Przejdź do treści

Z fotela Łukasza Maciejewskiego: ANIOŁ NA KRZEWENCIE

JAN NOWICKI, „SZCZĘŚLIWY BAŁAGAN”

Bałagan w najnowszej książce Jana Nowickiego jest szczęśliwy. Bałagan, bałagan – panie, chroń nas przed porządkiem. Jan Nowicki pisze listy. List za listem. Pisze niemal codziennie. I, jak sądzę, codziennie otrzymuje odpowiedzi. Nie ma wielkiego znaczenia, czy odbiorca tych listów istnieje naprawdę, czy jest literacką koncepcją. Podejrzewam, że jednak istnieje. Zbyt często bowiem listy Jana Nowickiego odwołują się wprost do pytań, sugestii bądź napomnień zadawanych przez kogoś, kto doskonale go zna, zna na tyle, że zdaje sobie sprawę, że wysiłek literatury i życia mają sens jedynie wówczas, kiedy stają się polemiką, pytaniem, próbą – zawsze skazaną na niepowodzenie – próbą odpowiedzi.

W „Szczęśliwym bałaganie” chodzi bowiem o to, o czym marzy większość pisarzy, filmowców, artystów – próbę zrozumienia świata, czyli zrozumienia siebie. To się nie uda, to nie jest możliwe, ale pytać trzeba zawsze. I Nowicki pyta – i siebie, i swojego przyjaciela, dokumentuje te pytania w anegdocie, we wspomnieniu, w odtwarzaniu przeszłości, po to, żeby pojąć tak bardzo zagmatwaną teraźniejszość.

Listy pana Jana są pisane, cytując Przyborę z Osiecką, na „wyczerpanym papierze”. Nowicki nie chce udawać macho, to już było, już wystarczy. Siostra Nowickiego – ironia, pozwala mu na swarliwy uśmiech z metryki, z wysiłku, jakim jest podróż pociągiem, albo z zadyszki wspomnień. Tyle, że Nowicki nie jest zgredem. Poczucie humoru, dystans do siebie, pozwala mu w pięknie zakomponowanych pod względem literackim listach, ucieszyć się młodością innych, portretem dziewczyny w kapeluszu albo zabawą z psami (psy zajmują w tej książce wiele miejsca). Jan gawędziarz referuje codzienność. I to jest błysk odnotowany i zapamiętany: liczne, brawurowo opisane spotkania autorskie (heca w Zakopanem), festiwale filmowe, podróże zarobkowe i cisza, albo goście w Kowalu, na Krzewencie, gdzie mieszka. Te fragmenty są dowcipne, błyskotliwe, chwilami sarkastyczne, ale najciekawiej robi się wtedy, kiedy Jan Nowicki, surowy obserwator siebie i rzeczywistości, zamienia się w czułego poetę. Poetę odtwarzającego sceny z dzieciństwa, z młodości, z dojrzałości. Z własnej i cudzej biedy. Repryzy tych scen, zapamiętane mikroportrety, w których Nowicki jest mistrzem, dodają epistolografii powab wytrawnego diarysty.

Jan Nowicki pisze przez Gombrowicza, którego często cytuje, zawsze z wdziękiem, ale najciekawszy literacko jest wtedy, kiedy odrzuca formę i daje się porwać wzruszeniu. Choinka w dziecinnym pokoju, smak ogórków małosolnych, albo liryka czułej relacji z żoną, Anną – kolejną arcyważną bohaterką tej prozy, pojawiającą się w jednostronnej korespondencji do nieznajomego przyjaciela bardzo często. Opiekunka, menadżerka, ale przede wszystkim kobieta życia. Rozumiejąca, wyrozumiała, stabilna w czasach rozprężenia. Anioł na Krzewencie.

Jan Nowicki kryguje się raz po raz, że nie jest pisarzem, krytykuje siebie, zachwala listy przyjaciela (nie poznamy ani jednego), a przecież jest w „Szczęśliwym bałaganie” pisarzem. Pisarzem pełną gębą. Bo jeżeli pisarstwo jest ocalaniem świata z upływem czasu wartości, to Nowicki w swoim bałaganie, szczęśliwym bałaganie, owe wartości przywraca. Na stole cięte kwiaty, zapach dobrej wody kolońskiej, wieczny uśmiech Wielkiego Szu. I pióro, jeszcze pióro – wieczne, jak literatura.

Łukasz Maciejewski

[Tekst ukazał się w miesięczniku „Kraków i Świat”]

Leave a Reply