Przejdź do treści

GEJE W SZTUKACH PIĘKNYCH

Wiesław Łuka pisze o literackich i filmowych przyjaciołach z LGBT

część I

Nietrudno dostrzec bliskość ideową między wybitnym w skali świata pisarzem irlandzkim, Oskarem Wilde’m (1854 – 1900), a aktualnym dokumentalistą filmowym, Bartoszem (Bartem?) Staszewskim. Pierwszy nie ukrywał pod koniec dziewiętnastego wieku swojej biseksualnej orientacji, a drugi nie ukrywa swojej sympatii do rówieśników z grupy LGBT. Pierwszy, jako autor czyni bohaterami słynnej powieści Portret Doriana Gray’a (1890) dwóch mężczyzn kochających z wzajemnością tego trzeciego, tytułowego, a o Bartku dowiadujemy się ostatnio jako autorze, pomysłodawcy i wykonawcy serii żółtych tabliczek rozwieszonych w gminie z ironiczną informacją: „Strefa wolna od LGBT”. Pierwszy, mąż i ojciec dwóch synów, nie ukrywał swoich licznych, także męskich kochanków z wysokich sfer brytyjskich, za co został skazany w Londynie na dwa lata ciężkiego więzienia, a przeciw drugiemu, wójt Zakrzówka wytoczył proces sądowy o zniesławienie gminy. Pierwszego w czasach tamtego, surowego prawa Zjednoczonego Królestwa nikt nie był w stanie wybronić, a drugiego nie znoszą nienawistnicy „pedałów”, miłośnicy „dobrej zmiany” związani z tak zwaną Redutą Dobrego Imienia. .

*

Dalsze losy tego drugiego zostawiam na boku. Robię miejsce na występ bohaterów Portretu … oraz kilku innych literackich i filmowych dzieł, ktorych będzie bardzo dużo, bo nasz obecny, społeczny, właściwie narodowy konflikt z tłem LGBT nie traci tęczowych kolorów, ale wielu „z wysoka” rządowej i kościelnej „nauki” nazywa ich z pogardą „tęczowa zaraza”.

*

Oskar Wilde, absolwent Oksfordu, później wykładowca akademicki, już w latach szkoły średniej zaczął zdobywać i gromadzić nagrody w licznych literackich konkursach za to, co mówił i jak elokwentnie, co i jak to zapisywał w strofach poetyckich, utworach dramaturgicznych oraz prozą. Te talenty odziedziczył zapewne po matce – poetce, prowadzącej najbardziej znany w Londynie salon literacki. Zaś po ojcu, wybitnym lekarzu, odziedziczył wiedzę o tym, jak dbać o własne ciało. I dbał o jego zdrowie i wygląd do tego stopnia, że zarzucano mu zniewieściałość. Tym się nie przejmował. Własnych krytyków, których podobno nie brakło w Londynie, odsyłał do czasów Hellady – do nauk Platona i Sokratesa oraz innych wielkich Greków. Ci filozofowie także dbali o cielesną kondycję , więc ich naśladował. Tamci lubili (w epoce antyku prawie wszyscy wielcy to lubili w Grecji i Rzymie) towarzystwo chłopców i mężczyzn w aspektach – psychicznym, fizycznym i seksualnym. Nie wiem, czy udzielali się wtedy sportowo, ale wiem, że Wilde nie przepadał za biegami, skokami i rzutem oszczepem. Za to miał męski, autoironiczny stosunek do samego siebie: „…Często prowadzę ze sobą długie rozmowy i jestem tak mądry, że czasami nie rozumiem ani słowa z tego, co mówię…” I dalej: „… Kobiety są stworzone po to, by je kochać, a nie po to, by je rozumieć…” Tytułowy bohater Portretu…, właśnie Dorian zakochuje się w aktorce Sybilli, ale nie jest w stanie ją zrozumieć, „zdobyć” na tyle, by doprowadzić do ślubnego ołtarza. Tak się do tego zabierał w słowach, że ostatecznie biedna aktorka zeszła mu z drogi samobójczą śmiercią.

*

Została ich trójka na stronach Portretu – Dorian oraz dwaj jego przyjaciele: artysta – malarz Bazyli i lord Henryk, bon vivant. Ci dwaj afiszowali się z miłością do tego pierwszego. Każdy z nich kilkakrotnie to w akcji powieści powtarzał, a Dorian tym samym im się odwdzięczał. Zatem – miłość w słowach, we wzajemnych oświadczeniach kwitła. A jak było z miłością w łóżkach? Tej możemy się tylko domyślać. Jeżeli czytamy w paru miejscach powieściowej akcji, że Dorian i lord Henryk jedli razem kolację i razem śniadanie, to łatwo wnioskować, że noce przesypiali w jednym łóżku. Jeśli jeden od drugiego nie odstępował na krok w teatrze i gdziekolwiek indziej, to potrzeba tej wzajemnej bliskości zaświadcza o jednym – panowie grzeją się wzajemnie ciepłem swoich ciał. Ale o kobietach też czasami pomyślą. Dorian zauważa podczas wspólnego posiłku: „Kobity dają mężczyznom najczystsze złoto życia…” Ripostuje lord: „Możliwe, ale nieodmiennie wymagają natychmiast zwrotu dobra monetą. I to jest punkt słaby…” (Moja kropka nad „i”: czyli nic za darmo także w sensie finansowym WŁ). Dorian ocenia niby ostro, ale raczej krotochwilnie: „Jaki straszny człowiek z ciebie, Henryku. Nie wiem, za co cię tak kocham…” Lord zapytuje: „Będziesz mnie tak kochał zawsze, Dorianie?” O to słowne potwierdzanie miłości starszy wiekiem lord domaga się wielokrotnie od młodszego kochanka. W podobnej tonacji treściowej i formalnej przebiega w krótkich dialogach równolegle druga miłość – między Dorianem a malarzem Bazylim, także kochanku. Artysta pędzla kocha rówieśnika, młodzieńca tak silnie, że maluje jego portret. Tu w akację między dwoma wkrada się siła podobna do tej z dzieła Goethego, z jego dramatu Faust; to jest siła nie z tego świat, bo szatańska. Malarz Bazyli chce zachować w realu jak najdłużej młodzieńczość ukochanego Doriana, więc biologiczny proces jego starzenia się zaklina z ukrytą pomocą szatana w dziele malarskim, w portrecie. Kto może zapewnić artyście sukces i trwałość jego pomysłu? – tyko diabeł!

Zatem – jest sukces, ale radość z niego trwa krótko. Przerywa ją tragiczna śmierć artysty wymierzona ręką… kochanka, Doriana właśnie. Widocznie ten poczuł w sobie jednak nieunikniony proces starzenia się wbrew przyrzeczeniom artysty, więc wymierzył sprawiedliwość „oszustowi” i dźgnął malarza nożem. Okazało się, że egoizm kochanka – modela pokonał miłość do kochanka – modelarza.

*

Ależ nie! W ostatniej scenie powieści dwójka służących Doriana włamała się do jego mieszkania i odsłoniła tajemniczy, ciągle zasłaniany jego portret. On, według zamysłu artysty i tajemnej pomocy diabła, miał pokazywać człowieka już podniszczonego życiem, podstarzałego. Tymczasem pokazał kochanka „cudownej młodości i urody”. Natomiast na podłodze leżało martwe ciało w balowym stroju właściciela mieszkania, z nożem w piersi, na wysokości serca. Czyli oczekiwany cud się nie dokonał – starzenie się dotknęło Greya, nie zaś jego portret.

*

Pytanie zasadnicze: Dlaczego Oskar Wilde, artysta już wielce doświadczony i obsypany nagrodami, pisał w tak zawoalowany sposób o wzajemnej, męskiej miłości bohaterów swego dzieła? Można wyczytać w licznych krytykach literackich, że pisarz na żądanie ówczesnej cenzury i paragrafów brytyjskiego prawa karnego „złagodził” niektóre opisy, niektórych akapitów powieści (zapewne tak zwane sceny łóżkowe. WŁ). Ale i tak, mimo „wygładzenia” dzieła, gentelman Oskar (dziś mówimy: nieheteronormatywna osobowość) został skazany sądownie na więzienie za uprawienie homoseksu, czyli za bycie sobą. „Siedział” dwa lata, a na wolność wyszedł kompletnie „zmarnowany”; niepodobny do kwitnącego, wyperfumowanego mężczyzny sprzed sądowego wyroku. W tamtych czasach „gejostwo”, a nawet „półgejo…”, było jeszcze karnie zakazane nawet w tak wzorcowo rozwiniętym cywilizacyjnie kraju jak Zjednoczone Królestwo.

*

Niecałe ćwierć wieku po śmierci osamotnionego, byłego londyńskiego gentelmana – urodził się w Nowym Jorku, jako dziewiąte dziecko w afroamerykańskiej rodzinie, James Baldwin (1924 – 1987), autor powieści Mój Giovanni (1956 rok). Nastolatek wcześnie odkrył w sobie nieheteronormatywny pociąg seksualny, a jeszcze szybciej poczuł ciasnotę i duchotę w dzielnicy Harlem. Tam planowano rodzinnie, że po ożenku zostanie pastorem, ale nie został, nie poszedł w ślady znienawidzonego ojczyma. Właśnie ojczym – pastor – „garbował” mu chłopięcą skórę z częstotliwością niegodną osoby duchownej. Dlatego młodzieniec, wówczas już 24-letni opuścił rodzinne łono; wziął azymut na Paryż. Ojczym jeszcze w Harlemie robił pasierbowi awantury z powodu jego zamiłowania do książek. Pasierb je kochał, a także wszystko, co się z nimi wiązało. Pisał nie tylko powieści, opowiadania i sceniczne dramaty, ale także reportaże. Nie dusił w sobie orientacji „homo”, nie ukrywał jej także w wymiarze prawno-społecznym. Gdy po kilku „europejskich” latach wrócił do kraju urodzenia, zaangażował się w ruchu na rzecz równości rasowej. Nawiązał kontakty i współpracę publicystyczną oraz obywatelską z amerykańskim, wybitnym dramaturgiem Tennessee Williamsem; jak wiadomo również orientacji LGBT.

*

Życie, to młyńskie koło, obraca się – autor Giovanniego zacytował kogoś mądrego w jednym ze swoich esejów – a sztuka życia polega na tym, żeby zatykać nos, kiedy się jest pod wodą i nie dostać zawrotu głowy, kiedy się jest na górze”.

*

Czy Baldwin pamiętał o tej zasłyszanej mądrości, gdy snuł powieściową, a właściwie quasi reporterską w formie, narrację o białoskórym Dawidzie czyli nie Afroamerykaninie? Ten pokochał „z całego serca”, Giovanniego. Czy dał się wciągnąć „młyńskim kołem” w topiel? Zobaczymy.

*

Baldwin nie uciekał w utworach od spraw trudnych. Budował postacie bohaterów nie papierowe (choć na papierze), ale żywe, z krwi i kości, próbujące w życiu wszystkich „smaków”. To w myśl przysłowia rodem z antycznej Grecji: „wszystko, co ludzkie, nie jest mi obce”. Powtarzam – Dawid pokochał Giovanniego „z całego serca”, ba – „z paru serc razem wziętych”. Jednak na początku ich wzajemnej miłości próbował przed nim ukryć fakt, że nie był prawiczkiem, że już wcześniej spędził noc w łóżku z jakimś chłopakiem, Joey’em. Narrator tak ją opisał: „…Ledwie się poznali, Joey godzinę później już leżał na jego piersiach… Jego serce biło mocno, a tamten chłopiec cały drżał… Jeden drugiego przypadkowo pocałował…” Dawid po raz pierwszy w życiu „czuł ciało obcej istoty i jej zapach …Czuł, że serce mu pęknie… Ciało Joey’a, brunatne i spocone, wydawało mu się najpiękniejszym zjawiskiem, jakie kiedykolwiek widział. Natomiast własne ciało odczuwał w tym momencie jako grubiańskie i toporne, a rodzące się pożądanie jako coś potwornego…”

Dawid pokochał Giovanniego, ale równocześnie niósł na swoich barkach ukrywany zrazu duży ciężar – wcześniej obdarzył uczuciem miłości z wzajemnością panienkę Hellę, którą nazywa „swoją dziewczyną”. Tłumaczy swój wybór: „Ta kobieta okazała się tym wszystkim, czego szukałem”. Hella właśnie wróciła z długiej wycieczki do Hiszpanii, co spowodowało, że Dawid „dostał doła” z powodu rozterki: wziąć z nią ślub, czy nie. W dodatku dość nagle przypomniał sobie Joey’a, prawiczka, z którym spędził kiedyś noc i było mu „dobrze”. Gdy go teraz sobie przypomina, ciągle „doznaje z tamtego niesamowitego podniecenia ogromny żar pragnienia, drżenie, bolesną czułość…”

*

Podobnych przeżyć do tamtych, zapamiętanych, a teraz wspominanych – porywających emocji – dwóch prawiczków, Dawid z Giovannim nie doznają. Tamten czas prawiczków dawno minął, ale: „chłopięca i dzięki temu piękna twarz Giovanniego, wzmaga Dawidowy głód pożądania”. I tylko tyle czytamy. Nie wszystko, co jest pożądane jest porywające. Dawid i zmaga się i z takim wspomnieniem, które nazywa „pijanym i brudnym”: „Będąc w wojsku zetknąłem się z jednym pedałem, którego później postawiono przed sąd wojenny… Doznałem paniki”. Może dlatego narrator nie opisuje łóżkowych uniesień Dawida i Giovanniego, bo obydwu za bardzo pociąga alkohol. Dziesiątki razy czytamy o piciu, upijaniu się, o opróżnianiu kieliszków, o koniaku; rzadziej o whisky. Natomiast o łóżkowym baraszkowaniu kochanków czytamy niewiele i w oględnej wersji. Warto zaryzykować stwierdzenie – to już moja refleksja – że przy dzisiejszym rozpasaniu pornografii autor opowieści pozwoliłby sobie na więcej i śmielej. Niewykluczone, że byśmy taplali się w spermie, oralu i analu. Dlatego czytając prawie reporterską powieść Baldwina nic nie wiemy o jego kłopotach z cenzurą, o ówczesnych zakazach i nakazach prawnych.(Przypomnijmy – Oskar Wilde próbował je na przełomie wieków XIX i XX lekceważyć, więc trafił do więzienia, mimo że nakazano mu usunąć z Portretu… wszystkie „gorące” sceny i opisy). Natomiast Baldwin przekonuje ustami jednego z drugoplanowych bohaterów powieści. „Jeśli jesteś zdania, że te minuty są brudne, to istotnie będą brudne, ponieważ nic z siebie nie dasz, ponieważ zlekceważysz ciało swoje i jego. Możecie jednak wasze życie uchronić przed brudem, możecie sobie nawzajem ofiarować coś, co was uczyni lepszymi na zawsze, pod warunkiem, że nie będziecie się wstydzić i kierować się względami bezpieczeństwa”.

*

Minęło trochę czasu, zanim Dawid i Giovanni zbliżyli do siebie swoje ciała w ubogim, paryskim pokoiku tego młodszego. Właśnie ten młodszy: „Przyciągnął mnie do siebie i wtulił się w moje ramiona, jakby chcąc, żebym go niósł i wolno pociągnął mnie za sobą na łóżko. Wszystko we mnie krzyczało: – Nie – ale moje prawdziwe „ja” westchnęło – Tak… W tym momencie naprawdę pokochałem Giovanniego. Nigdy nie wydawał mi się tak piękny jak tamtego popołudnia”. To chyba najśmielsza scena aktualnej akcji powieści.

*

W tym związku dwóch „pijaczków” jest ktoś trzeci – poznana już Hella, która właśnie wróciła z długiej wycieczki w Hiszpanii. Przed wycieczką tylko ona istniała w życiu Dawida (no i zacierające wspomnienia o Joey’u oraz przygody z „pedałem” w wojsku). A teraz jest ona i Giovanni! Przeszkadzają sobie wzajemnie i okropnie komplikują życie tego, który kocha obojga.

*

Dawid czyta i pisze czułe listy od i do ojca w USA. Ten tęskni za synem i jest ciekaw, co właściwe on „tam robi w tym Paryżu i dlaczego ciągle prosi o kolejną przesyłkę pieniędzy… Co się za tym wszystkim kryje”. Dawid wie i nie ukrywa tego przed Giovannim, że ich „miłość nie może trwać wiecznie, więc idylla musi się zakończyć”. Ciekawe, że narrator ustami Dawida opisał jego noc spędzoną przypadkowo z Sue, kobietą lekkich obyczajów. Jest to opis z najdrobniejszymi detalami; bez bojaźni przed cenzurą oraz ingerencją przepisów prawa. Było zatem o „psychicznej rozpaczy jego, gdy ona (Sue – WŁ) rozwarła usta i on w te usta wszedł całym sobą, myśląc, że wszedł nie swoim ciałem. Ona „przykro krzyczała z rozkoszy oraz wydawała inne odgłosy podczas grzesznej miłości”. Dawid myślał na łóżku Sue „wyłącznie o rychłym powrocie Helli z Hiszpanii, czyli o kobiecie, dla której będzie oparciem, a ona będzie tym samym dla niego. Równocześni „myślał o Giovannim, którego dotknięcie wzbudzało najczystsze pożądanie zbliżenia obydwu ciał, a jednocześnie upajanie się jego gorącym i słodkim oddechem”.

*

Które to już w tej opowieści drinki Dawida i Giovanniego? Nikt tego nie zliczy. Jutro wraca Hella. Dziś wieczorem ten młodszy, biedny, z garścią drobnych franków w kieszeni, pyta tego starszego: „- Nie opuścisz mnie, prawda? Usłyszał: – Oczywiście, że nie. Damy sobie radę. Ten młodszy: – Nie mam pojęcia, co bym zrobił, gdybyś mnie opuścił. Ten starszy słowami narratora: „Chciał mnie objąć, ale odsunąłem go od siebie. Nigdy nie poczułem się tak bezradnie i staro jak wtedy”.

Znowu zaproszenie młodszego przez starszego na drinka.

Hella już w Paryżu. Wieczorem Dawid jednak opowiada jej o Giovannim. Ona się dopytuje o szczegóły, a on wykrztusza z siebie: „Na swój sposób go kocham. Tak, naprawdę go kocham”.

Za chwilę Dawid wpada na pomysł – chce jednego – ucieczki z Paryża, gdziekolwiek, aby z Paryża. Prawie płacze, że nie poradzi sobie z dźwiganiem „dwóch miłości”.

Jest jeszcze jeden, tym razem dramatyczny opis spotkania dwóch męskich kochanków – zasadnicza rozmowa poprzedzona płaczem Giovanniego. Młodszy usłyszał od starszego, że ten musiał przewidywać nadchodzącą rozłąkę obydwu, gdy dziewczyna wróci z Hiszpanii. Cóż na to usłyszał starszy? – Niby kochałeś mnie… Za sekundę krzyk młodego: – Ale ty nie kochasz nikogo/

Czyli rozmowa w atmosferze rozstrojenia nerwowego.

Przesiedzieli całą, więc nieprzespaną noc. Dotykali się tylko wzrokiem. Gdy rano starszy opuszczał pokój młodszego, myślał, że on „na łóżku śmierci czeka na cud życia”. Ale starszy nie miał odwagi zbliżyć się znów z miłością do młodszego na pożegnanie. Nie miał też siły wypowiedzieć przestrogi, by ich „miłość nie przeobraziła się w nienawiść”. Jednak ją wydukał.

Puenta narratora: „Wiatr życia odwiewał jednego od drugiego”.

Teraz ja się wtrącam z komentarzem: Wiatr wieje w różne strony i z różną siłą – raz z upiorną mocą, raz z tajemniczą słabością. Giovanniemu przywiał moc, która uczyniła go powieściowym mordercą swego pracodawcy; także geja. Inny wiatr z tajemniczą słabością szybko potem zawiał Dawidowi – odebrał mu kochaną Hellę, która go zostawiła. Niby marzyła zostać jego żoną i matką, a on stracił moce stania się mężem i ojcem, więc został sam. Wiatr nie odebrał jednak Dawidowi chęci majaczenia o Giovannim, którego, jako zabójcę, „właśnie prowadzono pod gilotynę…”

Mój komentarz: Wiatr wiał i wieje od prawieków. Około dwa tysiące lat temu twórcy chrześcijaństwa poczuli w nim nawet Ducha Świętego. Pamiętam taką myśl wypowiedzianą przed laty również przez papieża JP II. Może dlatego narrator (przypomnijmy: James Baldwin, jako syn pastora, także sposobił się do tej duchowej posługi!) nieoczekiwanie przywołuje na ostatniej stronie Giovanniego : „Święta Mario, Matko Boża”. Wiatry wieją nam nad ziemią i być może jeszcze komuś w bezgranicznym kosmosie. Podobno bardzo silne i na pewno tajemnicze. Może nawet święte? Któż to wie?

*

Co się dzieje? Autor Giovanniego się modli, autor Doriana Graya na łożu śmierci przeszedł na katolicyzm, więc na pewno też się modlił. Ich dzieła o bogatej, literackiej miłości, oraz o człowieczej seksualności, mogły więc się otrzeć o pornografię, ale się od tego ustrzegły. (Wilde musiał łagodzić niektóre ostrości swoich opisów!). Dlaczego ciągle beznadziejnie, ale z uporem szukamy w miłości uspokojenia i ukojenia? Jakże często nie znajdujemy. Czyż jednak mamy przestać szukać?

Wiesław Łuka

Leave a Reply