Przejdź do treści
tinder polska

Z siekierą na Reymonta

„Chłopi” wg Władysława Reymonta w reż. Krzysztofa Garbaczewskiego w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Trybunie:

Kiedy Antek Boryna, dopingowany przez żonę Hankę, będzie szedł do pracy w tartaku, nie wiemy jeszcze, że nie idzie tam po to, aby ciąć drewno. Ale zaraz się to wyjaśni, bo to całkiem inna robota: Boryna będzie rąbać książki.

To zasmucająca scena, świadcząca o skrajnym niezrozumieniu sensu powieści, wielkiej epopei chłopskiej, która miała być inspiracją tego spektaklu. Antek Boryna, który zaciekle rąbie książki, jak się domyślać można książki Reymonta i nie tylko, wyraża nie tylko swój stosunek do kultury. Symbolizuje agresję gromady wiejskiej, całej warstwy chłopskiej, która żadnej wysokiej kultury nie chce. Niesie za to w wianie kultywowany prymitywizm, zwierzęcość i chamstwo.

Tymczasem „Chłopi”, jak pisałem przed laty w Leksykonie PWN „Encyklopedia PWN. Literatura i sztuka. Wiek XX” (2003), to: „epopeja chłopska Władysława Reymonta, ukazująca jedność życia jednostek i gromady: „Nie poredzi żyć z osobna”, jak powiada jedna z bohaterek, Jagustynka. Reymont przygotowywał się do pisania powieści, studiując folklor, warunki życia na wsi i obserwując przyrodę. Rytm powieści podporządkował rytmowi natury – poszczególne tomy noszą nazwę pór roku, począwszy od Jesieni. Stworzył na potrzeby swego dzieła właściwie nowy język, będący mieszaniną gwary i języka literackiego – w dialogach język ten staje się soczystą gwarą łowicką, w opisach zbliża się do opisów homeryckich. Akcję ulokował w Lipcach (Łowickie), których obyczaj i topografię potraktował niemal z etnograficzną dokładnością. Przedstawił losy wewnętrznie zróżnicowanej gromady chłopskiej, ale solidarnej – w sprawach najważniejszych. Na pierwszy plan wysunął dzieje rodziny zasobnego gospodarza, wdowca Macieja Boryny, który poślubił młodą i namiętną Jagnę, romansującą z jego synem Antkiem. Ta występna miłość zostaje ukarana zgodnie z ludowym poczuciem winy i kary: po śmierci starego Boryny Jagna, wygnana przez wieś, dostaje pomieszania zmysłów, Antek zaś, pogodzony z żoną, wchodzi w prawa gospodarza. Główną oś akcji oplótł Reymont wątkami pobocznymi, wieloma postaciami, wydarzeniami, składającymi się na barwny obraz życia wsi, jej stosunków z dworem i kościołem. Mowa tu i o głodzie ziemi, i o twardej walce z oporną naturą, i o codziennej chłopskiej krzątaninie. Samoswoją wartość dzieła stanowią opisy przyrody, przesycone modernistyczną symboliką. Powieść stała się świadectwem odrębnej kultury wsi, jej głębokich tradycji i naturalnych korzeni, bogactwa symboli inspirujących całą kulturę narodową”. Niewiele z tego odnajdziemy w spektaklu, a symboliczna scena mordowania książek jest tego koronnym dowodem. Taka interpretacja „Chłopów” jest nie tylko zaprzeczeniem przesłania Reymonta, ale wyrazem podejrzanej intelektualnie postawy, demonstrującej dziwną wyniosłość w równej mierze wobec zmysłowej wsi, jak i mózgowego miasta. To podwójne odcięcie pępowiny oznacza, że Krzysztof Garbaczewski – być może bezwiednie – wykorzenia współczesną kulturę, pozbawia ją źródeł i pozostawia w punkcie zerowym. Że takie były jego intencje, utwierdzają słowa jego asystenta opublikowane przed premierą w „dwutygodniku.pl”: „Pytania o wierność autorowi reżyser oddala za pomocą siekiery, którą rozłupuje „Chłopów” w drobne strzępy”.

Po premierowym spektaklu wszyscy aktorzy i realizatorzy zostali obdarowani białymi różami. Reżyser włącza się więc do pochodu wolności, do programu teatru, który przeciwstawia się rozmaitym wykluczeniom, choć sam zaczyna od wykluczenia. I to w dodatku obciążonego złowrogą tradycją. Garbaczewski wprawdzie książek nie pali jak faszyści, ale siekając je siekierą za pośrednictwem Antka Boryny, rozprawia się z kulturą słowa pisanego równie brutalnie. To bardzo niemądre w czasach, kiedy czytanie, obcowanie z literaturą stało się rzadkością. Trzeba wiele dobrej woli, aby w tym czynie na miarę wyobraźni lumpa dostrzec ożywczy bunt.

A może po prostu chodzi o rozbawienie publiczności? Scen mających na widoku chichot niezbyt wymagającej publiczności jest tu bowiem bez liku. Oto Antek Boryna (Mateusz Łasowski) traci rękę, odrąbaną siekierą (znowu siekiera!), której kikut zwisa smętnie na kajdankach, a sam potem boryka się niebożę próbując ucapić Jagnę (Magdalena Koleśnik) czy Hankę (Julia Wyszyński, najlepsza rola w tym spektaklu), a publiczność wyje ze śmiechu, Oto inny aktor udaje krowę i wylewa mleko z pojemniczka zastępującego wymię i znowu robi się śmiesznie. Klara Bielawka kica po scenie naśladując kurkę i – znosi jajka i też jest wesoło. Albo wjeżdża na scenę pojazd księżycowy, który gra rolę uciekającej świni i znów jest śmiesznie. Czy wreszcie cytuje się fragmenty nauki tańca ludowego, a aktorzy wykonują nakazane ruchy. I znowu jest wesoło. Nie mam nic przeciw wesołości, przeciwnie, śmiech to zdrowie. Tyle tylko, że śmiech w tych scenicznych „Chłopach” jest wynikiem przedrzeźniania. Większość postaci, a właściwe ich zarysów, bo pełnokrwistych postaci tu nie ma, to efekt świadomego przedrzeźniania, hiperbolizacji, jaskrawego demonstrowania przyrodzonej im głupoty, jakby chodziło o to, by dowieść, że chłopy i baby w Lipcach to gromada ludzi ograniczonych, o przytępionych umysłach.

Reżyser zachowuje się jak rozkapryszone dziecko, które próbuje z „Chłopów” skroić kabaret zmiksowany z opowieścią o tajemnicach przyrody i interwencyjnym reportażem o gwałcie, którego ofiarą pada Jagna. Z kabaretu rodem jest ksiądz (Grzegorz Falkowski), wykonujący rozmaite sztuki gimnastyczne podczas ognistego kazania o karach, jakie spadają na zatwardziałych grzeszników, z opowieści o przyrodzie są aktorki -lektorki fragmentów z „Chłopów”, czytające je z zadziwiającym zanikiem talentu, z dokumentu interwencyjnego są napastujący Jagnę chłopi czy też nastający/ nastająca na starego Borynę Żyd, czyli obsadzona w tej roli Barbara Wysocka. Składu i sensu w tym niewiele.

A przy tym reżyser uderza w wysokie „c”, zapowiadając w teatralnym programie, że zajmie się sprawami wagi najwyższej, a to znaczy, że z dzieła Reymonta wyławia treści ekologiczne i emancypacyjne; śledzi związki człowieka ze światem przyrody, definiuje na swój własny sposób potrzebę i sens pracy”. Do tego jeszcze ze sceny informuje, że posiadł był dzięki prowadzonym eksperymentom i warsztatom tajemny sposób nowego porozumienia z widzem, że jesteśmy zatem świadkami narodzin nowego para-teatru.

Rzeczywiście, widać w tym przedstawienia zewnętrzne symptomy poszukiwania nowej formy, które od lat możemy obserwować nie tylko w polskim teatrze. A więc po pierwsze, znika tutaj podział na scenę i widownię (pół wieku po Grotowskim); na scenie ląduje bowiem cześć widowni, a część sceny na widowni, oczywiście nie ma żadnej kurtyny, aktorzy grają w rozmaitych miejscach, raz bliżej, raz dalej. Dekorację zastępują dziwnego kształtu obłe klatki z giętych rurek, dosyć mocnych, służących za tak wyobrażone chaty chłopskie. Klatki ułatwiają aktorom wykonywanie choreografii, która zwłaszcza na początku spektaklu ma być ucieleśnieniem zmian pór roku, czyli rytmu natury, ale nie wzbudza to podziwu, raczej nuży. Zwłaszcza że aktorzy poprzebierani są w dziwne koszulo-piżamy ze szlafmycami o wydłużonych ogonach, którymi przymocowują się do wspomnianych metalowych konstrukcji. Część przednia szlafmyc zaś służy im do zasłaniania twarzy, co, jak wiadomo, znacznie osłabia możliwości ekspresji.

Na scenie poza klatkami znajduje się poziomy ekran za horyzoncie i przezroczysty ekran z przodu sceny, na których co pewien czas pokazywane są obrazki wiejskie, zbliżenia sytuacji scenicznych i wspomniany reportaż z gwałtu tudzież relacja z intymnej nocy Jagny i Antka. Jak zwykle, wszystko „uatrakcyjniają” mikroporty, które skutecznie utrudniają rozpoznanie, kto i do kogo mówi, ale za to niezawodnie wzmacniają wszystkie szumy, dźwięki dodatkowe, sapnięcia, zgrzyty, zadyszkę itp. itd.

Taki obraz nowoczesnego para – teatru wyłania się z tego przedstawienia, w którym powieść Reymonta niemal na samym początku została potraktowana siekierą. Reżyser okazał się wierny własnej zapowiedzi: najpierw pokazał, że siecze, a potem pokazał, co zostało z tych resztek. Niewiele.

**

CHŁOPI wg Władysława Stanisława Reymonta, adaptacja, reżyseria Krzysztof Garbaczewski, scenografia Krzysztof Garbaczewski, Jan Strumiłło, kostiumy Sławomir Błaszewski, wideo Robert Mleczko, muzyka Jan Duszyński, reżyseria światła Bartosz Nalazek, Teatr Powszechny im. Zygmunta Hubnera, premiera 13 maja 2017

PS. Sugestywną wizję życia wsi docenili nie tylko polscy czytelnicy – Reymont został wyróżniony za „Chłopów” Nagrodą Nobla (1925).

„Z siekierą na Reymonta”
Tomasz Miłkowski
Dziennik Trybuna nr 100/19/21-05-17
19-05-2017

Leave a Reply