabrakło tu uważności w podejmowaniu decyzji w porę.

Zmieni się też Teatr Komedia, w którym nastąpiło dziwne zawirowanie – konkurs wygrał Maciej Kowalewski, niegdysiejszy dyrektor Teatru na Woli, reżyser i dramaturg, ale na skutek rozdźwięków w grupie, z którą przystępował do konkursu (na tle programowym), musiał zrezygnować, a w wyniku nowego konkursu stery w tym teatrze obejmie szef Klubu Komediowego. Wygląda to na racjonalne wyjście z sytuacji, acz z pewnym żalem myślę, że nie doszło do realnej współpracy teatralnego trio: Małgorzata Sikorska-Miszczuk, Walerian Kostrzewski i Maciej Kowalewski.

W innych teatrach na razie pod względem kadrowym stabilnie – w Teatrze Studio konkurs wygrała ta sama ekipa, która prowadziła teatr do tej pory (Roman Osadnik/ Natalia Korczakowska), Maciej Englert nadal przewodzi Teatrowi Współczesnemu, a jego brat, Jan Englert – Narodowemu. Jak zwykle trwają transfery aktorskie, na rynku pojawił się nowy „freelanser”, czyli Maciej Hycnar, który niespodziewanie wymówił posadę dyrektora w łódzkim Teatrze Jaracza wskutek natrętnego dyrygowania i wtrącania się przez lokalne władze wojewódzkie w jego kompetencje. Hycnar – za sprawą tego konfliktu – stał się bohaterem największej sensacji aktorskiej minionego sezonu, a mianowicie znowu pokazał się na scenach warszawskich jako aktor, najpierw w „Mężu i żonie” Aleksandra Fredry w Teatrze Polonia w reżyserii Krystyny Jandy, a potem w Dramatycznym jako brawurowy Mozart w szeroko komentowanym i burzliwie oklaskiwanym „Amadeuszu” Petera Sheffera w reżyserii Anny Wieczur. Niektórym ten powrót wydał się nadmiernie pokazowy, ale w mojej ocenie był to powrót wyśmienity, na miarę wielkiego talentu i doskonałego warsztatu tego aktora, który bez wątpienia jeszcze nieraz zachwyci nas swoim mistrzostwem. Pytanie, który z teatrów warszawskich zdoła go do siebie przyciągnąć na stałe, pozostaje otwarte. Tak jak przyszłość scen bez sceny – wprawdzie została już zarysowana, ale horyzont czasowy otwarcia nowej siedziby Teatru Żydowskiego przesuwa się, podobnie jak offowej sceny Teatru WARSawy czy koniecznego generalnego remontu siedziby Teatru Ateneum.

Miniony sezon przyniósł też trochę nowych pytań, ale bodaj przede wszystkim doprowadził do zdemaskowania publiczności – w wyniku ustąpienia wysokiej fali pandemii nareszcie publiczność zdjęła maski i w teatrze można było odetchnąć, choć niektórzy pozostali przy zwyczaju zasłaniania nosa w obawie przed nawrotem, który może nas czekać. Tak czy owak, te przejawy normalności pomogły teatrowi wyjść z ukrycia, a przy okazji okazało się, że publiczność jednak teatru nie porzuciła. Chociaż…. Dobiegają mnie wyrywkowe informacje, że sprzedaż biletów zmalała, ni na wszystkie wprawdzie spektakle, nie dotyczy to „hitów” Dramatycznego (obok „Amadeusza” także „Sztuki intonacji” i innych tytułów).

Nie zabrakło powodów do ekscytacji – niemal we wszystkich teatrach pojawiły się spektakle budzące żywe zainteresowanie, gorąco oklaskiwane i trafiające w sedno współczesnych niepokojów. Dotyczy to w równej mierze spektakli teatru, który się w wtrąca, czyli premier Teatru Powszechnego („Radio Maryja” w reżyserii Rozy Sarkisian, „Odpowiedzialność” w reżyserii Michała Zadary, czy „Orlando” w reżyseri Agnieszki Błońskiej) albo produkcji TR Warszawa, m.in. „Tom na wsi” w reżyserii Wojtka Rodaka, co produkcji bardziej tradycyjnych, ale silnie związanych z pulsem współczesności, jak choćby „Baron Münchhausen dla dorosłych” Macieja Wojtyszki w Narodowym, „Kto chce być Żydem” Marka Modzelewskiego (reż. Wojciech Malajkat) w Teatrze Współczesnym, „Madagaskar” Magdaleny Drab w reżyserii Małgorzaty Dębskiej (koprodukcja z Teatrem PAPAHEMA) czy „I była miłość w getcie” wg Marka Edelmana i Pauli Sawickiej w reżyserii i adaptacji Tomasza Cyza w Teatrze Żydowskim czy premier Ateneum: „Dzień świra” Marka Koterskiego w reżyserii Piotra Ratajczaka i „To wiem na pewno” w reżyserii Iwony Kempy.

Nie zabrakło tematów gorących – w TR odbyła się premiera „Klubu” pod opieką Weroniki Szczawińskiej, pierwszego polskiego spektaklu komentującego zjawisko molestowania w środowisku artystycznym z ounktu widzenia ruchu me&too, ale i refleksyjnych, jak zrealizowany w duchu medytacji i dystansu spektakl „Oda do radości” Wojtka Ziemilskiego o dziedzictwie i pamiątkach w Teatrze Studio.

Bogata była oferta klasyki, aż dwa razy teatr sięgał po „Rewizora” (Dramatyczny i IMKA), Gogol sprawdził się też w „Ożenku” w Och-Teatrze, a Czechow w „3 siostrach” Luka Parcevala (TR Warszawa i koproducenci). Pobudzał krążenie krwi także „Młodzik” Dostojewskiego w reżyserii Igora Gorzkowskiego w Teatrze Ochoty i „Don Juan” (reż. Piotr Kurzawa) oraz „Wiśniowy sad” w Polskim (reż. Krystyna Janda). Był to chyba ostatni tak obfitujący w tytuły rosyjskie sezon – wojna w Ukrainie, postawiła pytanie przed artystami czy Rosjan w ogóle wystawiać. W „3 siostrach” w TR Warszawa pełne tęsknoty wykrzyknienie „Do Moskwy” zastąpiono okrzykiem „Do Kijowa” i improwizacją grającej Nataszę ukraińskiej aktorki Roksany Czerkaszyny.

Było w czym wybierać, przebierać, ale było też poważnie, bo teatr warszawski na serio odrabiał lekcję ukraińską, na wiele sposobów wspomagając artystów z kraju stawiającego bohaterski opór inwazji Rosjan – odbyło się wiele czytań, spotkań, przymiarek do poważniejszych realizacji, ale i gorących premier jak pełna szczerości i mocy premiera w Teatrze Druga Strefa „Modlimy się, żeby wszystko było dobrze!” w reżyserii Sylwestra Biragi. W ten kontekst wpisał swoją najnowszą premierę „Imagine” Krystian Lupa (koprodukcja Teatrów Powszechnych w Łodzi i w Warszawie), łącząc opowieść o rozczarowaniach i złudzeniach epoki „dzieci kwiatów” z szyderczym pamfletem na agresywną tyranię rosyjskiego dyktatora, pchającego świat w stronę krwawej łaźni.

Sezon przyniósł wiele prawdziwych osiągnięć reżyserskich, autorskich i aktorskich. Obok Tadeusza Słobodzianka, który na odejście przedstawił serię swoich kwartetów otwockich, także jako uzupełnienie w wersji czytanej, odnotowali sukcesy młodzi (Magdalena Drab) i doświadczeni autorzy (Wojtyszko i Modzelewski). Zachwycali aktorzy w najlepszym pod względem maestrii reżyserii spektaklu sezonu, szekspirowskim „Wieczorze Trzech Króli” na deskach Teatru Narodowego. W tym spektaklu siłą okazał się cały zespół, ale wśród wielu solistów wymienić jednak trzeba Wiktorię Gorodeckają, Jerzego Radziwiłowicza i Mariusza Benoit, niczego nie ujmując pozostałym. Do korony aktorskich dokonań w Narodowym należą również dwie potężne role w sztuce Wojtyszki: Münchhausen Jana Englerta i i kreacja Ewy Wiśniewskiej jako jego żony.

Mocne kreacje miały miejsce w Ateneum, gdzie role Marki i Żony w spektaklu „To wiem na pewno” brawurowo przedstawiła Agata Kulesza, a Adam Cywka zachwycił swoją własną przekonującą wersją Adasia Miauczyńskiego w spektaklu wg znanego tekstu Koterskiego.

Błyszczały kreacjami premiery w Dramatycznym, zwłaszcza w „Amadeuszu” i „Sztuce intonacji – w obu spektaklach pamiętne kreacje stworzył Adam Ferency, a także Łukasz Lewandowski (o Marcinie Hycnarze była już mowa), Modest Ruciński i Sławomir Grzymkowski oraz mistrzowskie role w „Rewizorze” Małgorzaty Rożniatowskiej i Henryka Niebudka. Przejmujące role w spektaklach Teatru Żydowskiego dali Jerzy Walczak i Marek Węglarski, a cały zespół wzbudził szacunek i podziw oddaniem i siłą ekspresji w performansie o getcie warszawskim Gołdy Tencer „Pif paf i w piach”

Do tej lawiny pochwał dopisać też trzeba Raniewską Grażyny Barszczewskiej, a także Krzysztofa Kwiatkowskiego jako Don Juana i Adama Biedrzyckiego jako Sganarella w klasykach Teatru Polskiego, a także obchodzącą półwiecze pracy artystycznej Joannę Żółkowską, która z tej okazji dała wysmakowaną artystycznie impresaryjną premierę „Pani Pylińskiej i sekretu Chopina” (reż. Robert Gliński). Tylko sobie życzyć podobnego plonu w sezonie, który właśnie się otworzył offową premierą „Samotności długodystansowca” w reżyserii Adama Sajnuka w bezdomnym (miejmy nadzieję, że tymczasowo) Teatrze WARSawy w gościnnych progach praskiego Teatru XL.

Tomasz Miłkowski

[Na zdj. scena z „Wieczoru Trzech Króli” w Teatrze Narodowym, fot. Krzysztof Bieliński/ mat. Teatr Narodowy]

Leave a Reply