Przejdź do treści

Pomnik rzuca cień

Przed pokazem DZIADÓW w reż. Eimuntasa Nekrošiusa w Teatrze Narodowym na You Tubie przypominamy recenzję Tomasza Miłkowskiego z „Przeglądu”:

Takiej „Wielkiej Improwizacji” na polskiej scenie jeszcze nie słyszano. Grzegorz Małecki jako Konrad w inscenizacji Eimuntasa Nekrošiusa na Scenie Narodowej zamiast po gwałtowne gesty, patetyczne frazy i całą tę gorączkę emocjonalną z repertuaru romantycznego – sięga po intymność. Jego zmagania z Bogiem przypominają rozmowę z przyjacielem, emocje są powściągane, a środki ekspresji zdumiewają prostotą. Tym razem Konrad nie wybucha gwałtownym buntem, ale wyłuszcza jego powody, zaskakująco racjonalne korzenie. Od czasu do czasu tylko ten tonowany monolog zakłócany jest nadruchem głowy, którą Małecki odrzuca w bok, tak jakby bohater próbował zerwać się z uwięzi. Na naszych oczach zamiast Konrada ekstrawertyka rodzi się introwertyk. Ale to przecież nie znaczy, że reżyserowi i aktorowi nieznana czy obca jest tradycja romantycznych uniesień.

W inscenizacji Nekrošiusa można odnaleźć wiele innych odmienności i piękności, nieprzeczuwanych wcześniej, które artysta wydobywa w zgodzie z własną teatralną wyobraźnią i sposobem widzenia świata. Zaskakująca jest groteskowa interpretacja postaci Senatora (Arkadiusz Janiczek), który tym razem odstręcza nie tyle obłudą i okrucieństwem, ile bezradnością prowincjonalnego głupca. Zdumiewa związanie postaci Guślarza i Diabła w jedną (Marcin Przybylski), co wpisuje ją w tradycję faustowską i sprawia, że światem mroku i guseł zarządza ciemna moc.

Takich odkryć można by odnotować więcej, a jeszcze więcej osiągnięć aktorskich (Wiktoria Gorodeckaja jako Dziewczyna, Mateusz Rusin jako Ksiądz Piotr). Samą jednak istotą inscenizacji jest silne związanie tego, co ogólne, uniwersalne, z tym, co lokalne. W gruncie rzeczy to bardzo litewskie, bardzo wileńskie „Dziady”. Przede wszystkim dlatego, że cały spektakl rozgrywa się w cieniu pomnika Adama Mickiewicza dłuta Zbigniewa Pronaszki. Ten pomnik, który stanął w Wilnie, uroczyście odsłaniany (1924), ale nielubiany przez władze i mieszkańców miasta, swoim wyciętym w horyzoncie sceny kształtem każe cały czas pamiętać o rodowodzie dramatu

„Pomnik rzuca cień”
Tomasz Miłkowski
Przegląd nr 12/21.03
22-03-2016

Leave a Reply