Przejdź do treści

Na Wierzbowej Munchhausena bronią

Jerzy Kosiewicz krytycznie o premierze w Narodowym:

Prapremiera „Barona Munchhausena dla dorosłych” odbyła się w Teatrze Narodowym na Scenie przy Wierzbowej im. Jerzego Grzegorzewskiego 5 marca 2022 r.

Czy jest to spektakl tylko dla dorosłych?

Rzekłbym, że także dla dorosłych, ponieważ treść danej sztuki jest również wystarczająco przystępna – tak pod względem artystycznym, jak poznawczym i etycznym – co najmniej dla uczniów szkół ponadpodstawowych.

W przedstawieniu nie było żadnych trudnych do zrozumienia kwestii społecznych czy też zanadto fascynujących i odważnych (niemoralnych) sytuacji towarzyskich i miłosnych.

W pierwszym akcie poświęconym sielance życia rodzinnego Minchhausenów, wzmiankowano tylko o – zrozumiałych dla wszystkich, zwłaszcza obecnie – kłopotach finansowych.

Zaistniały również nieśmiałe i aż nadto konwencjonalne zaloty urzędnika Tomasza Millera (Grzegorza Kwietnia), wyznającego miłość Emilii (Patrycji Soliman) córce Jakobiny (Ewa Wiśniewska), małżonki Barona Munchhausena (Jan Englert).

Nie wzbudziłyby w owych uczniach także kompleksów i trudności poznawczych światopoglądowe wypowiedzi oraz nawiązania do nazwisk kilku filozofów np. XVII-wiecznego Gotfryda Leibniza czy Immanuela Kanta (zm. w 1804 r.), a także do poetów i dramaturgów, jak Johann Wolfgang von Goethe czy Fryderyk Schiller.

Wzmiankowanie ich nazwisk miało jedynie sugerować jakieś istotne kulturowe i poniekąd filozoficzne obycie Munchhausenów – bohaterów spektaklu oraz twórcy przedstawienia1. Nie imponowało ono zanadto szczodrą erudycją czy wiedzą ezoteryczą, dostępną wyłącznie wtajemniczonym.

Maciej Wojtyszko – autor i reżyser sztuki – wskazywał już implicite i zapobiegliwie „profetycznie”, poniekąd wieszczo, w pierwszym akcie,

że ewentualne i zaistniałe w drugiej części przedstawienia:

posądzenie Barona Munchhausena (Karola Hieronima Fryderyka von Munchhausena)

– dowcipnego kuglarza-sztukmistrza, uroczego gawędziarza i łgarza –

o związki z siłami nadprzyrodzonymi,

muszą okazać się nietrafne.

Były to swoiste dramaturgiczne prolegomena, czyli wprowadzenie do apologii, to jest obrony Minchhausena przed mitycznym (od mitu, bo nie opartym na rzeczywistych, pozaliterackich faktach), fałszywym zniesławieniem.

Rzeczona apologia, przyświecała właśnie – poniekąd „odkrywczo” – jako najważniejszy motyw przewodni konstrukcji i treści: głównemu pomysłodawcy i twórcy przedstawienia.

Wskazani wyżej uczniowie (tj. uczniowie szkół ponadpodstawowych także) odnieśliby je – beż żadnych skojarzeniowych wątpliwości – zapewne jedynie do sprawnej prezentacji, skądinąd prestidigitatorskich (szerzej: sztukmistrzowskich) uzdolnień i chwytów magicznych Barona Munchhausena.

Wszystkie jego „sztuczki” sceniczne miały przecież wydźwięk – łatwej do rozszyfrowania – li-tylko towarzyskiej zabawy: jak np. wchodzenie i wychodzenie przez salonowy kominek bądź wyjęcie z wnętrza kominka tacy z pieczoną kaczką czy – pozbawione grozy – uroczo zaplanowane „bałaganiarskie” i niby chaotyczne przygotowania do podróży Munchausena w przestworzach na kuli armatniej po jej ewentualnym wystrzeleniu z przytoczonego przed widownię kunsztownego zwalistego działa.

Nie świadczyły one w ogóle o jakichkolwiek nadnaturalnych możliwościach Barona. Nie usprawiedliwiały w żadnej mierze posądzenia Munchhausena przez Świętą Inkwizycję o rzekomą łączność z tajemną metafizyczną mocą i jej mocodawcą, czyli mocy tej dawcą.

Były raczej świadectwem jego życzliwej i żartobliwej natury.

Ponadto trudności poznawczych nie sprawiłoby przecież uczniom szkół ponadpodstawowych – nawet niższych klas – wskazane nawiązanie do ogólnie znanej funkcji i roli, jaką odegrała w Europie Święta Inkwizycja oraz do jej represyjnych, to jest stosownych (chodzi o zaognione i gorejące stosy) prokuratorko-egzekucyjnych uprawnień.

W drugim zaś akcie pojawiła się intryga śledcza Henryka Kramera, prokuratora krajowego elektoratu Hanoweru (grał go Ireneusz Czop), która wzbudziła większe zainteresowanie akcją.

Jednakże, niebezpieczeństwo z nią związane, zostało – zgodnie z intencją autora i reżysera – szybko zażegnane:

niemalże deus ex machina,

prawie jak tragediach Eurypidesa,

ale bez odgórnej interwencji boga.

Nie potwierdziły się bowiem podczas wizji lokalnej w zamku Munchhusena żadne zarzuty o czarodziejskich czy diabelskich skłonnościach Bogu Ducha winnego Barona.

Dramaturg i reżyser mógł jednak poświęcić – dla ewentualnego wzbogacenia akcji – więcej czasu na scenicznie nośny dramatyczny spór,

na walkę o życie

w obliczu złowróżbnych oskarżeń

między zaciekłym początkowo Prokuratorem krajowym a Munchhausenem.

Nawiasem mówiąc, wystawiany na deskach teatralnych oraz w Teatrze Telewizji, genialny dialog Platona: zatytułowany „Obrona Sokratesa”, mógłby posłużyć poniekąd – w omawianym przedsięwzięciu – ewentualnym inicjacyjnym impulsem.

Maciej Wojtyszko zamierzał jednak oczyścić Barona z krzywdzących go zarzutów w bardziej spokojny – i pozbawiony drastycznych spięć – sposób.

Przedstawił go jako dobrego małżonka i ojca, osobę oczytaną, kulturalną zainteresowaną życiem społecznym, także skłonną do żartów oraz towarzyskich magicznych psot, mimo oznak zmęczenia przeciągającym się już wyraźnie jego pobytem na ziemskim podole łez.

Nie przyczyniło się to jednak do wzmożenia zainteresowania przebiegiem akcji scenicznej.

Podziw mogła wzbudzić za to wspaniała i zachwycająca scenografia Wojciecha Stefaniaka oraz przepiękne kostiumy Katarzyny Kander. Ich estetyczny i teatralny wydźwięk wzmocniony został przez reżyserię światła (Karoliny Gębskiej) oraz realizatorów światła (Łukasza Obucha-Woszczatyńskiego i Tomasza Księżaka).

Niech będzie pochwalona także muzyka Iriny Blakhiny oraz realizacja dźwięku Marcina Kotwy i Macieja Rybickiego.

Trzeba też podkreślić ujmujące kreacje, rzetelność warsztatu aktorów wymienionych powyżej i poniżej z nazwiska.

Niemalże wszyscy byli dobrze słyszani. Czasami donośność głosu zawodziła odrobinę w wypadku Jana Englerta (Baron Munchhausen).

Przyjmuje się, że w teatrze szept aktora powinien być słyszany także na paradyzie, na najwyższym balkonie w ostatnim rzędzie osób siedzących lub jak niegdyś stojących studentów (biegłych miłośników teatru), wykupujących najtańsze bilety.

Tymczasem, miałem pewne kłopoty – ale nie z teatralnym szeptem –

tylko z cicho wypowiedzianymi kwestiami:

mimo że zostałem obdarowany biletem w czwartym rzędzie.

Uważam, że nawet ciche wypowiedzi sceniczne, powinny być z założenia głośniejsze od szeptu.

Prawie cała widownia biła brawo na stojąco. Ale ja odczułem jednak dramaturgiczny niedosyt. Pierwszy akt był nużący, mimo kilku dowcipnych słownych puent. Szkoda, że nie było ich więcej.

W drugim zaś akcie prokuratorska intryga została nazbyt szybko zażegnana.

Niestety dramaturgowi nie powiodło się, nie wzbudził większego zainteresowania treścią sztuki.

A reżyserowi nie udało się dodać własnemu tekstowi scenicznej atrakcyjności oraz intelektualnej głębi, którą zamierzał Maciej Wojtyszko – jako autor sztuki – poniekąd epatować.

Nawiasem mówiąc, z imienną listą obsady aktorskiej oraz nazwiskami innych realizatorów spektaklu można było zapoznać się dopiero po powrocie do domu, korzystając z dobrodziejstwa Internetu.

Nie było bowiem ani ulotki, ani programu teatralnego dotyczącego tego spektaklu, w przygotowanie którego jego realizatorzy włożyli przecież wiele twórczego i pożytecznego wysiłku. Zapewne dla większości widzów pozostali anonimowi…

z wyjątkiem

Szacownej Jubilatki Ewy Wiśniewskiej

oraz

jej młodszego kolegi z pracy Jana Englerta.

Na przykład Teatr Polski we Wrocławiu oraz Teatr Śląski w Katowicach umieszczają w swoich programach teatralnych i w Internecie – oprócz obsady danego spektaklu – także nazwiska wszystkich osób współuczestniczących w realizacji misji artystycznej swoich placówek.

Dotyczy to całego zespołu aktorów oraz pozostałych artystów, a także innych pracowników odpowiedzialnych za kwestie techniczne i administracyjne, współtworzących wszystkie kulturowe osiągnięcia tych znakomitych instytucji teatralnych.

Jerzy Kosiewicz

Przypis

1 Np. autor dramatu odniósł się implicite (niejawnie) i powierzchownie do historiozoficznego bon motu Hegla, wskazującego, że wolność jest zrozumieniem konieczności.

Jest to istotna idea niemieckiego geniusza, ponieważ Georg Wilhelm Fryderyk Hegel – mówiąc w skrócie – uważał między innymi, że „rzeczywistość we wszystkich stanach i objawach jest konieczna”. To znaczy, że nie mogła zaistnieć w żadnej innej formie czy postaci, niż ta w jakiej została urzeczywistniona między innymi zmysłowo oraz metafizycznie: to jest intuicyjnie, intelektualnie, formalnie czy instytucjonalnie.

W związku z tym można postępować poniekąd dowolnie, ponieważ zaistniała aktywność indywidualna oraz społeczna i tak jest z góry zdeterminowana. Jest zawsze świadectwem zamysłu i woli, samospełniającego się Absolutu i w świecie, i w społeczeństwie, i w jednostce.

Notabene żaden z bohaterów dramatu – autorstwa Macieja Wojtyszko – nie mógł był za życia Munchhausena zapoznać się z poglądami filozoficznymi Hegla, ponieważ rzeczywisty baron zmarł w 1797, a Hegel zadebiutował na gruncie filozofii: dopiero w 1801 r. Jego „Wykłady z filozofii dziejów” powstały jeszcze później.

Teatr Narodowy

Realizatorzy dźwięku: Marcin Kotwa, Maciej Rybicki,

Scena przy Wierzbowej im. Jerzego Grzegorzewskiego

„Baron Munchhausen dla dorosłych”

Autor dramatu: Maciej Wojtyszko

Reżyseria: Maciej Wojtyszko

Scenografia: Wojciech Stefaniak

Kostiumy: Katarzyna Kander

Muzyka: Irina Blakhina

Realizatorzy dźwięku: Marcin Kotwa, Maciej Rybicki

Reżyseria światła: Karolina Gębska

Realizatorzy światła: Łukasz Obuch-Woszczatyński, Tomasz Księżak

Efekt kaskaderski: Andrzej Słomiński

Inspicjentki: Katarzyna Kłosowska-Kobiatka

Suflerka: Anna Leszczyńska

Prapremiera: 5 marca 2022 r.

Spektakl obejrzałem 26.04.2022 r.

Obsada:

Baron Munchhausen: Jan Englert

Jakobina żona Munchhausena: Ewa Wiśniewska

Emilia, córka Jakobiny i Munchhausena: Patrycja Soliman

Ernest, syn Jakobiny i Munchhausena: Hubert Paszkiewicz

Tomasz Miller, urzędnik: Grzegorz Kwiecień

Henryk Kramer, prokurator krajowy elektoratu Hanoweru: Ireneusz Czop

oraz

Fryderyk Schiller junior – nazwisko młodego i perspektywicznego aktora zostało w Internecie niestety utajone

Leave a Reply