Przejdź do treści

Wyzwanie albo substancja żrąca

Komentarz Tomasza Miłkowskiego po zajściach pod Teatrem Powszechnym w Warszawie i wielogłosie o „Klątwie” opublikowanym na łamach miesięcznika „Dialog”:

Klątwa” Oliviera Frljicia utkwiła teatrowi w gardle i nie bardzo wie, co z tym począć.

Miałem już do tego przedstawienia nie wracać. Ale nie sposób. Wciąż budzi emocje, podsycane przez skrajne organizacje narodowe i stowarzyszenia ultrakatolickie. Zajścia pod warszawskim Teatrem Powszechnym pod koniec maja, kiedy na afisz wróciło przedstawienie Frljicia, nieskuteczna, ale niebezpieczna próba uniemożliwienia oglądania tych przedstawień przez spragnionych tego widzów, a nawet rozlanie żrącej substancji w hallu teatru, obraźliwe hasła i modły na pokaz w intencji grzesznych artystów, wszystko to miało wywołać wrażenie skandalu i nieobyczajności. Ale ujawniło raczej uśpione w polskim społeczeństwie prawicowe demony, chętne, by siać zamęt i budzić upiory, niż oburzenie postępowaniem artystów.

Sprawa jednak nabrała na tyle niebezpiecznego obrotu, że dyrekcja teatru poczuła się w obowiązku złożyć oświadczenie, zwłaszcza że już przed tymi zajściami rozegrał się charakterystyczny przedtakt. Prezydent Warszawy wydała zakaz organizowania demonstracji pod teatrem, ale sąd tę decyzję uchylił. W ten sposób demokratyczna pętla nałożona na władzę uniemożliwiła zatrzymanie tej niebezpiecznej zabawy.

Po zdarzeniach, zwłaszcza w dniu 27 maja, dyrekcja teatru zaapelowała o podjęcie poważnej debaty nad kształtem demokracji w Polsce. „Klątwa” w reżyserii Olivera Frljicia – oświadcza dyrekcja Teatru Powszechnego – ujawnia wielowymiarowe napięcia społeczne i jest wyrazistym głosem sprzeciwu wobec radykalizmu ideologicznego i religijnego, który zyskuje coraz większą bezkarność. Uważamy, że obowiązkiem teatru jest grać. Mamy nadzieję, że ostatnie spektakle sprowokują debatę nad kształtem demokracji w Polsce”. Można się spodziewać, że te nadzieje pozostaną tzw. wołaniem na puszczy. Chociaż…

W majowym numerze miesięcznika „Dialog” znalazła się poważna (i pokaźna objętościowo) sekcja artykułów związanych z „Klątwą” Frljicia. Redakcja ogłosiła aż pięć tekstów poświęconych rozmaitym aspektom tego ważnego wydarzenia: „Po co w ogóle wystawiać Wyspiańskiego” Kingi Dunin, „Porozmawiajmy o religii” Pawła Dobrowolskiego, „Klątwa” albo czy byliśmy kiedyś demokratyczni” Ewy Majewskiej, „Teatrokracja” Piotra Morawskiego i „Do hymnu” Jacka Sieradzkiego, tekst redaktora naczelnego, poniekąd podsumowującego ten „panel” o „Klątwie”.

Zdaję sobie sprawę, że o nieco innej, otwartej, a nie niszowej debacie zamyślają kierownicy Teatru Powszechnego, ale teksty z „Dialogu” to wprost wymarzone wprowadzenie do takiej debaty i choćby z tego powodu warte są nie tylko lektury, ale i dialogu (tym razem z malej litery i bez cudzysłowu). Że takie były intencje redakcji, świadczy nie tylko miejsce, jakie „Klątwie” poświęciła, ale i hasło na okładce: „Teatrokracja”. Pojęcie to, zapożyczone od Platona, nabrało nieoczekiwanie szczególnego smaku po decyzji Sądu Najwyższego w sprawie prezydenckiego prawa łaski i komentarzach wyroku wysokich urzędników państwowych, miotających oskarżenia pod adresem panoszącej się „sędziokracji”. Czyżby redakcja oskarżała teatr o podobne ciągoty? Nie sądzę, zwłaszcza że Platon miał na myśli „rządy publiczności” (a nie teatru), które budziły jego niepohamowaną odrazę.

Otwierająca „panel” Kinga Dunin pytaniem „Po co w ogóle wystawiać Wyspiańskiego”, pisze o dwóch przedstawieniach, „Klątwie” Frljicia i „Wyzwoleniu” Garbaczewskiego (Teatr Studio). Frljicia umiarkowanie chwali, przedstawienie się jej podobało, Garbaczewskiego umiarkowanie gani: „Nie wiem, czy warto wystawiać „Wyzwolenie” tylko po to, żeby powiedzieć, że nie mamy nic do powiedzenia”. Ale z drugiej strony uznaje, że bez tekstu Wyspiańskiego spektakl Garbaczewskiego byłby niemożliwy, a Frljiić poradziłby sobie doskonale bez dramatu „Klątwa”, że tekst Wyspiańskiego jest mu raczej zawadą niż pomocą. Wszystko to wspiera argumentacja, że właściwie niewiele, albo zgoła nic już nie możemy się nauczyć od klasyków polskich, no, ostatecznie, dodaje: „Niech będzie – Wyspiański dziś to bełkot, ale wciąż nas porusza”. Z tekstu Kingi Dunin nie wynika, aby dostrzegła w przedstawieniu Frljicia radykalne rozliczenie z Polską klerykalną, zaściankową i ksenofobiczną.

Inne i znacznie rozleglejsze w analizie, a także głębsze emocjonalnie jest podejście Pawła Dobrowolskiego, dyrektora festiwalu „Nowe Epifanie”. Najpierw przedstawia swoje rozterki katolika: „Ze spektaklu Frljicia wyszedłem ledwie żywy”. Potem jednak spektakl wnikliwie analizuje, uznając, że reżyser specjalnie gra na emocjach, „żeby zaczepiać, poruszać, drażnić i prowokować interakcję”. I choć boleśnie atakuje strefy autorowi bliskie, to Dobrowolski przeczy tezie jakoby był bluźnierczy. W istocie „obnaża wszechobecną władzę Kościoła”, a jednocześnie wszystko, co dzieje się na scenie „bierze w cudzysłów”. Co więcej, zaciera celowo granice teatru i religii, a przy tym „nie krytykuje chrześcijaństwa ani religii jako takiej, lecz jedynie obnaża jej hipokryzję, fałsz i oraz skłonność do idolatrii”, czyli bałwochwalstwa. Frljiciowi bliska jest radykalna negacja takich postaw.

Z feministycznego punktu widzenia ocenia spektakl Ewa Majewska, dając do zrozumienia, że tak naprawdę nic nowego nie odkrywa – pokpiwa na przykład z początkującej spektakl sceny rozmowy telefonicznej z Brechtem, któremu aktorka zadaje pytanie, jak dzisiaj grać „Klątwę”. Majewska nazywa to „tanim chwytem”, „że to już było”. Mimo te wątpliwości i krytyczne uwagi, utopione zresztą w morzu cytatów i dygresji, autorka chwali Teatr Powszechny za niezłomne trwanie przy swoim reżyserze, „murem za spektaklem”, oceniając to jako „doskonałą realizację ochrony konstytucyjnych wolności”. Nie zmienia to jednak przekonania autorki, że „w tym kraju potrzebujemy słowa, które układa się niczym brzytwa na szyi sprawcy przemocy”. Co znaczy, że „Klątwa” tak się nie układa.

Flagowy, bo anonsowany na okładce szkic „Teokratyzacja” Piotr Morawski rozpoczyna dobrze brzmiącym, ale wątpliwym bon motem: „Oliver Frljić zrobił spektakl o niemożności robienia teatru politycznego, A jednocześnie pokazał jego niezwykłą skuteczność”. Przeciwnie, dowiódł, że można zrobić spektakl polityczny, i w rzeczy samej pokazał „jego niezwykłą skuteczność”. Autor przypomina, że Frljić od dawna żywi się prowokacją i aranżuje, reżyseruje także otoczenie spektaklu, co potwierdzają agresywne reakcje części opinii poniekąd przewidziane przez reżysera, jak to określał malowniczo Jakub Majmurek: „spektakl jest koszmarem dziennikarzy dobrej zmiany”. W szkicu „Teokratyzacja” można znaleźć liczne świadectwa owego koszmaru, wyrażane na łamach „wSieci” czy „Gazety Polskiej Codziennie”, które koncentrowały uwagę głównie na tzw. papieskim fellatio – opisywanej często scenie seksu oralnego z figurą papieża.

Morawski nie zgadza się z osądem, że reżyserowi szło o skandal. Choć przełamanie zmowy milczenia o „współodpowiedzialności Jana Pawła II za pedofilię w Kościele” to jeden z ważnych wątków spektaklu, ale – jak zauważa autor – „w zasadzie jest to spektakl o przemocy”. Przemoc Kościoła wobec dzieci i kobiet to tylko jeden z tematów. Zwraca na przykład uwagę na wymowną scenę szczucia na obcoplemieńców, o „nienawiści do muzułmanów” – pełen jadu, mocny monolog Jacka Selera może naprawdę przerażać. Ale przy tym reżyser cały czas pamięta, aby podkreślać napięcie „między fikcją a rzeczywistością”, stąd sam staje się bohaterem krytyki, ba, wściekłych ataków ze strony aktorów. Na koniec Morawski stawia tezę, że „Klątwa” buduje teatrokrację. Powołując się na Samuela Webera dowodzi, jak niebezpieczny bywa taki teatralny eksperyment jak „Kląwa” – „brzemienny w skutki precedens, polegający na podkopywaniu autorytetu ustalonych reguł i praw”.

Niejako na marginesie tego wielogłosu sytuuje się felieton Jacka Sieradzkiego „Do hymnu”, nawiązujący do wzbudzającego szerokie echo wykonania „Pieśni legionów polskich” podczas Przeglądu Piosenki Aktorskiej, które zaprezentował we Wrocławiu Marcin Januszkiewicz. Było to tzw. wykonanie na biało, czyli pozbawione wszelkiej interpretacji i dlatego tak silnie oddziałujące.

Frljić nie interpretuje na biało, ale jak podkreśla Sieradzki „ani na chwilę nie pozwala sobie na wyższościowy ton”. Zauważa, że prowokacja, jaką jest „Klątwa”, nie jest dziełem mentora tylko chemika, „ponieważ z nieprawdopodobną skutecznością katalizuje emocje” widzów.

Sieradzki zauważa nadto, że „Klątwa” jest swego rodzaju wyzwaniem, a nawet zagrożeniem teatru, jeśli będzie próbował się z „Klątwą” ścigać na siłę skandalu. Byłoby niedobrze, gdyby uznano, że „teatr prawdziwy, głośny sukces, może osiągnąć w gruncie rzeczy jedynie przez zintensyfikowanie awantur”. Mam też nadzieję, że tak się nie stanie, dlatego między innymi warto debatować o tym spektaklu, o roli teatru, o demokracji. „Dialog” dał świetny przykład.

Jeden z moich zacnych kolegów-krytyków, zapytany przez kogoś, czy widział już „Klątwę”, odparł, że nie widział i nie zamierza, bo go nie interesuje hucpa. Pewna koleżanka okazała mi współczucie, że przedstawienie widziałem i na dodatek wyrażałem się o nim pochlebnie i to w telewizji publicznej (w programie Jana Pospieszalskiego „Warto rozmawiać”). Inny wybitny kolega zwierzał się w felietonie, że po premierze „Klątwy” wraz z innymi widzami wstał, ale nie klaskał. Czyżby przyjął przedstawienie wewnętrzną minutą ciszy? Coś umarło? Może tak się stało.

Tomasz Miłkowski

[Tekst opublikowany w „Dzienniku Trybuna” 9 czerwca 2017]

Leave a Reply