Przejdź do treści

List do profesora Wieniamina Filsztyńskiego: Wujaszek Wania w Teatrze Polskim

 „Miałam zamiar napisać recenzję…
                             List otwarty do Profesora Wieniamina Filsztyńskiego

Szanowny Panie Profesorze,
Miałam zamiar napisać recenzję z Pańskiej inscenizacji Wujaszka Wani [Warszawa, Teatr Polski – styczeń 2009]. Kiedy w każdym detalu przedstawienia widać rękę mistrza, to dla krytyka i wielkie wyzwanie, i wielka satysfakcja. A jednak droga, jaką Pan prowadzi widza w świat Czechowa nasunęła mi formę listu. Ten rodzaj wymiany myśli zbliża się bowiem do kluczowego dla symboliki i struktury całego spektaklu trybu rozmowy.
    No cóż, recenzent to nie tylko bestia przeżuwająca teatralną maszynerię, ale również cywilny człowiek, który może się po prostu zachwycić, zapatrzeć, zasłuchać.  Pańska praca takie emocje wywołuje. Zrealizował Pan piękny, mądry teatr ze szlachetną miarą literatury i aktorstwa. Rzecz dziś bez mała egzotyczna, a w każdym razie mało „trendy”, gdyż wśród lansowanych przez media postmodernistycznych projektów najwyższą cenę płacą tekst i aktor. Literaturę chroni jednak autonomia druku – czytać szczęśliwie jeszcze każdy może, natomiast zdarza się, że sprowadzony do znaku, czy wręcz anty-znaku aktor traci swoją tożsamość i pełni tylko funkcję inscenizatorskiego chwytu.
    Panie Profesorze, będąc nauczycielem akademickim i praktykiem, sam Pan świetnie rozpoznaje komercyjne i pseudonowatorskie pułapki. Muszę powiedzieć, iż odebrałam warszawską inscenizację jako świadectwo artystycznej wiarygodności i rangi zawodu reżysera. Znowu teatr okazał się miejscem autentycznego sporu prowadzonego bez cienia zadęcia, pozorowanej głębi, intelektualno – estetycznych przekrętów. Bohaterowie „Scen z życia ziemian w czterech aktach” chorują na syndrom atrofii czynu. Uczucia przychodzą i za wcześnie i za późno.  Nadziei  towarzyszy beznadzieja. Wszystkie te lęki i obsesje, semantyczne wycieniowania pauzy, monologiem wewnętrznym podszyte dialogi odnajdujemy w spektaklu. Czuje się ducha Stanisławskiego, ale nie ma ciężaru archiwalnych odniesień. Precyzję szczegółu dopełnia ściśle wytyczony rytm. Gest jest zawsze dokładny, choć bywa wieloznaczny. W znakomitej symbiozie scenografii (A. Orłow, J. Czerednikowa), muzyki (J. Cieślukiewicz), światła (G. Filsztyński) usytuował Pan cały aktorski zespół. Mój Boże, jak oni wszyscy świetnie grają, jak wiążą ruch ze słowem. Mało tego. Wraz z rozwojem akcji rośnie siła środków ekspresji. Nie będę Pana męczyć recenzencką oceną, jednak muszę zaznaczyć przynajmniej kilka  (a można by znacznie więcej) momentów, kiedy aktorzy wyraźnie zbliżają się do starcia, którego nikt i nic nie rozstrzygnie.
    Tak właśnie przejmująco toczy się dialog Astrow (Tomasz Borkowski – rolę nominowałabym do tegorocznych Feliksów) – Wujaszek Wania (Marcin Wojciechowski, gratuluję reżyserowi i wykonawcy sceny z rysowanym na podłodze bilansem lat – majstersztyk!). Obaj pijani – nie pijani, a dookoła marzenia bez pokrycia, a jeszcze dalej taka samotność, ze wyć się chce.
    Upał i ton bliski Norwidowej „białej tragedii” pojawia się w nocnej rozmowie Sieriebriakow (Krzysztof Kumor) – Helena (Małgorzata Lipmann), Jego ostentacyjny egoizm niepostrzeżenie nabiera wymiaru zdziecinniałego szantażu. Ona wciąż piękna, posągowa, a równocześnie cała w gorsecie marazmu.
    Ciąg dalszy koszmarnej nocy – Helena słucha i doradza Soni (Katarzyna Stanisławska). Różnorakie odcienie kobiecości. Ślad wiary, że coś, że ktoś, że jutro… i atmosfera wszechogarniającej duchoty. Brawo! Dopisałabym tu również osobnego w rozbudowanym tragifarsowym rysunku Tielegina (Dominik Łoś). Bardzo ciekawie została pokazana, nieobecna zresztą u Czechowa, scena podnoszenia pistoletu.
    No i jeszcze wspaniałe portrety Marii (Barbara Dobrzyńska) i Maryny (Łucja Żarnecka). Kto wie, co obu bohaterkom wcześniej w sercach kołatało, natomiast teraz ujawnia się wyraziście zaznaczony upiorny porządek liczb (Maria) oraz ciepła rodzajowość z komediowym refleksem (Maryna). Z dalszego planu widać też plastyczny wizerunek parobka  (Maciej Mikołajczyk). Powtarzam, cały zespół wart bisów!!
    Szanowny Panie Profesorze. Pora kończyć. Mówiąc głosem Puszkinowskiej Tatiany „kto wie, czy Pana nie zniechęcę…”, gdyż gadam i gadam. Cieszę się, że Pan zrealizował z taką wirtuozerią uszyte przedstawienie.  To ważne tym bardziej, żeśmy się mocno w naszej teatralnej rzeczywistości pogubili.
                                                      Łączę wyrazy szacunku i raz jeszcze gratuluję,
                     
                                               Jagoda Opalińska

1 komentarz do “List do profesora Wieniamina Filsztyńskiego: Wujaszek Wania w Teatrze Polskim”

  1. Pingback: "Ja państwu przygotowałem na dzisiaj takie coś do pomyślenia" | AICT Polska

Leave a Reply