Przejdź do treści

85- letni Ryszard Ronczewski – Za zakrętem…?

Złotą rybkę poprosił, by zostawiła Mu jeszcze trochę czasu…

Alina Kietrys o monodramie Ryszarda Ronczewskiego:

Liryczny Pierrot? Srebrny włóczęga? Człowiek o gumowej twarzy? Tak podpisał pod koniec ubiegłego stulecia zdjęcie znanego w Trójmieście aktora Ryszarda Ronczewskiego jeden z Kataryniarzy, prezes Klubu Studentów Wybrzeża Żak Andrzej Cybulski. Kataryniarze – to była twórcza formacja końca lat 50. i początku 60.: studenci z różnych uczelni, aktorzy, plastycy, muzycy, inżynierowie, medycy skupieni właśnie w Żaku. Wtedy to aktywnie i artystycznie objawiał się Ryszard Ronczewski jako uczestnik i współtwórca „Cyrku Rodziny Afanasjeff” – offowego teatru rodzinnego. Dyrektorem – Poliszynelem, wielkim magiem tego przedsięwzięcia był Jerzy Afanasjew, Kolombiną Alina Ronczewska-Afanasjew, Pierrotem – Arlekinem Ryszard Ronczewski, brat Aliny ściągnięty do Gdańska z Łodzi, gdzie był reżyserem Studenckiego Teatru Satyrycznego Pstrąg. Ronczewski postrzegany był jako „aktor zawodowy poświęcający się pantomimie”, miał za sobą letni kurs u Marcela Marceau. W skład rodzinnego Cyrku Rodziny Afanasjeff wciągnięty został, a nawet „zaadoptowany” świetny muzyk – Janusz Hajdun, kompozytor muzyki do nagrodzonego kilka lat później Oskarem Tanga Rybczyńskiego.

Ten Cyrk był fascynujący w swej doskonałości technicznej. Był parodią cyrkowej szmiry, ale parodią zrobioną z nieprawdopodobną finezją, parodią, która stawała się poezją. Miał w sobie coś z klimatu włoskiego filmu. Pokazywał szmirowatych cyrkowców, którzy byli kiedyś wielkimi artystami. Ta parodia miała drugie denko liryzmu i goryczy. Pod względem artystycznym dawno nie widziałem nic równie doskonałego – pisał Jan Kott w „Przeglądzie Kulturalnym” w 1959 roku. A Jerzy Afanasjew dodawał: Twarzą tego teatru był aktor. (…) Ideałem twórców była jarmarczna trupa. Był próbą poszukiwania polskiej komedii dell arte. Czy to był początek artystycznej drogi Ronczewskiego? Niezupełnie, bo po raz pierwszy napisała o jego aktorskich dokonaniach w Trójmieście Malwina Szczepkowska, gdy zagrał w Teatrze Artos prowadzonym przez Natalię Gołębską w opowieści o „Balladynie”. Ronczewski na wyrównanym poziomie z resztą zespołu mówił wiersz – zauważyła recenzentka i dodała, że mówił pięknie i płynnie.

Ryszard Ronczewski urodził się w Puszkarni na Wileńszczyźnie. Dzieciństwo spędzone na Kresach miało istotny wpływ na późniejsze wartościowanie i myślenie aktora. Po wojnie, jako piętnastolatek, przywędrował z rodziną w 1945 roku do Sopotu. I tu mieszka do dzisiaj. Zadebiutował jeszcze jako amator w Teatrze im. Jaracza w Olsztynie pod koniec lat 40-tych. PWST w Łodzi skończył w 1956 roku, a dyplom reżyserski uzyskał w 1977. Zagrał w 130 filmach różnych reżyserów, w tym w Krzyżakach, Faraonie, Szatanie z 7 klasy, w filmie O dwóch takich, co ukradli księżyc, Zaduszkach, Rękopisie znalezionym w Saragossie, Panu Wołodyjowskim, Buddenbrokach, Kadisz dla przyjaciela czy w Pokłosiu. Udział w spektaklach telewizyjnych rozpoczął od Sherlocka Holmesa w reżyserii Jerzego Antczaka. Pracował w Operetce Warszawskiej, w teatrach w Łodzi, w Agencji Artystycznej w Sopocie, w Teatrze Muzycznym w Gdyni, w Teatrze Wybrzeże i Teatrze Atelier w Sopocie. I tam właśnie na początku tegorocznego letniego sezonu odbył się jubileusz aktora. Był to monodram Za zakrętem napisany przez Ronczewskiego, a wyreżyserowany przez Andre Hübnera – Ochodlo.

Tekst jest próbą opowieści autobiograficznej, swoistą spowiedzią nieuporządkowaną, czasami realistyczną, a czasami wyimaginowaną. Częściowo snem. To niczym „podróż aktora w głąb swojej duszy” – jak napisano w programie. Zdarzenia codzienne, pozornie mało znaczące, przeplatają się z egzystencjalnymi niepokojami, z poszukiwaniem sensów. Obsesyjne powracanie do epizodów z dzieciństwa (dziwne spotkanie z małą dziewczynką) stanowi swoiste rozliczanie „win niezawinionych”. Szukanie właściwych proporcji to jakby tułanie się po odrealnionej rzeczywistości wspartej obrazem filmowym zrealizowanym przez Wojtka Ostrowskiego z Video Studia Gdańsk. Po zrujnowanych, opuszczonych przestrzeniach snuje się smutny Arlekin o białej przerysowanej twarzy, w białym, chrakterystycznym kostiumie. Ryszard Ronczewski jest tu niczym bohater słynnego filmu Białe zwierzęta – filmu kultowego o artystycznych dokonaniach Cyrku Rodziny Afanasjeff. Za zakrętem jest tekstem o zachwianiach dramaturgicznych. Ale wydaje się, że ważniejsza była szansa obejrzenia na scenie Ryszarda Ronczewskiego w bardzo trudnej teatralnie i wymagającej ogromnej mobilizacji od aktora strukturze monodramu niż praca reżysera nad precyzją inscenizacyjną. Ronczewski zagrał rolę pierwszoplanową, a więc zrealizował to, co nie dane mu było przez lata. Sam mówił o sobie, że był aktorem drugiego planu. A w spektaklu Za zakrętem przez godzinę skupia na sobie uwagę, prowadzi widza po swoim świecie, czasami nieuporządkowanym, ale magicznym. To było na swój sposób fascynujące śledzenie zmagań artysty z sobą: z ciałem, z głosem, z przemijaniem.

Ronczewski przekonał, że przestrzeń sceniczna, na której trwa jego opowieść „za zakrętem”, jest sensem jego życiem. Monologowi aktora towarzyszy muzyka na żywo w wykonaniu Adama Żuchowskiego i Irka Wojtczaka. To muzycy związani z Teatrem Atelier, którzy dobrze rozumieją swoistą zależność dźwiękową między instrumentami a głosem aktora. Reżyser Andre Hübner – Ochodlo uszanował tekst Ronczewskiego i indywidualność aktora. Nie przeszkadzał, ale też nie zróżnicował wystarczająco scenicznej formy monodramu. Oglądałam jednak ten spektakl ze wzruszeniem, bo Ryszard Ronczewski to człowiek-instytucja, swoisty symbol postaw i zachowań, i historia teatralnych działań teatralnych na różnych scenach Trójmiasta. Jego żona Jolanta Horno – Popławska Ronczewska, córka znakomitego rzeźbiarza ze szkoły sopockiej, jest muzyczką i stale obecnym „duchem opiekuńczym” – jak mówi aktor. – Dzięki Joli – powiedział mi kiedyś – jestem na pewno człowiekiem spokojnym i spełnionym.

Zastanawiałam się też, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam Ronczewskiego na scenie? Chyba w 1968 roku w Tragedii o bogaczu i Łazarzu w reżyserii Tadeusza Minca w Teatrze Wybrzeże. Zagrał rolę epizodyczną, ale zapamiętałam. Bo to jest właśnie charakterystyczna cecha tego aktora, daje się zapamiętać. Jest precyzyjny, dokładny i jednoznaczny. Swoimi pasjami: wędkowaniem i świetnym gotowaniem (słynne szaszłyki Ronczki vel Wuja po premierach) zjednywały mu nie tylko miłośników teatru.

Jubileusz Ryszarda Ronczewskiego w Teatrze Atelier nie był specjalnie huczny. Władze sopockie wręczyły symboliczne kwiaty. Fetowali artystę natomiast przyjaciele.

Alina Kietrys

 

Leave a Reply