Przejdź do treści

Cudem zachowany z epoki, kiedy studentom chciało się tworzyć kulturę

To epoka, gdy w Piwnicy Świdnickiej działo się wiele. Tak, jak i w Klubie pod Jaszczurami w Krakowie. To był czas moich studiów. We Wrocławiu gotowało się. Szewcy Kalambura robiły furorę, aż tu raptem wynalazek. Monodram. Zaczęło się w STS-ie, w Warszawie przedstawieniem Siemiona. Szybko dołączyła Danuta Michałowska, Andrzej Łapicki, Kalina Jędrusik. Starczyło tego na festiwal, który wymyślił Wiesław Geras. Dziś, dobrze po siedemdziesiątce, a On ciągle działacz studencki z tamtej epoki. Kiedy widzę Go na tle dzisiejszego niemrawego zobojętnienia środowisk studenckich na zjawiska teatralne, On świeci, jemu się chce. Niedawno zaprosił mnie, aby po trzydziestu kilku latach rewitalizować monodram dla festiwalu toruńskiego – Psalmy Dawida. Zadał mi pracę, bo też On niczego nie uzgadnia, On szefuje. Zawdzięczam Mu rekapitulację swojego myślenia z młodości, konfrontację moich emocji i znaczeń scenariusza w świecie dzisiejszym. To zadanie domowe, nieoczekiwanie dla mnie, pogłębiło mnie. Nie był to prosty replay, powtórka. Miał swój sposób, aby zmusić mnie do tej pracy. Była to transakcja. Otóż przez pięć lat prowadziłem z żoną Grażyną Marzec teatr małych form i monodramów w strażackiej remizie miasteczka Hel. Ustawiliśmy wysoko poprzeczkę i poniżej Wyspiańskiego, Szekspira, Dostojewskiego, Zapolskiej itp. nie było prezentacji. Występowali nasi przyjaciele i znajomi, ci, w których coś się pali, dlatego spotykaliśmy się w remizie… Stanowiliśmy towarzystwo niepoddające się showbiznesowi, a płacił za to skromnie burmistrz Helu. Jednak po pięciu latach z lękiem zauważyłem, że wyczerpuje się lista naszych prywatnych kontaktów i wtedy zwróciłem się do twórcy Festiwalu Teatrów Jednego Aktora we Wrocławiu, szefa Festiwalu w Toruniu – Wiesława Gerasa. Właściwie nie miałem nadziei, że zechce pofrunąć aż na Hel, a tu – cud! Zgodził się zbudować oś monodramów na linii Wrocław – Toruń – Hel, przez całą Polskę. Zgodził się pod jednym warunkiem, że przypomnę Psalmy w Toruniu. I tak dzięki Niemu, wróciłem w obieg teatrów jednego aktora, wystawiając się, pełen tremy, na oceny znawców. Geras rozkazał: masz wystąpić we Wrocławiu z twoim monodramem A kaz tyz ta Polska, a kaz ta? wg Wyspiańskiego. Pojechałem tam z lękiem, bo na dodatek kazał wystąpić w sali PWST. Poszło nieźle, a On sam ufundował nagrodę – wielki, szklany talerz, bo Geras widzi się w roli trenera, aranżera i nauczyciela, nie jest menadżerem. Niezwykle skrupulatny, planuje repertuar teatru w remizie w Helu z wielkim wyprzedzeniem. Zaprasza gwiazdy polskie i zagraniczne. Nie są to gwiazdy serialowe, to osobowości, w których się pali, które są w stanie wyczarować teatr prawie bez dekoracji. Namiętnie uczy otoczenie, jakim szacunkiem trzeba otaczać tych, którzy decydują się na solowy bój o zainteresowanie widzów. Niezmordowany w wydobywaniu z obojętności zrutynizowanych urzędników. Potrafi ich przekonać, że organizuje święto i że nadejdzie radość. Przed paru dniami znów wykonałem polecenie trenera: „w dziesięciolecie teatru w remizie masz powtórzyć monodram, którym zaczynałeś działalność w Helu”. Rzeczywiście w 2006 roku, przez siedem dni w tygodniu grałem A kaz tyz ta Polska, a kaz ta? Wyrwałem się z wakacyjnego luzu do ćwiczeń zawodowych. Publiczność była, więc zrozumiałem, że hel to sprawa ważna i warto się jej poświęcić, ale starczyło mi, jak już napisałem wyżej, paliwa na lat pięć. Dalsze pięć, to dzieło Wiesława Gerasa. Podniósł spotkania w remizie do rangi festiwalu, a jednocześnie zachował wiele z ram, które zbudowaliśmy łącznie ze sceną, ale dziś wszystko jakoś w lepszym gatunku, bo On jest wymagający. Przekonał i Ministra Kultury, i Marszałka do udzielenia helskiemu festiwalowi honorowych patronatów… że też Jemu ciągle się chce. Życzę temu Wiecznemu Studentowi żywiącemu się ciągle z naszych PRL-owskich przekonań, że kultura jest potrzebna i można ją przy gorących sercach zaaranżować wszędzie, wielu sił i satysfakcji z tego, że dzieło Jego życia, choć ulotne, ciągle się sprawdza. Potwierdza to publiczność, wobec której Pan Wiesław jest bardzo wymagający.

Olgierd Łukaszewicz

Leave a Reply