Przejdź do treści

Z fotela Łukasza Maciejewskiego: KSIĘŻYCOWI MĘŻCZYŹNI

SŁONECZNI CHŁOPCY”, REŻ. PAWEŁ SZUMIEC

Premiera „Słonecznych chłopców” Neila Simona pojawiła się w najlepszym momencie. Zmęczeni, znękani rzeczywistością, czekamy na trochę światła, odrobinę optymizmu. „Słoneczni chłopcy” w reżyserii Pawła Szumca, koprodukcja Teatru KTO i Teatru Miejskiego w Lesznie, dają nam ten optymizm. Są przy tym mądrym, błyskotliwie opowiedzianym teatrem.

Komediowa sztuka Simona z 1972 roku, doczekała się niezliczonych wystawień teatralnych i aż dwóch wersji hollywoodzkich, z których przynajmniej jedna, film Herberta Rossa z 1975 roku z Georgem Burnsem i Walterem Mathau, wypadła znakomicie. Sukces nie był niespodzianką. Opowieść o dwóch starszych panach, niegdyś popularnych komikach, tworzących uwielbiany przez publiczność duet, dzisiaj wegetujących w zapomnieniu i we wzajemnych animozjach, którzy stają przed ostatnią szansą na come back, to idealnie skrojony materiał dla dwóch doświadczonych i lubianych aktorów. W Polsce „Słonecznych chłopców” grali między innymi Franciszek Pieczka, Zbigniew Zapasiewicz, Krzysztof Kowalewski, Piotr Fronczewski, Edward Dziewoński i Witold Pyrkosz. Nie inaczej jest w spektaklu Pawła Szumca. Willy’ego Clarka zagrał Leszek Piskorz, Ala Lewisa – Jacek Strama. A chociaż na scenie można podziwić również Pawła Kumięgę, Magdalenę Hertrich-Woleńską czy Rafała Sadowskiego, scena należy tylko do tej dwójki: Piskorza i Stramy, Willy’ego i Ala.

Jak w najlepszych sztukach komediowych – jest bardzo śmiesznie, inteligentnie i błyskotliwie, ale także gorzko, nostalgicznie i refleksyjnie. Wielka w tym zasługa reżysera, nienachalnej scenografii Marka Brauna i integralnych kostiumów Jolanty Łagowskiej, ale przede wszystkim aktorów. Obaj panowie byli kolegami z roku w krakowskiej PWST, obaj spotkali się na scenie dopiero po raz pierwszy. Jacek Strama, jako aktor, ma zdecydowanie mniejsze aktorskie doświadczenie od Piskorza. W latach 2004 – 2016 był przede wszystkim dyrektorem naczelnym i artystycznym Teatru Ludowego, ale zwłaszcza w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku, grał z powodzeniem i w „Ludowym”, i w Teatrze Bagatela. Leszek Piskorz to natomiast legenda krakowskiego aktorstwa. Całe zawodowe życie związany z jednym miejscem, „Starym Teatrem”, dziesiątki tytułów, ról, najwybitniejsze nazwiska, lata świetności i lata posuchy „Starego”. W utkanej z delikatnością, zabawną, ale i poruszającą w swoim tragizmie kreacji Willy’ego, Piskorz pięknie poprowadzony przez Szumca, w tragikomicznej formie pokazuje doświadczenie aktora w ogóle, i własne doświadczenie w szczególe. Oto wieczny niedosyt wpisany w aktorską profesję, tęsknota za czymś więcej, czymś nigdy nieosiągalnym, bo przecież świadomy aktor, a Piskorz jest aktorem wybitnie świadomym, wie dobrze, że spełnienie w tym zawodzie nie jest możliwe. Patrzyłem na Willy’ego-Piskorza i widziałem jego Jo-Ja z „Chłopców”, Starca z „Wyzwolenia”, Bosego z „Mistrza i Małgorzaty”, Kessela z „Lunatyków”, Oronta z „Mizantropa”, Chochoła z „Wesela”, Clova z „Końcówki’, Dąbrowskiego z „Nocy Listopadowej”… Swinarski, Korzeniewski, Wajda, Jarocki, Lupa, Kutz, Zioło… Leszek Piskorz: całe życie w teatrze. Słoneczny chłopiec, księżycowy mężczyzna. Aktorstwo to blask.

Łukasz Maciejewski

[Tekst publikowany w miesięczniku „Kraków”]

[Na zdj: Leszek Piskorz, fot, Norbert Bukowski/ mat. teatru]

Leave a Reply