Przejdź do treści

Patrzaj w serce

Tomasz Miłkowski o ROMANTYCZNOŚCI w Teatrze Polskim:

„Kto jest dziewczyna? – Ja nie wiem”. A ja nie wiem, czy na widowni znalazł się choć jeden widz, który nie rozpoznał tego wersetu „Świtezianki”.

Chociaż, jak powiadają, dzisiaj młodzież już tak nie lgnie, jak dawniej do fantastycznego świata Mickiewiczowskich „Ballad i romansów”, dopełnionego w tym spektaklu o jego pełne urody bajki. Kto wie, może właśnie „Romantyczność” w Teatrze Polskim pomoże przywrócić zainteresowanie poezją sprzed dwustu lat, która zmieniła polskie pojmowanie świata.

Spektakl powstał jako dzieło równolegle do przedstawienia „kupałowców”, jak sami siebie nazywają, czyli artystów z Teatru Narodowego im. Kupały w Mińsku, którzy rozproszeni po świecie po wydarzeniach na Białorusi po proteście zespołu przeciw polityce reżimu, pracowali niedawno jako rezydenci stołecznego Teatru Polskiego, tworząc pod ręką byłego dyrektora mińskiego teatru, cenionego reżysera Mikołaja Pinigina przedstawienie na podstawie „Ballad i romansów” po białorusku (premiera odbyła się 8 października). Jak podkreślał reżyser, chodziło mu o uchwycenia pogranicznego przepływu impulsów kulturowych, o teatralny dowód bliskości.

Przed premierą reżyser napisał te słowa:

Adam Mickiewicz, jak wiadomo, urodził się w Nowogródku, 130 kilometrów od Mińska, i mówił o sobie, że jest Litwinem. W wyniku prowadzonej na tych terenach polityki Cesarstwa Rosyjskiego i dziejowych zawirowań Żmudzini zaczęli nazywać się Litwinami, a Litwini – Białorusinami… Cóż… Przyjmij, panie Adamie, swoje ballady w języku, w którym je niegdyś słyszałeś. Od nas, Białorusinów”.

Zainteresowanie tematyką pogranicza kultur nie jest u Pinigina czymś nowym. Warto przypomnieć, że przed ponad 10 laty wyreżyserował w Teatrze Rampa „Pińską szlachtę” Wincentego Dunin-Marcinkiewcza, poety i komediopisarza białoruskiego i polskiego (bo po polsku też pisał). Była to polska prapremiera, która niosła tchnienie dawności (zapis sytuacji sprzed 150 lat), dająca też wyobrażenie o stylistyce współczesnego teatru białoruskiego. Śpiewogrze Marcinkiewicza reżyser dodał oddechu, sytuując szlacheckie waśnie i carskie opresje na tle dumnej historii rodów i poczucia więzi z ojcowizną – eksponowała to ostatnia, nieco patetyczna, ale i wzruszająca scena ze sztandarami herbowymi.

Ale wróćmy do „Romantyczności”. Premiera polska to skrócona wersja białoruskiego przedstawienia kupałowców, w tej samej scenografii, mająca na widoku przede wszystkim oczekiwania młodego widza. Jednak istotą tego widowiska, jak wspomniałem, pozostaje ukazanie ducha pogranicza kultur, styku kultury polskiej i białoruskiej. Stąd też obecne w scenografii spektaklu charakterystycznie splecione warkocze – niepospolitej wielkości, zwisające na całą wysokość sceny, a potem ogarniające także jej długość. Sprawiają wrażenie pułapki usidlającej ludzi i zwierzęta. To także liczne elementy scenografii, które z jednej strony odwołują się do ludowych wyszywanek, a z drugiej przypominają konstrukcje z klocków lego – psy, kaczki, konie jak smoki, unoszona na linkach galaretowata zjawa rusałki. Baśniowość brata się z metaforą, a słowo brzmi swoją melodią, „bawi i przestrasza”. W kostiumach też wyraźnie dochodzi do głosu znaczące rozwarstwienie na świat stary i młody, na popleczników mędrca pewnego swych racji w uniwersyteckich biretach i ludową gromadę, która zna prawdy żywe.

Pinigin doskonale panuje nad materią poezji, którą materializuje na scenie, ale tak, aby bywała ulotna, niemal niewidczna. Podkreśla to fonosfera, scenografia dźwiękowa, te wszystkie pluski jeziora, dźwięki dochodzące z miednicy, dzwon poruszany niewidoczną liną, przydźwięk przy odchylaniu głowy Pana Twardowskiego. Mierzony ruch, elementy choreografii – w tym pięknie zakomponowana scena, ukazująca skamieniałego pana i jego oblubienicę, ukaranego za wiarołomstwo.

Umiejętnie operuje reżyser i adaptator w jednej osobie nastrojami i emocjami, Wprowadza, przecież idąc tropem Mickiewicza, rozbudowane epizody o zakroju komicznym. To ważne wierzchołki tego spektaklu, skupiające uwagę widowni i wywołujące oklaski przy otwartej kurtynie. Mam na myśli mistrzowsko rozegraną bajkę „Golono, strzyżono”, a potem balladę „Pani Twardowska”, w której błyszczeli jako Mefistofeles Dorota Landowska a jako Pan Twardowski Szymon Kuśmider. Te humorystyczne utwory były jednak tylko przystawkami do głównej strawy, czyli opowieści o nowym (podówczas) odczuwaniu świata, w którym aż rojno od uczuć, zdarzeń i wyobrażeń niepochwytnych umysłem. Aby tę myśl wydobyć, spektakl rozpoczyna się od ballady „To lubię”, akcentując urodę takich właśnie niełatwych do racjonalnego wyjaśnienia zderzeń ze światem, a zamyka programowa „Romantyczność”, od której cały spektakl wziął nazwę. Puenta tej ballady, dla której prostą, przekonującą formę znalazł Krystian Modzelewski brzmi skromnie, ale zarazem mocno i szczerze: „Miej serce i patrzaj w serce”,

Trwa ten spektakl zaledwie godzinę i dziesięć minut, ale to dość, aby wprowadzić w krąg romantycznej poezji. Imponuje rozmachem i odmiennością od sposobów uprawiania poezji na scenie – jednocześnie bardzo tradycyjny, wręcz ilustracyjny, i bardzo nowoczesny, operujący skrótem i metaforą. Najważniejsze, że melodia wiersza, jego rytm, wchodzący w ucho rym, ale i pewien niepokój wibruje potem w wyobraźni. To zapewne także zasługa odpowiedzialnej za pracę nad słowem Katarzyny Skarżanki.

Dla ucha obeznanego z poezją Mickiewicza to spotkanie nostalgiczne jak ożywione wspomnienia z dawnych czasów. Dla nowego ucha chyba ciekawa przygoda.

Tomasz Miłkowski

ROMANTYCZNOŚĆ Adama Mickiewicza, scenariusz i reżyseria Mikołaj Pinigin, ruch sceniczny Piotr Czubowicz, scenografia, kostiumy i światło zespół Kupałowcy, Teatr Polski im. Arnolda Szyfmana w Warszawie, premiera 22 października 2022.

Leave a Reply