Oglądając farsę „Gdzie jest mój mąż”, na kanwie „Słomkowego kapelusza” Eugene Labiche, w reżyserii Pawła Aignera, w Teatrze im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie, który właśnie obchodzi 80-lecie, śmiejemy się z postaci na scenie, choć bardziej śmieszne jest to, że nie śmiejemy się z siebie. A już Gogol odkrył, że powinniśmy częściej śmiać się z siebie. Któżby jednak nim się przejmował?! – pisze Andrzej Piątek.
„Słomkowy kapelusz” francuskiego autora fars Labiche’a, spolszczony przez Juliana Tuwima, jest o przygodach na tle miłosnym młodego mieszkańca Paryża Fadinarda (dziarsko wkraczający na scenę Maciej Kokot), który chce poślubić niezbyt lotną panienkę z prowincji, Helenę Nonancourt (Joanna Marczydło na przekór dotychczasowym kreacjom młodych kobiet „z wnętrzem”, urokliwie i przezabawnie odnajduje się w roli gąski z zapyziałej prowincji), córki zamożnego ogrodnika (Marek Kępiński błyskotliwie przechodzi siebie w budowaniu całym sobą komicznych sytuacji i interakcji).
Pech sprawia, że koń Fadinarda pożera słomkowy kapelusz, własność pięknej Eleonory Beauperthuis (Małgorzata Pruchnik-Chołka błyskotliwie, z humorem i wdziękiem gra młodą kobietę wypełnioną po brzegi erotyką). W krzakach, mimo podejrzeń męża (Robert Chodur świetnie buduje owładniętą zazdrością postać, z cech porażającej naiwności i bezradności) intensywnie adoruje porywczego wiarusa (Kacper Pilch bezbłędnie osadza swą postać na granicy bufonady i rycerskiego animuszu). Po tej miłej zabawie, z powodu braku kompletnej garderoby, Eleonora prosi Fadinarda o zwrot przynajmniej nakrycia głowy! To jednak okaże się niezwykle skomplikowane!
Próba pozbycia się natrętnej damy nieoczekiwanie wymusza szczególną aktywność paryskiej arystokracji, rodziny ogrodnika z prowincji (świetny Piotr Napierała, jako kuzynek Bobin, zachłannie kochający Helenę Nonancourt, córkę wuja ogrodnika) i innych osób. Mer „z łapanki” (fantastyczny farsowo Paweł Gładyś) nie zamierza parze udzielić ślubu. Tło stanowią służący (wśród nich Mateusz Marczydło, ostro konkurujący aktorstwem farsowym z Ferdinardem – Macieja Kokota).
Są jeszcze w tym towarzystwie: Właścicielka paryskiego salonu kapeluszy Klara (Dagny Mikoś błyskotliwie dopełnia naszyjnika swych scenicznych możliwości w rolach kobiet wypełnionych zabawną erotyką). Arystokratka Karolina de Chamigny (Mariola Łabno-Flaumenhaft zwraca na siebie uwagę dynamiką i wyrazistością postaci). Achilles de Rosalba (Michał Chołka kunsztownie, z humorem tworzy groteskową sylwetkę narcystycznego i homoseksualnego arystokraty).
Komediowo wyraziste postacie kreują na drugim planie Adam Mężyk, Aleksandra Ożóg, Józef Hamkało i Justyna Król.
Świetne aktorstwo sprawia, że scena pulsuje farsowym szaleństwem. W zawrotnym tempie wypełniają przestrzeń sceniczną śpiewy i miłosne zaklęcia, błyskotliwe zmiany sytuacji, bieganiny, szarpaniny i dowcipne dialogi.
Aigner zadbał o doskonałe tempo, bez szkody dla czytelności, wymuszając na widzach uwagę, nie kosztem bólu głowy. Modułowa scenografia Magdaleny Gajewskiej to dobry i stonowany kontrapunkt dla błyskotliwej akcji scenicznej. Kostiumy Pavla Hubički, udanie podkreślają charakterystyki postaci. Muzyka Piotra Klimka, powiązana ze choreografią(gr. choreia = taniec + grapho = piszę), sztuka tworzenia u... Karoliny Garbacik sprawiają, że aktorzy poruszają się w tylko pozornie chaotycznym rytmie, który jest spójny i przemyślany.
„Słomkowy kapelusz” mistrza farsy Labiche’a, który nie wiem czemu Aigner musiał zmienić i nazwał niezbyt oryginalnie „Gdzie jest mój mąż”, choć trwa trzy godziny, to są to trzy godziny spędzone na relaksacyjnym wydechu. Ze sceny emanuje dobra energia, inteligentny dowcip i groteskowość.
Także kpina i żart – również z nas, na widowni. Śmiejemy się z wad i przywar postaci na scenie i łatwo zapominamy, że codziennie czasem też odgrywamy farsę.
Andrzej Piątek
Nz scena zbiorowa z „Gdzie jest mój mąż”. W środku Joanna Marczydło – Helena Nonancourt i Maciej Kokot – Ferdinard.
[Fot. Wiktoria Cieśla]