Przejdź do treści

Za głosem MATKI

Za głosem MATKI

Jagoda Opalińska o radiowej wersji Matki Witkacego:

Od zawsze ją cenili aktorzy. Od zawsze weryfikowała warsztat. Wyczulona na brzmienie, dociekliwa w tropieniu sensu. Jedyna i niepowtarzalna przestrzeń Teatru Polskiego Radia. Konfrontowana z metodą tak dziś agresywnej, często bezmyślnej, inscenizatorskiej segmentyzacji tekstu, oznacza desygnat i wędruje jego śladem. Oczywiście, że to nie wyklucza błędnych tropów, ale bariera dźwięku natychmiast je uwypukla. No cóż, wówczas słuchać hadko i tego nie zmieni klakierów chór, czym się zresztą wspiera niejeden oglądany spektakl, gdy wizualny efekt przykrywa artystyczną miernotę.

Natomiast tu i teraz chciałabym porozmawiać o radiowej premierze z 30 grudnia 2021 roku. Młody reżyser Jerzy Machowski – nota bene – laureat Nagrody Polskiego Radia Don Kichot (2018) – skoczył w Witkacowskie głębiny i przedstawił własną adaptację Matki. Wyzwanie piekielne, rezultat wart grzechu! Zacznijmy od adaptacji. Oczywiście żal, jak znikają cudowne rodzinne farfocle i kurczy się plan diaboliczno-metafizycznych odwołań. Jednak mimo sporych cięć, scenariusz zachował temperaturę oraz koloryt oryginału. Skróty nie prowadzą na manowce. Jest mocny fundament i uwolniona wibracja. Realistyczno-psychologiczny porządek otwiera perspektywy tragigroteski.

Prawdopodobieństwo generuje paradoks. Krótko mówiąc, wnikliwa, adaptatorska robota. Dodajmy tym trudniejsza, że z jakiej by strony nie analizować materii dramatu odzywa się reżyserski koncept Jerzego Jarockiego – premiera Kraków, Teatr Stary 1972, zapis telewizyjny 1976. Summa obrazów, które kształtowały rozszalałe perpetuum mobile. Świat w okowach włóczki i w nizanych bez ustanku wyrazistych szczególikach. Zaś nad tym wszystkim kołowały aktorskie orły, że wymienię tylko duet Ewa Lassek – Marek Walczewski. Rany Boskie, nie umknął im żaden odcień słowa czy gestu. Szybowali niesieni Witkacowsko-Jarockim podmuchem…

Fakt inscenizatorskiego lotu przypominam, bo nigdy dosyć pamięci o Mistrzach. Trzeba jednak powiedzieć, że Machowski – mimo oczywistej presji legendy zapisanej wedle na wskroś plastycznego języka – odnalazł własną drogę. Słuchową wizją kierował oszczędny wybór zdarzeń oraz starannie cyzelowane brzmieniowe kadry. Pełne wdzięku zabawne piosenkowe cytaty (muzyka Ignacy Zalewski; realizacja akustyczna Maciej Kubera) i mocny akord pierwszych kwestii Matki. Czyli Danuta Stenka i arcy-rola. Najpierw pokrętny psychologizm, potem wyśrubowany surrealizm. Mikstura tajemnicy, bólu, ostrego żartu i… wzruszenia. Żadnych półśrodków, że niby, że gdzieś, że coś. Sedno Witkacowskiej narracji. Stąd Jej centrum oraz autentyczny udział całego zespołu we wspólnocie dialogowej metamorfozy. A więc ciekawie balansujący na ścieżce naturalistyczno-groteskowych sygnałów Leon (Krzysztof Szczepaniak). Znakomicie fruwająca ad absurdum Zosia (Edyta Januszewska). Wspaniale rozpostarty wśród mistyczno-werystycznych przywołań Albert (Krzysztof Tyniec). Ubrane w wysmakowany rodzajowo brzmieniowy kostium: Marta Lipińska – Lucyna; Nina Czerkies – Dorota. Powtarzam, świetny, zespolony bez krztyny dysonansu aktorski chór. Ale też, idąc szczególnym rytmem, dopełnia kolorytu werbalnej gry, metaforyzowanej ironii wizerunek Apolinarego Plejtusa. Fakt, że Andrzej Mastalerz potrafi głosem sięgać serducha, szarpać trzewia, wyzwalać śmiech. Lecz akurat tutaj paletę środków wyrazu dyktowała postać drugiego planu. I pojawił się znakomity skrót, rozświetlony tonacją kontur. Po prostu mistrzowska miara!

Proszę Państwa, słuchajcie premier Teatru Polskiego Radia. Tam w obszarze tekstu inscenizacji mówi autor. Tam powędrujecie za głosem aktora – współtwórcy…

Jagoda Opalińska

{Ilustracja: autoportret Witkacego, 1938]

Leave a Reply