Przejdź do treści

NIEPOKOJĄCE PYTANIA, TRUDNE ODPOWIEDZI W TEATRZE „BAJ POMORSKI” W TORUNIU

Teatr „Baj Pomorski” w Toruniu ma trzy postaci w jednym – teatr lalek, teatr dla dzieci, teatr żywy i artystyczny dla dzieci, młodzieży oraz dorosłych. A na te „trzy postaci w jednym” składa się rozmaitość repertuaru, dobry zespół aktorski i sprawne zespoły współpracowników artystycznych i technicznych oraz świadome swoich zadań kierownictwo.

Taki teatr wie, o czym i jak powinien rozmawiać ze swoją widownią. Potrafi dobrać nie tylko odpowiednich wykonawców, ale przede wszystko umie znajdować i wybierać repertuar – poznać się na tekstach dramatycznych i na autorach.

Podczas trzech wizyt w Teatrze „Baj Pomorski”, oprócz klasycznych dramatów adresowanych do dzieci, młodzieży i dorosłych, widziałam na jego scenie współczesne adaptacje dawnej literatury (Podróże Guliwera, Pinokio) i baśni (Kopciuszek, Czerwony Kapturek) oraz wiele sztuk autorów współczesnych, zarówno obcych (Na Arce o ósmej Ulricha Huba), jak polskich. A wśród nich, nie licząc znanych i popularnych, jak Hanna Januszewska, Jerzy Kern, Maria Kownacka, teksty Andrzeja Dołęgowskiego (Zagryziakowie), Maliny Prześlugi (Najmniejszy bal świata, Pręcik ) i Anny Rumianek (Leśny doktor czyli Przypadki Doktora Bonifacego Trąbki).

 

Malina Prześluga udatnością sceniczną tekstów i powagą podejmowanej problematyki wysuwa się na centralne i przodujące miejsce pośród piszących dla teatru, na razie – zwłaszcza dla teatru adresowanego do dzieci. W sezonie 2009/2010, wśród sporej liczby prapremier polskich sztuk współczesnych zrealizowanych na scenach lalkowych, wystawiono sztukę Maliny Prześlugi Najmniejszy bal świata. Premiera odbyła się 28 marca 2010 w Teatrze Animacji w Poznaniu w reżyserii i inscenizacji Janusza Ryla-Krystianowskiego. W tym samym sezonie Malina Prześluga napisała teksty piosenek dla sztuki Roberta Jarosza Dudi bez z piórka (Teatr „Baj Pomorski” w Toruniu, 19 VI 1910). W dwa lata później na scenie teatru toruńskiego odegrano najpierw Najmniejszy bal świata w reżyserii Pawła Aignera (premiera 2 II 2012), a następnie sztukę pt. Pręcik w reżyserii Zbigniewa Lisowskiego (30 XII 2012).

Rzecz nie dziwi, bo obie sztuki podejmują problematykę ważną z punktu widzenia wychowania i przedstawiają ją w formie prostej, ale atrakcyjnej. A dobrze wyreżyserowane i świetnie zagrane składają się na przedstawienia godne uznania. Takie były obie premiery sztuk Maliny Prześlugi w Teatrze „Baj Pomorski”. Najmniejszy bal świata w reżyserii Pawła Aignera, o którym już pisałam, był rewelacyjnie zagrany przez wszystkich bez wyjątku aktorów – i „prowadzącego” Krzysztofa Grzędę, i niesforną a nawróconą na prostą drogę córeczkę w wykonaniu Dominiki Miękus i wszystkich innych, jak grający rodziców Grażyna Rutkowska-Kusa i Andrzej Korkuz czy odtwarzający inne postacie Edyta Łukaszewicz-Lisowska i Krzysztof Parda.

Ale wobec spraw niegrzecznej dziewczynki, która w złości wysyła rodziców na odległą planetę (czyli do wszystkich diabłów!), a potem gdy ich zabraknie, żałuje swego kroku, podejmuje trudy ich odszukania i cieszy się z ich odzyskania, problematyka Pręcika jest bardziej skomplikowana, niełatwa do przedstawienia, trudniejsza do zrozumienia, przyswojenia, pojęcia.

Pręcik podejmuje temat odchodzenia – bezpowrotnego znikania (Francuzi mówią nawet, że zniknąć z pola widzenia przez odjazd, to jakby umrzeć: Partir c`est mourir un peu) lub porzucania tego świata na zawsze przez odejście w śmierć.

Malina Prześluga stara się oswoić dzieci z tymi zagadnieniami. Podejmuje temat trudny do zrozumienia nawet dla człowieka dorosłego, pociągający za sobą czasem rezygnację, czasem bunt, zawsze poważny namysł i bezgraniczny smutek. Nie chce ich przerazić. Chce rzecz wytłumaczyć. Dzieci słyszą o śmierci, stykają się ze śmiercią, ale często pozostają z tym problemem same, nikt w rodzinie na ten temat nie rozmawia, nie pociesza, nie tłumaczy.

Malina Prześluga pokazuje w sztuce jakby dwa etapy czy dwa różne rodzaje znikania.

Najpierw znika Miś Łysy Joe, który spadł pod łóżko między rupiecie. Dziewczynka szukała zabawki, nie znalazła, zajęła się czym innym, zapomniała. Ale Miś odczuł to zapomnienie jak wyrok śmierci, jak całkowite odrzucenie, jak brak miłości.

Potem zniknęła Dziewczynka. Jej otoczenie, zżyte na dobre i na złe, jak w rodzinie, zaczyna odczuwać jej brak. Początkowo jest niezadowolone z rannego wstawiania wraz z Dziewczynką, gdy ona idzie do szkoły i spieszy się do autobusu, oraz ze sposobu traktowania, gdy nie słucha od razu Budzika odrzuca Poduszkę i gwałtownie wciska zimne stopy w Kapciową i w Kapcia. Ale zwycięża siła miłości, chęć pomocy, oddanie, współczucie. Więc postanawiają szukać Dziewczynki. Za wszelką cenę. Razem. Z narażeniem na każdą niewygodę i niebezpieczeństwo – z poświęceniem. Odkrywają przyczynę nieobecności Dziewczynki. Dowiadują się o jej pobycie w szpitalu – „na Smutnym Łóżku”.

Miś jest obrażony, że – gdy spadł pod łóżko – Dziewczynka nie szukała go dostatecznie długo i skutecznie. Ale przywiązanie do Dziewczynki i przykład otoczenia (Kapcia, Kapciowej, Poduszki, Budzika) przeważa. Miś także rusza na poszukiwanie Dziewczynki.

Wszyscy ładują się do torby (przygotowanej przez matkę Dziewczynki na jej rzeczy), aby dostać się do szpitala i do Dziewczynki leżącej na Smutnym Łóżku.

Pobyt w ciemnej torbie przypomina niemal grób. Przyjaciele Dziewczynki martwią się, że już z torby nigdy nie wyjdą: „Znikniemy. Nic nie będziemy robić. Ani widzieć, ani słyszeć, ani rozmawiać. (…) Ani spać…Ani człapać… Ani budzić… Bo może tak będzie, prawda? Może tak właśnie będzie, że znikniemy na zawsze, prawda?”

Jednak wychodzą z torby i odnajdują Dziewczynkę. Ale na nic ich nawoływania. Dziewczynka nie odpowiada. Maleje. Blednie. Miś Łysy Joe skacze na Smutne Łóżko, coś Dziewczynce szepcze, potem razem z nią odchodzi gdzieś… wśród świetlistych kolorów…

Aktorzy grają na scenicznym żywym planie. Ich postacie i głosy oraz animowane przedmioty-symbole (budzik, kapcie, poduszka, miś) tworzą bohaterów sztuki.

Na początku przedstawienia w głębi sceny usytuowano plan domu – łóżko Dziewczynki po lewej i wielki budzik – po prawej stronie, na końcu przedstawienia w głębi sceny widać Smutne Łóżko szpitalne a na nim bielejącą i coraz bardziej kurczącą się postać Dziewczynki. W finale wkracza na scenę z widowni komentator – głosem powolnym i nie znoszącym sprzeciwu ogłasza nieuchronność odejścia Dziewczynki.

Wszyscy aktorzy pokazali swoich bohaterów bardzo wyraziście, z pewną przymieszką charakterystyczności (Kapciowa Edyty Soboczyńskiej, Kapeć Krzysztofa Grzędy), liryzmu (Poduszka w wykonaniu Edyty Łukaszewicz-Lisowskiej) czy satyrycznego przerysowania (Budzik Jacka Pysiaka). Każdy miał swoje sceny popisowe – zagrane rewelacyjnie, jak dialogi Kapcia i Kapciowej, rozmowa Poduszki z Łysym Joe, pantomimiczne sceny Dziewczynki na Smutnym Łóżku w wykonaniu Dominiki Miękus i retoryczny ton Mirosława Szczepańskiego, który odbieramy nie jako wypowiedź Smutnego Łóżka lecz upostaciowanego w nim dostojeństwa Śmierci.

Samotność odchodzącej Dziewczynki osładza odważny Miś Łysy Joe. Jego miłość do Dziewczynki przezwycięża Zły Los i pozwala Dziewczynce odejść spokojnie w jej ostatnią drogę do krainy, gdzie… wcale nie jest ciemno i czarno, ale kolorowo.

Trzeba wierzyć, że tak jest. I trzeba wierzyć, że w tej ostatniej godzinie nie będziemy sami, a będą z nami ci, co nas kochają. I będą nam towarzyszyć jak Dziewczynce Łysy Joe. Bo sztuka Pręcik o iskierce życia i ognia, żarzących się w nas, w Dziewczynce i w Misiu jest przecież baśnią. I jako baśń jest pogodna i smutna, prawdziwa i fantastyczna, straszna i kolorowa. I taką uczynił ją reżyser i scenograf w jednej osobie Zbigniew Lisowski wraz z kompozytorami muzyki (Rafał Skonieczny i Mateusz Jagielski).

Melodyjna kolorystyka scen finałowych przedstawienia, obejmująca nie tylko scenę, ale także całą przestrzeń nad widownią, ma w sobie mimo dramatycznej problematyki coś z anielsko-niebiańskich scen muzykującego w Niebie dla psotnych aniołków Zwyrtały (Jana Krzeptowskiego-Sabały-Sabalika, Kazimierza Tetmajera i Jana Wilkowskiego), a barokowe niemal bogactwo jej efektów i kolorystyki (tak, tak – celowe, zamierzone, uzasadnione bogactwo!) wycisza i łagodzi dramatyczność problematyki podjętej w sztuce i w przedstawieniu. Pozwala myśleć i wracać do nich w nastroju spokojnym i refleksyjnym. Dlatego też „pręcik”, który „mają misie i ludzie” świeci po zniknięciu Dziewczynki i Łysego Joe nadal. I nie gaśnie nawet przy końcu przedstawienia. Wszak Miś zwany Łysy Joe wyraźnie mówił: „gdy wszystko jest dobrze, to on świeci jak w żarówce”.

I to ma nam dodać otuchy, że Dziewczynka i Łysy Joe są zapewne tam, gdzie jest im dobrze, nic ich już nie boli, niczym się już nie martwią – pewnie w Niebie. Jakbyśmy sobie tego Nieba nie wyobrażali.

Bożena Frankowska

 

Teatr „Baj Pomorski”: Pręcik Maliny Prześlugi. Reżyseria i scenografia: Zbigniew Lisowski. Muzyka: Rafał Skonieczny i Mateusz Jagielski. Premiera 30 grudnia 2012. Przedstawienie dla dzieci od lat 7

Leave a Reply