Przejdź do treści

AMADEUSZ

Salieri, cesarski kapelmistrz i nadworny kompozytor, nie otruł Mozarta, ale zazdrościł mu talentu i sławy. Shaffer przypisuje mu intencje zbrodnicze, dzięki czemu powstał dramat o wrogości, jaką budzi jednostka wybitna, artysta wyrastający ponad innych, którego talent zagraża pozycjom zdobytym przez dotychczasowych koryfeuszy życia artystycznego. Zresztą uniwersalizm walki miernot z geniuszami przekracza w spektaklu Anny Wieczur ramy teatru czy sztuki, a dotyczy wszelkich obszarów ludzkiej aktywności.

Oto Mozart, żywe srebro, rozhukany młodzieniec, beztroski i wciąż jak dziecko, a przy tym niepospolicie zdolny wkracza do świata, w którym wszystko jest poukładane i pozapinane. Czeka na niego z zaciekawieniem tylko Cesarz, ale jak na zabawkę, na którą trzeba uważać, zbyt zajęty sobą, aby na serio otoczyć geniusza opieką (w tej roli niezwykle prawdziwy Modest Ruciński). Bo to też jest opowieść o fałszywych mecenasach, Cesarz jak Dobra Pani Orzeszkowej porzuca Mozarta w potrzebie, nie pojmie wielkości jego sztuki. Pojmie ją Salieri, ale zawiść i obrona własnej pozycji sprawią, że stanie się wrogiem fenomenalnego kompozytora. Adam Ferency – a on tu króluje jako monologista, snujący opowieść o swej zabójczej zawiści i winie nie do zmazania – na koniec osuwa się na kolana, aby wygłosić apostrofę do wszystkich miernot tego świata. To fascynująca rola, Ferency buduje odpychającego kompozytora dworu, który wciąż jest „nie w humorze”, ale nie zaniedbuje żadnej okazji, aby siecią intryg doprowadzić Mozarta do upadku.

Mozart Marcina Hycnara zachwyca. Jest nie tylko trzpiotem-zawadiaką o chłopięcym uroku (jak Polański), ale jest także twórcą świadomym odrębności swojej sztuki, swoich celów i możliwości. Demonstruje beztroskę i naiwność, ale i ujawnia cechy, które jednają mu sympatię – widać, że kocha nie tylko muzykę, ale i Konstancję, że cierpi po stracie ojca, że twórczość go pochłania i wsysa, ale przynosi też radość. aż do chwili, kiedy schorowany, znerwicowany, opuszczony, poczuje się bezradny. Wtedy tworzy „Requiem” m, dzieło pożegnalne dla siebie samego. Wtedy do głosu dochodzi tragizm. Prawda Mozarta, którego stworzył Hycnar przerasta szkic, jaki namalował Shaffer. To jest rzeczywiście portret upokorzonego, powalonego geniusza.

Te dwie znakomite role, Salieriego i Mozarta, nie wyczerpują atutów spektaklu, należy do nich pełna wdzięku i scenicznej prawdy rola Konstancji, kochającej ale i umęczonej beztroską męża jego żony (Barbara Garska), i cała grupa przedstawicieli dworskiego życia muzycznego, tudzież dwójka Venticellich (Sławomir Grzymkowski, Łukasz Lewandowski), plotkarzy nadających spektaklowi rytm zwłaszcza w pierwszej części, swoistym interludium do tragicznych wydarzeń skumulowanych w finale. Mamy więc do czynienia z teatrem, jakiego dziś próżno w Polsce szukać – spektaklem pełnym rozmachu i precyzji wykonania, którą dyktuje muzyka w uwodzicielskiej interpretacji orkiestry pod batutą Jacka Laszczkowskiego, z partiami śpiewanymi, chórami i scenami wyjętymi z dzieł Mozarta (i Salieriego!). Po stronie atutów nie sposób nie odnotować starannego kroju olśniewających kostiumów Martyny Kander i dekoracji Maksa Maca przywodzących powaby sal operowych i pałacowych.

Anna Wieczur idzie w zawody z legendarną polską prapremierą w Teatrze na Woli w reżyserii Romana Polańskiego (Mozart) z genialną rolą Tadeusza Łomnickiego (Salieri). Po raz pierwszy od tej prapremiery (1981) powstał spektakl, który mierzy równie wysoko.

AMADEUSZ Petera Shaffera, tłum. Maciej Stroiński, reżyseria Anna Wieczur, dyrygent, kierownictwo muzyczne Jacek Laszczkowski, scenografia Maks Mac, kostiumy Martyna Kander, światło Paulina Góral, projekcje Stanisław Zaleski, ruch sceniczny Anna Iberszer, kierownik produkcji Ewa Piórek, Teatr Dramatyczny m.st. Warszawy, premiera 8 lipca 2022.

Leave a Reply