Przejdź do treści

JAN ENGLERT – RZEMIOSŁO I MYŚL (21)

ROZDZIAŁ VI – DROGA PRZEZ MĘKĘ

3. JAN ENGLERT W PRACACH „CZTERNASTKI” I NADZWYCZAJNEGO WALNEGO ZJAZDU ZASP (30-31 października 1989) ZWANEGO ZJAZDEM POŁĄCZENIOWYM

Nadzwyczajny Zjazd ZASP-u tzw. Połączeniowy odbył się 30 i 31 października 1989 roku – po blisko dziesięciu latach od likwidacji ZASP-u, któremu przewodniczył Andrzej Szczepkowski wraz z Janem Englertem i Stanisławem Brejdygantem jako wiceprzewodniczącymi.

Zjazd był poprzedzony przez spotkania członków Zarządu Głównego ZASP pod przewodnictwem Andrzeja Szczepkowskiego (ZASP-u tzw. starego rozwiązanego 1 grudnia 1982 roku) i Zarządu Głównego ZASP-u pod przewodnictwem Kazimierza Dejmka (ZASP-u tzw. nowego, założonego 19 grudnia 1983 roku). Odbyło się w sumie siedem posiedzeń, w których brały udział 23 osoby spośród 28 członkowie obu Zarządów (12 osób ze „starego” ZASP-u i 16 osób z „nowego”) oraz przez prace powstałej 27 stycznia 1989 roku grupy inicjatywnej, nazwanej „Czternastką”, złożonej z dwóch „siódemek” (siedmiu osób ze „starego” i siedmiu z „nowego” ZASP-u).

„Czternastka” po ustaleniu daty połączeniowego Ogólnopolskiego Zgromadzenia Artystów Teatru i jego porządku dziennego (wybór przewodniczącego, wybór Komisji przygotowującej uchwały, wypowiedzi prezesów – Andrzej Szczepkowski ze „starego” ZASP-u i Kazimierz Dejmek z „nowego” ZASP-u, dyskusja, podjęcie i przegłosowanie uchwał) wystosowała 7 lutego 1989 roku apel do całego środowiska teatralnego w Polsce o wybranie delegatów na Ogólnopolskie Zgromadzenie Artystów Teatru (23 marca 1989 roku w Teatrze Polskim w Warszawie), którego zadaniem będzie doprowadzić do Zjazdu „Połączeniowego”.

W organizacji zwycięsko połączonego na nowo ZASP-u wiele zasługi – obok Kazimierza Dejmka – ma także Jan Englert , wiceprzewodniczący „starego” ZASP-u, a od 27 stycznia 1989 członek „Czternastki”.

Jego kontakty z ZASP-em nie zakończyły się bowiem w dniu rozwiązania „starego” ZASP-u i nie rozpoczęły się w dniu powołania do „Czternastki”. Trwały od rozwiązania ZASP-u 1 grudnia 1982 roku bez przerwy przez całe bez mała dziesięciolecie 1982-1989.

W styczniu 1983 roku na prośbę Jana Jacoby, przewodniczącego Głównej Komisji Rewizyjnej ZASP w kadencji 1981-1982, który po rozwiązaniu ZASP-u pełnił obowiązki przewodniczącego Komisji do Spraw Socjalnych Środowiska Teatralnego byłego ZASP-u, Jan Englert wraz z Gustawem Holoubkiem i Andrzejem Szczepkowskim udzielił konsultacji. Jan Jacoby twierdził, że istnieje pilna potrzeba ponownego zorganizowania Związku i wysunął kandydaturę Henryka Szletyńskiego, przewodniczącego Kapituły Członków Zasłużonych w rozwiązanym ZASP-ie, na organizatora „nowego” Związku Artystów Scen Polskich. W wyniku tej właśnie konsultacji Jan Jacoby i Mieczysław Marszycki przedłożyli propozycję zorganizowania „nowego” ZASP-u Henrykowi Szletyńskiemu, który 17 marca 1983 roku uzyskał zgodę ministra kultury i sztuki Kazimierza Żygulskiego na działania zmierzające do powołania „nowego” ZASP-u.

Od tego czasu sprawy potoczyły się szybko. Komitet Organizacyjny utworzony 16 maja 1983 zorganizował Zgromadzenie Założycielskie a 19 grudnia 1983 odbył się w Teatrze Dramatycznym w Warszawie pod przewodnictwem Bohdana Baera i Krzysztofa Chamca Zjazd Założycielski „nowego” ZASP-u i „nowy” ZASP rozpoczął działalność pod kierownictwem Henryka Szletyńskiego (druk jego przemówienia: „Teatr” 1984 nr 3), który pełnił tę funkcję od 19 grudnia 1983 do 5 kwietnia 1985 roku (po nim Tadeusz Jastrzębowski od 5 kwietnia 1985 do rezygnacji w 1988 roku i Kazimierz Dejmek od 1 kwietnia 1988 do 30 października 1989 roku).

W pięć lat potem na początku marca 1988 roku we wszystkich teatrach w Polsce wywieszono apel Zarządu Głównego „nowego” ZASP-u (wg uchwały z 7 marca 1988 roku): „Wszyscy ci Koledzy, którzy byli członkami ZASP wg stanu z dnia 30 listopada 1982 mogą się uważać wg własnej woli za pełnoprawnych członków”. Informacji tej towarzyszyła prośba o udział w wyborze delegatów na Walny Zjazd Delegatów ZASP (31 marca 1988), wraz z wiadomością o mającej nastąpić rezygnacji obecnego prezesa Tadeusza Jastrzębowskiego, który wysunął na swoje miejsce kandydaturę Kazimierza Dejmka. Równocześnie Andrzej Szczepkowski, przewodniczący ZASP-u rozwiązanego upublicznił przedzjazdowy list otwarty do wybranych delegatów, by zainicjowali rozmowy pomiędzy nowo wybranym Zarządem ZASP-u i Zarządem ZASP-u rozwiązanego w roku 1982 (list był odczytywany przez rozgłośnie zagraniczne oraz drukowany w prasie podziemnej (w „Tygodniku Mazowsze” 1983 nr 244; „Kulturze Niezależnej” 1988 nr 40).

Walny Zjazd Delegatów ZASP (31 III-1 IV 1988) zapowiedział prowadzenie działań połączeniowych ZASP i zatwierdził m.in. dwie uchwały z ostatniego zebrania plenarnego Zarządu Głównego pod kierownictwem Tadeusza Jastrzębowskiego (7 marca 1988) na temat praw członkowskich ZASP-u rozwiązanego oraz w sprawie „umożliwienia członkom byłego ZG ZASP kadencji kwiecień 1981- grudzień 1982 publiczne złożenie sprawozdania ze swojej działalności w obopólnie ustalonej formie organizacyjnej”.

Wybrany na tym Zjeździe przewodniczącym „nowego” ZASP-u Kazimierz Dejmek odegrał ważną rolę w przyszłym (30-31 października 1989) połączeniu obu ZASP ów. Już 18 kwietnia 1988 roku Zarząd Główny ZASP-u pod jego kierownictwem postanowił „utrzymać ciągłość przynależności do ZASP bez obowiązku regulowania składek członkowskich za okres grudzień 1982-kwiecień1988” (druk m.in. w „Teatr” 1988 nr 6). A następnie 24 października 1988 roku doprowadził do spotkania Prezydiów – ZASP-u „starego” i ZASP-u „nowego”, a w konsekwencji po dalszych długich działań dla zorganizowania Nadzwyczajnego Walnego Zjazdu Sprawozdawczo-Wyborczego Delegatów ZASP tzw. „połączeniowego” (30 – 31 października 1989 roku).

Było to, jak określił Edward Krasiński „Osobliwe w sensie organizacyjnym gremium” (Kazimierz Dejmek – ZASP – Bojkot. 1980-1989, „Pamiętnik Teatralny” 2008 z. 1-2 s.47). Skład spotkania dwóch Prezydiów stanowili: członkowie Zarządu „starego” ZASP-u pod przewodnictwem Andrzeja Szczepkowskiego (Aleksander Bardini, Aleksandra Dmochowska, Jan Englert, Gustaw Holoubek, Zygmunt Hübner, Jan Jacoby, Andrzej Łapicki, Wojciech Maciejewski, Stanisław Niwiński, Jerzy Rakowiecki, Andrzej Szczepkowski, Zenon Wiktorczyk) i członkowie Zarządu „nowego” ZASP-u pod przewodnictwem Kazimierza Dejmka (Danuta Cholewianka, Krzysztof Chamiec, Włodzimierz Gołobów, Kazimierz Iwiński, Krzysztof Kumor, Zygmunt Latoszewski, Edward Lubaszenko, Sławomir Petrykowski, Bogdan Potocki, Romana Próchnicka, Krzysztof Rau, Anna Seniuk, Lech Terpiłowski, Krzysztof Torończyk, Jerzy Zelnik).

Na przełomie 1988 i 1989 roku odbyło się siedem spotkań (24 października i 28 listopada 1988 roku, 16 i 27 stycznia, 31 marca, 2 i 9 maja 1989 roku). Rozpoczęte wówczas niekończące się rozmowy odbywały się w Teatrze Polskim. Były bardzo trudne. Aż do czasu, gdy wspólnie postanowiono, że dalszymi negocjacjami, pracami i zadaniami w organizacji Zjazdu „Połączeniowego” zajmie się grupa inicjatywna przezwana „Czternastką”, złożona z siedmiu członków Zarządu „starego” ZASP u i siedmiu członków Zarządu „nowego” ZASP u. Jan Englert wszedł do tej „Czternastki”.

Jan Englert po rozwiązaniu „starego” ZASP-u, w którym był wiceprzewodniczącym, do „nowego” ZASP-u nie wszedł. Ale nie pozostał obojętny na dalsze losy Związku i środowiska aktorskiego, więc w 1988 roku włączył się do działań zjednoczeniowych postulowanych przez „nowy” ZASP i Kazimierza Dejmka. Sprzyjał temu fakt, że pracował wówczas w Teatrze Polskim kierowanym właśnie przez Kazimierza Dejmka i wiedział o wszystkich poczynaniach „nowego” ZASP-u także w kwestiach połączeniowych.

Atmosfera prac i rozmów była pełna nadziei, osoby organizatorów sobie przyjazne, ale negocjacje bardzo trudne. Edward Krasiński zapisał: „Niezwykle trudno zarysować w wielkim skrócie przebieg, atmosferę, spory i ugody, projekty i pomysły tych wielogodzinnych, często burzliwych obrad (…). Sam fakt, że po sześciu latach skłócone strony zasiadły do jednego stołu, można uznać za wydarzenie historyczne. Rozmawiano szczerze, w atmosferze życzliwej, z chęcią kompromisu, ale raz po raz ujawniały się urazy, poczucie krzywdy i niesprawiedliwości, które mąciły. Wszyscy zapewniali, że nie będą roztrząsać przeszłości, żadnych awantur, zapasów, bijatyk słownych, ale bez przerwy powracano do przyczyn i formy rozwiązania ZASP u, roli bojkotu i oporu społecznego. Pojawiają się nawet głosy nobilitacji pokrzywdzonych, ukarania winnych tamtych zdarzeń, pociągnięcia do odpowiedzialności albo przynajmniej do wyduszenia słowa „przepraszam”. Dejmek próbuje stonować te martyrologiczne rozważania, mija już czas na miny bohaterskie i kombatanctwo. Obrady „okrągłego stołu” w tle budzą optymizm i nadzieję, co Dejmek – wielki sceptyk – przypomina twarde realia: na razie rządzi KC PZPR, aparat partyjno-państwowy o wszystkim decyduje i trzeba się poruszać w realnej rzeczywistości. Szczepkowski okopuje się w postawie nieprzejednanego opozycjonisty, mówi twardym i napastliwym językiem prasy podziemnej. Dzieli ich mur, znajdują różnorakie przeciwności, argumenty, zwody, by sprawę porozumienia odwlekać, zaciemniać. Strawią na te przepychanki i podjazdy ponad sześć miesięcy. Wszyscy mówią o szczerości i zaufaniu, ale te dwa pojęcia ślizgają się na kruchym lodzie”.

Prócz sporów ideologicznych i rozrachunkowych, było bez liku spraw wymagających uregulowania – organizacyjnych i proceduralnych, członkowskich, prawnych, statutowych, wyborczych itd., itp. Po kwartale na trzecim zebraniu16 stycznia 1989 roku przystąpiono do rozważenia trzech form zebrania przedstawicieli środowiska teatralnego: zjazd, zgromadzenie aktorskie (rodzaj sejmiku aktorskiego), plebiscyt.

Po kilkugodzinnych obradach Kazimierz Dejmek zarządził piętnastominutową przerwę „by grupa Szczepkowskiego mogła w samotności zająć ostateczne stanowisko. Po przerwie Łapicki przedstawia wstępny projekt pisma zwołującego Ogólnopolską Konferencję Środowiskową oraz powołującego grupę roboczą. Ta Konferencja ma podjąć wszystkie sprawy konfliktowe, członkowskie i zjazdowe. Słowem drogą okrężną powrócono do nieustannie odrzucanego dotąd Dejmkowego projektu sejmiku-zgromadzenia” (Edward Krasiński, s. 49).

Jan Englert był wśród osób, które popierały zorganizowanie tego Ogólnopolskiego Zgromadzenia Artystów Teatru, by zajęło się rozstrzygnięciem spraw spornych i powołaniem Komisji Zjazdowej dla zwołania i przygotowania Nadzwyczajnego Zjazdu Sprawozdawczo-Wyborczego „Połączeniowego”.

Po podjęciu decyzji o zwołaniu Ogólnopolskiego Zgromadzenia Artystów Teatru, ukonstytuowała się spośród przedstawicieli obu Prezydiów robocza grupa inicjatywno-organizacyjna potocznie nazywana „Czternastką”, która zorganizował Ogólnopolskie Zgromadzenie Artystów Teatru 23 marca 1989 roku w Teatrze Polskim w Warszawie. Było nadspodziewanie liczne: 159 delegatów ze 113 instytucji. Obradowało pod przewodnictwem Andrzeja Łapickiego. Przyjęło uchwałę, w której zwróciło się do urzędującego Zarządu o zwołanie XLII (42) Nadzwyczajnego Walnego Zjazdu Sprawozdawczo-Wyborczego Delegatów ZASP („połączeniowego”) na 30 października 1989 roku, na którym oba Zarządy z kadencji 1981-1982 i z kadencji 1983-1989 będą mogły złożyć sprawozdania, a delegaci, wybrani spośród członków obu ZASP-ów dokonają wyboru nowych władz. Wybrało też przedstawicieli w osobach Aleksandra Bardiniego, Tomasza Budyty i Andrzeja Łapickiego, by stworzyli Zespół Organizacyjny pod przewodnictwem Andrzeja Łapickiego do kontaktów w imieniu „starego” ZASP-u z Zarządem Głównym „nowego” ZASP-u i współdziałania przy organizacji XLII (42) Nadzwyczajnego Walnego Zjazdu Sprawozdawczo-Wyborczego Delegatów ZASP (30-31 października 1989).

Jan Englert uważa, że powodzenie obrad tego Zgromadzenia i jego uchwał w dużej mierze zależało od znakomitego przemówienia Andrzeja Szczepkowskiego. Andrzej Szczepkowski doceniając inicjatywę Kazimierza Dejmka i „nowego” ZASP-u, powiedział rzeczy podstawowe o rozwiązaniu „starego” ZASP-u, o działalności zawieszonego Zarządu, który nie chciał dać się zniewolić w stanie wojennym, i o „bojkocie”. Złośliwościami, żartami, obraźliwymi wycieczkami w różne strony rozładował ogólne napięcie. Może tak, może nie, ale przemówienie było znakomite: „Dzisiaj powielony tekst przemówienia Szczepkowskiego czytamy z podziwem. Powstawał w jakimś natchnieniu, porywie myśli, darze skrótu, ironii, aluzji i zapewne w gronie albo w podszepcie kolegów – Bardiniego, Holoubka, Łapickiego” – napisał Edward Krasiński w „Pamiętniku Teatralnym” (s. 53).

Obok Zespołu Organizacyjnego pod przewodnictwem Andrzeja Łapickiego dalej pracowała „Czternastka” z Janem Englertem, zbierając się w Teatrze Polskim co tydzień (zawsze w poniedziałki) i prowadząc trudne uzgodnienia. Wreszcie doprowadziła do tego, że 1 maja 1989 roku Zarząd Główny „nowego” ZASP powołał Komisję Zjazdową pod przewodnictwem Krzysztofa Rau.

Krzysztof Rau w swojej wspomnieniowej książce „Autolustracja” (Łomża 2009) przedstawił tamte działania. Zwięźle, ale zwięzłość wcale nie odbiera, raczej dodaje im dramatyzmu: „Trudne, nawet bardzo trudne rozmowy toczą się w dobrym towarzystwie i w końcu osiągamy porozumienie i zgadzamy się wszyscy, że Nadzwyczajny Zjazd przyjmie sprawozdania obu zarządów głównych. Na ostatnie spotkanie czternastki już nie jadę, mam inne obowiązki. Po spotkaniu dzwoni do mnie Dejmek i informuje, że zostałem wytypowany jako przewodniczący komisji zjazdowej, czyli komisji organizującej zjazd. Dlaczego ja?! Mało, że lalkarz, to jeszcze z prowincji. To niedobry pomysł, nie mogę się zgodzić.

– Nie ma Pan wyboru, był Pan jedynym, na którego zgodzili się wszyscy – Dejmek na to.

Do dziś nie wiem, i już pewnie się nie dowiem, czy Dejmek to sobie tylko wymyślił, żeby skończyć ze mną spór, czy rzeczywiście tak było.

Komisja zjazdowa. Nie była to robota łatwa i przyjemna. Grały emocje, wprawdzie już nie w mołojeckich, ale jednak sarmackich duszach. Najwięcej problemów przysporzyło mi przeprowadzenie kandydata, który miałby naszemu zjazdowi przewodniczyć.

Przed ostatnim spotkaniem komisji zjazdowej, na którym mamy wskazać przewodniczącego zjazdu, odbywa się posiedzenie Zarządu Głównego ZASP Dejmka. Członkowie zarządu nie skrywają swoich negatywnych emocji w związku z wystąpieniem sejmowym posła Andrzeja Łapickiego. Łapicki bowiem rzekł z trybuny, czy też w innym sejmowym miejscu padły te słowa, że sprawy kultury i teatru musimy odłożyć na jakiś czas odleglejszy, bo teraz najważniejsze są kwestie polityczne, ustrojowe. To wystąpienie Łapickiego wywołuje niemal jednomyślne oburzenie.

Na zebraniu komisji zjazdowej, kiedy pytam kolegów o kandydaturę na przewodniczącego zjazdu, pada nazwisko Andrzeja Łapickiego. I cisza. Nikt nie zgłasza kolejnego kandydata. Mam kłopot. Cenię sobie bardzo Łapickiego, który siedzi zresztą tuż koło mnie, mało tego jestem prorektorem w szkole, w której rektorem jest Łapicki. Poza tym, po prostu lubię pana rektora, a muszę zrobić wszystko, żeby nie dopuścić do tego wyboru. Jeśli zaproponuję Łapickiego na przewodniczącego, to zjazd, który ma być połączeniowy, zacznie się od awantury. Proszę o zgłaszanie dalszych kandydatur. Cisza. Chyba Krzysztof Zaleski pyta, jakie mam zastrzeżenia do Łapickiego, że tak pilnie szukam kolejnych kandydatur. Odpowiadam nie do końca szczerze, że chodzi o zachowanie demokratycznych procedur. A ponieważ nikt nie zgłasza drugiej kandydatury, czynię to sam. Proponuję Jana Englerta, który jest członkiem zarządu Andrzeja Szczepkowskiego. Brat Jana, Maciej Englert, podnosi głos. Używając eufemizmów mogę wypowiedź [Macieja] Englerta określić jako stanowczą. Domaga się odrzucenia mojej propozycji i głosowania na jednego kandydata, na Andrzeja Łapickiego. Nie mam innej możliwości, muszę poinformować komisję zjazdową o dyskusji na zebraniu zarządu poprzedzającym nasze spotkanie. I że zjazd, kiedy zgłoszę kandydaturę Andrzeja Łapickiego, zacznie się od awantury. A do tego nie powinniśmy chyba dopuścić. Łapicki mówi, że nie może zbagatelizować informacji kolegi Raua i wycofuje swoją kandydaturę. Dodaje, że będzie też musiał rozważyć, czy nie oddać mandatu delegata. Robi się ponuro i trudno.

Muszę wymyślić, i to szybko, nowego kandydata, którego nikt nie zakwestionuje. Którego zaakceptuje także Łapicki. Zarządzam piętnastominutową przerwę. Dzwonię do Bardiniego. Telefon odbiera żona. Mówi, że mąż będzie dopiero po południu. Czy to coś pilnego? Bardzo i nawet więcej niż bardzo. W ciągu dziesięciu minut muszę mieć zgodę profesora na poprowadzenie zjazdu ZASP. Mówię też, że nie mam innego kandydata i że tylko profesor może i powinien ten zjazd poprowadzić.

– Dobrze, poprowadzi. Proszę powiedzieć, że Sasza się zgadza.

Jestem radośnie zdumiony i pełen uznania dla pani Julii, ale… Pani Julia mówi, że nie ma żadnego „ale” i …że mogę o zgodzie Bardiniego wszystkich poinformować. Wracam na zebranie i zgłaszam prof. Aleksandra Bardiniego. Zapada cisza i chyba Maciej Englert pyta:

– Czy Bardini wyraża zgodę?

Mówię bez cienia wątpliwości, utwierdzony stanowczością pani Julii, że tak. I moja propozycja zostaje przyjęta. Także przez Łapickiego. Jednogłośnie. Rozmawiam oczywiście z Bardinim, który potwierdza decyzję, jaką w jego imieniu, podjęła wcześniej żona.

Dumny i szczęśliwy, idę do gabinetu prezesa Dejmka. I kto, panie kolego, będzie przewodniczącym zjazdu, pyta.

– Bardini! – odpowiadam zadowolony z siebie, wypełniony poczuciem sukcesu.

Dejmek krzyczy, że albo zwariowałem, albo chcę zrobić ze zjazdu kabaret z Bardinim w roli głównej.

A moje nerwy też nie ze stali. I krzyczymy sobie w gabinecie prezesa ZASP. Dejmek i ja. Równo. I długo.

Jako przewodniczący komisji zjazdowej muszę zjazd zainicjować i przeprowadzić wybory przewodniczącego. Kandydatura Bardiniego zostaje przyjęta przez aklamację. Profesor wchodzi na mównicę, wprawdzie zaczyna od anegdoty, dobrej zresztą, ale po chwili już bardzo sprawnie prowadzi obrady. A ja mam dosyć. Zbieram swoje zjazdowe dokumenty i wychodzę z Teatru Polskiego. Dejmek też pewnie ma dosyć, bo nie wyraża zgody na kandydowanie do nowego zarządu” (Krzysztof Rau, Autolustracja, Łomża 2009, s. 123-125). Jana Englerta uchronił brat? Czy On sam?

Zjazd z roku 1989 scalił Związek – przyjął sprawozdanie obu Zarządów Głównych (Andrzeja Szczepkowskiego i Kazimierza Dejmka), przywrócił nieprzerwane członkostwo członkom rozwiązanego ZASP-u, wybrał nowe władze. Na stanowisko przewodniczącego ZASP-u zgłoszono m.in kandydaturę Jana Englerta obok Aleksandra Bardiniego, Macieja Englerta, Gustawa Holoubka, Kazimierza Kaczora, Zofii Kucówny, Andrzeja Łapickiego, po rezygnacji wszystkich kandydatów oprócz Gustawa Holoubka i po niepowodzeniu Gustawa Holoubka, Zjazd w drugiej turze glosowania wybrał na przewodniczącego ZASP-u Andrzeja Łapickiego, aktora, reżysera, rektora PWST i posła na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej od czerwca 1989 roku. A co najważniejsze podjął ważne uchwały: 1. wyrażające uznanie Przewodniczącemu Andrzejowi Szczepkowskiemu i Prezydium Zarządu Głównego „starego” ZASP-u z lat 1981-1982, w którym działał Jan Englert „za ich postawę i działalność w niecodziennych warunkach”; 2. „podziękowanie i uznanie ustępującemu Prezesowi [Kazimierzowi Dejmkowi]; oraz 3. członkom Prezydiów Zarządu Głównego z lat 1982-1989, którzy podjęli niełatwą próbę kontynuacji statutowej działalności ZASP oraz stali się inicjatorami i wykonawcami uchwał umożliwiających powołanie niniejszego zgromadzenia służącego integracji środowiska”. Tym samym Zjazd połączył rozbite stowarzyszenie. Ludzie teatru jako jedyni spośród stowarzyszeń twórczych, po przejściach stanu wojennego nie dali się podzielić na kilka małych i mało znaczących stowarzyszeń zawodowych (por. informacje: Almanach sceny polskiej 1989/90Kronika, Warszawa 1995, s. 186).

Jan Englert w działaniach i wypowiedziach był lojalny wobec wspólnych ustaleń. Choć nie raz z powodów zdroworozsądkowych, praktycznych, realnych czy pozytywistycznych mogły go one uwierać swoją sztywnością. I choć nie raz nie podzielał racji nie tylko przeciwników, ale także sprzymierzeńców. Więc po latach 1981-1989 miał chyba podobne odczucia, jak Kazimierz Dejmek czy Krzysztof Rau. I jak kiedyś Franciszek Ksawery Drucki-Lubecki: „Dla Polaków – wszystko, z Polakami – nic”. A na pewno zdawał sobie sprawę z wad taktyki obranej przez ZASP dla ochrony ZASP-u jako instytucji, choć sam, zabiegając, wraz z innymi przedstawicielami Związku, czy to o odwieszenie działalności zawieszonego ZASP-u czy o reaktywowanie ZASP-u rozwiązanego, czy wreszcie występując w obronie dobrego imienia Związku, środowiska teatralnego i teatru w Polsce – zawsze lojalnie i konsekwentnie trzymał się przyjętego stanowiska. Choć z czasem musiał sobie zdawać sprawę z błędnie przez ZASP wybranej taktyki działania czy walki.

Bowiem… Na wprowadzenie stanu wojennego środowisko teatralne spośród wszystkich zawieszonych organizacji zareagowało najbardziej spektakularnie, podejmując bojkot środków masowego przekazu (m.in. z Polskim Radiem i Telewizją Polską) oraz napiętnowanie osób popierających decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego oraz łamiących bojkot. Stało się to częściowo z inspiracji zdelegalizowanej i działającej w podziemiu „Solidarności”, częściowo Zarządu Głównego ZASP (lub tylko jego przyzwolenia), a częściowo z inicjatywy własnej artystów („nie popierać”, „nie wypada”, „trzeba się wstrzymać”), którzy solidarnie odmawiali wszelkiej współpracy z masowymi środkami przekazu oraz organizowali akcje „wychrząkiwania”, „wygwizdywania”, „wykaszliwania”, „wyklaskiwania”, „wytupywania” aktorów, nazywanych „kolaborantami” i rejestrowanych w podziemnej prasie, którzy tej inicjatywie się nie podporządkowali, prezentując w ten sposób swoje poparcie dla władzy (Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, przezwanej „WRONĄ”) i jej poczynań, jak wprowadzenie stanu wojennego (Stanisław Mikulski – „wyklaskiwany” jako pierwszy 20 lutego 1982 podczas przedstawienia Sto rąk, sto sztyletów Jerzego Żurka w Teatrze Polskim w Warszawie, 20 lutego 1982; i inni, jak Halina Czerny-Stefańska, Halina Kossobudzka, Andrzej Hiolski, Kazimierz Kowalski, Janusz Kłosiński, Leonard A. Mróz).

„Bojkot” trwał mniej więcej od połowy stycznia 1981 do 31 grudnia 1982 roku, gdy 13 grudnia 1982 władze zawiesiły stan wojenny (zniosły dopiero 22 czerwca 1983). Przybrał nieprzewidziane rozmiary, opisane szczegółowo w licznych publikacjach, a m.in. w książkach Andrzeja Romana przy współpracy Mariana Sabata [Macieja Łukasiewicza] oraz zespołu pt. Komedianci. Rzecz o bojkocie (wyd. Paryż 1988; Toruń 1989, Warszawa 1989, 1990), Małgorzaty Molęda-Zdziech Obecna nieobecność. Aktorski bojkot telewizji i radia w stanie wojennym (Warszawa 1998), Dariusza Przastka Środowisko teatru w okresie stanu wojennego (Warszawa 2005, s. 40) czy cytowanym artykule Edwarda Krasińskiego w „Pamiętniku Teatralnym”. Zachęcała do bojkotu i wspierała bojkot podziemna prasa („KOS” [Komitet Oporu Społecznego], 1982 nr 3 z 1 lutego), nie używając zresztą początkowo tego nazwania (pojawiło się po raz pierwszy w kwietniu 1982 roku w artykule pt. Bojkot, podpisanym pseudonimem Krzysztof Berling, w „Stolicy” 1982 nr 3 z 4 kwietnia), definiująca słowo „kolaborant” używane na określenie osób łamiących bojkot i publikowała spisy kolaborantów, sporządzane przez „Solidarność Artystów Sceny i Filmu” a równocześnie wyrażając słowa uznania za jedność i solidarność, apelowała o rozwagę: „Nie dajmy się podzielić, skłócić wzajemnie. Nie szafujmy zbyt łatwo określeniem ‘kolaborant’, już było ono nie raz nadużywane. Powinniśmy raczej podtrzymywać załamujących się niż ich z góry potępić” (Zespół do praw Kultury „Solidarności” w: „Obecność” 1982 nr 2 z maja).

Sprawa „bojkotu”, spektakularna, trafnie wymierzona w stan wojenny, czujnie obserwowana przez społeczeństwo, zdominowała wszystkie pretensje władzy pod adresem środowiska teatralnego i ZASP-u uznanego przez władze za pomysłodawcę bojkotu i jego wspieranie.

Jednak Zarząd Główny ZASP od samego początku, a Jan Englert w jego imieniu, w rozmowach z władzami państwowymi i partyjnymi przyjął stanowisko wobec bojkotu całkowicie neutralne (zapewne myśląc, że w ten sposób chroni istnienie Związku) i twierdził, jak Andrzej Szczepkowski i inni członkowie Zarządu Głównego ZASP, że odmowa udziału w pracach prasy, radia i telewizji należy do indywidualnych decyzji poszczególnych jednostek, a Związek nie ma na nie wpływu. I choć nigdy oficjalnie nie przyznał się do zainicjowania, podsycania i organizowania bojkotu, powszechnie – i w zgodzie z rzeczywistością – uważano, że to właśnie Zarząd Główny ZASP-u był inicjatorem i organizatorem bojkotu oraz wpływał na jego przebieg, dając mu pełne przyzwolenie („Argumenty” 1982 nr 7 s. 10; „Dziennik Łódzki” 1982 nr 65; „Gazeta Krakowska” 1982 nr 33; „Tygodnik Powszechny” 1982 nr 25).

Z czasem zresztą rzecz zaczęła się odsłaniać. Najpierw fakt inspiracji i organizacji ze strony ZASP-u zaczęły potwierdzać komunikaty w prasie niezależnej podpisywane przez „Solidarność Artystów Scen i Filmu” („Biuletyn Teatralny”, „KOS”, „Teatr”, „Tygodnik Mazowsze Solidarność”, „Tygodnik Wojenny”,1982 nr 1-2, „Veto” 1982 nr 1, „Wezwanie”). Potem formuła odwołania bojkotu: „ Z dniem 1 stycznia 1983 ‘byłe władze byłego ZASP-u’ postanowiły zawiesić aktorski bojkot środków masowego przekazu” („Nowy Zapis” 1983 nr 2-3). „Ogłaszamy 8-14 stycznia 1983 r. Tygodniem Sceny Polskiej. W tych dniach wyrazimy nasz szacunek i wdzięczność ludziom teatru uczestnikom wielomiesięcznego bojkotu RTV” („Tygodnik Mazowsze” 1983 nr 37).

Dziś wiadomo, że sprawa oporu wobec zarządzeń władz pojawiła się już 17 grudnia 1981 roku podczas zawieszenia pracy wszystkich organizacji społecznych w Polsce w stanie wojennym – na

spotkaniu kilku dyrektorów teatrów warszawskich, do którego doszło z inicjatywy Zygmunta Hübnera, dyrektora Teatru Powszechnego w Warszawie, członka władz ZASP-u. I prawdopodobnie od tego momentu ZASP począł dawać bojkotowi przyzwolenie, równocześnie przyjmując oficjalnie swoją wobec bojkotu neutralność. To stanowisko ZASP-u Jan Englert prezentował nieprzerwanie do końca i konsekwentnie w każdych okolicznościach i wypowiedziach.

Potwierdza ten fakt protokół z posiedzenia Zarządu Głównego ZASP z 25 września 1982 roku (po reaktywowaniu Związku w czerwcu 1982 roku, a przed jego powtórnym zawieszeniem 30 listopada i rozwiązaniem 1 grudnia 1982), które było poświęcone instrukcjom przed wystąpieniem polskich delegatów Aleksandra Bardiniego i Andrzeja Szczepkowskiego na Międzynarodowym Kongresie Aktorów – Federation Internationale des Acteurs – FIA w Paryżu (choć to organizacja statutowo apolityczna). Postulowano wówczas „zasadę (…) rzetelności wypowiedzi”, ale sugerowano wypowiadać się „zwięźle, by pomieścić wszystko: 1) o stanie wojennym; 2). o zawieszeniu Stowarzyszenia; 3) o odwieszeniu Stowarzyszenia; 4) o internowaniu (w tej chwili wszyscy – 13 osób – są już na wolności), (…) wyrażenie podziękowania za pomoc kolegów z zagranicy”. A w sprawie bojkotu podkreślano, by mówić: „Nasze stanowisko: że jest to sprawa indywidualna każdego z aktorów i jego własnego sumienia.”

W 1983 roku o roli ZASP u w bojkocie wspomniał delikatnie Andrzej Szczepkowski w wywiadzie przeprowadzonym przez Ewę Berberyusz dla „Tygodnika Powszechnego” w styczniu 1983 (zatrzymany przez cenzurę, druk fragmentów w: Aktorzy, „Przegląd”, Warszawa 1983). W 1985 roku pisał już o tym wprost Henryk Szletyński, Przewodniczący Kapituły Członków Zasłużonych „starego” ZASP-u i organizator oraz pierwszy przewodniczący ZASP-u „nowego” (Raport o rozwiązaniu Związku Artystów Scen Polskich i jego restytucji, maszynopis, Dział Dokumentacji ZASP). Potem mówili: Bohdan Korzeniewski (Małgorzata Szejnert, Sława i infamia. Rozmowa z Bohdanem Korzeniewskim, Warszawa 1988, wyd. II rozszerzone, Londyn 1988) i Zygmunt Hübner (tele-WIZJA, „Media Reporter” 1991 nr 4 s.34; Polityka i teatr, Kraków 1991, s. 163).

A najwyraźniej i kilkakrotnie Andrzej Łapicki: „Należałem do tych pięciu czy sześciu, którzy decydowali o bojkocie (…). Nie możemy w tym przypadku mówić o spontanicznym poczynaniu publiczności. Oczywistym jest, że były to działania inspirowane i zaplanowane. (…) Była również organizacja, parę osób, które zajmowały się wyklaskiwaniem i wychrząkiwaniem. A publiczność to podchwytywała. Przecież ktoś musiał powiedzieć, gdzie należy usiąść, w którym momencie rozpocząć „wyklaskiwanie” (Andrzej Łapick, Wstrzemięźliwość; M. Grochowska, Odchodził jak Lear, „Gazeta Wyborcza” 2003 nr 2; Po pierwsze zachować dystans. Z Andrzejem Łapickim rozmawiają Katarzyna Bielik i Jacek Szczerba, Warszawa 1999, s. 207). Fakty potwierdzały różne publikacje – artykuły, książki, wspomnienia, wywiady, m.in. Komedianci. Rzecz o bojkocie (oprac. Andrzej Roman, wyd. Paris 1988, Toruń 1989, Warszawa – dwukrotnie 1989 i 1990), Pod rygorami stanu wojennego. Teatr. Siły i środki Andrzeja Jareckiego i Andrzeja Hausbrandta („Teatr” 1990 nr 12, 1996 nr 9), Obecna nieobecność – Aktorski bojkot telewizji radia w stanie wojennym Małgorzaty Molenda-Zdziech (Warszawa 1998).

Nieprzyznawanie się ZASP-u do zainicjowania i organizowania bojkotu nie było chyba stanowiskiem najsłuszniejszym, a może nawet błędem. Zajęcie takiego stanowiska sprawiło, że bojkot trwający cały rok od stycznia 1982 do końca grudnia 1982 roku (czyli mniej więcej do zawieszenia stanu wojennego 13 grudnia 1982 roku, a zniesionego 22 czerwca 1983) i ogłoszenia od 1 do 8 stycznia 1983 roku „Tygodnia Sceny Polskiej” nie mógł być przez ZASP strategicznie wykorzystany i prócz budujących spektakularnych efektów o charakterze obywatelskim i patriotycznym nie przyniósł wymiernych efektów w pertraktacjach z władzami, bo nie mógł stanowić w tych pertraktacjach karty przetargowej, atutu siły, płynącej z władzy i dyscypliny członków organizacji, która sprawuje rzeczywistą kontrolę nad środowiskiem i może bojkot – zorganizować, ogłosić, zawiesić, odwołać, przywrócić! Bezwzględne posłuszeństwo środowiska wobec ZASP-u w uruchamianiu, zawieszaniu, odwoływaniu bojkotu mogło ukazać jego siłę. A tymczasem bojkot wyrwał się spod kontroli ZASP-u, nie nadzorowany pilnie dopuścił „ubeków” do podszywania się pod zwolenników, a w końcowej fazie odsłonił nawet bezradność Związku.

Władze posądzające ZASP o inicjatywę, najpierw uważały, że celowo odżegnuje się od wpływu na przebieg bojkotu, ale w pewnym momencie dostrzegły bezradność Związku – brak panowania nad sytuacją i brak możliwości zdyscyplinowania środowiska. Wtedy zaczęły ten fakt wykorzystywać do prowokacji i do rozbijania solidarności środowiska, inspirując rozmaite akcje z udziałem prasy i ubeków. A na koniec z pełną determinacją poczęły dążyć w odwet za bojkot do radykalnej rozprawy ze środowiskiem teatralnym i ZASP-em.

Stanowisko ZASP-u w kwestii bojkotu obróciło się przeciw niemu. Zemściła się taktyka wybrana błędnie jako najbezpieczniejsza dla istnienia Związku, a w okresie późniejszym wewnętrzne spory wokół udziału ZASP-u w odwołaniu bojkotu, nie kończone taktycznym kompromisem czy ugodą.

Nie ma się co dziwić po tych doświadczeniach, że Jan Englert do działalności opozycyjnej i do demonstracji wszelkiego rodzaju ma dziś stosunek sceptyczny. Zwłaszcza do polityki, czemu nie jeden raz dawał wyraz publicznie. Choć bywały okoliczności, w których do takiej działalności dawał się wciągnąć – brał udział w Radzie Naukowej przy Prezydencie Rzeczypospolitej Polskiej Lechu Wałęsie, w pracach Warszawskiego Komitetu Wyborczego Tadeusza Mazowieckiego… Na szczęście, z powodu nawału pilnych obowiązków, nie poleciał na uroczystości do Katynia – mimo

ponawianych zaproszeń z Kancelarii Prezydenta Polski Lecha Kaczyńskiego…

Ale zawsze aktywnie uczestniczył w naradach wiążących się ze sprawami teatru, w zebraniach przyznających nagrody (jury Nagrody im. Aleksandra Zelwerowicza miesięcznika „Teatr”, 27 listopada 1987; jury Wrocławskich Spotkań Teatrów Jednego Aktora i Małych Form, 3-8 listopada 1999) i rozmaitych komitetach honorowych. Znacznie częściej i chyba chętniej w ciągu całego życia brał udział w imprezach organizowanych na cele charytatywne, jak kolejne edycje imprezy w Cyrku „Salto” pod hasłem Artyści – dzieciom. W 1975 roku występował – obok Jadwigi Jankowskiej-Cieślak i Krzysztofa Kolbergera „na rowerach”, Aleksandry Śląskiej „z końmi”, Magdy Zawadzkiej „z fokami” i Gustawa Holoubka „w klatce ze lwami”. Edward Dziewoński w swojej książce W życiu jak w teatrze (1989) opisał widowisko w Cyrku „Salto” pod hasłem Artyści – dzieciom z roku 1976: „ Wspaniała impreza. Holoubek w klatce z lwami, Englert, Kolberger i Jankowska na rowerze. Śląska z końmi, Zawadzka z fokami, Pawlik z niedźwiedziami, Zapasiewicz z psami i mnóstwo innych znakomitych koleżanek i kolegów. Łapicki przypiłował Kownacką, a dyrektorzy Axer, Hübner, Gozdawa, Stępień i ja grabiliśmy scenę. Bardini i Szczepkowska prowadzili konferansjerkę. Potęga. Na rozpoczęcie wbiegła masa panienek i wiuwając tym i owym zrobiła od razu znakomitą atmosferę. Panienki były wszystkie bardzo miłe i ładne – od Barszczewskiej do Wiśniewskiej. Dzieci szalały, ale dorośli chyba jeszcze bardziej. Minus był jeden. Cholernie zimno. Skończyło się to późno w nocy…” (s. 264-265).

Nie znalazłam ani jednej wypowiedzi retrospektywnej Jana Englerta. Może do siebie odniósł brutalnie obcesową wypowiedź Kazimierza Dejmka, który skądinąd cenił Jana Englerta jako aktora i którego Jan Englert uznaje za swojego „Mistrza” (Zachowuję się w teatrze jak chirurg starej daty, w cyklu Trzech na jednego rozmawiali Edward Chudziński, Marek Dębowski, Andrzej Hausbrandt, „Zdanie” 1984 nr 9).

Choć czasem Jan Englert zdaje się aluzyjnie nawiązywać do tamtych czasów w sceptycznych ocenach ludzkich i polskich zachowań : „W życiu publicznym najbardziej denerwuje mnie usprawiedliwianie własnej niegodziwości albo czerpanie prywatnych korzyści z działania dla dobra ogółu i dla Kraju. Innymi słowy nic mnie tak nie denerwuje jak fałszywy patriotyzm” (Jan Englert, Polska w krótkich majteczkach…, rozmawia Przemysław Szubartowicz, „Przegląd” 2009 nr 3 z 25 stycznia). „Padają wielkie słowa: prawość, patriotyzm, ojczyzna. A kończy się jak zwykle, na własnym interesie” (Mam skórę nosorożca, Z Janem Englertem rozmawia Jacek Cieślak, „Rzeczpospolita” 2010 nr 140 z 18 lutego).

Faktem jest, że nie garnie się dziś do działalności związkowej. A szkoda! Bo gdy się patrzy na Teatr Narodowy, zespoły jego pracowników i zespół aktorski najlepszy w Polsce… Jego praca w ZASP-ie na pewno by się przydała…

Jednak cokolwiek krytycznego wypadało by powiedzieć o życiowej i artystycznej drodze Jana Englerta, Jego wyborach i rezygnacjach – od filmowego debiutu do dyrekcji w Teatrze Narodowym – trzeba przyznać, że całe życie, wszystkie prace, role, reżyserie, działalność pedagogiczną i społeczną Jana Englerta cechuje powaga przy ich podejmowaniu i solidność w realizacji. Mało kto zauważa, że skromna powłoka zdań kryje w głębi motywacje, gdy je nazwać brzmiące dość patetyczne – jest to patriotyczne wychowanie i społeczna odpowiedzialność.

Obie motywacje sprawiają, że Jan Englert ukazuje się nam jako romantyczny patriota i pozytywistyczny racjonalista, krytycznie patrzący na to wszystko, co dzieje się w naszym teatrze, w polskiej sztuce, w polityce i życiu społecznym. Jako patriota w jednym z niedawnych wywiadów mówił o tym, co go drażni w Polsce. Cytując Norwida, podkreślał zalety polskiego narodu i wady społeczeństwa – „Naród bywa piękny, jest niezwykle zdolny, utalentowany, bohaterski. A społeczeństwo jest tragiczne”. I równocześnie wychwytywał przenikliwie i odważnie wskazywał objawy i przyczyny rozprzężenia życia w Polsce a sensu i wartości w polskiej sztuce (wolność, która przerodziła się w anarchię, demokracja, która jest dyktaturą głupców, chaos w kryteriach, odrzucenie wartości, lekceważenie rzemiosła). I jako patriota, i jako racjonalista dawał do zrozumienia, że jedyną receptą na działanie w zaistniałych warunkach jest stanowisko „pozytywistyczne” – nie rozstać się z rozumem w widzeniu świata dookolnego i starać się robić dobrze to, co od nas zależy.

Ten mój szkic jest właśnie o jednym z „Takich”. I ma to brzmieć zwyczajnie a nie patetycznie czy romantycznie. Bowiem niezależnie od okoliczności czy ustroju kawałek fachowo położonego chodnika na ulicy jest kawałkiem dobrze położonego chodnika. A w dzisiejszej rzeczywistości, która zresztą po pewnym czasie na pewno wróci do normy czy równowagi (jak to nieraz w Polsce bywało), rzetelny rzemieślnik nie ma konkurencji i jest na wagę złota.

Bożena Frankowska

Leave a Reply