„WSZYSTKO O MOJEJ MATCE” w reżyserii Michała Borczucha w teatrze Łaźnia Nowa
„Wszystko o mojej matce”, prawie wszystko o naszych matkach – czyli o nas samych. Hołd dla Pedro Almodóvara, najlepszego reżysera kobiet wyrażony przez utalentowanego inscenizatora i aktora opowiadającego o wszystkich kobietach, i tej jednej, najważniejszej. O ich matce.
Najnowszy spektakl Michała Borczucha w Łaźni Nowej, jak często u Borczucha zbudowany jest z w dużym stopniu z intuicyjnych pasaży skojarzeniowych: z kina, literatury, plastyki, z wrażliwości własnej.
Takie ustawienie prowokuje do prywatnych wycieczek, nawet tych krnąbrnych, nieuprawnionych intencjami twórców. W znakomitym, powiedzmy to od razu, przedstawieniu Borczucha, z ogromnym twórczym udziałem aktora, Krzysztofa Zarzeckiego oraz dramaturga, Tomasza Śpiewaka, roi się od rozlicznych, zwłaszcza filmowych inspiracji, ale oglądając następujące po sobie sekwencje o trwaniu i o odchodzeniu, o niemocy słów, atrofii języka, który nie jest w stanie oddać pełni rozżalenia, myślałem przede wszystkim o literaturze. O całym Prouście, o tomie Różewicza „Matka odchodzi” i zwłaszcza o „Milczeniu” Juliana Stryjkowskiego: pożegnalnym tomie starego pisarza, który nie musiał już nikogo kokietować, mógł pozwolić sobie na wstyd i bezwstyd, gejowski i żydowski coming-out. Stryjkowski pisał w „Milczeniu”: „Potrafię docenić milczenie inne, nie sadystyczne, ale kryjące uczucia miłości, dumy, wstydu, i wielkiego cierpienia. Niestety, za ból serca nie odpowiadam, kiedy smutne i puste”.
Ja również nie odpowiadam za własny ból serca wywołany przedstawieniem w Nowej Hucie, za to, że półtora roku wcześniej rozmawiałem o Stryjkowskim, i o „Milczeniu”, w szpitalu w Gliwicach, kiedy na raka umierał mój przyjaciel. I że do dzisiaj nie mogę się otrząsnąć z bólu, z żalu że wciąż go nie ma, chociaż mijają miesiące i trzeba żyć dalej. Piszę prywatnie, marginesowo, uciekając od meritum, ale akurat w przypadku „Wszystko o mojej matce” to chyba w pełni usprawiedliwione.
Na scenie zjawiskowa wręcz Iwona Budner, dawno nieoglądana w Krakowie Monika Niemczyk, Halina Rasiakówna, a także Dominika Biernat i Ewelina Żak: matki, przyszłe matki, kobiety. We wspaniale zaaranżowanej, abstrakcyjnej przestrzeni Doroty Nawrot stają się ikonami nie tyle macierzyństwa, co kobiecości. I jeszcze aktorstwa, bo ten wątek w sztuce Tomasza Śpiewaka, został bardzo mocno wyostrzony. Aktorka nie ma płci. Mówi głosem bohaterki. Jest matką Borczucha, matką Zarzeckiego, dziewczynką i staruszką. To również Cassavetowska z ducha opowieść o niemocy, o tym, że kiedy aktorstwo dotyka rejonów zbyt już prywatnych, staje się czymś niebezpiecznym, nośnikiem choroby, neurastenii.
Kulisy powstania przedstawienia są znane. Reżyser, Michał Borczuch, oraz aktor(łac. actor), osoba grająca jakąś rolę w teatrze lub fi... More, Krzysztof Zarzecki są przyjaciółmi od lat. Krzysztof występuje w spektaklach Michała, od lat współtworzy jego teatralny metajęzyk. Obaj urodzili się w tym samym, 1979 roku, obaj bardzo wcześnie stracili matki. Michał był jeszcze dzieckiem, Krzysztof akurat zdawał maturę. Spektakl o Zofii i Krystynie stanowi zaklęcie rzeczywistości, w której elementy wręcz rodzajowe (wspomnienie katastrofy w Czarnobylu, pyszny zapis rozważań matki Michała i jej koleżanek, pracownic zakładów kosmetycznych „Miraculum”) sąsiadują z nowofalowymi, improwizowanymi wstawkami z udziałem aktorek i aktora-reżysera (Zarzecki) budującymi obraz ich niemocy w zmierzeniu się z rzeczywistymi rolami matek. Oczywiście trzeba i warto docenić klasę wykonania, intertekstualne wycieczki, które oglądającemu i zgadującemu pierwowzór zawsze sprawiają przyjemność, spektakl jest bowiem rozbudowanym rebusem z kina Almodóvara. Uśmiechałem się, zauważając a to sekwencję z „Kiki”, a to z „Porozmawiaj z nią”, Huma (Halina Rasiakówna) to Marisa Paredes z „Wszystko o mojej matce”, a kiedy głosem Luz Casal śpiewa „Piensa en mi” wracamy do „Wysokich obcasów”, dalej sceny z „Kwiatu mojego sekretu”, z „Drżącego ciała”… Nawiązania do Almodóvara, z którego kina pochodzi również abstrakcyjne, rewelacyjne poczucie humoru zawarte w tekście Śpiewaka oraz kostiumy i imiona bohaterek, broni spektakl przed zarzutem o nadmierny ekshibicjonizm czy sentymentalizowanie. A w spektaklu Borczucha nie ma ckliwych tonów, jest szczerość. Czasami zabawna, często brutalna.
„Oczy matki wszystko widzące patrzą na urodziny / patrzą przez całe życie i patrzą po śmierci z „tamtego świata” – pisał Tadeusz Różewicz. We „Wszystko o mojej matce” w Łaźni zobaczyły miłość synów, których nie zdążyły dobrze poznać. I wzruszenie widzów. Za ból serca nie odpowiadam.
Łukasz Maciejewski