Przejdź do treści

41 WST: MATKA

Miała to być opowieść o niespełnionym marzeniu bohatera, który ma postawić tamę nadciągającej epoce unifikacji ku zgubie „byłych ludzi”. Jednak reżyser podpiłował gałąź, na której siedzi: wyrzucił epilog Witkacego i wstawił epilog, który dopisał Konrad Hetel. Leona nie dopadali robotnicy, dokonujący rytualnego mordu „w imieniu mdłej demokracji”, co oznaczałoby, że projekt Leona ma szansę. Tak czy inaczej, zamiar nadania spektaklowi filozoficznej powagi zawiódł, także dlatego że bez odpowiedniego przygotowania widz się w tym nie połapie i nie zrozumie, na czym polegały spory Witkacego z jego przyjacielem Leonem Chwistkiem.

Została jednak druga mocna gałąź, czyli (delikatny) pastisz mieszczańskiego dramatu obyczajowego, który ilustruje toksyczne stosunki nadopiekuńczej matki i syna o wybujałych ambicjach. Kto w tej parze jest ofiarą, a kto wampirem, do końca nie wiadomo, choć to Matka oskarża syna, synową i kogo się da o żerowanie na jej ciężkiej pracy. Antonina Choroszy nie dzierga na drutach jak jej sławna poprzedniczka Ewa Lassek ze spektaklu Jerzego Jarockiego (Stary Teatr, 1972), ale pilnuje swoich prerogatyw matki jak lwica, pogrążając się przy tym w przepastnym alkoholizmie. Utalentowany acz nieprzekonujący ideolog Leon kończy jako alfons i szpieg. Tak to wygląda od strony fabuły, znacznie ciekawiej od strony aktorskich kreacji, w szczególności Antoniny Choroszy, która do swej kolekcji osiągnięć może Matkę od tej pory dopisywać, i Mariusza Zaniewskiego jako Leona, syna, którego życie bez Matki zamienia się w koszmar.

Wszystko to dość realistycznie odmalowane w pierwszym akcie, w drugim się komplikuje – na plan pierwszy wysuwają się stany upojenia alkoholowego Matki i odurzenia narkotykowego Leona i odwiedzającego go podejrzanego towarzystwa. Matka ślepnie i umiera, Leon cierpi i duchowo podupada. Radek Stępień te dwa rozmaicie malowane światy przedstawia sugestywnie – a sceny udręczonej Matki zmagającej się ze stołeczkiem (jedyny rekwizyt obecny na scenie w drugim akcie) przejdą do historii inscenizacji „Matki”. Hiperrealistyczny finał, jakby wyjęty z serialu, ujmuje to wszystko w nawias i każe spojrzeć na całą historię jak na teatr, czyli tak jak na to, czym jest w istocie. W ten sposób „brudna forma” przygląda się „czystej”.

Na Scenie im. G. Holoubka

Autor: Stanisław Ignacy Witkiewicz
Reżyseria: Radek Stępień
Dramaturgia: Konrad Hetel
Scenografia: Paweł Paciorek
Kostiumy: Aleksandra Harasimowicz
Światła: Aleksander Prowaliński
Wideo: Natan Berkowicz
Muzyka: Michał Górczyński
Ruch sceniczny: Kinga Bobkowska
Inspicjentka, asystentka reżysera: Hanna Kujawiak

OBSADA:
Antonina Choroszy, Marta Herman, Malina Goehs, Edyta Łukaszewska, Aleksander Machalica, Dawid Ptak, Jan Romanowski, Waldemar Szczepaniak, Mariusz Zaniewski
fot. Monika Stolarska

Od teatru:

„Parodia naturalistycznego teatru Strindberga, Ibsena i Przybyszewskiego?
Autobiograficzny portret wszechstronnego artysty, uzależnionego od utrzymującej go matki?
Filozoficzny traktat ukryty pod pozorami obyczajowego dramatu czy może narkotyczna wizja zakompleksionego megalomana?
Czysta Forma — czy czysta blaga?
MATKA to opowieść o ludziach skazanych na bliskość.
O bliskości, która potwornieje i wyradza się w swoje przeciwieństwo.
O więziach, które są więzami.
Uniwersalna opowieść o rodzinie.
Bo to rodzina jest tym, co na początku wprawia nas w ruch, i tym, co nas ostatecznie pożera.
Prapremiera sztuki odbyła się w 1964 roku po czterdziestu latach od jej powstania. Wyreżyserował ją Jerzy Jarocki w Starym Teatrze w Krakowie”.

Leave a Reply