Przejdź do treści

4. Jestem poetą

Wciąż trapiły poetę wątpliwości: „czy wiersz się uda?/ w poezji jak w róży/ zagnieździła się/ biała nuda”.

Cofnijmy się do początków wrocławskich teatrów jednego aktora. Już na drugim z rzędu spotkaniu pojawił się Tadeusz Malak ze swoim spektaklem różewiczowskim W środku życia (1967). Ten spektakl miał mu towarzyszyć już przez całe artystyczne życie. Jego zaczynem było przedstawienie List do ludożerców, które Malak przygotował dla Teatru Rapsodycznego – w scenariuszu wykorzystał wiersze kilku poetów, ale zauważył, że teksty Tadeusza Różewicza miały najsilniejszy potencjał teatralny:

„Stanowiły najlepszy materiał na zbudowanie dramatycznej opowieści, która byłaby jednoosobowym monologiem teatralnym współczesnego człowieka, współczesnego bohatera, „bez twarzy, bez wieku i bez zawodu”. Nazwałem to W środku życia.

Ale gdzie to pokazać, wystawić? Wtedy pojawił się młody człowiek z Wrocławia, który oznajmił, że organizuje ogólnopolski festiwal takich właśnie inicjatyw i byłby zainteresowany moim pomysłem: Wiesław GERAS!”.

Tak to początki tego monodramu życia opisywał Tadeusz Malak we wspomnieniu zamieszczonym w książce jubileuszowej na 50-lecie festiwalu wrocławskiego 50 lat WROSTJA. Po teatrze jednego aktora oprowadza Wiesław Geras (2016)..

Kiedy miała miejsce premiera tego monodramu, Różewicz nie zdobył jeszcze tak oczywistego miejsca w literaturze jak dzisiaj. Istniały nieporozumienia w odczytywaniu jego twórczości. Tym poważniejsza była misja aktora wobec poety. Wypełnił ją mądrze. Wybrał charakterystyczne dla poetyki Różewicza utwory, powiązał je dramaturgicznie, połączył z fragmentami wywiadu. Bo właśnie dramaturgia pociągała aktora w prezentowanych tekstach najbardziej i dlatego starał się ukazać, jak teksty poetyckie ze sobą dialogują, spierają się, jak w trudzie wewnętrznej dyskusji rodzi się myśl i prawda refleksji.

Spektakl Malaka, wyrosły z jego doświadczeń wybitnego recytatora i aktora Teatru Rapsodycznego, odznaczał się uderzającą powściągliwością w używaniu środków teatralnych. Aktor bez mała przypominał prelegenta, a czasem pracującego nad tekstem poetę. Wydawało się, że dopiero szuka odpowiednich słów, dobiera je, dziwi się im, zastanawia nad ich sensem i brzmieniem i po wahaniach, przezwyciężając wątpliwości, akceptuje. Taki rodzaj wchodzenia do wnętrza poezji sprawiał, że widzowie stawali się poniekąd wspólnikami aktu tworzenia, podejmowali wraz z poetą/aktorem wspólną pracę dochodzenia do pożądanego poetyckiego kształtu. Za dekoracje wystarczało krzesło i stolik z rozsypanymi kartkami papieru, zapisanymi wierszami i notatkami, a to do prelekcji, a to do wiersza, poematu, może wywiadu. Wszystko to sprawiało wrażenie niemal intymnego spotkania z artystą, który odsłania przed nami swoje tajemnice.

Ten sam spektakl, prezentowany po latach podczas festiwalu we Wrocławiu (w roku 2001 i 2011), był wprawdzie nadal spotkaniem z poetą, ale jednak odmienionym. W środku życia – tytuł nawiązujący do pierwszej linijki Boskiej Komedii Dantego (W życia wędrówce, na połowie czasu), precyzyjnie trafny w czasie, kiedy odbywała się premiera, zmienił sens – to już nie mógł być spektakl o poecie, który właśnie przekroczył smugę cienia, ale o poecie po wielu latach wędrówki, który wprawdzie nadal szuka odpowiedzi, ale w większym stopniu sumuje doświadczenia niż stawia nowe pytania. Toteż nawet tytuł spektaklu zmienił się na W środku życia – ciąg dalszy.

Jeszcze wyraźniej było to widoczne w spektaklu pokazanym przez Malaka w roku 2011 (przedstawienie odbyło się w 90. urodziny Tadeusza Różewicza) w tej samej Piwnicy Świdnickiej, gdzie miało miejsce jego pierwsze wykonanie na wrocławskim festiwalu. Tym razem już nie malutki stolik i krzesełko, ale duży okrągły stół zasypany papierami, wieszak, czarny parasol, wnętrze pracowni mistrza słowa o pokaźnym dorobku było tłem poszukiwań najtrafniejszej formuły, oddającej niepokoje naszych czasów. Spektakl został poddany „renowacji”, ale pozostał w swej istocie taki sam. Malak odnowił monodram, podobnie jak Tadeusz Różewicz przekształcił Kartotekę w Kartotekę rozrzuconą.

Nie przypadkiem to właśnie pierwszy historyczny laureat konkursu monodramów, Tadeusz Malak, nagrodzony za spektakl w W środku życia wedle Różewicza właśnie, inaugurował wrocławski festiwal jubileuszowy w roku 2016. I tym razem, jak wtedy, rzecz miała miejsce w Piwnicy Świdnickiej, która wprawdzie nie jest już dzisiaj Klubem Młodzieży Pracującej ZMS, ale restauracją, na tyle jednak na kulturę wrażliwą, że swoje progi udostępniła czcigodnemu jubilatowi.

Tadeusz Malak znów wystąpił ze spektaklem Różewiczowskim, nawiązującym do tego przed laty, ale jednak nowym – Powrót do źródeł… od Różewicza… i dalej…. W tym sprzed pół wieku, modyfikowanym kilkakrotnie, najbardziej pociągała aktora dramaturgia w prezentowanych tekstach i dlatego starał się ukazać, jak teksty poetyckie ze sobą dialogują, spierają się, jak w trudzie wewnętrznej dyskusji rodzi się myśl i prawda poetyckiej refleksji. Tak jak w wewnętrznym dyskursie tytułowego wiersza monodramu:

„Po końcu świata
po śmierci
znalazłem się w środku życia
stwarzałem siebie
budowałem życie
ludzi zwierzęta krajobrazy”

To był spektakl o narodzinach wyobraźni Poety i jego próbach uporządkowania świata. Wciąż z nadzieją, że odnajdzie jego szyfr. W nowym spektaklu, pojawiła się postać Starego Poety, który utracił wiarę w uskrzydlającą moc poezji, z goryczą komentującego degradację kultury i poezji, która – jak przewrotnie mówił w wywiadzie udzielonym dziennikarce – „nie ma przyszłości”. Przewrotnie, bo jednak pod spodem tliła się iskierka nadziei, że może być inaczej.

W swoisty dialog z niezapomnianym spektaklem-dziełem życia Tadeusza Malaka wszedł monodram Wiesława Komasy Różewiczogranie (2015), także zainspirowany przez Gerasa.

Różewiczogranie to spektakl wybitny, nawiązujący do największych osiągnięć jednoosobowego teatru, w którym swoje miejsce silnie Komasa zaznaczył – opowiada o tym Katarzyna Flader-Rzeszowska w książce Wędrowanie…. Wiesław Komasa nie stworzył monodramów zbyt wiele, przez 44 lata zaledwie 7, „Różewiczogranie” to jego 8. raptem monodram (potem jeszcze doszedł 9., Jak to się dziwnie plecie, 2019). Te prezentowane u początku drogi wywarły silne wrażenie, ukazały aktora, który oddaje się widzowi w pełni swoich emocji, z którym zawiera przymierze, zawierzając najbardziej intymne emocje i tajemnice. Tak jest w Różewiczograniu.

Oto pojawia się jak jeden z nas, wychodzi z boku, coś mówi, trzymając w ręku komórkę, ale tak sugestywnie, że gwary publiczności milkną i po chwili można już rozpoznać znajomy tekst z wywiadu Bohatera z Dziennikarzem, który wieńczy Różewiczowską Kartotekę. Zbieg okoliczności, dzień po zakończonych wyborach parlamentarnych, sprawiał, że sławna kwestia: „Kto ma o piątej rano poglądy polityczne?” nieoczekiwanie zaktualizowała się, jak to w teatrze bywa – przybrała kolory chwili.

Bohater ubrany jest w wysłużoną zieloną kurtkę, trochę wojskową, trochę harcerską, znak rozpoznawczy generacji powojennej. Ale zabieg Wiesława Komasy nie polega na tym, że opowiada Kartotekę od końca – mijałoby się to z celem, bo przecież Kartoteka nie ma właściwie końca ani początku, jej budowa jest kolista. Fragmenty rozmowy z Dziennikarzem stanowią w tym spektaklu ramy opowieści Bohatera, który słowami Kartoteki, tomu Matka odchodzi i wierszy Tadeusza Różewicza spowiada się ze swojego życia, szuka w nim sensu, punktów zwrotnych i spoiwa wiążącego go z innymi, w szczególności z matką i ojcem.

Kiedy Bohater kończy już rozmowę i staje w centrum sceny, znajduje przewrócone krzesło. Podnosi je i z niemałym trudem, w swoistej walce z oporem materii siada na nim. Od tej pory, niemal do końca przedstawienia tkwi na nim niczym przyśrubowany, choć niekiedy młodzieńczym gestem, zamachem rąk stwarza sugestię ruchu jak ktoś, kto zrywa się gwałtownie do lotu.

Różewiczogranie to spektakl silnie zakotwiczony w świecie poetyckim Tadeusza Różewicza, artysta rysuje odrębność autora Kartoteki, jego wyczulenie na detal, zmysłowe niuanse, zdolność rejestrowania sytuacji i zachowań, a z drugiej strony pokorę kogoś, kto wie, że nie sposób przekazać komuś drugiemu swego doświadczenia – jak powiada Bohater – „Nie można przekazać tego, co jest najważniejsze”. Spektakl ujawnia nieustanne zmaganie się Bohatera z pamięcią, natłokiem obrazów i wspomnień, daremne dążenie do wyjaśnienia swoich zachowań i związków z innymi. Ale choć nie będzie możliwe zgłębienie do końca natury tych doświadczeń, to jednak mimochodem, tworzy Komasa katalog pokoleniowych pytań, wątpliwości, dążeń, a nawet olśnień. Autentyzmem tchnie zaczerpnięta z Kartoteki scena z Wujkiem, w której Bohater składa hołd prawdzie.

W centrum tego spektaklu pozostają relacje Bohatera z najbliższymi, z Matką z Ojcem, trwające wiele lat zabiegi o ich akceptację i zrozumienie, czym się właściwie zajmuje. To już nie tyle Bohater z Kartoteki, figura stworzona na użytek sceny, ale Autor, ten piszący i ten mówiący do nas odpowiada zirytowany na pytanie, czym się zajmuje: „Czytam!”, w ten sposób kładąc akcent na wysiłek intelektualny, który bywa pracą lekceważoną lub niezauważaną. Z pewnym wahaniem i nieśmiałością wyznaje Matce, że jest Poetą. To kluczowy, kulminacyjny moment spektaklu, kiedy Autor/ aktor ofiarowuje siebie innym w całej bezbronności. Zdumiony odkrywa, że Matka o tym wie, że od dawna wiedziała, że niepotrzebnie próbował skrywać przed nią swoje poetyckie przeznaczenie. To wyznanie jest także samookreśleniem się aktora, który potwierdza swoją duchową przynależność do zawsze niepodległej republiki poezji.

„Komasa przywraca słowom ludzki wymiar – pisał po premierze Mrosław Kocur – zgodnie z najgłębszym chyba przesłaniem samego Różewicza. Znakomita lekcja dla przyszłych twórców teatru. Młodzi aktorzy opuszczali salę uśmiechnięci, z wypiekami na twarzy. Żywo komentowali spektakl. Z nową energią biegli na zajęcia pracować nad własnymi projektami. Wiesław Komasa przywrócił im wiarę w siłę sprawczą teatru. Czyż to nie jest wspaniała puenta monodramu?”.

[Na zdj.: Tadeusz Malak, W środku życia, Piwnica Świdnicka, 2011, archiwum WROSTJA.]

Leave a Reply