Przejdź do treści

Człowiek brnie przez życie i codzienność dzięki nadziei na Cud, na Nieoczekiwane…

O tym, jak to jest, kiedy bez mała trzy lata po premierze trafia się na przegapiony przez siebie spektakl, który okazuje się być jednym z najcenniejszych i najważniejszych, na które w życiu się trafiło. Czyli o aktorskiej partyturze na dwie pogruchotane dusze pod tytułem „Pocałunek”, wyreżyserowanej przez Adama Sajnuka na deskach warszawskiego Ateneum.

 

Ona, On, okoliczności…

Ona, czyli stateczna emerytowana Pani Farmaceutka z małego holenderskiego miasteczka, gdzieś przy granicy z Belgią. Żona Berendta (również farmaceuty), matka dorosłej jedynaczki („robiącej karierę na kierowniczym stanowisku w dużym prestiżowym hotelu na Wyspach Normandzkich…”), niegdysiejsza właścicielka rodzinnej apteki („sprzedaliśmy w dobrym czasie i za dobrą cenę, teraz w pełni cieszymy się urokami życia emerytów…”). Kobieta w wieku balzakowskim, piękna, pociągająca, inteligentna, prowadząca aktywne ciekawe życie, pełne ciepła i akceptacji, otoczona przyjaźnią, szacunkiem, poważaniem.

On – znany komik, zmęczony popularnością i przeżywający kryzys twórczy. Gadatliwy, żywiołowy, ekspresyjny ekscentryk, istny wulkan energii, przy tym realista „do szczętu i kości”. Uciekł do tego maleńkiego uroczego kurortu, by w ciszy i spokoju przygotować numery do nowego programu, dopracować szczegóły. Spacery po otaczających miasteczko górach, podziwianie jeleni na polanach („Proszę Pana, to akurat były sarny – Pan chyba wyłapał różnicę…?!”), fotografowanie leniwych krów na łąkach i pastwiskach mają nastroić go, odświeżyć wyobraźnię.

Pośrodku szlaku, ocieniona starym lasem, pomiędzy dwoma miasteczkami, na środku wybitnie urokliwej polany – ławeczka. Prosta, zwyczajna, górska, dla piechurów zmęczonych wędrówką, trasą, dniem zbyt meczącym, spacerem… Pewnego dnia On, dowlekłszy się na polanę z nieodłącznym aparatem i notesikiem, zastał na „swojej ulubionej” ławeczce niespodziewajkę, i to nie byle jaką. Przycupniętą w rogu, wygodnie ułożoną, kontemplującą krajobraz, przydybaną na bezkarnej chwili szczęścia, dziecięcej radości i wewnętrznej wolności – Ją, Panią Berendtową.

Gry/Maski

Pierwsze spotkanie było przypadkiem, drugie uciążliwą koniecznością wynikła z sytuacji. Każde następne jednak staje się wędrówką ku Drugiemu, Innemu; po słowa, serdeczność, empatię, więź, wsparcie, zrozumienie Jednak, aby było to możliwe, musieliby najpierw sobie uzmysłowić, co i dlaczego ich oboje mota, krępuje, hamuje. Bowiem tutaj, na tej holenderskiej górskiej polanie obie strony prowadzą wielce ryzykowną grę (w której wszyscy są wygrani albo przegrani; remisu i negocjacji bynajmniej się nie przewiduje!), noszą uwierające ich maski (których za cenę źle pojmowanych honoru i godności nie zdejmą, choćby miały ich one zranić, zabić, unicestwić!). Tworzą mity i opowieści, epatują blaskiem sukcesu, szczęścia i dobrobytu, chcą koniecznie wydać się lepsi, inteligentniejsi. Dlaczego?! Hmmm, trudne pytanie… Ze strachu przed odrzuceniem, brakiem akceptacji, chłodem autokontroli i perfekcjonizmu, deficytem odwagi cywilnej, dbaniem o pozór opinii publicznej, niemożnością stałej i całkowitej kontroli rzeczywistości? Siedząc skulona w kłębek na ławce, zaskoczona nagłą obecnością całkowicie obcego mężczyzny (zaraz, jaki obcy; przecież krajan, z sąsiedniej wioski; może kiedyś już go znałam, spotkałam?), piękna Pani Beredntowa nie zdawała sobie sprawy, jak łatwo i szybko zostanie rozszyfrowana. Jak w lustrze oglądał jej gorset usnuty z perfekcji i doskonałości, zdobiony wyżyłowanym własnym poczuciem wartości, zapięty na guziczki samotności i lęku przed odrzuceniem; zdobny kameą empatii i nadwrażliwości w oprawie protestanckich konwenansów. Piękny, zdobny, zabijający właścicielkę szybciej i skuteczniej niż maleńki guzek na jednej z piersi. Rodowodu i genezy onko-pasażera nosicielka bała się niebotycznie; nie zdawała sobie sprawy z tego, że dużo dawniej i skuteczniej wyniszczają ją jej własne kompleksy, strachy i duszo- widma!

Jej zrazu przymusowy, potem coraz bardziej przyjacielski rozmówca – Komik w Kostiumie Niedźwiedzia – też „niejedno ma pod paznokciami”. Pozornie nazbyt komunikatywny, zbyt głośny, lekko natarczywy i męczący – szuka zupełnie czegoś innego. Całym tym sztafażem kryje rozczarowanie życiem, zniesmaczenie karierą zawodową („na roku byłem najlepszy z dramatu, marzyłem o Ibsenie, Dostojewskim, a co mi zostało…? Niedźwiedź w recepcji małego górskiego kurortu!”), brak akceptacji ze strony żony i rozczarowanie synem. Chciałby po prostu jeszcze mieć w życiu z kim porozmawiać, być wysłuchanym, zrozumianym, zaakceptowanym, coś jeszcze dla kogoś znaczyć, coś przeżyć, komuś ofiarować swoją radość i zachwyt; czy naprawdę prosi o zbyt wiele?! Wrócić, tak samo, jak piękna Beredntowa choć na chwilę, dzień, tydzień na Główny Tor Życia; najlepiej z Nią przy boku.

Tylko ten jeden, jedyny maleńki drobiażdżek – najpierw te dwa pogruchotane przez Życie, kompleksy, własne okowy i uprzedzenia, muszą sobie uwierzyć, zaufać, oswoić się nawzajem, odnaleźć radość z własnych słów, sądów, opinii. Nauczyć się prawdy, szczerości i otwartości: nie tyle wobec siebie samych, ile wobec świata i ludzi. Proste, prawda…? Otóż dla tej dwójki życiowych rozbitków trudniejsze niż nauka prawdziwego głębokiego oddechu Światem, Życiem, Miłością i Drugim Człowiekiem.

Tu się mówi o emocjach, uczuciach, empatii, prawdzie…Tu się mówi szczerze!

Ger Thijs (68-letni holenderski aktor, reżyser i dramaturg) znany jest w Polsce tylko z jednej ze swoich licznych sztuk – „Pocałunku”. Od 12 maja 2013 roku (prapremiery na deskach scenicznych warszawskiego Teatru Ateneum im. Stefana Jaracza) powstały ledwie trzy jej inscenizacje*. Dlaczego przy całym bogactwie, mądrości i wewnętrznym pięknie tak rzadko sięga się po ten tekst? Bowiem jest na dzisiejsze czasy unikatowy, przy tym bardzo trudny. To nie jest tylko o raku, onko-strachu, wyobcowaniu. Napisać o „Pocałunku”, iż jest to sztuka terapeutyczna byłoby dalekim spłyceniem idei tego tekstu – Autor wytoczył tutaj dużo cięższego kalibru armaty. Oboje spacerowicze toczą mini-bitwy na słowa, emocje, uczucia, głębiny ludzkich dusz. To nie jest proste, łatwe i tym bardziej bezpieczne dla ludzi tak opancerzonych przed miłością, bliskością i empatią jak Oni! Przenieść taki ładunek empatii przemieszanej z ekspresją, podprawionych komizmem melanżowanym przez stopniowane napięcie, – hmmm… Dzisiaj już raczej „mało kto tak tekst wodzić potrafi” * Na deskach warszawskiego Ateneum, przy całym minimalizmie i umowności scenografii, z maksymalnym zaangażowaniem emocjonalno – warsztatowym Marzeny Trybały oraz Krzysztofa Tyńca, Adam Sajnuk stworzył spektakl cacuszko, teatralną perełkę. Mądry, cenny, poruszający, pozostawiający w widzach ciepło, śmiech, łzy, wzruszenie. Pytania, które zadają nie tyle aktorzy, ile ludzkość na widowni – sama sobie, gdzieś w głębi duszy, w zakamarkach serca. O to, dlaczego chcą z kimś być, dlaczego opuścić, czym stłumili lub wręcz dogasili żar swoich związków, czego tak naprawdę się boją i co ich przeraża, dlaczego przestali o tym ze Swoją Drogą Połówką rozmawiać (tak zwyczajnie, po ludzku, najprościej i najszczerzej). Co i ile są w stanie poświęcić i zrobić, by z kimś być. Wreszcie to najbardziej podstawowe: co to jest Miłość i o co właściwie w tej Życiowej Delicji chodzi?

Dobrze, że w tym zwariowanym, stechnicyzowanym, odczłowieczonym świecie są jeszcze Młodzi – tacy jak Adam Sajnuk – którzy chcą i umieją pracować z tekstem, sensami, emocjami i podtekstami. Dla których ważne jest tkanie wespół z aktorami scenicznych nici, wyzwalanie ich potencjału, mozolny trud budowania struktury spektaklu od pomysłu na rolę po radość budowania się postaci, ich ucieleśniania. Którzy doceniają warsztat i doświadczenie znamienitych Aktorów (niewątpliwie Marzena Trybała i Krzysztof Tyniec takowymi są i chwała im za to!), których zapraszają do współpracy. Pozwalając im grać, lśnić na scenie. Współtworzyć chemię pomiędzy Sceną a Widownią, dzielić się nią…

POCAŁUNEK Gera Thijs, tłum. Małgorzata Semil, reż. Adam Sajnuk, scenografia Katarzyna Adamczyk; obsada Marzena Trybała (Ona), Krzysztof Tyniec (On), Teatr Ateneum Scena 61, premiera 12 maja 2013; Lubelski Salon Artystyczny, prezentacja 25 maja 2016. Licencja na wystawienie utworu została wydana przez Stowarzyszenie Autorów ZAiKS. W spektaklu wykorzystano fragment filmu „Moczary i Uroczyska” (Warszawa 2007); którego producentem są Lasy Państwowe.

Projekt graficzny plakatu M& M Stajewscy, zdjęcie Magda Hueckel

*(wkrótce światło sceniczne ujrzy czwarta, być może najbardziej niezwykła z dotychczasowych…)

*(mistrz Adam mi wybaczy, zresztą pewnie przeczytawszy to, co napiszę poniżej, racje by mi niechybnie przyznał…!)

 

Leave a Reply