Przejdź do treści

Trzy siostrzyczki Trupki

Mam wielkie wątpliwości, czy naturalizm jest potrzebny we współczesnym teatrze. I mógłbym wytoczyć argumenty przeciw krwawym egzekucjom na scenie: nożom w plecach i szubienicy nad stołem. Ale nie zrobię tego, bo byłoby to łatwe, a jest coś bardzo ważnego w dramacie i spektaklu Macieja Kowalewskiego, dzięki czemu jest on w stanie obronić się przed tak powierzchowną (naturalistyczną) interpretacją. Obala on stereotyp przemocy w rodzinie, której źródło tkwi w alkoholizmie, męskiej tyranii, osobowościach zwyrodniałych młodzieńców. Maciej Kowalewski wywrócił ten wytarty schemat do góry nogami i dlatego usprawiedliwiam konwencję, która wydaje się dzisiaj nie do przyjęcia.

W spektaklu przemoc stosują trzy kobiety, siostry, wobec dziecka, którego matką jest jedna z nich (W rolach sióstr Trupek niepospolite mistrzynie: Małgorzata Rożniatowska, Bogusława Schubert i Ewa Szykulska. Rożniatowska i Szubert jeszcze długo będą mnie budziły ze snu – brawo!). Przemoc trwa 30 lat, odbywa się na na każdym poziomie, dotyczy ciała, woli, umysłu, seksualności, wszystkiego. Jej wynikiem jest wyhodowana niepełnosprawność Robercika (konsekwentne zdrabnianie imienia jest też formą przemocy, odmową przyznania dojrzałości 30-letniemu mężczyźnie) jako maska, która daje przestrzeń niezależnemu, acz skrywanemu myśleniu. Kamuflaż głównego bohatera (genialny Rafał Mohr, od którego nie mogłem oderwać oczu), ten sposób na przetrwanie, jest desperacką, ale skuteczną formą obrony „ja”. Jest wieloletnim zbieraniem sił pod naporem tłamszenia osobowości, braku samodzielnych działań, braku zgody na niezależne myślenie. Wizyta młodej fryzjerki (Magdalena Stużyńska), anioła, który też mi się śni, a który w spektaklu przemawia ludzkim głosem do zdegradowanego do poziomu rośliny mężczyzny, staje się katalizatorem jego wyzwoleńczych, ale i tragicznych decyzji. I mniejsza o to, że możemy nie akceptować ich scenicznego wyrazu w finale spektaklu. Refleksje, jakie musimy do siebie dopuścić, mają ogromne znaczenie. Bo źródłem zła nie są wyłącznie alkoholizm, psychopatia, walka o kasę, ale – czego na co dzień nie doceniamy – także głupota i niewiedza. O samej niewiedzy jako przyczynie zła mówił już Sokrates. Po nim dowodzono, że do czynienia zła potrzebna jest – obok niewiedzy – także wola. W tym przypadku nie było ani wiedzy, ani woli i taka przemoc występuje w niezmiernych obszarach życia społecznego. Bardzo bym chciał, aby odbiór tego spektaklu był problemowy, a nie formalny i teatralny. I stąd, łamiąc zasady klasycznej recenzji, wprowadziłem tak wiele impresji na temat treści z uwagi na znaczenie problemu. Wszak robimy jako społeczeństwa remanent w dziedzinie wszelkich nadużyć i różnych form przemocy, szczególnie w stosunku do osób pozostających w zależności: dzieci, niepełnosprawnych itd. Maciej Kowalewski mówi nam o przemocy więcej niż interwencyjne reportaże telewizyjne, bo ukazuje również przemoc, jaką sami stosujemy. Bo tej wszyscy jesteśmy winni. Dla otrzeźwienia zapraszam na spektakl. By i nas zabolało – na własny koszt.

Widowisko prowokuje do rozważań na temat naturalizmu scenicznego we współczesnym teatrze. Naturalizm sceniczny swoje złote lata ma dawno za sobą. Od dawna przywykliśmy do oglądania na scenie rzeczywistości sugerowanej, markowanej i nikt już nie pije na scenie prawdziwego wina czy kawy. Zbrodnie także nie bywają dosłowne, bo czerwona farba przestała być teatralnym rekwizytem. Ale może rację ma reżyser (zarazem autor dramatu „Trzy siostrzyczki Trupki”), że warto zastosować naturalistyczne narzędzia, by osiągnąć spójność przekazu pomiędzy językiem spektaklu a tym, co widzowie oglądają każdego dnia z ekranów telewizji i komputerów, gdzie żadna dosłowność ani brutalność nie jest im zaoszczędzona? Jeśli celem tego języka miał być głęboki wstrząs zarówno z powodu tematu jak też problemu społecznego, uważam, że warto było podjąć takie ryzyko. Być może tylko terapia szokowa może wyrwać społeczeństwo ze znieczulenia…

Zbędna wydaje mi się prześmiewczość tytułu – owe czułostkowe siostrzyczki i Trupki (w tym wypadku w podwójnym znaczeniu: nazwiska i nieboszczek). Ulotka teatralna informuje, że temat sztuki jest wzięty z życia, ale to slogan, który nic konkretnego nie mówi. Warto było podać informację o realnym wydarzeniu, które stanowiło dla autora inspirację. Świat jest pełen przestępstw, ale warto by było palcem dotknąć globusa. Kuriozalne jest zdanie z ulotki teatralnej: „obraz z pozoru normalnej rodziny, który nagle zaczyna się rozjeżdżać”. Kto mógł ulec podobnym pozorom? Co tu się „nagle rozjechało”? Rodzina ociekająca patologią od 30 lat? Na koniec uznanie za nowoczesną kampanię reklamową. Dziś w teatrach to rzadkość.

 

Bogdan Falicki

„Trzy siostrzyczki Trupki”, Teatr Na Woli, prapremiera 12 marca 2010 r.

tekst i reżyseria Maciej Kowalewski, scenografia i reżyseria świateł Piotr Rybkowski,

kostiumy Katarzyna Lewińska, muzyka Marek Dziedzic, efekty specjalne i kaskaderskie: Action Production Stunt & Wirework & Lipski & Słomiński & Słupiński

Leave a Reply