Przejdź do treści

Słupy albo 166 monodramów…

W Muzeum Teatru im. Henryka Tomaszewskiego, jeszcze oficjalnie nieczynnym, bo trwają prace wykończeniowe, odbyło się 18 października spotkanie – w ramach programu Wrocławskich Spotkań Teatrów Jednego Aktora – pomyślane jako dialog przeszłości z przyszłością. W Muzeum, wymarzonym przez miłośników teatru na czele z Januszem Deglerem, który uporczywie dążył do jego utworzenia, znajdzie się miejsce dla bogatych zbiorów Henryka Tomaszewskiego, który z całego świata zwoził lalki i kolekcjonował najlepsze okazy sztuki lalkarskiej, będzie też miejsce dla biblioteki profesora Deglera i jego gabinetu, w którym profesor będzie prowadził dyżury, jak za dawnych uniwersyteckich czasów, będzie też miejsce dla prezentacji… monodramów i sesji. A tymczasem odbyła się tu dyskusja skupiona wokół tzw. Słupów WROSTJA. Pod tą nazwą zaszyfrował Wiesław Geras ideę wyłonienia najważniejszych dokonań WROSTJA, czyli spektakli, które zapisały się trwale w pamięci obserwatorów. Zwrócił się z prośbą o selekcję takich przedstawień do profesorów Janusza Deglera i Lecha Śliwonika, a także do redaktorów Krzysztofa Kucharskiego i Tomasza Miłkowskiego, wyznaczając im to karkołomne zadanie do wykonania. Pamiętać przy tym trzeba, że przez minione 50 lat na wrocławskich scenach zaprezentowano grubo ponad tysiąc monodramów, a więc wyłonienie spośród nich tylko dziesiątki wydawało się zadaniem niemożliwym do wykonania. A jednak Degler i Śliwonik dokonali tego, wykazując się iście profesorską dyscypliną, każdy z nich przekroczył dopuszczalny limit tylko o jedną pozycję, czyli zgłosił 11 tytułów, z Kucharskim i z Miłkowskim było gorzej, podobnie i Gerasem, który także wziął udział w ankiecie. W rezultacie powstała lista 63 spektakli w wykonaniu 49 aktorów. Przy czym, co interesujące, żaden spektakl nie uzyskał stu procent wskazań, czyli nie został zaproponowany przez wszystkich pięciu punktujących. Po cztery wskazania uzyskali: Andrzej Dziedziul, Iren Jun, Bogusław Kierc, Wiesław Komasa, Tadeusz Malak, Jan Peszek, Wojciech Siemion, Dorota Stalińska i Janusz Stolarski.

Podczas spotkania typujący zwierzali się ze swoich cierpień, towarzyszących wyborowi, co pozwoliło zbliżyć się do puenty, jaką siłą rzeczy była publikacja „166 monodramów”, nazwana przez Gerasa przewodnikiem po monodramach. Początkowo książeczka miała nosić tytuł „101 monodramów”, potem „102”, ale w miarę pracy nad poszczególnymi notami i zagłębiania się w przeszłości, powracały wspomnienia spektakli na pozór zapomnianych, a z jakiegoś powodu bardzo ważnych i godnych pamięci. Stąd na koniec „166 monodramów” i gdyby nie decyzja, że książkę trzeba jednak wydać na festiwal, nie wiadomo, do czego to mogłoby dojść. Te kwerendy i poszukiwania dodatkowo przekonały, że w przeszłości polskiego monodramu rozsianych jest wiele prawdziwych diamentów, spektakli ważących nie tylko na scenie jednoosobowej, które podnosiły temperaturę dyskusji o teatrze i jego związkach ze współczesnością. Stąd ta książeczka, licząca ponad 400 stron (oczywiście, doradzamy lekturę na raty, tak jak się czyta każdy słownik), to nieoceniony wręcz skarbczyk polskiego i europejskiego monodramu.

St

Tomasz Miłkowski, „166 monodramów”, Wrocławskie Towarzystwo Przyjaciół Teatru, Ośrodek Kultury i Sztuki we Wrocławiu, s. 439, Wrocław 2016

Leave a Reply