W końcu i mnie się udało. Zasiadłem przy tym stole. Najcytrynowszym.
Bogusława Schubert: aktorka-charyzma. Im jest jej mniej, tym pamięta się bardziej. Zobaczcie „Imago”, nagradzany film Olgi Chajdas z wybitną rolą Bogusławy, zrozumiecie co mam na myśli.
Twarz bez wieku, piękna chociaż ze zmarszczką. I droga życia – droga, która była teatrem, często teatrem w buncie wobec teatru, wobec aktorstwa.
Przez ostatnie lata Bogusława Schubert, razem z siostrą, Karoliną, stworzyły markę konfitur „Cytrynowe Królowe”.
Bogusia pomyślała: nie chcę grać, nie będę grała, już nie. Teraz jestem cytryną, limón, citron, limoncello. Cytrynową królową.
Konfitury osiągnęły sukces, jak prawie wszystko co wydarzało się w życiu Bogusi. Bo jeżeli miała grać, to w Paryżu, w Théâtre National de Chaillot, u samego Antoine’a Viteza, króla teatru francuskiego, a w Polsce – u Warlikowskiego, w teatrze Jandy, albo w filmach Holland.
Jeżeli uciekać od aktorstwa, to prawie nieodwołalnie. Jeżeli powracać, to w nieoczywistym stylu.
„Voyage, Voyage” to jej powrót. Cytryn w tym spektaklu nie ma, stół jest obszerny, domowy. Dziesięć osób najwyżej się zmieści, dziesięcioro widzów. Trzeba wejść na stronę Bogusi, żeby kupić biletkupon uprawniający do wejścia na przedstawienie, zazwyczaj..., albo napisać do niej, albo zadzwonić.
Gospodyni wita gości od progu, będąc już trochę w roli, a trochę nie. Cytrynowa, chociaż na stole winogrona, sery.
Zaczynamy. To będzie długi monolog, trudny, i dla aktorki, i dla widzów również.
Cytryny. Od cytryn się zaczyna. Od konfitur. Owoców. Potem idzie to dalej, głębiej, aż do drzewa, do (prawie) nasion, do początków „Cytrynowej Królowej”.
Bogusława opowiada o sobie w dobrze napisanym tekście. Po spektaklu, widzowie wpisują się do Księgi Gości. Ja napisałem tam: „Byłem Bogusławą. Byłem Królową. Nie byłem”.
Bo tak się właśnie czułem. Byłem i nie byłem.
Bohaterka wieczoru nie odpuszcza, wpatruje się wnikliwie w swoich gości. To skomplikowane. A jej opowieść jest także o przemocy, o wykorzystywaniu, wcielaniu się w postacie, których nie chce się grać, o nagości i o niewyparzonym języku.
Małgorzata z „Fausta” zwyzywana przez widza na scenie Chaillot, Czapla, jedna z lamentujących kobiet „Lamentu na Placu Konstytucji”. Kobieta. Aktorka. Cytrynowa.
To nic nie znaczy, to znaczy wszystko. Cytrynowość to nie tylko efektowny szlagwort, efektowny kolor, to także postawa. Kwaśno, słodko, z poczuciem humoru. I ze zdziwieniem. Bogusia się dziwi. Królowa nasza zadziwiona.
Pozwólcie zaprosić się do jej królestwa.
Łukasz Maciejewski