Przejdź do treści
tinder polska

W MAJU SIĘ NIE UMIERA

Po premierze monodramu Agnieszki Przepórskiej pisze Tomasz Domagała:

Agnieszka Przepiórska się nigdy nie p********* w tańcu (i w teatrze)! Dla mnie jest uosobieniem tego, co w zawodzie aktorki najważniejsze i najpiękniejsze: pasji i determinacji. Gdy inni wychodzą na festiwalowe gale i apelują do teatralnych decydentów, żeby ich zatrudniali, bo oni też chcą być ważni, ona zaharowuje się na scenie na śmierć. I to nie tylko z powodu losów swoich często już nieżyjących bohaterek, a poprzez tytaniczną pracę, jaką wkłada w udowodnienie sobie i wszystkim dokoła, że talent, zwłaszcza w polskiej miernotokracji, zawsze potrzebuje działań, żeby się rozwinąć i zabłyszczeć. Przepiórska przypomina mi w tej determinacji Krystyna Janda, która w pewnym okresie życia nie czekała, tylko odważnie wzięła sprawy w swoje ręce i wyprzedziła naszą siermiężną rzeczywistość o kilka długości. Mam tylko nadzieję, że cena tego artystycznego „szału” w życiu prywatnym nie jest zbyt wielka, bo to, że teatralny „koń” już się uspokoił i z pogodną miną wiezie Przepiórską ku gwiazdom, to pewne (metafora od Podkowińskiego)!
Wczoraj (15 maja 2023) dotarłem do Dom Spotkań z Historią, żeby zobaczyć kolejne wcielenie Agnieszki Przepiórskiej, poetkę Barbarę Sadowską, matkę zakatowanego przez komunistyczną milicję Grzegorza Przemyka. I wyszedłem z tego spektaklu niezwykle poruszony. Nie tylko kreacją znakomitej aktorki, chodzącej przez 70 minut po aktorskiej linie, ale i wymową samego spektaklu. Autor tekstu, Piotr Rowicki, w prosty acz znakomity sposób, zestawia ze sobą mit matki Polki, kobiety wierzącej i patriotki, z konkretnym przypadkiem osoby, która z owymi archetypami musiała się zmierzyć w życiu naprawdę. Zwierciadłami dla jej ekstremalnego doświadczenia staje się średniowieczna poezja pasyjna oraz postać Rollinsonowej z „Dziadów”, z którymi sceniczna persona, Barbara Sadowska musi się spotkać. Nie muszę chyba dodawać, że literatura, religia czy teatr, konfrontacji z tak ustawionym – przez twórców, ale i przez fatum – ludzkim życiem wygrać nie może. Sadowska Przepiórskiej zachwyca, bo bazuje na kwintesencji tej opowieści, czyli miłości matki do dziecka, od której na świecie nie ma nic silniejszego (twierdziła tak moja mama i jaj wierzę). Uczucie, które ma tylko argumenty, zarówno wobec państwa, Boga, jak i historii, jest nie do pokonania, w związku z czym, daje kobiecie nadludzką siłę. I tę właśnie siłę, Przepiórska odnalazła w sobie, żeby z perspektywy matczynego piekła, opowiedzieć nam tę, niekończącą się nigdy opowieść. Gdy w finale aktorka zdejmuje perukę, mordując tym samym teatralną iluzję opowieści o Sadowskiej, uświadamiamy sobie, że to też jej historia, kobiety, matki, osoby, wciąż zmuszanej do konfrontacji z opresyjnym państwem, historią, społeczeństwem, wreszcie losem, który się z nami nie p******* w tańcu, ani w teatrze. Może dlatego w tych ostatnich akordach spektaklu przyszło do mnie stare greckie oczyszczenie i rzekło mi na ucho tak: „cały czas podejrzewałeś, że mamy przekichane, teraz już masz pewność”. Tylko czy ja naprawdę chcę w to uwierzyć?

Agnieszko, najpierw Cię mocno przytulam, a potem Ci się kłaniam w pas! Dziękuję za to, że jesteś! ❤

Ps. „W maju się nie umiera” to też w jakiś sposób rewers „1989” Szyngiery, żebyśmy pamiętali, że nie wszystkie opowieści o kobietach antykomunistycznej opozycji skończyły się tylko na strachu…
Tomasz Domagała
Zdj. MAGDA HUECKEL

Leave a Reply