Przejdź do treści

Pogubione demony

Tomasz Milkowski pisze w „Przeglądzie” po premierze „Biesów” w Teatrze Studio wg Dostojewskiego:

Zaczyna się to przedstawienie świetnie. W pleksiglasowej klatce upozowana rodzina carska, ostatniego z Romanowów. Najpierw stoi w nieładzie, potem ustawia się jak do zdjęcia, a na koniec pada zagazowana. Ledwo żyjąca carówna zostaje przed śmiercią zgwałcona. Jak Rosja. Oto do czego doszło, kiedy puściły wędzidła samodzierżawia.

Takiej wizji u Dostojewskiego na próżno by szukać, ale jego powieści przesycone są lękiem przed upadkiem caratu i nastaniem czasów krwawej anarchii. Ta mocna scena ma sens – wiadomo, na czym polegać miała robota biesów, ku jakiemu celowi zmierzać.

W całej części pierwszej przedstawienia ta wyznaczona wysoka trajektoria lotu jeszcze się tłumaczy. Wprawdzie scenariusz zbacza z pojedynku idei w stronę psychologii i walki płci (na koniec śledczy, którego wyśmienicie gra Bartosz Porczyk, rozbiera się przed przesłuchiwaną pisarką), ale nie brak tu scen wielkich i ról z prawdziwą maestrią narysowanych. Oprócz Porczyka mam na myśli przede wszystkim jak zawsze niezawodny duet Ireny Jun (matka Stawrogina) i Stanisława Brudnego (stary Wierchowieński), którzy dają koncert słownego pojedynku. Z Porczykiem zaś koncertuje Halina Rasiakówna (w tej adaptacji pisarz Szygalew staje się kobietą, Korczakowska podkreśla, że jest feministką i ma na względzie równouprawnienie płci). Tak czy owak, wiele ta część pierwsza obiecuje: zapowiada, że całość złoży się w wielki akt oskarżenia pokolenia ojców, które porzuciło swoje dzieci, a te grzęzną zabłąkane w mglistych ideach i coraz bardziej ryzykownych, wręcz zbrodniczych czynach.

Tak się jednak nie stało. Część druga wygląda tak, jakby została przygotowana przez innego reżysera albo kogoś, kto się rozmyślił i postanowił pobawić się samą formą teatralną. Nawet jeśli te zabawy widać, a nawet da się wskazać tropy do innych przedstawień i filmów, to pozostaje dojmujące wrażenie rozpadu. Nic tu się nie zgadza, diagnoza rozmywa, a najbardziej pogubione są rzekomo groźne demony. Tak jak dramaturg, który z dziecięcą pasją upstrzył tekst Dostojewskiego soczystymi wulgaryzmami. Z tej klęski zagubienia ocalał jedynie Robert Wasiewicz, który jako Kiryłow uczynił ze swego bohatera ofiarę zimnego rozumowania. Jego konkluzje o samobójstwie i samozniszczeniu jako jedynej sensownej drodze protestu i demonstrowania wolności brzmią przekonująco. Reszta potwierdza, że i spektakl może popełnić samobójstwo.

Tomasz Miłkowski

BIESY Fiodora Dostojewskiego, tłum. Adama Pomorski, reżyseria Natalia Korczakowska, adaptacja Natalia Korczakowska, Adam Radecki, dramaturgia Adam Radecki, scenografia Nicolas Grospierre, Olga Mokrzycka-Grospierre, kostiumy Marek Adamski, reż. światła Aleksander Prowaliński, reż. wideo Marek Kozakiewicz, muzyka Marcin Lenarczyk, Wojtek Zrałek-Kossakowski, Studio Teatrgaleria, premiera 26 stycznia 2018

Leave a Reply