Przejdź do treści

Dobrze się dzieje w Garnizonie oraz Imce

Jerzy Kosiewicz o dwóch teatrach po pojedynku o miejsce do pracy:

Ponad rok temu – bodajże przed grudniową covidową falą – dwa warszawskie teatry potwierdziły swoje narodziny:

– jeden został stworzony od podstaw,

– drugi zaistniał po gruntownych przemianach w innej siedzibie.

Oba bez żadnych symptomów tak organizacyjnej, jak artystycznej niezaradności.

W tym miejscu gdzie funkcjonował Teatr „Imka” (zadomowiony w budynku dawnej IMCA), powstał po gruntownej przebudowie sali widowiskowej „Garnizon Sztuki – teatr pozytywnych emocji” pod zwierzchnictwem znanej aktorki Grażyny Wolszczak.

Tomasz Karolak przeniósł się z wysiedlonym Teatrem „Imka” na ulicę Kocjana 3 – obok Sądu Rejonowego.

W związku z tym „Proces” Franza Kafki zostanie zapewne wkrótce wznowiony.

Nareszcie „Imka” Tomasza Karolaka dysponuje salą widowiskową z prawdziwego – teatralnego – zdarzenia oraz głęboką sceną, a także wygodnymi eleganckimi fotelami z wysokim oparciem.

I nie epatuje już – jak dawniej: pseudo-offowym ubóstwem.

Ma też w porównaniu z ”Garnizonem” istotną przewagę organizacyjną, a mianowicie poczekalnię z kulinarną ofertą.

Poczekalnia prowadzi bowiem i na widownię, i do zadbanej restauracji, w której można po sąsiedzku – przed i po spektaklu – zagościć na krócej lub dłuuużej oraz zanucić – nie tylko przy barku – „jak dobrze mieć sąsiada”.

Notabene oba teatry tak „Garnizon sztuki”, jak „Imka” wzmacniają ostatnio swoje organizacyjne oraz artystyczne przedsięwzięcia, współpracą z innymi mniej lub bardziej odległymi teatrami.

Niepamięć

Wpierw obejrzałem „Niepamięć” w Garnizonie Sztuki, który przygotował przedstawienie w koprodukcji z Teatrem im. Stefana Jaracza w Łodzi.

Obszerna widownia była 12 grudnia 2021 r. – a więc miesiąc po premierze – niemalże całkowicie zapełniona. Widzowie przyglądali się w komfortowych białych fotelach frapującym, sensacyjnym, ale jednak niesmacznym zdarzeniom scenicznym (scenariusz: Marek Modzelewski).

Była żona znanego aktora i człowieka sukcesu postanowiła wyłudzić – przy pomocy kelnera oraz zatrudnionego przez nią żigolaka – odszkodowanie za rzekome niegodne zachowanie od byłego męża.

Spektakl był sprawnie wyreżyserowany (Piotr Ratajczak), intryga prawdopodobna i wiarygodnie przedstawiona.

Ogniskowała uwagę nie tylko na przewrotnej akcji i złowróżbnych relacjach postaci scenicznych, ale też na wciąż aktualnym życiowym przesłaniu, wskazującym:

że należy umiejętnie i ostrożnie (a najlepiej trafnie) dobierać sobie partnerki i partnerów życiowych: bo prędzej czy później wyjdzie szydło z worka.

Aktorzy zagrali świetnie. Dotyczy to Karoliny Gorczyca (Agata), Magdaleny Kumorek (Agnieszka), Krzysztofa Czeczota (Marcin), Marcina Korcza (Kamil) oraz Krystiana Pesta (Kornel)

Niespodziewany powrót

Niespodziewany powrót” jest najnowszą premierą Teatru Imka (29.12.2021), przygotowaną – w koprodukcji z Teatrem Gudejko (powstał w 1999 r.) – by uczcić 60-lecie debiutu scenicznego Daniela Olbrychskiego.

Daniel Olbrychski był w rewelacyjnej formie aktorskiej.

Zagrał zachwycająco.

Występ w „Niespodziewanym powrocie” wskazuje, że jest w dalszym ciągu najlepszym aktorem teatralnym w Polsce.

Zapewne kilka osób będzie miało mi to za złe.

I nie wybaczy tej stronniczej opinii.

Danielowi Olbrychskiemu partnerował Tomasz Karolak, który podjął się poniekąd ryzykownego zadania.

Wystąpił bowiem obok aktora, który wie, jak zagrać każdą rolę, nie tylko dlatego że ma oryginalny wybitny talent, ale też ze względu na wszechstronne 60-letnie doświadczenie teatralne i ekranowe, krajowe i zagraniczne.

Angelina Jolie wspominała, że podczas kręcenia filmu „Salt” podpatrywała na planie często i długo Daniela Olbrychskiego, tzn. bacznie analizowała jego nadzwyczajny kunszt aktorski.

A nawet czasem podawała mu swoją kwestię ze wspólnego dialogu, chociaż obecnie tego się nie praktykuje, gdy ukazywana jest na ekranie tylko jedna z rozmawiających ze sobą postaci.

Dana osoba – podczas filmowania – wypowiada więc kwestie skierowane do interlokutora, mimo że nie ma go na planie.

A potem odpowiednio przedstawia się daną wypowiedź za pomocą montażu twardego, miękkiego czy równoległego tak, by widz miał złudzenie, że rozmówcy znajdują się właśnie naprzeciw czy obok siebie.

Tomasz Karolak jako Henryk, tj. syn starego aktora (Daniel Olbrychski) wzniósł się na szczyt swoich aktualnych możliwości aktorskich. Zagrał naprawdę dobrze, ale różnica poziomu między nim a starszym partnerem była jednak dostrzegalna.

We wszystkich scenach, w każdej kwestii, w całym scenicznym zachowaniu Daniela Olbrychskiego widoczna była bezwysiłkowa lekkość i maestria. Nie grał danej postaci. On nią był.

Był starym emerytowanym aktorem:

powracającym niespodziewanie na scenę;

przygotowującym się – podczas odwiedzin u syna – do roli króla Leara;

spragnionym jeszcze uroków życia, towarzyskich wrażeń oraz odrobiny zawodowej satysfakcji.

Daniel Olbrychski też powraca raz po raz na scenę i także – jak jego postać i jak każdy aktor – jest zainteresowany również stosowną finansową ewaluacją.

Wskazuje ona bowiem m.in. na jego aktualną – a nie retrospektywną – pozycję artystyczną, na bieżący popyt na jego kreacje, na skalę środowiskowego zapotrzebowania.

Ale – bez względu na to, jak wysokie owo dowartościowanie by nie było – to nie zaspokoi ono jednak oczekiwań i aspiracji żadnego artysty.

Jest on bowiem od zawsze przekonany, że zasługuje na więcej.

Tomasz Karolak grał sfrustrowanego nieudacznika życiowego,

u którego dostrzec można przejawy dwubiegunowości emocjonalnej;

który ma do życia w ogóle oraz bliskich mu osób niezasadne oraz irytujące pretensje;

które potem usiłuje zneutralizować odmienną przymilną postawą.

Wielokrotnie wyrażał – jako osoba dramatu – kwestie sceniczne posługując się głośną nadekspresją.

Na przykład krzyk czy podniesiony, zdenerwowany głos aktora może być na scenie uzasadniony przy wyrażaniu istotnego, dotkliwego niezadowolenia, bólu, rozpaczy, gniewu czy wrogości.

Wtedy owa technika aktorska jest adekwatna, nie razi.

Natomiast gdy jest ona zbyt często, czyli nadmiernie używana (nadużywana) – to mamy wtedy do czynienia z jedną z form scenicznej nadekspresji, czyli w danym wypadku z przesadnym i nazbyt jednostronnym środkiem przekazu treści sztuki: przeżyć osoby dramatu.

Występuje to nagminnie w przedstawieniach dyplomowych w akademiach teatralnych oraz w prezentacjach młodych niedoświadczonych aktorów i reżyserów.

Przekonani są oni – a reżyserzy im ustępują, ze względu na ich niedomogi warsztatowe – że tylko głośnym mówieniem, lamentowaniem, łzawą i wykrzyczaną rozpaczą, dynamiczną mimiką i gwałtownym ruchem ciała można i należy przedstawić dojmujące przeżycia osoby dramatu.

Tomasz Karolak podkreślał – bieżący dyskomfort psychiczny kreowanej postaci – zbyt często podniesionym neurotycznym głosem.

Niezadowolenie z nieoczekiwanego przyjazdu ojca można przecież okazać w bardziej zróżnicowany sposób, wyrażając je też np. w innej bardziej wyciszonej tonacji, z przewrotnym uśmiechem czy fałszywą troską.

Pamiętam jak Mieczysław Voit wykreował niegdyś na scenie niezadowolenie gwałtownego okrutnika, unikając raptownych gestów i wściekłej tonacji. Rozzłoszczony cedził spokojnie tekst po cichu, przez zęby, z nieskrywanym lekkim, ale złowieszczym uśmiechem na zagadkowej twarzy.

Budziło to bojaźń i drżenie.

Nie trzeba było tego niezadowolenia niczym wzmacniać. Krzyk czy podniesiony głos był zbędny. Mógł pojawić się kiedy indziej, w innej scenie albo wcale.

Tomasz Karolak – jako Henryk – mógł przedstawić (scharakteryzować) ojcu swoje niecne i nadpobudliwe zachowanie w sklepie inaczej, ponieważ już – jako sceniczna postać – nabrał do tego zdarzenia dystansu.

Mógł zrelacjonować swoją zaistniałą wcześniej niepohamowaną złość jednak spokojnie i autoironicznie, dystansując się do tej sytuacji, ponieważ była ona – sama w sobie i niezależnie od formy przekazu – wystarczająco absurdalna i komiczna: teatralnie nośna.

Tomasz Karolak zgrzeszył w tej scenie kolejny raz – zbędną także w danym wypadku – schematycznością przekazu aktorskiego.

Sposób gry Tomasza Karolaka sprzyjał – nie koniecznie mimo woli – docenieniu wielkości kunsztu artystycznego Daniela Olbrychskiego.

Na przykład jego niekiedy głośne zachowanie było zawsze konieczne.

Po sutej i zakrapianej restauracyjnej kolacji głośno pokrzykiwał podczas ulicznego nocnego spaceru – jako wstawiony i rozdokazywany oraz niekonwencjonalny artysta (tj. osoba dramatu) – by sprowokować dla draki, ewentualną policyjną interwencję.

Posługiwał się on był również podniesionym, gromkim, tubalnym głosem, gdy cytował kwestie z szekspirowskiego „Króla Leara” oraz „Hamleta”.

Nie można było inaczej.

Grał przecież emerytowanego aktora złaknionego – zapomnianego już – ulotnego smaku sukcesu.

Daniel Olbrychski umiejętnie i uroczo eksponował jego przesadny sposób wypowiedzi, nieodzowną w tym wypadku, patetyczną nadekspresję.

Uroczystość 60-lecia debiutu scenicznego Daniela Olbrychskiego

Uroczystość 60-lecia miała wpływ na to, co działo się podczas spektaklu, bezpośrednio po spektaklu i poza widownią.

Podczas spektaklu nawiązano okazjonalnie i serdeczne do dwóch wielkich aktorów i dyrektorów teatru.

Wpleciono dowcipnie do kwestii scenicznych informacje o Gustawie Holoubku jako wybitnym odtwórcy roli króla Leara oraz o Andrzeju S., to jest Andrzeju Sewerynie, wywołując lawinę gorących braw.

Nawiasem mówiąc, Andrzej Seweryn też występował w roli króla Leara.

Po entuzjastycznych końcowych owacjach na stojąco, głos zabrał Jerzy Gudejko, informując o dalszych szczegółach bieżącej uroczystości.

Następnie wspaniale i ujmująco wypowiedział się – pozbawiony w ogóle premierowej tremy – Daniel

Olbrychski: główny bohater tego wspaniałego wydarzenia.

Jego zwierzenia były nasycone spontanicznym wigorem i świeżością.

Były jakby dopiero wyważoną rozgrzewką przed – zaistniałym już przecież – trudnym i intensywnym dwugodzinnym przedstawieniem.

Można pozazdrościć witalności i krzepy psychofizycznej.

Do gratulacji – za pośrednictwem telefonu Jerzego Gudejki – dołączył również belgijski dramaturg Serge Kribus: autor granej bestselerowej komedii i przeprowadził był z Paryża długą i ciekawą rozmowę z Danielem Olbrychskim (tłumaczoną od ręki).

Daniel Olbrychski mówił po francusku tak biegle, jakby był także – jak Andrzej Seweryn – jednym z secietaires Comedie Francaise, to jest mianowanym dożywotnio Komediantem Francuskim.

Andrzej Seweryn dołączył się również do gratulacji z bukietem kwiatów.

Wygłosił – jako jedyny – stosowną: przyjacielską, dystyngowaną i konieczną w tym dniu: krótką laudację na cześć znakomitego kolegi.

Następnie Jerzy Gudejko zaprosił wszystkich do restauracji na przekąski, wino i tort.

Było smacznie, gustownie i wylewnie.

Tak właśnie powinno być po każdym spektaklu.

Podsumowanie

Zarówno w „Garnizonie sztuki”, jak w „Imce” dobrze się dzieje. Świadczą o tym nie tylko ostatnie, ale też kolejne planowane premiery.

GARNIZON SZTUKI – teatr pozytywnych emocji, Warszawa

„Niepamięć” – premiera 12.11.2021 r.

Scenariusz: Marek Modzelewski

reżyseria i opracowanie muzyczne: Piotr Ratajczak

scenografia i reżyseria świateł: Marcin Chlanda

kostiumy: Monka Ulańska/Grupa Mixer

Obsada

Agata: Karolina Gorczyca/Agnieszka Więdłocha

Agnieszka: Magdalena Kumorek

Marcin: Krzysztof Czeczot/Rafał Królikowski

Kamil: Marcin Korcz

Kornel: Krystian Pesta

TEATR IMKA oraz TEATR Gudejko

Serge Kribus: „Niespodziewany powrót”

Premiera: 29 grudnia 2021 r.

Przekład: Bożena Puchalska

Reżyseria: Magdalena Łazarkiewicz

Scenografia: Anna Seltz

Muzyka: Antoni Komasa-Łazarkiewicz

Obsada

Ojciec: Daniel Olbrychski

Henryk: Tomasz Karolak

Leave a Reply