Przejdź do treści

Orędzie ZASP

Z okazji Międzynarodowego Dnia Teatru Prezes ZASP Olgierd Łukaszewicz skierował życzenia do członków Związku wraz z Posłaniem na Dzień Teatru 2011, które na prośbę Zarządu ZASP napisał Stanisław Brejdygant, aktor, reżyser i pisarz.

 

 

 

Warszawa, dnia 23 marca 2011r.

 

 

 

 

Szanowne Koleżanki i Koledzy,

 

 

z okazji Międzynarodowego Dnia Teatru składamy Wam wszystkim najserdeczniejsze życzenia i przesyłamy Posłanie na Dzień Teatru 2011.
Jego autorem na prośbę Zarządu jest członek Zarządu ZASP aktor i reżyser powieścio i dramatopisarz Kol. Stanisław Brejdygant.

 

 

za Zarząd ZASP

Olgierd Łukaszewicz

Prezes ZASP

 

 

STANISŁAW BREJDYGANT

 

POSŁANIE NA DZIEŃ TEATRU 2011

 

O TEATRZE, KTÓRY J E S T Z E S P O Ł E M

Spotkaliśmy się, ten który p r z e d s t a w i a z tymi, którzy to co przedstawiane oglądają, już u zarania dziejów. Bo też teatr był w życiu ludzi od zawsze, od chwili poczęcia świadomości, wraz z którą zrodziła się potrzeba kreacji, potrzeba s z t u k i. A ta kazała praprzodkowi przenosić twory jego wyobraźni na ściany jaskiń w Altamirze czy Lascaux i kazała mu tworzyć pierwsze obrzędy, przemawiać do bóstwa i opowiadać i przedstawiać opowieści współplemieńcom. Wszak teatr ma swe źródło w obrzędzie, powstał z tej samej potrzeby co religia. Powstał z potrzeby s p o t k a n i a, z potrzeby wspólnego przeżycia.

Magia przedstawienia. Ważne, znaczące jest tu słowo: magia. Bo też rzeczywistość teatralna, owo żywe spotkanie tych, którzy są widzami z tymi, którzy przedstawiają , jest, winna być, n a d r z e c z y w i s t o ś c i ą. Przypomnijmy tu słowa arcymistrza naszej profesji, Gustawa Holoubka: „teatr to miejsce poezji”. Tragiczne dzieje rodu Atrydów, Edypa, Antygony, czy doświadczenia Hamleta lub przeżycia Trzech Sióstr, to historie ludzi, naszych bliźnich, ale wiemy to, czujemy, że nie są to „zapiski z rzeczywistości” przedstawione w skali jeden do jeden, to są niejako metafory ludzkich losów. I dlatego w teatrze i tylko w teatrze dane nam jest doznawać owego oczyszczającego wstrząsu emocjonalnego, zwanego katharsis. I dlatego nie należy się obawiać, że potrzeba teatru zniknie. Ona była, jest i będzie. Przecież wiadomo, że nic tego fenomenu żywego SPOTKANIA nie zastąpi. Możemy się cieszyć coraz doskonalszymi środkami przekazu. Na taśmie celuloidowej, magnetycznej, na dvd, czy na wciąż nowych nośnikach powstają i będą powstawać obok rzeczy przeciętnych, dzieła, czasem nawet arcydzieła, ale żadne z nich nie zastąpi fenomenu żywego spotkania aktora i widza, o b e c n o ś c i, owego tylko teatrowi danego „tu i teraz”. Powiem więcej, gwałtowny rozwój owych nośników, perfekcja mediów, ich ekspansja, wzmaga tęsknotę za TEATREM, za żywym SPOTKANIEM, za ciągłym powracaniem do źródła, którego wartość rozwój mediów jedynie potwierdza, bowiem to źródło bije energią, która także te media wzbogaca.

Zatem o nieustającą potrzebę teatru nie należy się obawiać. Ona nie ustanie. Ale niestety może być tak, że potrzeba pozostanie żywa, a teatr, tak jak ja, i myślę, że wielu z nas rozumie to czym jest teatr, obumrze, a jeśli nie obumrze całkiem, to skarleje. Bo też ciemne chmury zawisły nad teatrem jako instytucją w naszym kraju. Nie wiem czy to skutkiem braku niezbędnej wiedzy czy za sprawą braku wyobraźni zaczyna się deprecjonować znaczenie rudymentne, podstawowe, roli kształtowanego, bywa, że latami wspólnej pracy, podstawowego składnika teatru jakim jest stały zespół, Kompania Teatralna. Bo czyż nie wyczuwa się braku zrozumienia fundamentalnej roli z e s p o ł u teatralnego w projekcie ustawy przygotowywanej przez rząd RP? A wszak tylko Kompanie Teatralne kierowane przez liderów posiadających wyraźną osobowość – o talencie nie wspominam, bo to oczywiste – i posiadających pomysł, ideę, potrzebę kształtowania własnego, odrębnego stylu, tylko one, funkcjonujące jako t e a t r y r e p e r t u a r o w e, są w stanie brać udział w nieustającym procesie rozwoju i ubogacania teatralnych środków wyrazu. Oczywiście mogą powstawać czasem dobre, nawet wybitne przedstawienia w teatrach bez zespołu, mogą w tych przedstawieniach pojawić się wybitne role, ale będą to efemerydy, wydarzenia nie układające się w konsekwentny ciąg rozwoju, które nie będą mogły, z natury rzeczy, wpisać się w historię teatru. Bo też jego rozwój zawsze trwał jedynie za sprawą osiągnięć Kompanii Teatralnych, poczynając od szekspirowskiego Globu, przez Kompanię Moliera, której kontynuacją jest, po dziś dzień Comedie Francaise, przez dziewiętnastowiecznych Meiningeńczyków, Teatr Libre Antoina, MCHAT Stanisławskiego, Atelier Juveta, naszą Redutę Osterwy czy Ateneum Jaracza, po Berliner Ensamble Brechta czy Tagankę Lubimowa, teatry w Malmo i Sztokholmie, prowadzone przez Bergmana, Teatro Piccolo di Milano Strehlera, aż po Stary Teatr, miejsce twórczości Swinarskiego i Jarockiego, Powszechny Hubnera, czy obecnie kształtujący się Nowy Warlikowskiego. Oczywiście arcyzespołami w historii teatru pozostaną Laboratorium Grotowskiego i wielonarodowa kompania Petera Brooka. Wymieniłem tylko niektóre z wielu ważnych, znaczących zespołów, aby wykazać, że teatr – to jego zespół. I to najlepiej budowany, kształtowany latami. To zatem, powtórzę, teatr repertuarowy. Dzięki takiemu sztuka teatru żyje i rozwija się. I biada szkodnikom, którzy chcieliby teatr życia pozbawić.

 

O S Ł O W I E, KTÓREMU MAMY SŁUŻYĆ

„Na początku było SŁOWO” – głosi Janowa Ewangelia. Potem czytamy, że „Słowo ciałem się stało”. A teraz , po tej inwokacji, pomyślmy o teatrze, którego samego rdzenia, samej najgłębszej istoty, winniśmy my, ludzie teatru bronić ze wszystkich swych sił. Pewne jest, że od momentu zaistnienia mowy ludzkiej i u początku teatru zarazem – było SŁOWO. Przewodnicy i chór, którym przewodzili na Dionizjach, sławili Apolla w hymnach Słowem, potem Słowem przekazywali dzieje rodu Atrydów aktorzy Ajschylosa czy Sofoklesa. Podobnie Druidzi, Lirnicy. Prorok i aktor działali słowem. Dziś nie oglądajmy się na proroków, ich nie ma, ale my wciąż trwamy. I Słowo pozostało, naszym, aktorów najważniejszym z narzędzi. Chrońmy doskonałość mowy, bo to wszak my jesteśmy do tego właśnie predestynowani. Mówię o doskonałości przede wszystkim, nie o pięknie, choć trudno mi zaakceptować istnienie aktora, który nie byłby w stanie mówić także p i ę k n i e, ma wszak szkolony głos i perfekcyjną dykcję. Ale rola może wymagać mowy okaleczonej, slangu, ułomności. Tylko to też winno być doskonale wykonane. Czytelny bełkot? Tak. Piękny paradoks, nieprawda? Ułomność przedstawiona – to właśnie kreacja. Sztuka wyrasta z rzemiosła. Nie odmawiajmy sobie miana artystów. W naszych, sprzyjających niestety ignorancji, czasach, nie zniżajmy poziomu dzieła teatralnego do życiowego rozmiaru, do żałosnego odwzorowania. Wspomniany tu już raz nasz mistrz, Gustaw Holoubek zwykł był mawiać: „Sztuka na szczęście nie ma nic wspólnego z życiem”. Znaliśmy Go. Prowokował. On najlepiej wiedział, że sztuka z życia wyrasta. Ale nie jest prostym odwzorowaniem, jest jego s u b l i m a c j ą. Jeśli, zgodnie z poglądem Gustawa Holoubka, teatr winien być MIEJSCEM POEZJI, to niechże nasze dzieła, nasze role, maja walor metafory. Nadmienić tu warto, że tym, którzy poezji nie znają, kojarzy się ona pewno z sentymentalną czułostkowością, albo z patetyczna deklamacją, a to wszak poezji zaprzeczenie, Może być wzniosła, ale może też wabić codziennością, może być „piękna” tak, by zacytować Norwida, dała „wytchnąć oku”, ale może też być okrutna, „brzydka”, turpistyczna – byleby pozostała poezją. Bo wszak wielki w malarstwie jest i „piękny” Turner i okrutnie „brzydki” Bacon.

I jeszcze słowo o SŁOWIE, o języku, który używany przez nas, aktorów, winien być piękny przez swą doskonałość. Bo to naszym właśnie posłannictwem jest język, doskonale podany, chronić. Nie chcę używać wielkich słów, ale to patriotyczny obowiązek. Skoro wyróżnikiem każdego narodu, znakiem jego tożsamości jest język, to czyńmy nasz doskonałym znakiem tejże tożsamości. Siedemdziesiąt cztery lata temu stosowna Wysoka Komisja ustaliła wzorce językowe w Polsce. Język dobry, poprawny – nazwano wymową szkolną, język doskonały – wymową sceniczną. Czasy się zmieniły i język się zmienił. Pora skorygować tamte wzorce. Ale je zatrzymać. Anglosasi znają swój wzór – King’s English. Ten wzór obowiązuje BBC. I w teatrze. Niestety trudno byłoby za wzór mówienia przyjąć język TVP.

„Bel parlar” – tymi słowy nazwał Dante wzór języka ludów Italii, który dla nich stworzył. Piękna mowa! Bądźmy tymi, którzy o urodzie języka świadczą swoim mówieniem. Zawsze. Także poza sceną. Bo wszak jesteśmy aktorami. Oto krótkie wspomnienie. Kiedy po raz pierwszy oglądałem w kinie „Siódmą Pieczęć” Bergmana, pamiętam jak wielkie wrażenie zrobiła na mnie scena gdy Rycerz, leżąc na kamiennej plaży, na brzegu Bałtyku mówi wersety Biblii. To j a k mówił je wspaniały aktor, znany światu z filmów, a przecież przede wszystkim aktor w teatrze Bergmana, Max von Sydow, pozostało we mnie na zawsze. Językowi szwedzkiemu daleko do muzycznej prozodii włoskiego czy rosyjskiego. A jednak, odniosłem wrażenie, jakby Biblia napisana była po szwedzku. I zrozumiałem, że każdy język może być piękny. Pod warunkiem, że jest doskonale mówiony. Chciałbym, by nasz język przez kogokolwiek z nas, aktorów, mówiony, robił na słuchaczu wrażenie, jakby Pismo Święte napisane było po polsku. Bo wszak mamy służyć SŁOWU. Które „było na początku”…

 

 

 

Leave a Reply