Przejdź do treści

Z fotela Maciejewskiego: SERCE I WYCHODEK

Matka Courage i jej dzieci Bertolta Brechta w reż. Michała Zadary w Teatrze Narodowym

„Człowiek pada, lecz sztandar powiewa” – pisał ponad pół wieku temu Bertolt Brecht. „Matka Courage i jej dzieci” w reżyserii Michała Zadary w Teatrze Narodowym to spektakl o upadku sztandarów. O destylacji wszystkiego, co miało lub mogło mieć wartość. Gdzie w tym wszystkim sens? Może jedynie w figurze szczupłej kobiety bez wieku. Skazanej na odwagę, tak samo jak niegdyś skazanej na macierzyństwo czy kupiectwo. Jej nazwisko Fierling, ale wołają na nią Courage. Matka Courage.

Panią Odwagę w Narodowym zagrała Danuta Stenka. I to stwierdzenie wystarczyłoby za całą recenzję.

***

Spektakl Zadary oglądałem na premierze, irytował mnie i męczył, ale też cieszył i intrygował. Najważniejsze: został w pamięci, powraca, nie daje o sobie zapomnieć. Przyjaciółka napisała na portalu społecznościowym, że Stenka-Courage jej się przyśniła. Jestem w stanie to zrozumieć. Takie role powinny się widzom śnić.

Postać Mutter Courage to jeden z tych wielkich stereotypów współczesnego teatru, z których wielkie aktorki zawsze wychodzą zwycięsko. Mieszają mi się te brechtowskie Anny Fierling w pamięci, nie potrafię, ale i nie chcę robić rankingów ważności, pierwszeństwa, użyteczności tych ról. Brecht robiony po brechtowsku, albo przez zaprzeczenie dogmatom, Brecht mówiony i krzyczany, aktorki w kostiumie, bez kostiumu, w łachmanach, w burkach itp. W spektaklu Michała Zadary, Danuta Stenka ma włosy ścięte na krótko, nosi sfatygowany T-shirt, krótkie spodenki, potem jeszcze czapkę, płaszcz, bojówki, sportową bluzę. Cały karawan bylejakości, całą jaskrawość szarości. Ani wysoka, ani niska, ani wyniosła, ani pokorna. Twarz pomiędzy, sylwetka pomiędzy, język zatknięty wewnętrz innych języków, innych słów. A jednak od początku do końca jest na pierwszym – i jedynym – planie. Zwycięska, chociaż zgarbiona. Polemiczna, a przecież skłonna do kompromisów. Wygrana, bo niejednoznaczna – w przeciwieństwie do samego, zbyt ujednoliconego interpretacyjnie przedstawienia.

***

Nie zamierzam tym razem czytać odautorskich wypowiedzi reżysera (którego przecież bardzo cenię), w tym przypadku nie jest mi to do niczego potrzebne. Szanuję wyrafinowaną warstwę plastyczną widowiska, wielką teatralną machinę, urodę i trafność poszczególnych efektów wizualnych – z rozkraczającymi się widowiskowo samochodami, z poruszającym video-artem Roberta Rumasa w tle, wyobrażającym wojenną warszawską hekatombę ad 2025. Szanuję to wszystko, ale nie przeceniam. Efekty służą tutaj bowiem natrętnej i nazbyt oczywistej interpretacji, że wojna już jest, nie zaczęła się wczoraj, nieprędko skończy. Potrwa ze trzydzieści lat albo dłużej. Łazimy zatem w tę i we w tę za karawanem Courage, z jakimś księdzem przy boku, albo innym łajdakiem; kupczymy ciałem albo duszą, nie przeceniając wartości ani jednej ani drugiej waluty. Tego typu objawienia zostały już jednak tyle razy przemielone, przetrawione i zwrócone z wzajemnością przez polski teatr, że powtarzanie tych truizmów – nawet jako brechtowskich ostrzeżeń – nie ma dla mnie większego sensu. Przyjmuje się to raczej wzruszeniem ramion niż ze strachem. I co z tego, co w związku z tym? Nic albo bardzo niewiele. Komfort wizualny, delektowanie się brzydotą świata z pozycji pluszowego wygodnictwa teatralnego.

W tej scenicznej materii krążą aktorzy, namówieni przez Zadarę do grubej krechy, do budowania konstruktów postaci, ale nie ról. Niektórzy radzą sobie z tym zadaniem lepiej (Kamilla Baar-Kochańska, Barbara Wysocka), inni trochę gorzej (Zbigniew Zamachowski, Oskar Hamerski), a w dwóch przypadkach – to role Arkadiusza Janiczka i Ewy Konstancji Bułhak – artystyczny efekt wulgarnej szarży aktorskiej jest wręcz tragiczny. Na tym tle jest jednak Courage. Courage, czyli Stenka. I w zasadzie o niej, dla niej jest ten spektakl. Jeżeli bowiem widzimy w „Matce Courage” Zadary wojnę, to przekłada się jedynie w partyturze tej wypracowanej, ale i przeżytej kreacji. W jej mocnym, charakterystycznym głosie, songach stających się lamentami, oskarżeniem, zwątpieniem. Courage Stenki ciągnie swój wózek (cokolwiek zmechanizowany) bez ostentacji, z energią witalną która niektórym pozwala przetrwać wszystko. Zniewolenie, choroby, a nawet śmierć najbliższych.

Mutter Courage musi trwać, żeby innym dać przykład przetrwania. Musi ciągnąć swój mizerny interes, ponieważ nie ma nic innego, dalej są tylko zgliszcza. Anna Fierling w przejmującej i przerażającej jednocześnie interpretacji Danuty Stenki jest rentgenowskim zdjęciem spustoszeń wojennych. Wojna w sercu jak wojna w wychodku. Jeden krzyk.

Łukasz Maciejewski

Leave a Reply