Przejdź do treści

24 Konfrontacje Teatralne, dzień drugi – niedziela, 6 października

Anna Rzepa-Wertmann o „Polskich Rymowankach albo Ceremoniach” Andrzeja Błażewicza, sztuce finalistce 12 edycji Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej.

Czekałam na to październikowe popołudnie od samego początku, od 9 września. Powtarzając, iż przecież to mój ukochany gdyński „Gombrowicz”, warto sobie ostrzyć apetyt, będzie teatralna uczta. Potem trafił mi przed oczy tekst „Polskich rymowanek czyli ceremonii”; wtedy dopiero okazało się, przed jak wielkim wyzwaniem staję.

Pierwotnie tekst Andrzeja Błażewicza (skończony w czerwcu 2018 r.) był monodramem. Pisanym z myślą o aktorze podającym tekst w rytmie urban free style, osadzonym w tle elektrobeatów. Naznaczonych obowiązkowym brudnym przesterowanym basem, trzymanych w ryzach tempem autotune, loopów oraz scratchu – hip hop rządzi, miasto nabija rytm i nawijkę!

Pozornie banalna okoliczność stała się zaczynem, na którym wyrósł mocny, prawdziwy, wyrazisty tekst. Młody chłopak (alter ego autora) podróżuje na rodzinną komunię kuzynek do Imielina: gwarną, hałaśliwą, rodzinną. Ciekawy świata, ludzi, historii, swoich własnych korzeni. Mimowolnie przeczuwa, iż jego najbliżsi nie mają aż tak wiele czasu. Zależy mu na tym, by jak najwięcej z rodzinnej spuścizny poznać, zrozumieć, oswoić, ocalić od kurzu niepamięci:

Czy ja kiedyś zrozumiem Babcię?

Babcię chciałbym najbardziej (…)

(…) Czy ten czas już za szybko przeleciał

i zostało nam tylko życie jak serial?

(…) To nie jest prawda

Mam rozbabrać te traumy,

wziąć i je nagrać jeden dwa trzy

Akcja!”*

By móc opowiedzieć swoim dzieciom o ich przodkach, pokazać im korzenie – musi zmierzyć się z Ciemną Stroną Pamięci. Jednak im dalej w las, tym więcej drzew, mniej światła, mroczniej widać, coraz bardziej straszy. Nagle okazuje się, iż każda rodzina ma Szafę Pamięci, a w niej widma, strachy, upiory. Wołyńskie masakry i pacyfikacje. Wywózki na roboty lub przymusowe wcielenia do armii. Obozy koncentracyjne i ich piętno (nie chodzi tylko o cyfry wytatuowane na ramieniu – najkoszmarniejsze ghule nękają z pamięci, umysłu, duszy, serca). Gułagi, przesiedlenia, Andersowców, Maczkowców, londyńczyków obawiających się powrotu do komunistycznej ojczyzny i rozdzielonych z bliskimi – czasem chwilowo, na kilka dekad, częściej już na stałe.

Naprzeciwko tych wszystkich traum, tajemnic wypartych poniżej mułu mózgowego, przemilczanych sekretów staje młody dwudziestotrzylatek. Jednak tak naprawdę staje na jego miejscu każdy, kto się z tym tekstem zetrze, zewrze, zawalczy o własną wewnętrzną prawdę. Szczerość do bólu, nonkonformizm, klarowność chwilami ocierająca się o dosadność, są największymi i najcenniejszymi wartościami „Polskich rymowanek albo ceremonii”.

Kiedy znikniesz zniknie Pamięć już całkiem

Wtedy palnę sobie w łeb znasz mnie

(…) Dalej nie umiem się z Tobą porozumieć

Mówisz jeszcze będziesz duży

Porozmawiamy odkładane są te plany

Obietnica porozmawiamy

Dobrze wiesz Ty i ja że to tylko peany”*

Andrzej Błażewicz posłał swoje sceniczne dziecko w świat; na początek sztuka została współfinalistką 30 edycji Konkursu na Sztukę Teatralną dla Dzieci i Młodzieży*. Prawie równocześnie przyszedł drugi sukces, „Polskie rymowanki albo ceremonie” dostały się do finałowej piątki 12 Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej* Tak to tekst trafił w ręce aktorów Teatru Miejskiego im. Witolda Gombrowicza w Gdyni. Naprawdę celną decyzją było powierzenie reżyserii tego niecodziennego słownomuzycznego slam-reportażu Ewie Rucińskiej. Oryginalny monodram (absolutnie nic nie tracąc na sile, pasji i żywiole) został rozpisany na siódemkę aktorów. Reżyserka dała im całe mnóstwo przestrzeni, energii i tlenu, pozwoliła swobodnie wczytać się w sensy i sub-teksty, wgryźć się w materię, wić, splatać i tworzyć wszystkie supły, sploty, nici i zawiłości rodzinne. W obecnej dobie tak wielki szacunek dla słowa i aktora u młodych reżyserów jest raczej rzadki.

Jakub Sasak alias Narrator po prostu jest sobą i to jest jego siłą i motorem. Młody, poszukujący prawdy o swojej rodzinie i własnych korzeni, z pełną paletą autentycznych emocji i nastrojów. Plastyczny, ekspresyjny i empatyczny, swoją slam nawijką robi z widzami co tylko sam sobie zamarzy (a tekst i wyobraźnia mu zasugerują). Do tego jeszcze ze świetną dykcją i niebywałym wyczuciem frazy. Istny hiphopowy Wiedźmin, ot co!

Grzegorz Wolf czyli zdominowany przez (nabuzowany hormonami) Babiniec ojciec – rodzynek jest ciepłym „wujem – łatą”. Choć zazdrościć mu raczej nie należy. Spacer po polach minowych w Syrii w porównaniu z jego imielińską codziennością to pikuś.

Niedzielnym popołudniem scenicznie rozbiły mnie na bozony Hicksa dwie inne osoby i im przede wszystkim się kłaniam najniżej i najpiękniej. Wybaczcie brak manier, ale tym razem pierwszy będzie mężczyzna. On bowiem wypowiada pierwsze kwestie „Polskich rymowanek…”, podąża za Jakubem Sasakiem na scenę. Chwilami staje się czymś na kształt cienia Narratora, czasem bywa niesfornym odbiciem (Carlu Gustavie, zwałbyś go chyba ID?). Do niego bezsprzecznie należą dwie z tych najdramatyczniejszych scen: rozmiar stresu, napięcia i emocji udźwignął po mistrzowsku. Ewa Rucińska postawiła przed nim nie lada wyzwanie. Zasadniczo rzadko odzywa się samodzielnie, choć vis comica trudno mu odmówić. Tu i teraz przemawia plastyką, ekspresją ciała, gestami, mimiką – tym budując swoje nie najłatwiejsze postaci. Panie i Panowie – przed wami Maciej Wizner; ani słowa więcej – jedźcie do Gdyni, syćcie oczy, podziwiajcie rzadkiej miary i talentu sceniczny byt.

Wreszcie Ona, która jest tu najważniejsza, najistotniejsza, do której wszystkie podróże, podchody, prośby o rozmowę, wspomnienia, ocalenie Pamięci – Babcia… Dorota Lulka to Aktorska Instytucja, marka, wyznacznik doskonałości i perfekcji warsztatu scenicznego. Jak mawia moja przyjacielska dusza „Tego modelu ludzkiego już nie montują, a szkoda… Bo ze szlachetnego kruszcu, w pełni oryginalny i autentyczny”.

Babcia jest prawie stale w ruchu, choć zawsze dokładnie tam, gdzie jest najistotniejsza. Gra gestami rąk, mimiką twarzy, oczami, nagłym zwrotem ciała; minimum środków, tony serca i wyobraźni, maksymalny efekt sceniczny i zawojowana publiczność. Gdy otwiera (z pomocą wnuka) podwoje Pałacu Pamięci, uchylając szufladkę z napisem „Powrót Taty”. Wybaczcie, są sceny, których się nie opisuje – je się ogląda, smakuje ich chemię, przeżywa! Bo czyż da się opisać magię?

Jedyne, co mogę, to nakłonić Was do podróży 20 grudnia do gdyńskiego „Gombrowicza” na „Polskie rymowanki albo ceremonie” Andrzeja Błażewicza w reżyserii Ewy Rucińskiej. To nie jest długi spektakl, ale z pewnością jeden z najważniejszych i najistotniejszych, które w życiu przeżyjecie.

Anna Rzepa-Wertmann

POLSKIE RYMOWANKI ALBO CEREMONIE” Andrzeja Błażewicza, reżyseria Ewa Rucińska; obsada: Olga Barbara Długońska, Marta Kadłub, Dorota Lulka, Szymon Sędrowski, Maciej Wizner oraz Jakub Sasak;

Teatr im. Witolda Gombrowicza w Gdyni, publiczne czytanie performatywne 23 maja 2019 r.

Centrum Kultury w Lublinie, pokaz festiwalowy 6 października 2019 r.

Teatr im. Witolda Gombrowicza w Gdyni, premiera 20 grudnia 2019 r.

spektakl zaprezentowany w ramach 24 Konfrontacji Teatralnych w nurcie MŁODE KONFRONTACJE AUTOR

[fot. Maciej Rukasz]

*www.gnd.art.pl › Polskie-rymowanki-albo-ceremonie-Andrzej-Błażewicz

*ibidem

Leave a Reply