Przejdź do treści

3SIOSTRY

Ktoś, kto wybierze się na spektakl wybitnego belgijskiego reżysera Luka Percevala z myślą o spotkaniu ze znanym dramatem Antona Czechowa, może się zawieść. Nie spotka na scenie sztabskapitana Wasilija Solonego, dowie się, że baron Tuzenbach popełnił samobójstwo (choć u Czechowa zginął w pojedynku), zauważy, że Natasza i Andrzej Prozorowie nie doczekali się potomstwa, ale opiekują się pieskiem, a podpułkownik Wierszynin porusza się na wózku inwalidzkim. Z akcją może też być na bakier, jeśli wcześniej „Trzech sióstr” nie czytał. To nie jest szkolna inscenizacja dramatu, ale jego głębokie odczytanie przez filtr teatru Tadeusza Kantora, Samuela Becketta i przede wszystkim wyobraźni Percevala. Zaproponowana przez reżysera interpretacja sprawia, że mamy od czynienia z Czechowem skondensowanym, z samą esencją jego dramaturgii, odsłaniającą daremność walki człowieka z czasem.

Bohaterowie Czechowa zawsze zaklinali czas, wmawiając sobie, że przyszłość okaże się lepsza niż czas obecny. Podtrzymywali wiarę, że ich cierpienia, wyrzeczenia, rozczarowania miały sens, bo odpłacą się dobrem przyszłym pokoleniom. Tadeusz Kantor uważał, że „przeszłość to jedyna pewna realność”. Luk Perceval tylko przeszłość oddaje do dyspozycji osobom dramatu Czechowa. I manipuluje, jak chciał Kantor, jej resztkami, które pozostały w ich pamięci.

Scenę po skosie przecina wielka tafla lustra. Aktorzy mającej się za chwilę zacząć sztuki tkwią rozstawieni na krzesłach, w rozmaitych pozach, Kułygin na poły zwisa, na poły siedzi. Wszyscy pozostają bez ruchu, nieruchomo wpatrzeni w ścianę lustra. Przypominają Kantorowskie manekiny z „Umarłej klasy”.

W półmroku trudno odnaleźć młodziutką Irinę, która obchodzi właśnie urodziny. Nic dziwnego. Kiedy wszystko się zacznie, okaże się, że minęło 30 lat. Ale siostry wciąż grają dramat sprzed 30 lat, choć trudno im rozniecić wystygłe już uczucia i przywiędłe idee. Zachowują się tak, jakby nic się nie zmieniło. Utkwiły w przeszłości i z przeszłości nie potrafią się wyrwać. Zapatrzone w siebie, w swoje wizerunki w lustrze próbują odnaleźć sposób, aby wymknąć się z pułapki czasu. Irina (Małgorzata Zawadzka) jak w transie wprowadza lustro w drżenie, ale wtedy obraz rozmazuje się, traci kontury, a kiedy lustro się uspokoi, czas znowu nieruchomieje. Masza (Natalia Kalita) z rozpaczą rzuca się na kochanka, aby uciec od prawdy, że czas jej przeminął, że nigdy nie wyjedzie do Moskwy. Olga (Maria Maj) niczym w stuporze wypatruje w lustrze znaku, że gdzieś jeszcze jest jakaś nadzieja. Ale jej nie znajduje.

Podobnie postępują pozostali, nie tylko siostry, ale i podstarzali mężczyźni: sześćdziesięcioletni Tuzenbach (Zygmunt Józefczak) wciąż adorujący Irinę, ale najwyraźniej z wyblakłym przekonaniem, może tylko z przyzwyczajenia, pozbawiony złudzeń utracjusz Andrzej Prozorow (Mirosław Zbrojewicz) czy usiłujący resztkami sił dowieść swojej męskości coraz bliższy grobu pułkownik Wierszynin (Jacek Beler) i zrezygnowany, niedołężniejący Czebutykin (Jacek Romanowski). Czas nie obchodzi się z nimi wszystkimi łaskawie, starość upośledza i pozbawia entuzjazmu, choć wciąż kołacze się w nich potrzeba szaleństwa – pewnie dlatego nudna ceremonia urodzin nieoczekiwanie przeradza się w orgię. Pewnie dlatego bohaterowie Czechowa zbijają się w gombrowiczowską kupę, która natychmiast rozpada się i rozłazi. Zawodzi nawet wspinaczka dwóch sióstr (bo Masza nie staje do tej konkurencji) po tylnej ściance ogromnego blejtramu odbijającego się w wielkim lustrze. Nadzieja, że coś musi tam być innego, skoro nic nie ma po drugiej stronie lustra, spełza na niczym. Co pewien czas tylko na tej tylnej ścianie wyświetlane są sentymentalne filmy wideo (widać je w lustrze): nostalgiczne pejzaże, chwiejące się kłosy zbóż, morskie fale, kojąca oczy przestrzeń, choć wiadomo że fikcyjna, bo to tylko blejtram. W dodatku nawet nie wiadomo, czy po drugiej stronie jest coś namalowane, a do tego publiczność ogląda tylko pośrednio te obrazy, odbijane w lustrze. A jednak te powidoki hipnotyzują bohaterów „3Sióstr” – patrzą jak urzeczeni, zamierają w tęsknocie (2), marzeniu (?), wspomnieniu (?), we wszystkim tym po trosze. Nostalgia i melancholia szczelnym płaszczem osłania ich widzenie rzeczywistości.

W tym starzejącym się, stygnącym emocjonalnie świecie zwycięska będzie tylko Natasza, początkowo narzeczona, potem żona Andrzeja Prozorowa, pewną ręką wprowadzająca swoje porządki. Teraz nadchodzi jej czas. Tak chciał Czechow, widząc w agresywnych nowobogackich zagrożenie. U Percevala Natasza jest Ukrainką, nawet niektóre kwestie mówi po ukraińsku (Oksana Czerkaszyna na zmianę z Martą Ojrzyńską) i jako jedyna jest młodą kobietą. W ten sposób Perceval wprowadza do swojej wersji dramatu Czechowa aktualny wątek starzejącej się Europy i nowej emigracji. Ta ostatnia nie budzi może sympatii, kiedy ciosa kołki na głowie mężowi (choć mu się należy), ale tylko ona może wnieść trochę ożywczej energii do gnuśniejącego starego kontynentu.

Tomasz Miłkowski

3SIOSTRY, na podstawie dramatu Antona Czechowa „Trzy siostry”, reżyseria Luk Perceval, scenografia, wideo Philip Bussmann, kostiumy Annelies Vanlaere, reżyser światła Mark Van Denesse, muzyka Karol Nepelski, tłumaczenie scenariusza Karolina Bikont, współpraca dramaturgiczna Roman Pawłowski, asystenci reżysera Alek Niemiro, Aleksandra Śliwińska, Amanda Mincewicz, Maja Wisła-Szopińska, asystent literacki Jacek Telenga, asystentka kostiumografki Karolina Bramowicz, koprodukcja TR Warszawa, Narodowy Stary Teatr, premiera warszawska 22 czerwca 2021.

[Fot. Monika Stolarska/ mat, teatru]

Leave a Reply