Przejdź do treści

PEŁNIA CZŁOWIECZEŃSTWA

Pierwszych kilka minut spektaklu wywołało we mnie bunt przed przaśnym klimatem i melodyką dziewiętnastowiecznej mowy zaczerpniętej z Turgieniewa. Jednak, kiedy moja percepcja jakby przyzwyczaiła się do tego, jakże niepopularnego wśród młodych twórców teatralnych, sposobu komunikacji z widzem, zauroczona czystościa głosu aktorek i pięknem widowiska, zaczęłam dostrzegać wartość „Jaskółki“.

Oszczędnymi słowami trafia prosto w serce, pozwalając na współuczestniczenie w misterium odgrywającym się na scenie. Misterium piękna i brzydoty, lekkości pląsów i ciężkości sparaliżowanych kończyn, pachnącej natury i stęchlizny starej chatki, melodyczności śpiewu i ochrypłości zmęczonego głosu, jawy i snu, a wszystko spięte jednym motywem jaskółki, która odwiedza Łukierię.

W opowiadaniu Turgieniewa „Żywe relikwie“, jaskółka pojawia się tylko przez moment. W adaptacji przylatuje do Łukierii kilkukrotnie i trudno nam jest stwierdzić, czy dzieje się to na jawie czy w wyobraźni głównej bohaterki. Dzieje się tak dlatego, że poetyckość przedstawienia nie maluje wyraźnych granic między tymi dwiema rzeczywistościami. Żanna Gierasimowa, nadając swemu przedstawieniu tutuł „Jaskółka“, podnosi jaskółkę do rangi symbolicznej. A symbolika jaskółki jest bardzo wymowna, równie dychotomiczna jak samo przedstawienie. Szczęście rodzinne i zawód miłosny, wolność i poddanie się woli Bożej, swawola pomieszana z niepokojem. Łukieria ma to wszystko w sobie. Jest też jaskółka symbolem nadziei, bo choćby u Szekspira w dramacie Ryszard III możemy przeczytać: „Słuszna nadzieja wzlata na skrzydłach jaskółczych, czyniąc z królów bogów, a z prostaczków — królów”. Łukieria dzięki swej nadziei i sile charakteru pokazuje swą wielkość.

Wielkość jakże ludzką i ujmującą, gdzie radość miesza się ze smutkiem, a ból i brak snu paradaksalnie pozwalają bohaterce stać się w pełni człowiekiem. Łukieria, w pewnym momencie spektaklu, zwraca się do widza z pytaniem, czy czuje się w pełni człowiekiem… Pytanie pozostaje bez odpowiedzi. Ot rzucona jakby tak sobie, bez oczekiwania na odpowiedź, ale zmuszające widzów do zastanowienia się. Może nie od razu, nie tu i teraz, później, ale zapada w pamięć. Łukieria zna pełnię człowieczeństwa, spędziła ze sobą w samotności wiele długich lat. Nie może się niczym zająć, gdyż jest sparaliżowana, więc żyje dla samego życia, dzięki czemu czuje je w sposób najpełniejszy. Prowokuje widza do przemyśleń nad własnym życiem we współczesnym świecie, pełnym dóbr, pogoni za zabawą, która często bywa zwykłą ucieczką przed życiem prawdziwym. To pytanie, jak wiele innych, które pojawiają się dzięki obserwacji dramatu głównej bohaterki, dźwieczą w głowie długo po zakończeniu spektaklu.

 

Nie można przejść obojętnie obok dramatu bohaterki tak precyzyjnie wyrysowanemu przez obie aktorki Brygidę Turowską – Szymczak i Roksanę Vikaluk (radosne i pląsające alter ego Łukierii). Turowska – Szymczak mistrzowsko przechodzi ze smutku w nieokiełznaną radość, gestami i intonacją głosu maluje postać Łukierii uwięzionej przez chorobę na łożu. Rysuje postać niepełnosprawnej bohaterki chwytając widza za serce i prowokując go do głębszej zadumy nad człowieczeństwem. Jej czysty i mocny głos, którym wyśpiewuje starosłowiańskie pieśni, przenoszą widza do wsi i jej starej chałupy. Wspierana przez Vikaluk, z równie urzekającym głosem i zwiewnością tańca, wyczarowuje atmosferę wsi sprzed ponad stu lat. Obie aktorki używają gestu, ruchu i intonacji głosu, by zbudować swoje bohaterki dokładnie tak, jak powinny wyglądać, by przekonać do siebie widza.

Oczarowuje nas jeszcze jeden „aktor“ tego przedstawienia: światło. Andrzej Kulesza wyczarował coś rzadko spotykanego we współczesnym teatrze. Wysublimowane, łagodne światło, czasem bardzo szczególnie oświetlające jeden element scenografii, tylko po to, by podkreślić jego znaczenie, dopowiedzieć to, co nie zostało ujęte słowami. Tworzy wyrafinowaną poetyckość przedstawienia, zabierając nas w podróż nie tylko do wsi rosyjskiej, ale także do głębi ludzkiej psychiki. Podkreśla metafory, magicznie otacza każdą scenę spektaklu, by w minimalnej scenografii mogło odbyć się wspomniane misterium.

Adaptacja Gierasimowej jest równie minimalistyczna, co scenografia. Nie ma w niej niepotrzebnych słów, nie ma niepotrzebnych gestów, każdy element spektaklu jest precyzyjnie przycięty i wpleciony w jego kanwę. Światło, muzyka, gra aktorska czy scenografia są w tym przedstawieniu właśnie takie dlatego, że powinny w nim takie być po to, by został nawiązany kontakt z widzem, by widz mógł wyjść z niego sprowokowany do głębszej zadumy. Pewna reżyseria bez jakiegokolwiek epatowania własnym ego, pozwoliła stworzyć Gierasimowej spektakl jedyny w swoim rodzaju, który zachwyca mądrością, zarówno starszych odbiorców jak i tych młodych.

 

„Jaskółka“ Teatr Rampa

premiera: grudzień 2009

wg opowiadania Iwana Turgieniewa „Żywe relikwie“

adaptacja, tłumaczenie, reżyseria, scenografia: Żanna Gierasimowa

muzyka: Roksana Vikaluk

opracowanie muzyczne, przygotowanie wokalne: Svietlana Butskaya

asystent scenografa: Robert Worsztynowicz

występują: Brygida Turowska – Szymczak, Roksana Vikaluk

 

Anna Kędziorek

Jaskółka Ale ja przynajmniej czuję, że jestem człowiekiem a Wy? Fajnie, że przyszliście.

 

Leave a Reply