Przejdź do treści

Saramago – tak, ale może „Baltazar i Blimunda”?

Grzegorz Walczak o spektaklu „Miasto białych kart” według powieści Jose Saramago w Teatrze Studio w Warszawie, z propozycją, żeby wystawić „Balatazara i Blimundę”:

Wybitny powieściopisarz, wyróżniająca się reżyserka młodego pokolenia, rzecz czytelna, wyraźne założenie, sensowne diagnozy, a nie mogę nie pogrymasić.

Miasto białych kart”, określane jako political-fiction – to przedstawienie aktualne, sprawne, konsekwentne – aż nadto, sterylne, zbyt chłodno-geometryczne, poruszające umysł, ale nie serce, pozostające w dość wysublimowanym, uogólniającym ciągu monotematycznej gry schematu politycznego, jaki został zarysowany już na początku utworu Jose Saramago. Wszystko to wynika głównie z samej materii dzieła literackiego, w którym dominuje egzemplifikacja tej samej tezy o deformacji ustrojowej, która jest nam, Polakom, doskonale znana. Zdaję sobie sprawę, że wybór tego właśnie utworu Portugalczyka uzasadniony był nieprzemijającą, a nawet narastającą aktualnością tematu, czyli potrzebą społeczną. A tematem jest opresyjność władzy w określonym kontekście politycznym, po wyborach, które zaowocowały w nietypowy, szczególny sposób. Mamy tu do czynienia z procesem deformacji ustrojowej, a w płaszczyźnie sztuki z interesującym literacko-dramaturgicznym opisem mechanizmu przekształcania się demokracji wynikającej z wolnych wyborów w system manipulacyjnego podporządkowania społeczeństwa bezdusznemu, totalitarnemu reżimowi. Spektakl niektórzy mogą traktować jako rodzaj swoistego ostrzeżenia. Doceniam wagę przesłania sztuki, która mnie jednak nie wciągnęła. Wyraźny jest ideowy szkielet, za mało w niej prawdziwie dramatycznych napięć, za mało konkretnego „mięsa”, choć Szef nowego gabinetu od czasu do czasu „mięsem rzuca”.

Porównując konstrukcje modelowe świata przedstawionego – bo z taką mamy do czynienia w „Mieście białych kart” – choćby z modelowym światem polskiej groteski w „Na pełnym morzu” Sławomira Mrożka, opowiedziałbym się za naszą jednoaktówką, od początku jednak zamierzoną przez autora jako dzieło sceniczne. Już sam pełen specyficznego humoru język naszego mistrza groteski, owa parodystyczna demaskacja słusznie minionej rzeczywistości, wysublimowana drwina ze świata polityki, szczególnie propagandy fałszywej, sprowadzonej do absurdu, to majstersztyk. W „Mieście białych kart” gdzieś się zatraciła wyrafinowana ironia, charakterystyczna dla portugalskiego noblisty. Znam Saramago, znacznie ciekawszego, z wielką wyobraźnią malarską, z przewrotnością groteskowej wizji, ironistę, który pięknie umie igrać sobie, również na poziomie stylu językowego, z władzą królewską, z Świętą Inkwizycją – tą historyczną, i tą symboliczną – współczesną. Oryginalne sceny, niezwykli, a prawdziwi bohaterowie, nieschematyczne kontrasty, miłość nieposkromiona, wolność taka, że na odległość czuje się ją w piersiach księdza-heretyka, frunącego do swej wymarzonej krainy na maszynie latającej, którą właśnie był wymyślił. Marzenie i upadek, procesje biczowników – auto da fe, stosy, szaleństwo uczuć i głębia intelektu – to wszystko Saramago, ale w zupełnie innym dziele – „Baltazar i Blimunda”. I nie szkodzi, że to początek 18. wieku i że Portugalia, której nie trzeba zamieniać na nasze Radomie czy Warszawy. Współczesna, jakże aktualna myśl portugalskiego pisarza, dochodzi do nas z tej powieści (podobnie jak ze słynnego „Miasta ślepców”) bez trudu, z rozmachem i z o wiele większym „wstrząśnieniem duszy”, aniżeli z „Miasta białych kart”, wyłożonych na deskach Teatru Studio w Warszawie. I żeby była jasność – nie mam pretensji do wykonawców Studyjnego spektaklu, może raczej do samego wyboru materiału do adaptacji, może poniekąd i do niej samej. „Miasto białych kart” nie wydaje mi się tak wybitnym dziełem, jak inne tego autora. Muszę się, choćby częściowo, zgodzić z opinią o tej powieści pewnego czytelnika, zamieszczoną w Internecie w witrynie lubimyczytać.pl (Czytający 2016-2-21)

„Otwierałem oczy ze zdumienia, widząc nieatrakcyjny sposób prowadzenia opowieści o naruszonych fundamentach demokracji. Nawet wprowadzenie do fabuły zasady, w myśl której cel uświęca środki, ani na trochę nie rozbudziło moich pozytywnych myśli i nie rozkręciło na wysokich obrotach wyobraźni. Wirtuoz literatury portugalskiej sam sobie zadał cios, którego siły nie zneutralizowała precyzja języka, z której jest znany”.

Nic więc dziwnego, że i po spektaklu – chociaż się zgadzam z intencjami twórców i chociaż doceniam sprawność aktorów i ruchomej, zmiennej scenografii, złożonej z tych samych prostych elementów – nie odczuwałem pełnej satysfakcji.

Grzegorz Walczak

_______________________________________________________

MIASTO BIAŁYCH KART Jose Saramago, adaptacja i reżyseria Ewa Rucińska (w cyklu: teatrgaleria – Daniel Buren i młodzi reżyserzy), Teatr Studio im. Stanisława Ignacego Witkiewicza. Premiera 9.03.2019.

Leave a Reply