Przejdź do treści

Szkło bolesne

Szkło bolesne. Opowieść matki o Powstaniu Warszawskim

Szkło bolesne (tytuł zaczerpnięty z wiersza Krzysztofa Kamila Baczyńskiego) jest opowieścią opartą na faktach historycznych i prawdziwych losach ludzi – nie jest jednak relacją, reportażem czy biograficzną rekonstrukcją. W tekście wykorzystano fragmenty utworów i wypowiedzi świadków historii i uczestników Powstania Warszawskiego. Szkło bolesne jest hołdem złożonym bohaterom w 60. rocznicę Powstania. Prapremiera sztuki odbyła się 2 października 2004 w Teatrze Nowym w Łodzi, premiera amerykańska – 3 października w Polskim Instytucie Teatralnym w kierowanym przez Ninę Polan w Nowym Jorku; obydwie w reżyserii autora.

Streszczenie całości: Akcja sztuki toczy się w okresie od Bożego Narodzenia w 1943 r. poprzez 63 dni powstania (1 sierpnia – 2 października 1944 r.) do lutego 1945. W Prologu i Epilogu Matka opowiada współczesnym widzom o powstaniu.

Przy stole wigilijnym w okupowanej Warszawie zebrała się rodzina złożona z matki, jej dwóch synów – starszego Mirka i młodszego Jakuba – oraz narzeczonej młodszego Elżbiety. Matka była przed wojną redaktorką audycji literackich, a także spikerką w Polskim Radiu, teraz pracuje jako kelnerka w kawiarni „U Aktorek”. Mirek jest pozytywistą i pragmatykiem. Chce wojnę jakoś przeczekać: zapisał się do partii komunistycznej (PPR), aby, jak planuje, mieć możliwości efektywnej pracy zawodowej po wojnie; pracuje w fabryce. Jakub jest romantykiem, poetą, harcerzem, oficerem AK; zarabia jako listonosz. Ela straciła całą rodzinę w pogromie Polaków dokonanym przez Niemców w Bydgoszczy we wrześniu 1939 r. Trafiła do Warszawy i uczy się na tajnych kompletach, a utrzymuje się jako pomocnica salowej w szpitalu. Jakub i Ela siedzą po uszy w konspiracji. Są także trzy puste krzesła: ojciec Adam był więźniem sowieckim w Kozielsku, a potem słuch po nim zaginął. Anna dowie się dopiero po wojnie, że został zgładzony w Katyniu. Najstarszy syn Piotr był lotnikiem, który walczył na polskim niebie we wrześniu 1939 r., a potem przedostał się do polskiego wojska na Zachodzie. I o jego śmierci matka dowie się po wojnie: zginął nad Bałkanami w drodze do bazy w Brindisi, wracając z wyprawy nad Warszawę, aby dokonać zrzutów dla powstańców. Trzecie puste krzesło i nakrycie jest dla Jadwigi, córki, która zginęła jako łączniczka AK, zamordowana przez komunistycznych partyzantów. Imieniny Jakuba, młodszego syna (25 lipca) i Matki (Anny, 26 lipca) świętowane są przez nich wspólnie – i wesoło – w nadziei, że są to już ostatnie imieniny wojenne; lada dzień wybuchnie powstanie, stolica stanie się wolna. Matka, Jakub i Ela liczą na to, że wojska rosyjskie ze wschodu i alianci z Zachodu pomogą wypędzić Niemców. Mirek dowodzi natomiast, że pomoc Warszawie nie leży w interesach i planach Stalina, a John, angielski lotnik, zmuszony szukać tu schronienia, przewiduje, że Churchill i Roosevelt również nie pomogą Warszawie. Od pierwszych dni powstania Matka znów prowadzi audycje Polskiego Radia. Jakub i Elżbieta biorą udział w walce. John dołącza do powstańców. Mirek ukrywa się piwnicy z maszynopisem swego doktoratu. Walka się przedłuża. Jakub i Elżbieta biorą ślub; później oboje giną. Po upadku Powstania Matka wychodzi w tłumie wypędzonych ze stolicy. Wraca jednak w lutym 1945 r. i odnajduje w śniegu ciało Jakuba. Chowa go na Powązkach, umieszczając na jego grobie również imiona tych, których ciał nigdy nie odnalazła: męża, syna i synowej. Często odwiedza ich grób. W Epilogu sztuki, na kolejną rocznicę powstania kwiaty na mogile składają Mirek, teraz partyjny profesor Politechniki, oraz John, teraz brytyjski ambasador. Zdaniem Mirka powstanie warszawskie było klęską wojskową, polityczną, materialną i społeczną. Zdaniem Johna było tragedią, nieuchronnym starciem interesów, programów, wartości, ideałów, dążeń Polski, Niemiec, Związku Sowieckiego, Zachodu. Tragedią na miarę i wzór tragedii antycznej. Sprzeciwia się im Matka: To ja wam powiem. Ja, matka powstańców. W obliczu świadków: w obliczu umarłych. Powstania się nie da zrozumieć jako polityki – silnych czy słabych, świadomych swych celów zbrodniarzy czy świadomie idących na śmierć żołnierzy sprawy. Powstania się nie da zanalizować rachunkiem strat i zysków, ilości spalonych domów, zdruzgotanych czaszek, krzyży za cnotę w walce i krzyży na mogiłach. Powstania nie da się sprowadzić do mechanizmu, który raz w ruch puszczony działa nieuchronnie, czy zredukować go do struktury tragicznej, a więc mitu. My, jako naród, w ogóle byśmy nie przeżyli, gdybyśmy wyszli z wojny z przetrąconym kośćcem moralnym, upokorzeni, pozbawieni wiary – w Boga, w siebie, w Polskę. W wyższość ducha. W zmartwychwstanie po śmierci. Po to, dlatego, musiało wybuchnąć i trwać powstanie: przechowaliśmy ducha, tożsamość, ideały, wiarę. Taki jest owoc powstania. I jego testament.

MIREK Nie wszyscy go czytali… mamo… nie wszyscy. Zrozumieli go może nieliczni… ale zapomnieli… Inni nie chcą pamiętać. (Całuje Matkę w rękę.) Za rok znowu tu przyjdę. Gdyby mamie było czegoś potrzeba – proszę do mnie dzwonić. Wychodzi.

JOHN (Całuje Matkę w rękę) Ja także, jakby trzeba, zawsze dopomogę. Niech mama na mnie liczy. (Wychodzi. Matka zostaje sama nad grobem)

MATKA Tu, przy waszym grobie nabieram tchu na dalsze dnie, których już tyle… tyle minęło… bez was. Ciężko nieść samotność… Zostałam tylko po to, aby opowiedzieć…”.

Fragmenty części 4

(Powstańcza barykada. Wrzesień 1944. Jakub – z obandażowanym czołem – na punkcie obserwacyjnym)

JOHN (Gdzieś z zewnątrz): Panie poruczniku! Panie poruczniku!

JAKUB (Cichym głosem): Cicho! Niemcy są zaraz po drugiej stronie barykady. Czego chcesz, John?

JOHN (Podczołguje się do Jakuba. Ma rękę w bandażu) Panie poruczniku… Kuba… Chłopcy złapali szpiega. Miał jakieś plany i dokumenty po niemiecku. Jedni chcieli go odprowadzić do sądu, drudzy rozwalić na miejscu. Ja go poznałem. To Mirek, twój brat. Powiedziałem im, żeby najpierw zaprowadzili tego szpiega do dowódcy odcinka. Niech on go zbada i zdecyduje, co z nim zrobić. Była straszna awantura. Pożarli się ze sobą. O mało sam bym podpadł, bo ciągle nie mówię dobry polski. Ale go obroniłem. Trzymają go pod lufą tuż obok. Każ go dać tutaj. Dowiesz się, o co chodzi. Zobaczysz, co w tych papierach.

JAKUB Jasne. Daj go tu. John wyczołguje się i natychmiast wraca z Mirkiem, który ma ręce związane z tyłu. John przynosi także gruby maszynopis.

JOHN (Głośno): To jest ten szpieg, panie poruczniku, według rozkazu. Ciszej. Miałeś szczęście, Mirek. Twój brat jest tu dowódcą. Zostawiam was. Pogadajcie sobie. Jak brat z bratem. Tylko się pospieszcie. Natarcie niemieckie na pewno ruszy o świcie. (Wyczołguje się)

JAKUB (Ściska Mirka) Mirek, braciszku, żyjesz!

MIREK Już mnie pochowałeś? Teraz będziesz miał okazję dopilnować, żeby tak się stało. Każesz mnie rozstrzelać, prawda, panie dowódco?

JAKUB Co ty gadasz! Nie wiedziałem, co się z tobą dzieje. Mama też nie wie. Zniknąłeś.

MIREK Chciałem się przechować. I chciałem przechować mój doktorat.

JAKUB Doktorat? Pamiętam. Rozwiązuje ręce Mirka.

MIREK Przetłumaczyłem prawie cały na niemiecki. Aby mieć w razie czego alibi wobec Niemców. Są tam też plany i opisy warszawskich mostów.

JAKUB I to wszystko przy tobie znaleźli? Czemu im nie wytłumaczyłeś?

MIREK W dniach klęski każdy jest podejrzany. Tłumaczyłem. Ale to bardzo niewiarygodne tłumaczenie: gość ma plik papierów po niemiecku, jakieś plany – i mówi, że pisze pracę naukową. Pracę naukową? Teraz? Wyśmiali mnie. Chcieli mnie z miejsca rozwalić.

JAKUB Nie dziw się. Niemcy dopuszczają się na każdym kroku takich bestialstw… Nienawiść rośnie i z naszej strony.

MIREK Doprowadziliście do tego sami. Sprowokowaliście ich.

JAKUB Nasza walka była sprawiedliwa i od początku prowadzona fair. My przestrzegamy konwencji genewskiej. Jeńców traktujemy po ludzku. Najlepszy dowód, że ciebie ostatecznie moi chłopcy nie zlikwidowali. A Niemcy mordują jeńców, bezbronnych, rannych.

MIREK Mówię o tym, że to wy wywołaliście to powstanie. Wy zaostrzyliście konflikt. Trzeba było czekać, aż Rosjanie przepędzą Niemców.

JAKUB „Czekać z bronią u nogi”? O to nas oskarżała cały czas sowiecka propaganda. A zarazem, Sowieci najpierw zachęcali do powstania, co było prowokacją, a potem odmówili nam pomocy, co było zbrodnią.

MIREK Przecież wysłali desant na Czerniaków, łodziami, przez Wisłę.

JAKUB Znikomy. Ale jeszcze raz okazujemy dobrą wolę, wolę współdziałania, i pomagamy ich wojskom, które lądują na naszym brzegu. Już dostałem rozkaz, aby się tam dostać z moim oddziałem. Obronimy tę barykadę, a potem pójdziemy kanałami na Czerniaków, pod pozycjami niemieckimi.

MIREK Weź mnie. Dasz mi opaskę. Dołączysz mnie do oddziału.

JAKUB Jak to, przecież nie chcesz walczyć?

MIREK Powiem ci jak bratu. Jak już się znajdę na brzegu Wisły, to może mi się uda przeprawić. Uciec z tego piekła.

JAKUB I wynieść swój maszynopis?

MIREK I wynieść swój maszynopis! Przeżyć. A potem służyć Polsce jako inżynier, jako uczony, jako budowniczy mostów. A nie polec bez sensu!

JAKUB Mnie pewnie nic innego nie czeka. Ale widzę w tym sens.

MIREK Miasto leży w gruzach. Dziesiątki tysięcy, nie, pewnie setki tysięcy ludzi zginęło. Wśród nich moi profesorowie i koledzy z Politechniki, twoi mistrzowie i przyjaciele pisarze, ci wszyscy – byli lub przyszli – lekarze, prawnicy, architekci, politycy, nauczyciele, nie da się zamknąć tej listy… Kto będzie odbudowywał Polskę, kto ją urządzi po wojnie, jak wszyscy najlepsi pójdą na śmierć?

JAKUB Jeśli nie rzucimy wszystkiego co najlepsze, wszystkich, którzy są najlepsi, na szaniec przeciw Niemcom, to wejdą tu Rosjanie i oni wyaresztują, wygubią, wywiozą, wytracą tych najlepszych…

MIREK Jeśli uznają ich za wrogów. Do Rosjan trzeba wyciągnąć dłoń. Ja chcę się z nimi dogadać. Pomóż mi w tym. Najlepiej zróbmy to obaj.

JAKUB Poza plecami dowództwa Armii Krajowej? To byłaby zdrada. Nie przyłożę do tego ręki.

MIREK Pomóż mi po prostu, jak brat bratu.

JAKUB Nie pomogę bratu przeciw Polsce.

MIREK Pomagając bratu pomożesz Polsce. Przecież Rosjanie tu wejdą, tak czy siak. Zwycięscy. Urządzą nas po swojemu. Z wami czy bez was.

JAKUB Jeśli zawładną krajem i narzucą niechciany rząd – nie narzucą nam zniewolenia…

MIREK Były już przecież rozmowy o kapitulacji powstania.

JAKUB Zerwane!

MIREK Będą następne.

JAKUB Nawet jeśli poddamy się na polu walki Niemcom, to nie poddamy się na pobojowisku Rosjanom.

MIREK Układasz tylko piękne słowa. Puste.

JAKUB A to z Lelewela: „Ostatnią twierdzą Narodu jest jego serce – twierdzą nie do zdobycia”.

MIREK Nie obronicie już żadnej twierdzy. Ani przed Niemcami, ani przed Rosjanami. Jak nie do Oświęcimia, to pójdziecie na Sybir. Zrozum! Po Niemcach będą tu rządzić Sowieci. Będą rządzić przy pomocy swoich namiestników i pomocników.

JAKUB To byłaby agentura.

MIREK Zostanę więc agentem – we własnym kraju. Dla dobra kraju.

JAKUB Łudzisz się i zakłamujesz. Dobro Polski nigdy nie zostanie utożsamione z jej niewolą. Pozostaniesz wyobcowany – we własnym kraju.

MIREK Takich jak ja znajdą się tysiące. Dołączą miliony. To ty zostaniesz na marginesie, albo i poza marginesem i życia, i historii.

JAKUB Jeśli przeżyję.

MIREK Na co zda się twoja śmierć?

JAKUB Krew zawsze była ziarnem. Ale nie myśl, że szukam śmierci. Nie. Tak bardzo pragnąłbym przeżyć… Jednak – nie za wszelką cenę…

MIREK Frazesy. Zejdź na ziemię.

JAKUB Czuję jej twardość. Wkopani jesteśmy w gruzy. Walą się na nas mury…

MIREK A nie boisz się? Po prostu, bez poetyzowania? Nie boisz się śmierci?

JAKUB Boję się. Tak. Instynktownie boję się o siebie. Boję się także o mamę, o żonę, ale i o Warszawę, i o Polskę…

MIREK Mnie wystarczy mój własny strach. Przyznałeś – i ty się boisz. Może na tej płaszczyźnie uda nam się porozumieć. To nas przynajmniej łączy…

(Ukazuje się Ela)

ELA Mirek? Tutaj? Chłopcy mi powiedzieli, że dowódca bada szpiega…

MIREK To właśnie ja.

ELA Co ty gadasz?

MIREK Nakryli mnie na tłumaczeniu mojego doktoratu niemiecki.

ELA Ach tak… Całe szczęście. Kuba, trzeba go zaraz zwolnić… Odesłać na tyły.

JAKUB Oczywiście, to nieporozumienie. Ale on chce iść z nami na Czerniaków.

ELA Z nami?

JAKUB Przeciwko nam.

ELA Nie rozumiem.

JAKUB Nie mogę ci tego teraz wyjaśnić. Ale tak jest.

ELA Co postanowiłeś?

JAKUB Jest moim bratem.

ELA Jeśli jest przeciwko tobie, to nie jest już twoim bratem. Jest wrogiem.

MIREK Nie wygłupiaj się, Elka. Jestem jego bratem, a twoim szwagrem, który chce przeżyć. I tyle.

JAKUB Wiecie co? I tak mamy rozkaz bronić tej barykady przez cały dzień. Już wstaje świt. Najpierw trzeba przeżyć do wieczora. Lepiej przeczytam wam wiersz… Tu go pisałem…

MIREK Jeszcze ci się nie odechciało poezji? Podobno wojna nie sprzyja muzom.

ELA Może właśnie w czasie wojny muzy mówią pełnym głosem? Mówią prawdę?

JAKUB (Czyta z wymiętej kartki):

Od wojny, nędzy i od głodu,

Sponiewieranej krwi narodu.

Od łez wylanych obłąkanie

Uchroń nas, Panie.

Od bomb, granatów i pożogi,

I gorszej jeszcze w sercu trwogi,

Od trwogi strasznej jak konanie

Uchroń nas, Panie.

Od rezygnacji w dobie klęski,

Lecz i od pychy w dzień zwycięski,

Od krzywd – lecz i od zemsty za nie

Uchroń nas, Panie.

Uchroń od zła i nienawiści

Niechaj się odwet nasz nie ziści,

Na przebaczenie im przeczyste

Wlej w nas moc, Chryste.

[Wiersz Jana Romockiego]

ELA Dziękuję ci, Kuba, mężu… Może to jest największy heroizm? Przebaczyć?

MIREK To nie jest heroizm, tylko głupota.

JAKUB Mądrość świata przez ciebie przemawia. Jest od niej wyższa wiedza…

Rozlega się – niegłośno – pojedynczy strzał. Mirek łapie się za twarz, między jego palcami zaczyna ściekać krew.

ELA Mirek, co tobie? To snajper!

Mirek osuwa się na ziemię. Odzywa się głośny wybuch. Po chwili – następne. Słychać też serie z broni maszynowej.

JAKUB Mirek! Bracie, już dobrze… Będzie dobrze…

JOHN Wbiega. Rozpoczęli natarcie! Czołgi, piechota! Spostrzega krwawiącego Mirka. Co mu się stało?

JAKUB Dostał kulę strzelca wyborowego. Wszyscy na barykadę! John wybiega. Musimy go gdzieś przenieść…

MIREK Moja głowa… pomóż…

ELA Kuba, leć do oddziału. Nie ma chwili do stracenia. Chłopcy potrzebują dowódcy. Ja zostanę z Mirkiem.

JAKUB Nie możesz tu zostać. Jeszcze parę pocisków czołgowych i strop się zawali.

ELA Dam sobie radę. Muszę go opatrzyć. Idź! Kocham cię, mężu.

JAKUB Kocham cię, żono. Jakub i Ela ściskają się.

JAKUB Zobaczymy się niedługo. Wybiega. Ela przyklęka przy Mirku i robi mu opatrunek. Słychać silniki czołgów i chrzęst gąsienic.

MIREK Opatrujesz brata marnotrawnego…

ELA Najpierw znieczulenie… (Robi mu zastrzyk) Teraz założymy opatrunek… fachowo… jak na kursie sanitariuszek… Straciłeś kawałek brody, szwagrze… ale mózg chyba cały… Wyliżesz się… Co najwyżej dostaniesz sztuczną szczękę… Jeszcze będziesz budował swoje mosty… (Nowe wybuchy – głośniejsze) Ta stara kamienica długo nie wytrzyma. Musimy się ewakuować. Chodź, bracie… (W tym momencie następuje głośny wybuch. Pokazuje się dym. Ela zostaje trafiona w nogę. Pada) Teraz ja… (Nakłada sobie z trudem opatrunek) Coś za dużo tej krwi… No, oberek teraz nie dla mnie… Ale jeszcze potańczymy z Kubą. A teraz w drogę… (Wyciąga Mirka) Ciężki jesteś, braciszku… Nie wiem, czy dam radę… Wiesz co, głowę masz zepsutą, ale nogi w porządku. Rusz się. Tędy… Ja się jakoś sama wykaraskam… (Głośny wybuch. W ciemności ukazuje się Matka)

MATKA Niemcy, ukryci za czołgami, atakowali dzień po dniu. Po kolei padały kamienice-twierdze, barykady-reduty, dzielnice-czworoboki. Bohaterski bój o Stare Miasto zakończył się 2 września. Nasze położenie stawało się coraz bardziej rozpaczliwie. Nie poprawiła go, pozorowana właściwie i nieudana akcja Sowietów i berlingowców opanowania przyczółka na Czerniakowie. Wiedziałam, że Kuba z resztką swojego oddziału właśnie tam poszedł.

O Eli słuch zaginął, ale wierzyłam, że była z nim razem. Ja zostałam ze swoim radiem w Śródmieściu. 24 września 1944 roku ostatni powstańcy polegli na Czerniakowie. 27 września 1944 roku padł Mokotów. 27 września 1944 roku wyginęła partyzancka grupa „Kampinos” idąca na pomoc stolicy. 30 września 1944 roku padł Żoliborz. Nie wierzyłam kiedyś w poetyckie prorokowanie Jakuba o losie Warszawy. Ach, tyle jego wierszy umiałam na pamięć…

W Bożym zniszczone zamyśle w pustynię obrócę Powiśle.

Posypią się ludzkie głowy, jak liście na plac Zamkowy.

Gdziem pomagał ci dźwigać Trzy Krzyże, tam twą pychę na zawsze poniżę.

Gdziem ci prawdę ukazywał dziejów, twój plac Unii popiołem zasieję.

Gdziem przed tobą błysnął Nowym Światem z ruin czarną zlutuję ci kratę…

[Z Ballady o Warszawie Jerzego Brauna]

A teraz proroctwo się spełniało. I wypełniło. 2 października 1944 roku o godzinie 21:00 Warszawa skapitulowała po sześćdziesięciu trzech dniach heroicznej walki.

Kazimierz Braun

Leave a Reply