Przejdź do treści

Uczta u Nerona

„Neron” Jolanty Janiczak w reż. Wiktora Rubina w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.

To jest spektakl dla widzów otwartych na niczym nieograniczoną zabawę między widownią i sceną. Zwłaszcza że scena została celowo pomieszana z widownią. Nie pierwsza i zapewne nie ostatnia to próba łączenia obu przestrzeni, zacierania granic i wciągania widzów w działania należące zwyczajowo do aktorów. Nie każdemu taka rola w teatrze odpowiada, ale wybierając się na „Nerona”, trzeba być przygotowanym na niespodzianki. Cóż, gotowość przeżycia sytuacji ryzykownych jest dzisiaj w modzie.

W porównaniu z naprawdę niebezpiecznymi wyczynami wizyta w Teatrze Powszechnym u Nerona (w tej roli idealnie panujący nad zaproszonymi gośćmi Michał Czachor) jest doprawdy słodką chwilką odpoczynku. Wprawdzie tu wystawia się aktorów na sprzedaż – można ich wynająć za niewygórowane kwoty do rozmaitych posług (choć to raczej tylko żart, a nie rzeczywista sposobność, w przeciwieństwie do obyczajów w zdemoralizowanym Rzymie). Tak czy owak, część widzów spoczywa na sofach wystawionych na scenie – oni są senatorami. Parter to obywatele Rzymu, a balkon to poślednia czeladź (niewolnicy?). Rzecz polega na ukazaniu zachowań gości, wystawianych na rozmaite pokusy i próby, przybyłych na zaproszenie głodnego sukcesu artystycznego satrapy. Ponieważ czasy są rozwiązłe i wszelkie bariery prysły, nikt nie musi się wstydzić swoich skłonności, słabości czy tzw. preferencji.

Można to potraktować jako jawną kpinę z wszechobecnej hipokryzji, osłaniającej rzeczywiste wybory „cnotliwych” obywateli, odległe od poprawnych, ale jest w tym także pewne ryzyko. Może się okazać, że kpina z rozmycia wszelkich kryteriów moralnych, triumfującego hedonizmu i egoizmu wcale już kpiną nie jest i sam spektakl wpisuje się w typ schyłkowego teatru, który przeradza się w swoją karykaturę. Karkołomne zadanie. I nie chodzi o to, że publiczny masaż jednego z widzów (pewnie to wcześniej z nim uzgodniono) i okład z obnażonego ciała aktora Juliana Świeżewskiego wygląda na przekroczenie granicy tego, co w teatrze zwykło się tolerować, ale o pytanie: co dalej? Mogę to sobie wyobrazić, zwłaszcza że kolejne kroki tu i ówdzie wykonano. Ponad 10 lat temu w Montrealu odbywało się przedstawienie, podczas którego publiczność została poproszona o rozebranie się do rosołu. Widzowie, zaprawieni w nowoczesnym teatrze, bez oporów spełnili prośbę aktorów. Po chwili przyjechała policja i spisała wszystkich za nieprzystojne zachowania… Była to prowokacja, ale zważmy, że to pomysł na raz. Podobnie traktuję tę ucztę u Nerona, w końcu utrzymaną dość bezpiecznie w ryzach, acz widzów o bardziej surowych obyczajach zapewne wytrącającą z równowagi.

„Uczta u Nerona”
Tomasz Miłkowski
Przegląd nr 17/18
24-04-2018

Leave a Reply