Przejdź do treści

Pozdrowienia dla Ireny Markiewicz-Sawickiej, benefisantki z gdańskiej „Miniatury”

 

 

Przed kilku dniami otrzymałam z Miejskiego Teatru „Miniatura” zaproszenie na Benefis Ireny Sawickiej.

 

Benefis.Słowo stare. Wyszło z użycia chyba na początku XX wieku. Dziś wydawałoby się niemodne, gdyby nie jego wciąż żywe znaczenie – historyczne i tradycyjne.

 

Nie ma tego słowa w Słowniku terminów teatralnych Patrice Pavis (Wrocław 1998 – na marginesie dodam, że nie ma też wydawcy tego Słownika o długim historycznym, jeszcze lwowskim rodowodzie: Zakładu Narodowego imienia Ossolińskich Wrocław-Warszawa-Kraków).

Ale słowo benefis i beneficjent wymienia niemal każdy słownik wyrazów obcych i podręczne słowniki teatralne jak: Polski słownik terminologii i gwary teatralnej Anny Cegieły (1992), Leksykon teatralny Barbary Osterloff, Magdaleny Raszewskiej i Krzysztofa Sielickiego (1996), Alfabet teatru dla analfabetów i zaawansowanych Tadeusza Nyczka (2002), Szkolny słownik teatralny Tomasza Miłkowskiego (1996) czy w wydawnictwach encyklopedycznych (Encyklopedia teatru polskiego, 2003). Więc wiadomo, że to słowo oznacza „dobrodziejstwo”, „dochód”, „przywilej”, „zysk”. I że jest zaczerpnięte z łacińskiego słowa beneficus, tłumaczonego jako „dobroczynny” (od bene i ficus – z facere), że było używane w łacinie Średniowiecza, ale do polskiego teatru trafiło zapewne w XVIII wieku z języka francuskiego (benefice). Już w 1792 roku zanotowano je w informacji o benefisie „lalkowym”: „Benefis dla Pimperle w pałacu radziwiłłowskim”, „od tutejszych małej marionetek kompanii” (Ludwik Bernacki, Teatr, dramat i muzyka za Stanisława Augusta, Lwów 1925, s. 362). Na początku XIX wieku Ludwik Adam Dmuszewski i Alojzy Żółkowski (nie wymienieni jako autorzy) w swoim Dykcjonarzyku Teatralnym z Dodatkiem Pieśni naynowszych Oper dawanych na Teatrze Warszawskim, wydanym w Poznaniu, Roku 1808. Drukował Dekker i Kompania, napisali:

„Benefis co do słowa znaczy Dobrodzieystwo, teraz zwany Dochód: otrzymuie Aktor w nagrodę prac, talentu lub ku zachęceniu do postępowania w sztuce dramatyczney. Pierwsi Aktorowie miewaią co Rok, inni co dwa lata, a inni razem z Jubileuszem; publiczność zwykła zawsze hoynie obsypywać swoiemi dobrodzieystwy Artystów godnych iey łaski. Benefissant dwoma dniami przed swoim Benefisem zabrawszy z sobą lożowe bilety i inne; oddaie z niemi wizyty różnym osobom i po trochu zbywa one, zawsze prawie nad cenę zwyczayna – Jeżdżenie z biletami wzięło początek zapewne od chęci okazania winney czci Opiekunom Teatru; z czasem pomnożona liczba Benefisow, temu odwiedzaniu dała znamię nieiakiego natręctwa; mimo tego iednak przyieżdżaiący iest z naywiększą przyięty grzecznością. Zysk z całego Benefisu bierze Aktor zapłaciwszy Expens teatralny, który nigdy mnieyszy nie iest od 40 dukatów.” (s. 12-13).

Wspomnienia nasunęła także sama Bohaterka uroczyści, którą pamiętam z Białegostoku jako studentkę – to zadziorną, to refleksyjną Irenę Markiewicz. Można Jej fotografię z tego czasu zobaczyć w druku – w 1979 roku Henryk Jurkowski, zasłużony historyk dziejów teatru lalek w Polsce i na świecie, wydał w Gdańsku małą książkę-album Teatr Miniatura. Tezy do monografii. Zamieścił tam zdjęcia pracowników „Miniatury” i na stronie 7., pośród zdjęć zasłużonych członków aktorskiego zespołu, jest właśnie zdjęcie obecnej Benefisantki – młodziutkiej i zadumanej Ireny Markiewicz (później zamężnej Sawickiej), która od sezonu 1978/1979 otrzymała zaangażowanie do Teatru Lalki i Aktora „Miniatura” w Gdańsku.

Wcześniej los Ją związał z Białymstokiem. W 1974 roku Irena Markiewicz zdała do Studia Aktorskiego przy Białostockim Teatrze Lalek, uruchomionego dzięki staraniom dyrektora tego teatru Krzysztofa Rau i jego pomocnika w osobie znanego dziennikarza i reportażysty Klemensa Krzyżagórskiego, przedtem zasłużonego współpracownika Stanisława Stapfa we Wrocławskim Teatrze Lalek. Studio to, dzięki Tadeuszowi Łomnickiemu, rektorowi Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie (dziś Akademia Teatralna im. A. Zelwerowicza), zostało przekształcone od roku akademickiego 1975/1976 w zamiejscowy Wydział Lalkarski PWST w Warszawie. Wydziałem kierował Jan Wilkowski, wybitny aktor, reżyser i dramatopisarz, a na co dzień z problemami niskiej i wysokiej natury borykał się Prodziekan Krzysztof Rau.

Irena Markiewicz-Sawicka ukończyła ten Wydział w czerwcu 1978 roku.

Jej koleżankami z roku były m. in. znane potem aktorki teatru lalek Bożena Czarna z Teatru Lalek „Guliwer” w Warszawie i pełna temperamentu Alicja Skobiej z Białostockiego Teatru Lalek. Była też Maria Sosnowska, która karierę aktorską poświęciła dla charytatywnej pracy społecznej. Wśród kolegów był Piotr Damulewicz, obecny profesor Wydziału Sztuki Lalkarskiej w Białymstoku i Andrzej Zaborski, świetny aktor Białostockiego Teatru Lalek.

Kolegowała w Szkole ze studiującymi na niższych latach – przyszłą reżyserką Aliną Skiepko-Gielniewską, aktorką Elżbietą Sochą, która związała się z warszawskim Teatrem „Ochoty” Haliny i Jana Machulskim oraz Międzynarodowym Stowarzyszeniem Teatrów Dziecięcych i Młodzieżowych ASSITEJ (Association International du Theatre pour l` Enfance et la Jeunesse), Marią Wilmą, działającą od lat w Związku Artystów Scen Polskich, Jolantą Sitko prowadzącą dziś w Białymstoku Biuro Podróży – „Nowator” znane i rozsławione nagrodami zagranicznymi. A także z wytrawnymi później dyrektorami scen lalkowych: rozważnym, statecznym, sumiennym Zbigniewem Niecikowskim (Teatr Lalek „Pleciuga” w Szczecinie) i rzutkim Waldemarem Wolańskim (Teatr Lalek „Arlekin” w Łodzi).

Warunkiem ukończenia studiów były role w przedstawieniach dyplomowych oraz napisanie i obrona pracy magisterskiej. Pierwszymi rolami Ireny Markiewicz-Sawickiej były trzy postacie w niezapomnianej Pastorałce Leona Schillera w reżyserii Jana Wilkowskiego i dekoracjach Adama Kiliana: Kaczmarka, Chłopka i jeden z Aniołów. Przedstawienie (premiera 20 VI 1978) było pokazywane w pomieszczeniu Biura Wystaw Artystycznych w Białymstoku, zwanym „Rotundą”, a potocznie „białostockim latającym spodkiem” – na górce nieopodal dworca PKP. Niezależnie od Bożonarodzeniowej tematyki przedstawienie na letnich pokazach cieszyło się wielkim powodzeniem. Drugą rolę (Baby Jagi) zagrała – i jak zagrała! – w Szewczyku Dratewce Marii Kownackiej w reżyserii i Prodziekana Wydziału Krzysztofa Rau, scenografii Wiesława Jurkowskiego i z muzyką Leszka Żuchowskiego. Premiera odbyła się w Auli szkolnej (19 VI 1978 – gdzie ta Aula wówczas była? – w Szkole dotychczas bezdomnej i wędrowniczej.

We wszystkich rolach wykazała się biegłością w animowania lalek i umiejętnościami aktora jak z „żywego planu” w interpretacji i wygłaszaniu tekstu oraz tworzeniu postaci czy to charakterystycznych (Baba Jaga, Chłopka, Kaczmarka), czy hieratycznych – z przymieszką charakterystyczności i ludowego humoru (Anioł).

Spośród tematów prac magisterskich, przedstawionych na seminarium, wybrała monograficzny: „Twórczość teatralna Natalii Gołębskiej”. Nie wiedziała jeszcze wówczas, że Jej przyszły los aktorski zostanie związany na lata właśnie z teatrem, w którym pracowała, którym kierowała i który wzniosła na wysoki poziom właśnie Natalia Gołębska, jedna z najwybitniejszych postaci polskiego powojennego teatru lalek – obok Joanny Piekarskiej, Władysława Jaremy, Henryka Ryla, Jana Wilkowskiego.

Praca została oceniona wysoko przez recenzenta profesora Andrzeja Makowieckiego z Uniwersytetu Warszawskiego, po 1968 roku przymusowo zesłanego do Filii tego Uniwersytetu w Białymstoku. Dyplomy wręczał Rektor Tadeusz Łomnicki wraz z Janem Wilkowskim.

Pierwsze, i do dziś aktualne, zaangażowanie Irena Markiewicz-Sawicka otrzymała w Teatrze Lalki i Aktora „Miniatura” w Gdańsku od 1 sierpnia 1978 roku. Teatrem kierował wówczas Zbigniew Baturo (do 31 lipca 1980, potem pracowała pod dyrekcją Zdzisława Miodowskiego, Piotra Tomaszuka, Zbigniewa Wilkońskiego, Tomasza Jaworskiego, Konrada Szachnowskiego), kierownikiem literackim, Zofia Watrak, stałym scenografem Gizela Karłowska, a kierownikiem muzycznym Wanda Dubanowicz.

W pierwszym gdańskim sezonie Ireny Markiewicz-Sawickiej reżyserowali m. in. Zofia Miklińska, Joanna Piekarska i Michał Zarzecki, a scenografię projektował niezapomniany Ali Bunsch. Z czasem na planie scenicznym zetknęła się z wieloma słynnymi i niepospolitymi twórcami z zakresu aktorstwa lalkowego, inscenizacji, scenografii, reżyserii, muzyki, dramatopisarstwa, choreografii.

Już w grudniu (22 XII 1978, wznowienie 4 III 1990) miała pierwszą premierę – zagrała w Fantazji kaszubskiej pt. Diabelskie skrzypce Natalii Gołębskiej w inscenizacji i reżyserii Joanny Piekarskiej. I wystąpiła w blisko 50 przedstawieniach. W tym jeszcze sezonie grała w sztuce Jana Wilkowskiego Tymoteusz Rym-Cim-Ci w reżyserii Michała Zarzeckiego (27 V 1979).

W drugim sezonie 1979/1980 znalazła się w zespole, do którego przybyli Jej koledzy z Białegostoku: Leon Krzycki (od 1 września 1979) i Waldemar Sawicki (od 1 września 1979).

W trzecim sezonie (1980/1981) grała w Niezwykłych przygodach Koziołka Matołka Kornela Makuszyńskiego w reżyserii Konrada Szachnowskiego (26 IX 1980).

Irena Markiewicz-Sawicka pracowała w Teatrze „Miniatura” w Gdańsku przez 34 lata – sezon 2012/2013 jest jubileuszowy: 35.

Grała dużo. Nie w każdej wystawianej sztuce, ale w każdym sezonie brała udział przynajmniej w jednej premierze, jeśli nie w dwóch czy trzech. Nie często też zdarzało się, by w wystawianej sztuce miała jedną rolę. Zazwyczaj grała jedną większą i kilka mniejszych. A każda niemal sztuka miała w „Miniaturze” wiele przedstawień w siedzibie ”Miniatury” w Gdańsku i w objeździe województwa gdańskiego i elbląskiego. W Tymoteuszu Rym-Cim-Ci Irena Markiewicz-Sawicka zagrała 168 przedstawień w siedzibie i w objeździe w ciągu pierwszego i kilku kolejnych sezonów, w Niezwykłych przygodach Koziołka Matołka – 155 przedstawień w siedzibie i w objeździe!

Więc pracowite to były lata od samego początku kariery.

I chlubne, bo do ról w przedstawieniach wybierali ją wybitni reżyserzy, znawcy lalkowego repertuaru i znakomici sceniczni przewodnicy aktorów – Joanna Piekarska i Natalia Gołębska, Michał Zarzecki i Konrad Szachnowski, Zbigniew Wilkoński i Wojciech Kobrzyński, Włodzimierz Fełenczak i Tomasz Jaworski, a z czasem absolwenci Wydziału Reżyserii Teatru Lalkowego w Białymstoku – Mieczysław Abramowicz, Arkadiusz Klucznik, Krystyna Jakóbczyk, Wojciech Szelachowski, Małgorzata Kamińska-Sobczyk…

Otrzymywała role w interesujących – w wielkim repertuarze lalkarskim. Wykonywała je znakomicie, o czym świadczą dość liczne wzmianki recenzentów, którzy zazwyczaj omijają omówienie ról aktorskich w teatrze lalek.

Występowała w Szopce Krakowskiej Stanisława i Karola Estreicherów w reżyserii Konrada Szachnowskiego (6 III 1984), w Turoniu Zbigniewa Popławskiego w reżyserii Emilii Umińskiej (8 XII 1989, inscenizacja Joanny Piekarskiej, scenografia Zygmunt Smandzik, muzyka – Antoni Mleczko, choreografia Janusz Chojecki), w sztuce Diabelskie skrzypce Natalii Gołębskiej w inscenizacji i reżyserii Joanny Piekarskiej (4 III 1990, scenografia Gizeli Bachtin-Karłowskiej, choreografia Edwarda Dobraczyńskiego).

Odtwarzała lalkowe role – poważne. Była Aniołem II w dramacie Jana Wilkowskiego O Zwyrtale Muzykancie, czyli jak się Góral dostał do nieba wg Kazimierza Przerwy-Tetmajera w reżyserii Michała Zarzeckiego (wznowienie w reżyserii Michała Zarzeckiego, 5 XI 1983 – premiery z 26 V 1972 w inscenizacji i reżyserii Jana Wilkowskiego) i Śmiercią w Ludowej Szopce Polskiej Henryka Jurkowskiego w reżyserii Emilii Umińskiej (14 I 1988, scenografia Janusza Pokrywki).

Nieobce jej były postacie charakterystyczne. Grała Karczmarkę w sztuce Bo w Mazurze taka dusza Natalii Gołębskiej wg Oskara Kolberga i Jerzego Zaborowskiego w inscenizacji Natalii Gołębskiej i Michała Zarzeckiego (5 XI 1987 – 115 przedstawień), Babuchę Burmuchę w Bajce o dobrym Smoku Ladisłava Dvorsky‘ ego (2 XII 1990) w inscenizacji Joanny Piekarskiej, Czarownicę w sztuce Marii Kann Baśń o zaklętym kaczorze w reżyserii Konrada Szachnowskiego (9 XII 2000), Babę Jagę w Igraszkach z bajką Małgorzaty Kamińskiej Sobczyk i w jej reżyserii (22 XII 2004),

Ale grała też damy i ochmistrzynie z baśni Jana Christiana Andersena jak w Słowiku Frantiska Pawliczka (7 VI 1992 – Dama) czy Świniopasie (Ochmistrzyni, 22 I 2000). I strasznie wykwintne postacie męskie jak Służący Bestii w Piękna i Bestia Laurence Boswella (30 IX 2000) czy Markiz w Pierścień i róża Williama Makepeace Thackeraya (29 II 2004).

Umiała przekonująco, raz zabawnie, innym razem na smutno odtwarzać rozmaite zwierzęta. Dała się zapamiętać jako wykonawczyni niezliczonych żywych istot ruszających i wydających dźwięki jak zwierzęta a zachowujących się i czujących jak człowiek. Była to cała galeria: Kury (i Kura „z wstążką”), jak w bajce Brzydkie kaczątko Władimira Sinakiewicza (30 III 1980, reżyseria i scenografia Władimira Chowralowa – wznowienia 30 III 1989, 14 IX 1991, 9 V 1998 w reżyserii Aleksandra Skowrońskiego), Czarne Wiewiórki, jak w Bramie słońca Jana Makariusa w reżyserii Włodzimierza Fełenczaka (23 X 1994), Kotki Mruczki, jak z Psiej ballady Krzysztofa Teodora Toeplitza (4 XII 1996, reżyseria Włodzimierza Fełenczaka), Żabiny, jak Żabina z Calineczki Jana Christiana Andersena (8 XII 2002, reżyseria Konrada Szachnowskiego, Wilki i Ptaki (Czarnoksiężnik z krainy Oz, czyli Wyprawa do Szmaragdowego Grodu Lymana Franka Brauna w reżyserii Czesława Sieńko (12 X 2003), Lisy, Małpki, Myszki… w kto by je nazwał, czy zliczył – oryginalne, indywidualnie naznaczone, żywe, dobre czy złe, zawsze bliskie widzom i małym i dużym.

A przecież to tylko nieliczne wymienione role z długiego szeregu inscenizacji, w których Irena Markiewicz–Sawicka brała udział i których wyraz artystyczny współtworzyła. Nieliczne z długiego szeregu rysowanych, malowanych, opowiadanych, wspominanych przez „gdańskie” i „nie gdańskie” dzieci, które jednymi postaciami się zachwycały, a innymi straszyły w domu dorosłych, przeistaczając w tym celu własne lalki i zwierzątka. To się nazywa popularność. I wpływ. I spełniona misja – aktorstwa, sztuki, teatru. Szkoda, że anonimowa. A może nie szkoda, bo przynajmniej szczera, prawdziwa, rzeczywista, uczciwie zdobyta.

Ona sytuuje Irenę Markiewicz-Sawicką w tej dumnej i godnej części polskiego aktorstwa, która wybrała wedle słów Stefana Jaracza „uczestnictwo w poważnej, mrówczej pracy”. W takiej pracy, która „ma głęboki sens społeczny w wielkiej walce człowieka o wartości” i odrzuca „zaspokajanie swej próżności, małych ambicyjek i drobnych sukcesów” upostaciowanych w symbolach „reklamka, fotografia, wzmianeczka” (Stefan Jaracz Testament, druk w: Kazimierz Wroczyński O Stefanie Jaraczu. Wspomnienia, Kraków 1950 s. 108).

Bożena Frankowska

Leave a Reply