Przejdź do treści

Ponowne zjednoczenie Korei

Anna Rzepa-Wertmann jeszcze lubelskich Konfrontacjach:

Teatr prawdziwie szczery do bólu i łez, czyli co tak naprawdę wiemy o miłości?

XXII lubelskie Konfrontacje Teatralne, dzień czwarty. Joël Pommerat versus Leonard Cohen versus Łukasz Witt – Michałowski = „Ponowne zjednoczenie Korei”.

Czyli o tym, co i kogo mylimy z miłością, kiedy i dla-czemu przegapiamy ją na własne życzenie oraz czym ona tak naprawdę dla nas ludzi jest?

Zupełnie na koniec o lubelskiej krytyczce, którą siódemka aktorów „rozbiła na bozony Hicksa”.

Często się zdarza tak, że na jakiś spektakl czekamy; bywa, że długo i niestety z rozczarowującym efektem. Czasem jednak to premiera „czeka na nas”: terminy się nie zgrały, coś wypadło albo zwyczajnie Absolut uznał, że winniśmy „zgłosić nieprzygotowanie w szkole życia” i chwilowo odstawić się do duchowego pod-kurowania. To ostatnio przydarzyło się właśnie niżej podpisanej w marcu tego roku.

Zadzwonił telefon, padło nazwisko Joël Pommerat, tytuł „Ponowne zjednoczenie Korei”, nazwa Scena InVitro i termin Międzynarodowego Dnia Teatru. Ponieważ od pewnego czasu dokonania reżyserskie Łukasza Witt-Michałowskiego przywracają mi optymizm i zaostrzają apetyt teatralny, więc zastrzygłam uszami z radości.

Chcesz rozbawić Absolut? Zacznij na coś bardzo czekać. Jak do tego Błękitny Kreator będzie miał dobry dzień i świetny humor – gwarantuję, codzienność Jamesa Bonda przy twoim życiu to banał, szarość, sztampa”

Skutek? Mimo najszczerszych chęci obejrzałam spektakl 10 października, w czwartym dniu trwania XXII Konfrontacji Teatralnych. Przysłowie „Co się odwlecze, to nie uciecze” było tu co najmniej bardzo zasadne. Zważywszy że od 27 marca 2017 r. minęło sześć i pół miesiąca: po tysiąckroć warto było.

Chrom, stal, czerwień, granat; chłodny ascetyzm. Podłużna scena en ronde jest jednocześnie przestronnie olbrzymia i klaustrofobicznie ciasna. Od pierwszej minuty rytm, tempo, atmosfera w sensie dosłownym paraliżują, wbijają w krzesła, skupiają każdy atom uwagi i emocji widzów. Widownia staje się częścią sceny, scena po części widownią – ale to akurat jest tutaj najmniej ważne. Najważniejsze jest to, co zaraz się w tej przestrzeni zdarzy, stanie, wybrzmi! Podświadomie łapałam się na tym, iż muszę maksymalnie się skupić, by czegoś nie zgubić, by nic nie umknęło, baczyć na każdy najmniejszy szczegół i detal. Patrzeć, zauważać, obserwować, myśleć, przeczuwać, łączyć detale, zbierać słowno-mentalne okruszki szczodrze porozrzucane po scenie reżyserską i aktorskimi dłońmi!

11 historii, sytuacji, splotów losów i zdarzeń, impresji, etiud, scenek. Kilkanaście ludzkich sylwet towarzyszących widzom, rozsianych niby to bezładnie na widowni. Symbolicznych, z rurek, pustych: choć tak naprawdę pełnych historii, opowieści, dramatów, śmiechów i łez, krzyków i szeptów. Wiary, nadziei, miłości, wszystkiego tego, co stanowi pełnię i istotę zwyczajnego ludzkiego życia…

Tu zaczynają się schody; tekst Pommerata jest bowiem wielce zwodniczy. Na pierwszy rzut oka i ucha jest o wszelkich odmianach Miłości – ale tylko pozornie! Tak naprawdę każda z 11 historii, które ożywił na scenie Łukasz Witt-Michałowski wraz z szóstką swoich aktorów, pokazuje to, co często z miłością mylimy (nieświadomie, z cyniczną rozwagą lub sytuacyjno-interesowni). Czego w ogóle nie mamy prawa pod żadnym pozorem nazywać miłością (jeśli w ogóle mamy jeszcze w sobie choć okruch godności i szacunku do samych siebie). Wreszcie to, co jest miłością w najróżniejszych jej pięknych i cennych przejawach (czego nieroztropnie nie zauważamy lub rozmieniamy na drobne, trwoniąc i szastając czasem najcenniejszy życiowy dar).

Elegancka szanowana Żono, naprawdę myślisz, że najlepszym prezentem na porcelanową rocznicę ślubu jest… rozwód? Tylko dlatego, że kiedyś rozsądek pomyliłaś z miłością? Twój Mąż przez 15 lat okazywał Ci oddanie, szacunek, wierność i wsparcie we wszelki możliwy sposób, ale wedle ciebie „to nie to”… Pani Rozsądno-rozważna, czym w takim razie jest dla ciebie miłość?

Czy ktoś kiedyś wytłumaczył wszechwładnemu Panu Producentowi, że nawet jeśli Asystentka nie będzie stawiała oporu przez „wychędożeniem” jej na fotelu w jego apartamencie hotelowym po zabójczo pracowitym dniu i wieczorze (wybaczyć raczcie mi tę staropolszczyznę…), to i tak zawsze i wszędzie jest molestowanie seksualne? Że jego Asystentka nadal jest kobietą i ma prawo do własnych sądów i wyborów!

Młoda Przebojowa Matko, chodziło Ci o miłość czy o całkowitą kontrolę i dominację nad mężem? Naprawdę miał być tylko bankomatem, dobrą wróżką do spełniania kolejnych kaprysów, niewolnikiem nowoczesnej Cosmopolitalnej Dominy? Jeśli kochasz, godzi się komuś odebrać wszystko, nawet wiarę, nadzieję, marzenia – czy to jeszcze jest miłość?

Piękna zmysłowa Duża Lalko, czy tak naprawdę wiesz, z kim chcesz być, co do niego czujesz? Kompan, towarzysz, wsparcie zawsze i w każdej życiowej burzy? Czy wentyl bezpieczeństwa, by nie być samą, móc się z kimś pokazać, mieć potwierdzenie własnej atrakcyjności? Taktyka „Wymieniam na coraz bogatszy, inteligentniejszy, przystojniejszy, o wyższym statusie model” to nie jest miłość – to zabawa ludzkimi uczuciami.

Miłość w wersji Sceny InVitro miewa różne kolory i odcienie… Nikt nie jest tu tylko święty lub potępiony, u Pommerata wszystkie ludzkie lustra mają dwie tafle. Tylko czasem zbyt już uszlajane brudem codzienności lub nadmiernie porysowane niewiernością i eksperymentami z prawdą i szczerością.

Kto powiedział, że Kurtyzana nie ma prawa kochać? Nawet tego, któremu się wydaje, że „przychodzi raz na tydzień po ostry seks” (zaiste, klient owy był dość specyficzny, zwłaszcza w kwestii profesji). Czy zawód, który wykonuje, odbiera jej prawa do kochania i bycia kochaną? Do szacunku dla niej jako kobiety?!

Najpiękniejszy, najjaśniejszy i zarazem najdramatyczniejszy odcień, ton, dźwięk w tej 11 etapowej „Drodze do cudu miłości”? (poza tłumaczeniem Specyficznemu Motocykliście co to są: prawda, szczerość, miłosierdzie i parę innych pojęć podstawowych?). W silnym, mocnym, równym i dynamicznym spektaklu – jakim bezsprzecznie jest „Ponowne zjednoczenie Korei” w reżyserii Łukasza Witt – Michałowskiego – aż się od nich skrzy.

Mąż, który mając za konkurenta do umysłu (w sensie dosłownym) i serca swojej żony ma niejakiego Alzheimera. Nie zamierza się poddać, choć ma świadomość nierównych sił w tej wojnie – cieszy się każdą wygraną bitwą (czytaj: okruchem pamięci jedynej i wybranej, którym przypomni sobie ona normalne życie sprzed mgły niepamięci). Trwa, kocha, czeka – choć często płaci za to samym sobą, swoim wnętrzem. Kiedy cierpi, pewnie otwiera walizkę i patrzy na płatki krwistych róż Mercedes, przesiewa je w dłoniach, ukrywa w nich łzy niemocy.

Nauczyciel, który nadwrażliwemu i nadinteligentnemu chłopcu zastępuje Wielce Zapracowanych KorpoRodziców. Tacy są zajęci, zabiegani, ważni ,że nijak nie mają czasu i siły, by własnemu dziecku ofiarować najcenniejszy dar: czas, słowa wsparcia, otuchy, miłości. Nawet gdyby syn chciał z nimi porozmawiać, gdyby jakimś cudem znaleźli czas i mieli chęci – ta rozmowa i tak by się nie stała. Oni po prostu już słuchać nie potrafią: nie tylko swego wyjątkowego dziecka, nawet samych siebie.

Rozmowę Męża i Żony, sama dla siebie zwę tę etiudę „Dialogiem czerwonego szala”. Krwista pashmina na równi ze słowami i emocjami: siecze, smaga, dzieli, dusi, rani, zabija.

Łukasz Witt-Michałowski stworzył spektakl o emocjach, uczuciach, łzach, strachach, pomyłkach i wynikłych z nich dramatach. Silny, gorzki, trudny, bolesny, ważny, horrendalnie potrzebny. Jak tlen niezbędny w czasach upadku wartości, dyktatu wizerunku i lansu, „wszystkiego na sprzedaż”. Choć śmiem twierdzić, że w pewnym sensie jest to też spektakl o odejściach i rozstaniach; z klasą, stylem, prawdą i szczerością. Bez kłamstwa, kręcenia i medialno-socjalnego rynsztoka – to już w tej dobie nie jest aż tak oczywiste. Na koniec w zgodzie z oryginałem winien być Mistrz Leonard; będzie, choć niezupełnie zgodny z finałem spektaklu.

Drogi Reżyserze!

Na początku stulecia, w okolicy naszych urodzin, Leonard Cohen wydał album „Ten New Songs”. Wespół z Sharon Robinson nagrali tam pewną pieśń, która wprost idealnie puentuje moje refleksje na temat Waszego „Ponownego zjednoczenia Korei”

Sincerely Yours

Anna Rzepa -Wertmann

(…)Suddenly the night has grown colder

The god of love preparing to depart

Alexandra hoisted on his shoulder,

They slip between the sentries of the heart

Upheld by the simplicities of pleasure

They gain the light, they formlessly entwine

And radiant beyond your widest measure

They fall among the voices and the wine

It’s not a trick, your senses all deceiving

A fitful dream, the morning will exhaust

Say goodbye to Alexandra leaving

Then say goodbye to Alexandra lost

Even though she sleeps upon your satin

Even though she wakes you with a kiss

Do not say the moment was imagined

Do not stoop to strategies like this

As someone long prepared for this to happen

Go firmly to the window, drink it in

Exquisite music Alexandra laughing

Your first commitments tangible again

And you who had the honor of her evening,

And by the honor had your own restored

Say goodbye to Alexandra leaving

Alexandra leaving with her Lord

Even though she sleeps upon your satin

Even though she wakes you with a kiss

Do not say the moment was imagined

Do not stoop to strategies like this

As someone long prepared for the occasion

In full command of every plan you wrecked

Do not choose a coward’s explanation

that hides behind the cause and the effect

And you who were bewildered by a meaning

Whose code was broken, crucifix uncrossed

Say goodbye to Alexandra leaving

Then say goodbye to Alexandra lost

Say goodbye to Alexandra leaving

Then say goodbye to Alexandra lost(…)”*

PONOWNE ZJEDNOCZENIE KOREI Joëla Pommerat, reżyseria Łukasz Witt-Michałowski, muzyka Maciej Drzymała i Tomasz Kraśkiewicz, reżyseria dźwięku Tomasz Kraśkiewicz, gościnnie Max Kowalski (bass guitar), reżyseria światła Marcin Kowalczuk i Grzegorz Polak, produkcja Monika Stolat; obsada: Matylda Damięcka, Ewa Pająk, Ilona Zgiet, Jarosław Tomica, Robert Zawadzki, Wojciech Rusin; Scena Prapremier InVitro, premiera 26 marca 2017; XXII Konfrontacje Teatralne, Sala Widowiskowa, prezentacja 10 października 2017

*

http://www.leonardcohen.com/music/ten-new-songs, http://www.leonardcohenforum.com/viewtopic.php?t=1794#p18455, http://songmeanings.com/songs/view/42869/;

Oryginałem był wiersz Constantina Kavafisa „The God Abandons Antony”

http://www.cavafy.com/poems/content.asp?id=12, https://www.leonardcohenfiles.com/cavafy.html

Wiem, istnieje tłumaczenie R.I.P. Macieja Zembatego – ale dam upust swojej przekorze i odeślę Was do tłumaczeń Michała Kuźmińskiego, stworzonych na okoliczność płyty „Łanuszka /Cohen” Michała Łanuszki – http://lanuszka.pl/plyty/,

Leave a Reply