Michał Studziński o monodramie Wiktorii Skowron „wychowana”:
DDA. Trzy niepozorne litery rozwijające się w nazwę syndromu bardzo często kładącego się cieniem na całym życiu. Dorosłe Dziecko Alkoholików. Określenie to stosowane jest do osób, które wychowywały się w domu, w którym przynajmniej jedno z rodziców jest uzależnione od alkoholu. Niewłaściwa socjalizacja ludzi dotkniętych syndromem DDA przekłada się na nieumiejętność pełnienia ról społecznych, niskie poczucie własnej wartości i samooceny, co wiąże się z poczuciem niższości i odtrącenia. Do symptomów DDA zalicza się również nerwicę, depresję, nadkontrolę, dążenie do perfekcjonizmu, zachowania autodestrukcyjne, skłonność do popadania w uzależnienia i wiele innych.
Nie będzie więc nadużyciem stwierdzenie, że problem DDA jest poważny i należy o nim rozmawiać. Język teatru wydaje się być do tego celu wyjątkowo dobry, a sposób ujęcia tego problemu w spektaklu „wychowana” Wiktorii Skowron, w reżyserii Dominiki Migoń-Madury, przypadł mi do gustu jak mało który. Postać kreowana przez Wiktorię nie udaje, że jest dzieckiem choć plecie swoją opowieść delikatnie i w bajkowy sposób. I tak jak dziecko rozwija swoją wiedzę o świecie, tak wraz z kolejnymi taktami przedstawienia bohaterka coraz wyraźniej widzi i rozumie narastającą patologię picia i rozpadu swojej rodziny.
Siła „wychowanej” tkwi w świetnym połączeniu ciężaru podjętego tematu z lekkością prowadzenia opowieści. Powstały w ten sposób dysonans, pogłębiony do tego zwodniczą, radosną muzyką, świetnie ogranymi rekwizytami oraz plastycznością aktorki powoduje, że przeżywany przez bohaterkę koszmar rezonuje w widzach mocniej. Powinienem jeszcze wspomnieć o bardzo dobrej scenie z matrioszkami, modlitwy do matki (choć może grana bardziej przodem do publiki byłaby lepsza), świetnym wydobywaniu podszytego tragedią humoru, pięknych metaforach i zabawy słowem – „to się piło, tamto się piło, topiło się”. No i chorobal – mój nowy ulubiony neologizm.
Pisząc te słowa siedzę w rondowej kawiarence, na stoliku obok stoi wiklinowy kosz pełen pięknych, pachnących i soczystych jabłek (jest godzina 19.20 – Kasia Boroń właśnie wzięła jedno), stąd może to skojarzenie: „wychowana” jest dla mnie właśnie takim jabłkiem dzisiejszego festiwalowego dnia. Tylko idealnie byłoby, gdyby nie zostawiała czasem pomiędzy zębami skórki w postaci nieprecyzyjnej artykulacji czy też deko zbyt dużej naiwności postaci.
Siedząc na widowni zacząłem się zastanawiać jak można wyrwać się z takiego błędnego koła krzywdy i uzależnienia. I jestem niezmiernie wdzięczny Autorkom monodramu, że dały mi na to piękną receptę, którą postaram się przytoczyć: „Księżniczka spokojnie dożyła w wieży starości i odkryła, że nigdy nie było żadnego smoka. W każdej chwili mogła odejść”.
Dlatego nie bójmy się rozmawiać, dzielić swoimi problemami, bo te duchy, strachy, pętle i smoki, jeśli są, mogą być łatwiejsze do pokonania. Zostało mi jeszcze tylko jedno.
Dziękuję.
Michał Studziński
[Pierwodruk w gazecie festiwalowej „Sam na Scenie”]
Pingback: ,,Teatralne czwartki” z Miejskim Ośrodkiem Kultury – Ziemia Dębicka
Autorze, warto zauważyć że monodram powstał na podstawie doskonałej prozy Marty Dzido pt „Matrioszka”