Przejdź do treści

Alfabet Krytyków Teatralnych: Łukasz Maciejewski

W swoim zawodowym życiu Łukasz Maciejewski imał się różnych zajęć. Był gospodarzem dnia filmowego w TVP Kultura, prowadził w TVP3 program o tematyce filmowej „Projektor” oraz „Bilet do kina” na kanale nFilm HD. W 2011 i 2012 roku w ramach Dni Polskiej Kinematografii w Rzymie prezentował polską twórczość filmową. W rodzinnym Tarnowie od 15 lat jest szefem programowym Kina Millenium w Centrum Sztuki Mościce, gdzie prowadzi cykl „Goście Łukasza Maciejewskiego”. Jest również gospodarzem Magla Filmowego w Teatrze Polskim we Wrocławiu, ekspertem Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej oraz członkiem kilku stowarzyszeń filmowych.

 

Urodził się 13 marca 1976 roku w Tarnowie. Studiował filmoznawstwo w Instytucie Sztuk Audiowizualnych Uniwersytetu Jagiellońskiego. To właśnie Kraków jest głównym ośrodkiem badawczym dla Maciejewskiego, który pod lupę bierze zarówno filmowe, jak i teatralne dzieła. Zważywszy na swój młody wiek, jego dokonania są imponujące. Tworzy eseje, reportaże, felietony, recenzje. Ocenia głównie krakowskie spektakle, wystawiane w: Teatrze im. J. Słowackiego, Groteska, Bagatela i Starym Teatrze. Ważną rolę w jego zawodowym, ale też prywatnym życiu odegrały setki przeprowadzonych wywiadów. Publikowano je w Filmie, Kwartalniku Filmowym, Tygodniku Powszechnym, Teatrze, Notatniku Teatralnym, Krakowie, Dekadzie Literackiej, Dzienniku, Machinie, Dialogu, Dzienniku Polskim. Szczególnie doceniany jest w rodzinnym Tarnowie. W 2011 roku tarnowska Fundacja Kultury przyznała mu nagrodę „Uskrzydleni” za „Wybitne osiągnięcia w dziedzinie krytyki filmowej, eseistyki teatralnej”, rok później wybrany został największą osobowością Tarnowa, a w 2013 roku laureatem „Dziennikarskiej Weny” – nagrody przyznawanej przez Prezydenta Tarnowa.

Sam krytyk przyznaje, że jego praca wzięła się z ogromnej fascynacji kinem, gdy jako młody chłopak z wypiekami na twarzy podziwiał Noce Cabirii Felliniego, Willow Howarda, Ptaśka Parkera i Tam, gdzie rosną poziomki Bergmana. W książce Przygoda myśli wyjaśnia: „Kiedy to się zaczęło? Bardzo dawno temu. Oczywiście, nie było planu, że będę dziennikarzem: recenzentem albo krytykiem filmowym. Wszystko przyszło bezwiednie, jakby poza moim udziałem. Przypadkowe projekcje filmowe miały moc pierwszych prywatnych przełomów.” Już wtedy, mimo młodego wieku intuicyjnie przeczuwał, że zarówno film, jak i teatr zawiera w sobie rejony niezbadane, pozostające tajemnicą nawet dla tak zażartego kinomana, jakim był on sam.

W książce Aktorki. Spotkania wspomina swoje pierwsze „podróże” w filmowy świat: „W szkole podstawowej, kiedy większość filmowych wtajemniczeń była dopiero przede mną, fascynowały mnie zarówno wieszane w szklanej gablocie miejscowego kina kadry z filmów, jak i starannie wycinane z Ekranu czy z Filmu portrety gwiazd. Nie znałem poszczególnych nazwisk, nie rozpoznawałem jeszcze tytułów, ale już wtedy, na podstawie zdjęć, budowałem historie prywatne. Fascynujące portrety dopowiadały zdarzenia, emocje przesłaniały konkret. W ten sposób praca artysty fotografa przekraczała ramy sztuki użytkowej wykonywanej na rzecz konkretnych produkcji filmowych, stawała się poezją.”

Film, a później również teatr pochłonęły go do tego stopnia, że to, co z początku było jedynie pasją, stało się sposobem na życie. Krytyk koncentruje się w szczególności na recenzowaniu krakowskich scen, choć zdarza mu się opisywać spektakle z całej Polski, jak choćby Milczenie o Hiobie w reż. Piotra Cieplaka w Teatrze Narodowym w Warszawie czy Lot nad kukułczym gniazdem w reż. Roberta Talarczyka w Teatrze Śląskim w Katowicach. W swoich ocenach stara się rzetelnie wyrazić podziw lub dezaprobatę dla oglądanego dzieła. Zawsze jednak pozostaje wierny swoim zasadom – ocena nawet najbardziej krytyczna, nie może być atakiem, obelgą rzuconą w stronę twórców. Sam przyznaje, że od najmłodszych lat gdzieś podświadomie czuł, że aby szczerze i sumiennie wykonywać swoją pracę należy pozostać uczciwym wobec nazywania emocji, które towarzyszą oglądaniu dzieła – uczciwym wobec twórców i efektu, który finalnie osiągnęli. Dlatego nawet w najbardziej zażartych dyskusjach, choć nie boi się wyrażać głośno swoich opinii, zachowuje pewien krytyczny dystans i klasę. Kiedy w 2013 roku w Starym Teatrze w Krakowie doszło do protestów podczas spektaklu w reżyserii Jana Klaty, (który jednocześnie pełni funkcję dyrektora tego teatru), Maciejewski w artykule „Windą na szafot, czyli znów o Starym Teatrze” wyraża opinię – co ważne – nie ferując wyroków. To, co wyłania się z tego tekstu to bezstronna, merytoryczna ocena poczynań dyrektora krakowskiej sceny narodowej. Maciejewski bardzo wnikliwie próbuje prześledzić aktualną sytuację teatru. Dostrzega błędy Klaty, który jego zdaniem niesłusznie próbuje przekształcić tradycyjną strukturę teatru, w całkowicie nowoczesną – proponując wręcz nowatorski model. Z drugiej strony, zaznacza jednak, że za wcześnie by wygłaszać pod adresem dyrektora jednoznaczne oceny, bo jako twórca zasługuje na zaufanie i czas, aby z powodzeniem wdrożyć swoje plany w czyn.

Bezstronność, która wyłania się z tego tekstu, pozwala stwierdzić, jakim stylem odznacza się krytyka Łukasza Maciejewskiego. Być może właśnie dlatego należy on do grona osób blisko zaprzyjaźnionych z twórcami kina i teatru. Sam przyznaje, że choć „szanuję wybory krytyków, którzy – dla obiektywizmu sądów – unikają prywatnych kontaktów z twórcami” – to on sam nie stroni od towarzystwa reżyserów i aktorów. Zaufanie, jakim obdarza rozmówców, zaowocowało wydaniem książek: Wszystko jest lekko dziwne – przeprowadzona w formie wywiadu z Jerzy Radziwiłowiczem, Flirtując z życiem – rozmowa z Danutą Stenką, Przygoda Myśli. Rozmowy obok filmu oraz Aktorki. Spotkania. Obie zawierają wywiady z ludźmi kina i teatru.

Na bohaterki tej ostatniej wymienionej książki Aktorki. Spotkania Maciejewski wybrał dwadzieścia aktorek znanych zarówno ze szklanego ekranu, jak i teatralnych desek. Wśród nich znalazły się między innymi Teresa Budzisz-Krzyżanowska, Krystyna Feldman, Anna Polony, Danuta Szaflarska. Maciejewski już we wstępie nie ukrywa fascynacji bohaterkami swojej książki. Pisze, że choć różni je wiele – wiek, doświadczenia i temperament – to wszystkie budowały swoją pozycję znakomitymi rolami, stroniąc od blichtru i tanich sensacji. Zdobycie zaufania swoich rozmówczyń nie przyszło jednak wcale łatwo. Autor zdawał sobie sprawę, że na bohaterki swojej książki wybrał artystki niedostępne, niechętnie udzielające jakichkolwiek wywiadów, a tym bardziej niechętne wydawaniu książek. Zanim spotkał się z Teresą Budzisz-Krzyżanowską postanowił napisać do niej list, w którym wyjaśnił, że jest ona jednym z powodów, dla którego na dobre zainteresował się teatrem i kinem. Szacunek, z jakim odniósł się do aktorki, spotkał się z pozytywną reakcją – w odpowiedzi przeczytał: „Przekonał mnie pan. Zapraszam.” Dalej Maciejewski opisuje, jakie wrażenie zrobiła na nim aktorka. Wspomina ją, jako powściągliwą, ale radosną i często uśmiechniętą. Dziennikarz musiał zrobić na Budzisz-Krzyżanowskiej naprawdę dobre wrażenie, ponieważ nie poprosiła o autoryzację wywiadu, co miała w zwyczaju. Rozmawiali głównie o teatrze, w tym dużo o latach spędzonych na narodowej scenie w Krakowie. Jednym z najważniejszych momentów w karierze Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej była praca z Andrzejem Wajdą, który obsadził ją w roli Hamleta. Zdaniem Maciejewskiego: „Hamlet Budzisz-Krzyżanowskiej, nakładający puder na twarz, prowadził zwodniczą grę z literacką materią Szekspira, ale nade wszystko – z sobą. Budzisz-Krzyżanowska pytała w tym przedstawieniu: kim jest człowiek, który cierpi? Czym jest choroba, ból? Czy zwycięstwo ducha nad wątpliwościami śmiertelnego ciała w ogóle jest możliwe?” Aktorka wspomina prace nad spektaklem, jako niezwykle wyczerpującą, ale i oczyszczającą. Reżyser pełnił rolę psychologa – zadając pytania o Hamleta – skłaniał aktorkę, aby próbowała odnaleźć na nie odpowiedzi również we własnym imieniu. Sama artystka wyznaje, że Wajda jak żaden inny reżyser poświęcił jej wiele uwagi i czasu. Spotkania z nim były dla Budzisz-Krzyżanowskiej niczym rozmowy z terapeutą, który w swoich pytaniach sięga głębiej od innych twórców. Maciejewski w delikatny sposób nawiązuje również do wypadku samochodowego, któremu aktorka uległa kilkanaście lat temu, jednak szybko zmienia temat, widząc niechęć do rozmów na prywatne tematy.

Wszystkie przeprowadzone rozmowy łączy ogromny szacunek autora do rozmówczyń. Sam o sobie pisze: „Nie chciałem być w tej książce prowokatorem. Pozwoliłem moim bohaterkom mówić, niekiedy przez wiele godzin nie przerywałem monologów, jedynie od czasu do czasu zadając pytanie. Być może wyczuły tę otwartość, gdyż o wielu rzeczach przeczytają państwo po raz pierwszy. I będą to zaskakujące odkrycia.” Maciejewskiemu udało się coś jeszcze – poza wnikliwymi pytaniami i często zaskakującymi historiami, jakimi raczyły go gwiazdy, potrafił oddać nastrój, jaki towarzyszył mu podczas tych spotkań. Dzięki temu mamy szerszy i bardziej wyrazisty obraz kobiet, którym krytyk poświęcił swoją książkę. Doskonale widać to na przykładzie Krystyny Feldman, z którą autor spotkał się w Krakowie. Wspomina spacer, gdy pękając z dumy trzymał aktorkę pod rękę, uważnie obserwując przy tym reakcję przechodniów. Był zaskoczony, jaką sympatią i szacunkiem cieszy się wśród Krakusów Feldman. Ona za to, odwzajemniła się im szczerym, bezinteresownym uśmiechem i ciepłym słowem. To, co jego zdaniem, wyróżniało ją na tle innych aktorek to znakomita ironia i cięta riposta. Maciejewski zapamiętał niezwykłą energię i ciepło, jakie emanowało od aktorki. W filmie, grała postacie drugoplanowe i epizodyczne. Najważniejszą rolę zagrała pod koniec życia w filmie Krzysztofa Krauze Mój Nikifor. Dziennikarz nie ukrywał, że rola Feldman zrobiła na nim duże wrażenie. Napisał: „W tej zdumiewającej kreacji Feldman zawarła całe swe życie. Nie tylko zawodowe. Grała wąsy z licznych męskich ról, kapelutki wszystkich złych filmowych ciotek, przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Jej kreacja w Moim Nikiforze to jeden z tych rzadkich cudów kina, kiedy twarz realna, twarz aktora, nie tylko przybiera fizis konkretnego bohatera, słynnego malarza prymitywisty, ale zostaje naznaczona stygmatem uniwersalnym. Nikifor Krystyny Feldman był przecież ikoną dosłowną. Wszystkich zagubionych w swej inności, mówiących trochę innym językiem, inaczej czujących, kochających inaczej.”

Maciejewskiemu udaje się przelać na papier coś więcej niż tylko podziw dla wielkiego aktorstwa Feldman. Potrafi pisać o bohaterkach tak, by między wierszami przemycić swój prywatny, osobisty stosunek do każdej z nich. Kluczem do sukcesu tej książki jest niewątpliwie zarówno trafny dobór bohaterek, jak i sposób prowadzenia rozmowy, szacunek do rozmówcy i umiejętność wnikliwego, uważnego słuchania. Nie inaczej było w przypadku Anny Polony. Artystka miała dla dziennikarza jedynie godzinę czasu, jednak jak sama skwitowała, w godzinę można opowiedzieć całe życie. Maciejewski wspomina moment, gdy po raz pierwszy miał okazję zobaczyć i usłyszeć Annę Polony na żywo. Przed laty w krakowskiej szkole teatralnej aktorka zapowiadała spotkanie ze Zbigniewem Zapasiewiczem z okazji wydania jego książki. To właśnie Polony, mimo że pojawiła się na scenie jedynie na chwilę, zrobiła na studencie filmoznawstwa największe wrażenie: „w ekstatycznym entrée nie tylko pięknie przedstawiła nas publiczności, nie tylko opowiedziała o swoim stosunku do zawodu, ale zrobiła to w sposób tak radosny, dowcipny i zawadiacki, że trudno było oderwać od niej wzroku” – wspomina tamto wydarzenie dziennikarz. Rozmowa z artystką przeplatana jest wypowiedziami znajomych aktorów, których osobowość Polony ujęła równie mocno, co Maciejewskiego. Dla niej samej najważniejszym artystycznym spełnieniem była współpraca z Konradem Swinarskim. Jak wspomina w rozmowie z dziennikarzem, Swinarski był dla niej niedoścignionym mistrzem, drogowskazem i niekończącą się inspiracją. Ich relacja była oparta na szalonej wręcz fascynacji sobą, wykraczającej poza przyjaźń, ale też czymś więcej niż fascynacją między mężczyzną i kobietą. Zdaniem Polony, to właśnie Swinarski jest obok Kantora i Grotowskiego ikoną, wręcz guru teatru. Mimo że od jego śmierci minęło ponad trzydzieści lat, reżyser stał się dla artystki najważniejszym punktem odniesienia w jej zawodowym życiu. Dzięki temu, nawet po jego śmierci, każda zagrana przez Polony rola nosiła znamię jego wielkości.

Tym, co ujmowało Maciejewskiego w aktorkach, był nie tylko talent, ale też dystans i autoironia. Jedną z bohaterek jego książki była Danuta Szaflarska. Dziennikarz wspomina jej znakomitą pamięć do nazw ulic i miejsc, które widziała przed wojną. Widząc zaskoczenie na twarzach rozmówców, odpowiedziała tylko: „Co się dziwicie. Przecież jestem od większości z was starsza zaledwie o pół wieku.” Właśnie taki obraz aktorki przedstawił autor. Dowcipna, wesoła, pełna dystansu do siebie i innych, a przy tym szalenie zapracowana. Mimo podeszłego wieku – a w chwili wywiadu miała dziewięćdziesiąt siedem lat – była wciąż aktywna zawodowo. Jej jakże barwne i interesujące życie zawodowe Maciejewski podsumowuje w kilku zdaniach: „Bohaterki Szaflarskiej nie pozwalają zepchnąć się do łatwych skojarzeń. Są wielowymiarowe, pełne, niekiedy ujmujące. (…) Od postaci granej przez Szaflarską promienieje świetlistość. Starsza pani wszystko wie, wszystko rozumie. Jej zagubienie jest rodzajem ucieczki na zamówienie.”

Kobiety, które dziennikarz wybrał na bohaterki swojej książki, to nieprzeciętne, obdarzone charyzmą gwiazdy polskiego kina i teatru. Ich obecność na kartach książki świadczy o fascynacji autora pokoleniem, które powoli odchodzi. Trudno znaleźć równie fascynujące i niesztampowe artystki, o tak bogatym życiorysie. To właśnie tym aktorkom Maciejewski zawdzięcza najważniejsze podróże w fikcyjny świat. Filmowe i teatralne dzieła, które miał okazję podziwiać, pozwalały mu na obecność w niemal bajkowej rzeczywistości – wolnej od szarości codziennego życia. Jak sam pisze: „Kino i teatr to kraina czarów. Wracamy z tych podróży pogodzeni z losem, pełni euforii albo usposobieni nostalgicznie.” Właśnie ta „magiczność” daje się rozpoznać w twórczości Maciejewskiego. Wszystkie jego zawodowe czynności, były czymś więcej niż wypełnianiem obowiązków. Były zetknięciem się ze światem, dla większości niedostępnym. Maciejewski potrafi czerpać przyjemność ze spotkań czy wydarzeń, w których uczestniczy. Dzięki temu jego praca, pełna jest pasji i szczerego zaangażowania. Od października 2013 roku dziennikarz jest wykładowcą w łódzkiej szkole filmowej. Oby i w młodych adeptach sztuki aktorskiej zdołał zaszczepić pasję i zapał, który mu towarzyszy.

 

 

Martyna Trębacz

Akademia Teatralna im. Aleksandra Zelwerowicza, studentka wydziału Wiedzy i Teatrze

Leave a Reply