Przejdź do treści

Teraz Polska w teatrze

Krakowski Teatr Komedia jest pierwszym polskim teatrem wyróżnionym nagrodą w XXVII edycji Konkursu TERAZ POLSKA. Uroczysta Gala miała miejsce w Teatrze Wielkim w Warszawie 29 maja br.

Z założycielem Krakowskiego Teatru Komedia, Janem Jakubem Należytym, dramaturgiem, producentem, aktorem, muzykiem, rozmawiamy o pomysłach na teatr i biznes, o sposobach na widza, nagrodzie i… klapkach.

– Nagrodę w konkursie Teraz Polska przyznano Krakowskiemu Teatrowi Komedia za biznes czy za artyzm?
– Za połączenie artyzmu z biznesem. Czyli za innowacyjne podejście do biznesu artystycznego. A polega ono na tym, że nie czekamy na widzów, tylko do nich dojeżdżamy. Proponujemy im spektakle w różnych, często nietypowych miejscach, jak np. na statku Chopin na Mazurach.

– Co ta nagroda ułatwi, a co utrudni KTK? Środowisko artystyczne bywa zawistne, pewnie usłyszy pan, że sobie załatwiliście to wyróżnienie.
– Ależ inne teatry też mogły wpaść na ten pomysł i wziąć udział w konkursie. W dzisiejszych czasach, wolnego rynku, teatr jest nie tylko instytucją artystyczną, ale także biznesem i nie ma co tego ukrywać. Żaden z zawodowych aktorów nie będzie u nas pracował za darmo. To jest jego praca, którą zarabia na życie i trzeba ją wynagrodzić, a miło byłoby, żeby jeszcze trochę zostało dla nas, kierujących teatrem. Skoro więc traktujemy teatr jako biznes, nie widzieliśmy przeszkód, dla których nie mielibyśmy wziąć udziału w konkursie Teraz Polska. Co nam daje ta nagroda pozytywnego? Na pewno jeszcze większą wiarygodność w relacjach z partnerami biznesowymi, a także prawo do noszenia godła nagrody, a ono jest społecznie dobrze przyjmowane. Ludzie myślą: „Ten teatr wyróżniono, to musi być w nim coś interesującego! Widać zasługuje na tę nagrodę!”. Co utrudnia? Nie sądzę, żeby cokolwiek utrudniała. A zawistnicy? Jestem oddalony od środowiska artystycznego nie tylko warszawskiego, bo mieszkam na południu kraju, na wsi położonej około 60-70 km od Krakowa. A jeśli kogoś spotykam, zdarza się, że pewne osoby po prostu wymownie milczą.

– Dlaczego wymyślił pan sobie teatr komedii?
– Sam chciałbym znać odpowiedź na to pytanie! Gdybym 5 lat temu wiedział, co mnie czeka, to bym nawet nie pomyślał o tym przedsięwzięciu! A teraz już się nie można zatrzymać, za daleko zajechaliśmy, za dużo zainwestowaliśmy, za dużo zrobiliśmy. To był szalony pomysł, ale realizujmy go.
A tak naprawdę, zaczęło się od tego, że ja zawsze chciałem pisać dla teatru. Podjąłem taką próbę, pisząc na konkurs ogłoszony przez Teatr Dramatyczny w Białymstoku, sztukę zatytułowaną „Trzy razy łóżko”. Nadeszło wiele prac, z których wybrano trzy i skonfrontowano je z publicznością, by wskazała, która najbardziej przypadła jej do gustu. Wybrała moją.
„Trzy razy łóżko” zostało zagrane na białostockiej scenie ponad 200 razy. Pomyślałem sobie, że skoro ten spektakl grano tyle razy w jednym mieście, które liczy 250 tysięcy mieszkańców, to może da się na sztuce zarobić… Nie wziąłem tylko pod uwagę, że teatr repertuarowy, jakim jest placówka w Białymstoku, jest dofinansowywany – w tym wypadku chyba przez marszałka województwa – i rządzi się zupełnie innymi prawami ekonomicznymi niż teatr prywatny.
Początkowo spektakl „Trzy razy łóżko” graliśmy objazdowo. Potem pomyślałem, że może stworzyć scenę Krakowie. No i zaczęło się od Niepołomic, gdzie mieliśmy swoją pierwszą siedzibę. Następnie był Klub Kolejarza i szło nam nie najgorzej. Niestety, nastąpił moment kryzysowy – zabrakło pieniędzy. Zacząłem szukać sponsora. Z Mariuszem Stasiakiem-Apelskim znamy się wiele lat, trochę krócej z jego żoną, Anną, i oni zostali współudziałowcami Krakowskiego Teatru Komedia. Są biznesmenami z krwi i kości. Anna zna się na sprawach finansowych i prawnych, Mariusz od wielu lat jest w biznesie. Podzieliliśmy się zadaniami – ja odpowiadam za sprawy artystyczne, Ania za finansowe, Mariusz za strategiczne kontakty. Nasza praca zaczyna przynosić efekty…

– Wasz teatr sięga do jego źródeł, kiedy aktorzy wędrowali po kraju, proponując swoją sztukę. Krakowski Teatr Komedia też objeżdża Polskę.
– A propos teatru wędrownego, znakomity aktor Ryszard Kotys, opowiadał mi anegdotę – cytując list aktora do żony: „Droga żono, w Kielcach odnieśliśmy ogromny sukces, dzisiaj idziemy do Radomia”.
A co do naszego teatru, trzeba było podjąć trud budowania go jako marki. Stąd pomysł teatru wędrownego, objazdowego, przynajmniej na początek, by zaprezentować się jak najszerszej publiczności. Jest to rodzaj powrotu do korzeni teatru, ale także umiejętność zachowywania się w nowych realiach ekonomicznych, wychodzenia z ofertą do odbiorcy.
Oczywiście marzy mi się własne miejsce w Krakowie i myślę, że za jakiś czas go znajdziemy, ale wszystko po kolei…

– Czego na tych spotkaniach w różnych miejscowościach, wobec różnej publiczności dowiadujecie się o sobie, jako o grupie teatralnej, a czego o widzach?
– Dowiadujemy się, że wykonujemy naszą pracę solidnie, ponieważ zawsze po zakończeniu spektaklu dostajemy ogromne brawa, a potem ludzie wychodzą – nawiasem mówiąc uwielbiam ten moment – uśmiechnięci, rozmawiają z ożywieniem, wymieniają uwagi na temat obejrzanej na scenie historii. W ciągu pięciu lat istnienia naszego teatru – i proszę mi wierzyć, bo to prawda – w dobie tzw. hejtu nie mieliśmy ani jednej złej opinii, złej recenzji, nie napisano o nas niczego złego.

– Repertuar KTK to w przeważającej części sztuki napisane przez pana. I większość z nich podejmuje temat relacji męsko-damskich, coś dla pana jest w nich szczególnego?
– Po prostu lubię pisać na te tematy. W dwojgu ludziach, w człowieku, czy w ludziach w ogóle jest tyle emocji, uczuć, tyle zdarzeń, tyle pretensji i tyle wybaczeń, że warte są opisania, pokazania…

– Pan to podpatruje, stojąc jak Wyspiański w drzwiach, pisze z autopsji, opisuje relacje znajomych?
– Dziękuję za porównanie… Owszem, uwielbiam dyskretnie podglądać i podsłuchiwać bliźnich, ale sam też troszeczkę przeżyłem, troszeczkę przeszedłem, więc zapisuję, a że wychodzą z tego komedie? Przecież to nic zdrożnego, że ludzie śmieją się na naszych spektaklach. Być może te sztuki czasami ocierają się o pewną błahość, ale ja nie chcę zmieniać nimi świata, satysfakcjonuje mnie radość widza. Publiczność lubi się śmiać i najlepiej, kiedy ten śmiech dotyczy życia, bo życie to my. Po spektaklach „Trzy razy łóżko” przychodzą do nas za kulisy kobiety i mówią: „No wie pan, jakby pan był pod naszym łóżkiem! My się z mężem dokładnie tak samo kłócimy…”. Wtedy czuję, że to, co robimy, to, co piszę, ma sens.

– Gra w Krakowskim Teatrze Komedia, wybitna aktorka Ewa Dałkowska, ale są też bardzo młodzi artyści, niemal debiutanci, jakie warunki powinien spełniać aktor, żeby zaproponował mu pan współpracę?
– Z Ewą Dałkowską znamy się długie lata, jeszcze z dobrych czasów Kabaretu pod Egidą… Ewa jest postacią kultową! To piękny człowiek, a zarazem tak wiele tej Ewy Dałkowskiej jest w niej samej, że aż trudno nadążyć. Nie ukrywam, że bardzo się cieszę, że udało mi się ją pozyskać dla naszego teatru. Nawiasem mówiąc, to jest osobowość kompletnie odbiegająca od stereotypu – artystka. Ewa to człowiek z krwi i kości, gdy tylko zajdzie potrzeba, pochyla się nad zwierzętami i nad bliźnimi. Uwielbiam Ewę! Zarazem przy tak ogromnym talencie i pracowitości jest niesłychanie skromnym człowiekiem.

A wracając do pytania – nie robię castingów. Jedni pracujący już z nami aktorzy rekomendują następnych. Z uwagą czytamy też nadsyłane zgłoszenia. Jedna z naszych młodziutkich aktorek, Pamela Adamik, bardzo zdolne „dziecko”, przysłała mi zgłoszenie i CV. Zadzwoniłem do niej, spotkaliśmy się i niemal z marszu weszła w dwa przedstawienia – znakomita!
W tym zawodzie, zwłaszcza u jego początków, i zwłaszcza dzisiaj, trzeba mieć ogromną siłę. Osiągają sukces tylko te osoby, które są zdolne i umieją siebie zarekomendować, zareklamować, przekonać do swoich umiejętności, a przy tym są nieprawdopodobnie pracowite i zdeterminowane, i taka jest większość naszych aktorów.

– W tym roku przypada 5-lecie Krakowskiego Teatru Komedia. Planuje pan bankiecik urodzinowy?
– Nie. Może zrobimy coś na początku przyszłego roku… Na razie staramy się naszą robotę jak najlepiej wykonać. Świętować będziemy sobie później… Chodzi o to, żebyśmy się rozwijali. A co będzie dalej? Jak mówił Sławomir Mrożek: „Najważniejsze w życiu jest najbliższe pięć minut, a reszta to wyobraźnia”. Więc wyobrażam sobie, że będziemy sobie świętować, że będziemy mieli dobre kontrakty eventowe, że będziemy mieli swoje miejsce w Krakowie, że będziemy mieli stałych partnerów na Mazurach i nad morzem. I może na razie wystarczy tych „wyobrażeń”…

– Co to jest „W klapkach do teatru”?
– Zależy nam na widzach – o czym już mówiłem wcześniej – więc robimy wszystko, żeby ich było jak najwięcej. Dlatego chcemy zachęcić ich do przyjścia do nas, nie stwarzając barier. Nie chcemy odpoczywającym na urlopie niszczyć atmosfery wakacyjnego luzu. Często dowiadując się, że jest spektakl teatralny, myślą: „No poszlibyśmy do teatru, ale trzeba się elegancko ubrać, a nie wzięliśmy odpowiedniej garderoby…”. Więc my odpowiadamy: „To przyjdźcie w klapakach!” Oznacza to, chcesz to po prostu przyjdź, wakacyjne stroje nam nie przeszkadzają, wszyscy będziemy się dobrze bawić, a w przerwie jeszcze napijecie się dobrego piwa!
Rozmawiała Grażyna Korzeniowska

[fot. Ja Fryta]

*

W lecie Krakowski Teatr Komedia gra spektakle wyjazdowe – nad morzem (Sopot) i na Mazurach (Ryn i Mikołajki), Oto kalendarz spektakli wakacyjnych:

Mazurski Rejs Komediowy 2017, Ryn i Mikołajki

19.07, godz. 20.00 – „Viagra i chryzantemy”, Hotel Zamek Ryn, Ryn

20.07, godz. 20.00 – „Viagra i chryzantemy”, Hotel Mikołajki, Mikołajki

21.07, godz. 20.00 – „Trzy razy łóżko”, Hotel Gołębiewski, Mikołajki

22.07, godz. 18.00 – „Trzy razy łóżko”, Żaglowiec Chopin, Mikołajki

11.08, godz. 18.00 – „Mąż i żona”, Hotel Zamek Ryn, Ryn

12.08, godz. 20.00 – „Mąż i żona”, Hotel Mikołajki, Mikołajki

13.08, godz. 20.00 – „Małżeństwo we frankach szwajcarskich” (premiera), Hotel Gołębiewski, Mikołajki

14.08, godz. 18.00 – „Małżeństwo we frankach szwajcarskich” (premiera), Żaglowiec Chopin, Mikołajki

Morski Festiwal Komediowy 2017, Sopot, Hotel Haffner

25.07, godz. 12-17.00 – Teatralny Recital Inauguracyjny, plaża Hotelu Haffner, wstęp wolny

26.07, godz. 21.00 – „Wpadki miłosne”

27.07, godz. 21.00 – „Trzy razy łóżko”

28.07, godz. 21.00 – „Mąż i żona”

29.07, godz. 21.00 – „Małżeństwo we frankach szwajcarskich” (premiera)

30.07, godz. 21.00 – „Viagra i chryzantemy”

Od września spektakle wracają do Krakowa, ale też do nietypowego miejsca, bo na statek Batory, zacumowany na Wiśle, nieopodal Wawelu.

Komedia na Batorym 2017, Bulwar Czerwieński, Kraków

25.09, godz. 19.00 – „Małżeństwo we frankach szwajcarskich”

30.10, godz. 19.00 – „Mąż i żona”

27.11, godz. 19.00 – „Viagra i chryzantemy”

18.12, godz. 19.00 – „Trzy razy łóżko”.

Leave a Reply