Przejdź do treści

Mocne wejścia Dürrenmattem i Witkacym

Andrzej Piątek pisze po inauguracji Festiwalu Arcydzieł:

Rozpoczęły się 60. Rzeszowskie Spotkania Teatralne – I Festiwal Arcydzieł w Teatrze im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie

Gospodarze z Teatru Siemaszkowej konkursowo rozpoczęli przegląd swoim świeżym i świetnym spektaklem: Roberta Czechowskiego „Wizytą starszej pani”, na kanwie Dürrenmatta [Na zdj/ / mat. Teatru]. Z przebogatą i ponadczasową zawartością myśli o naszej niemoralności.

Bo kiedy staroświecki parowóz, sapiąc, wjeżdża na dworzec w Güllen, gdzieś w Alpach, nie wiemy, czy miliarderka Klara Zachanassian, powraca z Ameryki, z pieniędzmi właśnie tam, czy może w lekkiej, ale czytelnej przenośni Czechowskiego, do jakiegoś miasteczka gdziekolwiek, w tym także w dzisiejszej Polsce, zawsze łasej na mannę z nieba. Chciaż przyjeżdża do Güllen, głownie po to, by po półwieczu, siłą pieniędzy, zemścić się na kimś, kto kiedyś wykorzystał jej niewinną młodość. Przez całe lata tego kogoś mieszkańcy Güllen osłaniali, życzliwie zapominając o sprawie. Teraz łasi na pieniądze Klary, robią z niego ofiarę własnej niemoralności i polują jak na zwierzynę.

Czechowski w spektaklu o miarowej i raczej spokojnej dynamice, przyspieszeniami zmuszając do aktywnego śledzenie akcji, zwolnieniami do refleksji także o sobie, czytelnie sugeruje nam, że to ponure doświadczenie uczyniło z Klary kobietę złą, przynajmniej na zewnątrz. Do jej wnętrza, do istoty osobowości, właściwie nie docieramy. Na zewnątrz, Klara traktuje ludzi źle i nimi poniewiera. Za to, że to, co było w niej najpiękniejszego, zostało zbrukane. Teraz chce kupić sprawiedliwość. Przekonana, że to oczyści z traumy i zapewni wewnętrzną równowagę. Ale czy sprawiedliwość można kupić? Z tą myślą Czechowski nas zostawia.

Czechowski każe nam też pomęczyć się z oceną, czy zemsta za zbrodnię po tylu latach ma sens? Skoro ludzie, człowiek, za nią odpowiedzialni, są już moralnie inni. Czy każdemu można wybaczyć i tak wiele? Jak żyją ci z poczuciem winy? Czy każdy też, potrafi zdobyć się na wybaczenie? Kto tu wygrywa? Ten, kto ma pieniądze? A niby czemu? Moralne i uczciwe to nie jest.

Czechowski koncentruje spektakl na takim poczuciu moralnego niepokoju. Niespiesznie rozwija akcję i próbuje wymusić na nas refleksje o tym, czy i jak dalece potrafimy manipulować sobą etycznie, powodowani doraźną konsumpcją i potrzebą na to pieniędzy. Celem dobrobyt, który nie widomo, czym jest, i na czym polega.

Tej niespiesznej narracji doskonale służą sugestywne sceny na pograniczu pantomimy. Ruch sceniczny, to osobna i ważna wartość dodana przedstawienia Czechowskiego. Zatrzymania w kadrze i połowie kadru, symulowane stopklatki, znakomicie podkreślają beznadzieję losu.

Mocnym atutem jest świetne aktorstwo i doskonałe sceny zbiorowe.

Anna Demczuk zakreśla postać Klary Zachanassian koturnowo i demonicznie, jakby ta pochodziła z innego świata i stała ponad czasem. To osobowość zimna, twarda, bezwzględna i wyrachowana.

Robert Chodur, w roli Alfreda Illa, obarczonego winą za zastarzały czyn, za który ma teraz zapłacić, chociaż inni mieszkańcy Güllen, też nie są bez winy,, ale mimo to robią sobie z niego wygodną tarczę – detalicznie i perfekcyjnie dobiera środki aktorskie, tak, by przejrzyście pokazać, jak Alfred, z młodzika, stał się szacownym ojcem rodziny i dojrzał do przekonania, że sam siebie życiowo sponiewierał.

Kacper Pilch, jako burmistrz Güllen, daje kryształowy popis przewrotności. Jego burmistrz, nadużywa gestów i ruchów, twarz wyraża obłudę, nawet bez szczególnej o to staranności. Pilch głosząc mowę burmistrza, część słów gubi w bełkocie i rzuca się po scenie, wbrew dyscyplinie. Ale taka właśnie ekspresja i pozorny brak ruchowej logiki sprawiają, że świetnie buduje postać, z cech nieprzewidywalnych.

Robert Żurek, postacią Nauczyciela, poprzez pozornie lekki ton skutecznie trafia z przekazem gorzkiej prawdy o intelektualiście, pogubionym w świecie, którego normy wyznaczają cynicznie inni. Matylda, żona Alfreda Illa, w interpretacji Marioli Łabno-Flaumenhaft, często bez słów, samą postawą, oszczędnymi ruchami, twarzą pełną godności, cierpienia i skrywanej pogardy, przekonywująco zakreśla skalę tych uczuć. Mocna jest ta scena, kiedy Matylda po raz ostatni widzi Klarę Zachanassian, zatrzymuje przed nią, wolno mija i odchodzi ze skrywaną wzgardą.

Malarkę, uosobienie cynizmu, świetnie umiejscawia na granicy parodii i groteski Małgorzata Machowska. Poruszającą się jak pantera Kelnerkę, gra Karolina Dańczyszyn. Zakłamanego po uszy Pastora, Adam Mężyk. Przebiegłego Policjanta, Waldemar Czyszak. Groteskowego Lekarza, Michał Chołka. Znieczulonych na to, co ich nie dotyczy, córkę Illa, Dagny Mikoś, syna, Mateusz Mikoś (wyrazistą jest scena kiedy sypie na ojca piaskiem. To zgoda na wymierzaną sprawiedliwość i karę).

Ujmującą prawdą postać Wariatki, tworzy Paulina Sobiś. Kwintesencję w pojedynczej postaci kilku mężów Klary Zachanassian, starannie opatruje w groteskowość, Józef Hamkało. Skorumpowanego sędziego emeryta, przekonywująco gra Piotr Napieraj. Ślepców Koby i Loby, Joanna Baran-Marczydło i Małgorzata Pruchnik-Chołka.

Oprawę plastyczną Jana Polivki, stanowią odcienie szarości. Szary kurz pokrywa miasteczko i dusze obywateli. Życie jest szare. Szare budynki zrujnowanych fabryk, domy i dworzec, z krzywym neonem. Te odcienie szarzyzny sugestywnie dobywają światła Piotra Pawlika. Aktorzy noszą szare kostiumy – projekt Elżbiety Terlikowskiej. Zszarzali w biedzie i zdeprawowaniu mieszkańcy Güllen, za pieniądze godzą się zamordować współmieszkańca. Wszędzie jest szaro.

Ale stan ich umysłów symbolizuje też krwista czerwień sukni Klary Zachanassian. Otoczonej gangsterami, Tobym i Robym (Szymon Mytych i Łukasz Wolak), ubranymi w czerwone stroje. Czerwone skrawki materiału wystają pochowane wstydliwie, z kieszeni mieszkańców Güllen. Z których każdy skuszony poprawą losu godzi się na zbrodnię.

Muzyka Benyamina Neogenn Lindnera sprzyja takiej mroczności, którą symbolizuje Pantera, poruszająca się po proscenium (Katarzyna Krupa).

Kiedy staroświecki parowóz sapiąc wjeżdża do Güllen w Alpach, jeszcze nie wiemy, czy bogata Klara Zachanassian, powraca tam, czy też, w domyśle, ze swoimi pieniędzmi, trafia gdzieś do dowolnego innego miasteczka. Ale pod koniec spektaklu już wiemy, i nawet jesteśmy pewni, że może przybyć gdziekolwiek i wszędzie.

Po „Wizycie…” Teatr im. Witkacego w Zakopanem uraczył jednym ze swoich najznakomitszych przedstawień: „Metafizyką dwugłowego cielęcia” Andrzeja Dziuka, na kanwie Witkacego.

Dziuk akcentuje tu skalę wewnętrznej walki, z próbami wymuszania na kimś, bycia takim, jakim być nie chce, w systemie narzuconym. Pyta, ironicznie i groteskowo: Czy tresura ta wynika z presji reklam i mediów? Czy też norm, które jednak sami akceptujemy?

Umacniając nas w wierze o nie poddawaniu się takiemu dyktatowi, z tą myślą Dziuk zostawia widownię, będącą przez cały czas aktywną stroną, w tym spektaklu genialnym i aktualnym. Nie tracącym niczego, jak to u Witkacego, z groteskowej senności i zamierzenie spowolnionego tempa. W tle, z opowieścią o miłości rozumianej, nie jedynie jako erotyczne spełnienie.

Kimś, kto koncentruje uwagę szczególną, jest Karmazyniello, „dwugłowe ciele”, czyli ktoś, kto już wizerunkowo jest trudny do zaakceptowania szerszemu ogółowi. Piotr Łakomik, posługując się ciałem, jako postać toczy przejmującą walkę o prawo, do „swojego ja”. W kontrze, do scenicznych rodziców, którzy ścigają się chcąc zrobić z Karmazyniella, kogoś na kształt i podobieństwo swoje.

Dorota Ficoń, despotyczna matka Leokadia, cała zanurzona w grotesce, z wyczuciem tworzy postać budzącą współczucie i apodyktycznie złowrogą. Andrzej Bienias, przybrany ojciec, profesor Mikulini, też perfekcyjnie wykorzystuje groteskę, wyposażając postać w cechy władcze. Oboje chcą zrobić z Karmazyniella „nowego człowieka”, z „nowych elit”. A to brzmi znajomo.

Broniąc się jak ciężko zranione zwierzę, Karmazyniello nie wybiera też ścieżki wskazywanej mu przez Ludwika Parvisa – świetny Marek Wrona, w postaci na wpół kabotyna i mędrca – który chce by nie podporządkowywał się nikomu. Karmazyniello podąża ambitnie własną ścieżką, w świecie realnym i nierealnym. A skoro takim, i takim, to też o wymieszanej moralności i normach, co jedynie utrudnia egzystencję.

Rafał Zawistowski interesująco buduje trzy odrębne przestrzenie sceniczne, naznaczone różną scenografią. W jednej, przepełnionej zbędnymi przedmiotami, walkę o Karmazyniella toczą matka Leokadia i przybrany ojciec Mikulini. Po przeciwnej stronie, Ludwik Parvis, w powłóczystej szacie, kapturze kryjącym twarz, sylwetką oznaczoną laserowym światłem, jest wcieleniem postaci istniejących realnie: Jak Mirabella, grana przez Emilię Nagórkę, siostra Parvisa, i „druga matka”, wyśniona przez Karmazyniella, zarazem obiekt pożądania. Środek sceny, trzecia przestrzeń z sześcianem, osłoniona klepsydrą czasu, to stałe miejsce działania Karmazyniella i stawiania przez niego pytań: Kim jestem? Jak mam żyć? A także milczącej niezgody na świat.

W tych trzech przestrzeniach, Dziuk kreuje swój witkacowski świat. Z dwiema postaciami Karmazyniella: młodym, porywczym Piotra Łakomika i starszym, stonowanym Krzysztofa Łakomika. Dziuk starszego stawia na tle wielkiego sześcianu i kiedy spadnie okrycie ujawniające klepsydrę, każe mu głosić po witkacowsku monolog z szekspirowskiego „Hamleta”: Czekać, czy nie czekać? Na tle i przy akompaniamencie sypiącego się piasku w klepsydrze, upierdliwie znaczącego czas.

U Witkacego, młody Karmazyniello chce umrzeć, ale nie pozwalają na to, matka i Mikulini. U Dziuka, starszy Karmazyniello walczy. Po co? Może po to, by walka ta o wolne życie, chociaż bez widocznych efektów, toczyła się mimo wszystko nadal, skoro nie wszystko jeszcze stracone. Z tą nutką małego optymizmu, Dziuk nas zostawia.

Także z pytaniami o sens i cel życia. Wciągając w te rozważania, z pomocą świetnego aktorstwa: Joanny Banasik, Krzysztofa Najbora, Dominika Piejki, Kamila Jońskiego, Krzysztofa Wnuka, Adrianny Jerzmanowskiej, Katarzyny Pietrzyk oraz zmysłowej scenografii i gry świateł. Zachęca do skorzystania z mądrości witkacowskiego świata, z którego nadal da się czerpać tak wiele różnorodnego.

Podczas kolejnych festiwalowych oględzin, ważnym wydarzeniem może okazać się głośny spektakl Pawła Aignera „Awantura w Chioggi”, na kanwie Goldoniego, z Teatru Wybrzeże w Gdańsku. Interesującym, chwalony przez recenzentów, „Wujaszek Wania” Małgorzaty Bogajewskiej, na kanwie Czechowa, z Teatru Ludowego w Krakowie. Dalej przyjrzymy się konfliktowi pierwiastków kobiecych i męskich, w „Poskromieniu złośnicy” Szekspira, z Teatru Zagłębia w Sosnowcu, weźmy udział w obrzędzie żałoby, smakując „Treny” Kochanowskiego, z Teatru Węgierki w Białymstoku i rozsmakujmy się w opowieści o miłości – oglądając „Noce i dni” Dąbrowskiej, z Teatru Horzycy w Toruniu.

Teatr Siemaszkowej, I Festiwalem Arcydzieł, kontynuuje organizowane od 1961 roku, w bieżącym już 60. Rzeszowskie Spotkania Teatralne. W ciągu ostatnich siedmiu lat miały formułę Festiwalu Nowego Teatru. Od tego roku, mają być miejscem, w którym spotkają się tradycja ze współczesnością.

Andrzej Piątek

Leave a Reply