Przejdź do treści

Oglądanie Czechowa

Grażyna Korzeniowska wraca do przedstawień zaprezentowanych na Warszawskich Spotkaniach Teatralnych i opisuje, jak czytano Czechowa:

Dwie interpretacje dwóch dramatów Czechowa zaprezentowano na tegorocznych Warszawskich Spotkaniach Teatralnych. Obie niekonwencjonalne, obie w nowy sposób oświetlające teksty rosyjskiego dramaturga.

O końcu świata

Grzegorz Bral witając publiczność 36. Warszawskich Spotkań Teatralnych, która przyszła obejrzeć spektakl „Portrety wiśniowego sadu”, wyreżyserowany przez niego z Teatrze Pieśń Kozła, powiedział, że to przedstawienie o końcu świata. Rzeczywiście. Punktem wyjścia do tej – jak zwykle w tym teatrze – muzyczno-wokalno-choreograficznej opowieści jest III akt „Wiśniowego sadu” Antoniego Czechowa. Domownicy, mieszkańcy majątku wraz z Raniewską (fenomenalna Julianna Bloodgood), jego właścicielką, czekają na rozstrzygnięcie, co stanie się z zadłużoną schedą. Rozmawiają, żartują, piją wódkę, kłócą się, tańczą, śpiewają. Wszystkiemu temu oddają się z namiętnością i żarem, jakby chcieli w ten sposób odwrócić, zakląć przeczuwane nieszczęście. A ono nadchodzi i jest tak obłędne, tak szaleńcze jak taniec-step, w którym wybijany przez artystów rytm, to zarazem rytm ciosów siekier, które spadają na pnie drzew wiśni w sadzie majątku Raniewskiej. Jej własność zlicytowano. Nowe porządki wprowadza nowy właściciel.

Dla Raniewskiej utrata majątku jest kolejnym końcem świata. Kolejnym życiowym odejmowaniem – doświadczyła już śmierci dziecka, zdrady kochanka, porzucenia, teraz traci rodzinne miejsce na ziemi. Nie tylko ona…

W inscenizacji Brala bohaterowie mówią różnymi językami. Obok wersów z dramatu Czechowa, recytują strofy poezji Mandelsztama i Achmatowej, śpiewają pieśni z różnych kulturowych kręgów, tańczą w różnorodnych rytmach. Bo anegdota z dramatu Czechowa, z której reżyser, Grzegorz Bral, czerpie temat do spektaklu „Portery wiśniowego sadu”, to tylko pretekst do szerszej, uniwersalnej opowieści. O upływie czasu, który wszystkim po równo zabiera i nie tylko dobra materialne. Zabiera nadzieję, zabiera ułudę trwania status quo, ściera z powierzchni ziemi stary porządek, zastępując nowym, by i ten za chwilę obrócić na nice.

Fenomenem Teatru Pieśń Kozła jest tworzenie scenicznej opowieści poprzez prowokowanie emocji pomiędzy bohaterami spektaklu nie tylko przy pomocy dialogu, także muzyki, tańca, wytupywanego rytmu, instrumentów muzycznych.

Wszystkie te elementy są równoprawnymi, obok aktorów, personae dramatis. Tak jest w końcowym akordzie przedstawienia – rozpaczliwy krzyk skrzypiec (rewelacyjna etiuda instrumentalno-taneczna Olgi Kunickiej), to wyraz boleści, niezgody na wydarcie tego, co najcenniejsze. Oto dopełnia się dramat utraty… Dramat końca świata…

Obsada na opak

Narodowy Stary Teatr im. H. Modrzejewskiej z Krakowa zaprezentował „Płatonowa” Antoniego Czechowa w reżyserii Konstantina Bogomołowa. Jeszcze przed premierą spektaklu pewne poruszenie wśród miłośników krakowskiej sceny i teatru wzbudziła informacja, że reżyser obsadził na… opak. Wszystkie role męskie powierzył kobietom, a kobiece – mężczyznom.

To, co początkowo wydawało się – przynajmniej na pierwszy rzut oka – tylko eksperymentem, który może okazać się klęską, tym bardziej że teatr, co jakiś czas bawi się takim odwracaniem obsad, z nie zawsze dobrym skutkiem – okazało się zabiegiem nie tylko głęboko przemyślanym, ale sukcesem.

Ta zamiana wydobyła z dramatu Czechowa, to, co być może uciekało uwadze inscenizatorów i odbiorców, gdy role były obsadzone wedle zachowania zgodności płci. Pokazała jak bardzo ci mężczyźni są psychicznie „po babsku” rozmamłani, ile uwagi poświęcają analizowaniu swoich najmniejszych drgnień duszy, jak rozczulają się nad swoimi stanami psychicznymi, jak niemal pod mikroskopem oglądają swoje nastroje. Są zainteresowani wyłącznie światem swoich wewnętrznych przeżyć. Kobiety wbrew pozorom nie są dla nich ważne. Zdają się dodatkiem do ich życia. Igranie nimi, co do perfekcji opanował Płatonow, służy tylko do podbudowywania męskiego ego, a zarazem do kolejnego dzielenia psychicznego włosa na czworo.

W spektaklu Bogomołowa kobiety są małomówne, konkretne. Żyją w poczuciu rezygnacji. W krytycznej sytuacji, nie znajdują wsparcia ze strony mężczyzn. Może dlatego umieją zdobyć się na czyny, o których mężczyźni potrafią tylko teoretyzować.

Aktorzy podają tekst dramatu Czechowa – można powiedzieć – w zaskakujący sposób. Reżyser kazał im wygłaszać go beznamiętnie, bez interpretacji, „na biało”. Oczyścił z psychologizowania, z rodzajowości. Tym zabiegiem podkreślił dodatkowo brak porozumienia, rozmijania się psychicznego bohaterów „Płatonowa”, uwypuklił ich grę pozorów, pustosłowie skryte pod pozorami finezyjnej erudycji.

Jego zamysł artyści zrealizowali znakomicie, z najlepszymi rolami tego spektaklu Anny Radwan-Gancarczyk w roli tytułowego bohatera, Anny Dymnej jako Trylecki, Małgorzaty Hajewskiej-Krzysztofik – Sergiej.

Grażyna Korzeniowska

Leave a Reply