Przejdź do treści

Bożena Frankowska JAN ENGLERT – RZEMIOSŁO I MYŚL (16)

ROZDZIAŁ V – INNE DROGI DZIAŁALNOŚCI ARTYSTYCZNEJ JANA ENGLERTA

2. W TEATRZE TVP

Proszę popatrzeć na ten spis celowo wyprowadzony z dokumentacji w główny tekst opowieści o Janie Englercie, by pokazać ilość i gatunek ról granych przez Jana Englerta w przedstawieniach Teatru TVP.

Były tam role w klasycznym dramacie polskim – w komediach Aleksandra Fredry, jak Papkin w Zemście (reżyseria Ireneusz Kanicki, 1966) i Gustaw w Ślubach panieńskich (1985), w dramatach Juliusza Słowackiego, jak Jan w Fantazym (reżyseria Gustawa Holoubka, 1971), Giano Giani i Prokurator w Beatryks Cenci (reżyseria Gustawa Holoubka, 1973; reżyseria Jana Englerta, 2001), Fircyk w Fircyku w zalotach Franciszka Zabłockiego (1979), postacie z utworów Stanisława Wyspiańskiego, jak Ksiądz w Klątwie (1979), Dziennikarz w Weselu (reżyseria Jana Kulczyńskiego, 1981), Przełęcki z Uciekła mi przepióreczka Stefana Żeromskiego (1994), Prokurator w Wilkach w nocy Tadeusza Rittnera (1997), Mecenas w Adwokacie i różach Jerzego Szaniawskiego (2004, reżyseria Jana Englerta).

Były role we współczesnej literaturze polskiej – w adaptacjach powieści, jak Kazimierz Deczyński w Kordianie i chamie wg Leona Kruczkowskiego (1972), Ksawery w Dzień jego powrotu Zofii Nałkowskiej (reżyseria Andrzeja Łapickiego, 1981), Jan w Podróży wg Stanisława Dygata (1996) i – w dramatach Sławomira Mrożka: Moris w Kontrakcie (1989), Vatzlav w Vaclavie (1989) i Bartodziej w Portrecie (1990), Postać R. w Duszyczce Tadeusza Różewicza (2004).

Towarzyszyły im role w najwybitniejszych klasycznych dramatach świata, m.in. Williama Szekspira – Malcolm, syn Dunkana w Makbecie (reżyseria Andrzeja Wajdy, 1969), Hamlet w Hamlecie (reżyseria Gustawa Holoubka, 1974), Orsino w Wieczorze Trzech Króli (1975), Juliusz Cezar w Juliuszu Cesarze (2006, w reżyserii własnej), Moliera – Don

Juan w Don Juanie (reżyseria Zygmunta Hübnera, scenografia Jana Banuchy, realizacja telewizyjna Barbary Borys-Damięckiej, grał obok Wojciecha Pszoniaka jako Sganarela, 1974), Augusta Strindberga – Zięć w Pelikanie (1992), Nil w Mieszczanach (reżyseria Gustawa Holoubka, 1976) i Waśka Piepieł w Na dnie Maksyma Gorkiego (1984), Profesor Higgins w Pigmalionie George’a Bernarda Shawa, Ricardo w Filomenie Marturano Eduardo de Filippo (1978), Ryszard w Pokoju na godziny Pavla Landovsky‘ego (1989).

Telewizja Polska, a szczególnie Teatr TVP, pozostał w kręgu zainteresowania Jana Englerta do dziś. W 1992 wziął udział w ankiecie miesięcznika pt. Aktorzy w Teatrze TV . Wypowiadali się w niej m.in. Joanna Szczepkowska, Joanna Żółkowska, Aleksander Dziewoński, Janusz Gajos, Andrzej Łapicki, Bogusław Sochnacki, Jerzy Stuhr, a wśród nich Jan Englert.

Dał tam wyraz swojej wysokiej ocenie polskiego Teatru TVP: „Polski Teatr TV jest na pewno fenomenem, i to w skali światowej, choćby dlatego, że premiery daje co tydzień, a większość z nich to klasyka. (…) Nigdzie, poza Polską, nie podjęto próby stworzenia nowego języka Teatru TV, w tej dziedzinie jesteśmy prekursorami. (…) Rozmaite utyskiwania na jego poziom uważam za bzdurne. Najbardziej utyskują ci, którzy przestali ten teatr oglądać i uważają, że z winy teatru tak się stało. Tymczasem zmienił się nie poziom, lecz społeczny odbiór. Coraz trudniej jest zmusić siebie do obejrzenia półtorej godziny teatru w skupieniu, kiedy się nie jest w budynku teatralnym, w zbiorowości. Naprawdę trudno ulegać uniesieniom, kiedy siedzi się przed telewizorem w kapciach lub w gaciach, paląc papierosa, popijając herbatę. Ale jedno jest pewne – dobry spektakl zawsze będzie miał widownię. Co to znaczy dobry? Widz, który przedkłada Dynastię nad Strindberga, oczekuje czego innego od telewizji, ale czy w ogóle oczekuje czegoś od Teatru TV? Wciąż pokutuje w tym kraju przeświadczenie o edukacyjnej roli telewizji a niechże to będzie teatr dla garstki wybranych. Nawet jeśli ten teatr ma tylko milionową widownię, to, na litość boską, jest to ogromna liczba”.

Mówił, że Teatr Telewizji towarzyszył jego drodze artystycznej od samego początku kariery. Ale podkreślał, że był dla niego „czymś więcej niż doświadczeniem artystycznym” jako typ przekazu różniący się i od teatru, i od filmu swoim własnym językiem: „Od samego początku formuła Teatru Telewizji bardzo mnie interesowała jako szansa poszukiwań twórczych, nie tylko w zakresie aktorstwa. Twierdzę, że teatr telewizyjny to zupełnie nowy gatunek sztuki, odrębny wobec filmu i teatru, daleki także od banalnej formuły, że jest to „coś pośredniego” między teatrem a filmem. Nieprawda, to jest całkowicie inny typ przekazu, o własnym języku. A z tego mało kto zdaje sobie u nas sprawę, także wśród twórców telewizyjnych”.

Dzielił się w wypowiedzi swoimi doświadczeniami oraz przemyśleniami na temat teatru telewizyjnego – głęboko sięgającymi w warsztat tego teatru i warsztat jego twórców, a szczególnie twórców całości przedstawienia popularnie nazywanych reżyserami telewizyjnymi, wywodzących się bądź z teatru, bądź z filmu, a niezbyt często z samej telewizji.

Twierdził, że obok reżysera teatralnego i reżysera filmowego istnieje odrębny specyficzny zawód (zespół umiejętności) „reżysera telewizyjnego”. Dowodził, że „reżyser telewizyjny” to nie jest pracownik, który tylko „umie na język kamer tłumaczyć język teatru” i zajmuje się transmisją gotowego dzieła teatralnego z teatru lub ze studia (nawet telewizyjnego) na ekran telewizyjny. Tak pojęty zawód „reżysera telewizyjnego” jest zrozumiały przy okazji transmisji lub przekazu gotowego już dzieła. Natomiast w wypadku Teatru TV takie pojmowanie tego zawodu jest anachronizmem. I dowodził przekonująco, że „reżyser telewizyjny” to artysta, który poza opanowaniem strony technicznej zapisu i przekazu umie jeszcze tłumaczyć na język telewizji język teatru i aktora.

I pokazywał niedostatki zawodu reżysera telewizyjnego traktowanego w sposób tradycyjny czy staroświecki. „Kamery przez wiele, wiele lat pełniły funkcję czwartej ściany, obserwowały w jednym wymiarze głębię teatralną, tym samym zubażając teatr. Niemal wszystkie przeniesienia telewizyjne spektakli zrealizowanych w teatrze ogromnie rozczarowują. To jest zrozumiałe, że tracą na jakości, bo teatr jest trójwymiarowy, a bywa, że osiąga czwarty wymiar, natomiast obraz telewizyjny jest jednowymiarowy. Tak więc kiedy ów „reżyser telewizyjny” wchodził w ostatnim etapie prób w studio z kamerami, z reguły druzgotał całe przedsięwzięcie. Czasami, z kolei, przychodził reżyser filmowy i próbował językiem przynależnym technice filmu robić telewizyjny teatr.

Natomiast „reżyser telewizyjny” jest odrębnym zawodem o własnej specyfice warsztatowej – ściśle technicznej, i artystycznej polegającej na opanowaniu języka narracji: „Nie chodzi o opanowanie techniki telewizyjnej, co jest konieczne, lecz o opanowanie języka narracji. Mówiąc najbrutalniej, w teatrze zarys montażu jest robiony przez reżysera, ale tak naprawdę to widz montuje sobie akcję, wybiera obraz, który chce oglądać. Natomiast zły reżyser telewizyjny zachowuje się jak widz, zamiast wykorzystywać możliwości opowiadania rytmów poprzez montaż telewizyjny. Może to być miksowanie, może być płynne prowadzenie za pomocą ruchomej kamery, mogą być zbliżenia albo oddalenia – a wszystko to ma wielkie znaczenie dla gry aktorskiej oraz odbierania jej przez widza. (…) Niewiele przedstawień Teatru TV ma rytm adekwatny do gry aktorów, ale to jest bardzo trudno osiągnąć”.

Ubolewał, że Telewizja Polska wykształciła niewielu fachowców w tej dziedzinie, umiejących przenieść na ekran telewizyjny przedstawienie przygotowane podczas prób w studio – bez szkody dla stworzonych postaci i ich działań w zaaranżowanej przestrzeni: „Odczuwa się brak reżyserów – mam na myśli nie teatr, lecz telewizję. Prawdziwych fachowców, zajmujących się tylko telewizją – nie widać. Byli, odeszli do filmu. Zdarza się, że wybitny reżyser teatralny czy filmowy wystawi jakąś sztukę gościnnie w telewizji. W zasadzie TV otwiera możliwości dyletantom, np. takim jak ja. Ale w szeregu dyletantów nie jestem chyba najgorszy” (Wynik wyboru. Notowała Alina Budzińska, „Panorama” 1977 nr 49 z 4 grudnia).

Jana Englerta, który jako aktor od roku 1964 grał w filmie, teatrze i telewizji najwcześniej zauważono w rolach granych właśnie w Teatrze TVP. One przyniosły mu pierwsze aktorskie sukcesy, uznanie środowiska i popularność. I jakby w rewanżu Jan Englert w telewizji zagrał najwięcej ról a dla Teatru TVP wyreżyserował najwięcej przedstawień. Nic zatem dziwnego, że wielokrotnie wypowiadał się też na temat pracy aktora w telewizji, warsztatu telewizyjnego i Teatru Poniedziałkowego. A zapytany ostatnio o teatr w telewizji, stwierdził jego agonię i mocno żałował zaprzepaszczenia Teatru Poniedziałkowego i jego osiągnięć: „Został zmarginalizowany. Doprowadzono do tego, że nie ma znaczenia. (…) Ubolewam nad tym. A posługiwanie się dawną nazwą uważam za nadużycie. Pod starym szyldem pokazywane są bowiem widowiska telewizyjne oparte na scenariuszach filmowych albo dokumentalnych. Poniedziałkowy Teatr, jaki ceniłem, posługiwał się samodzielną formą, miał własny styl, czerpał z literatury dramatycznej, w której najistotniejsze jest dotykanie tego, co w nas transcendentalne. Dlatego mniej mnie interesuje epatowanie ciałem i fizjologią. Nie jestem też zwolennikiem teatru interwencyjnego mówiącego w doraźny sposób o polityce czy aktualnych uwarunkowaniach społeczno-obyczajowych” (Mam skórę nosorożca. Z Janem Englertem rozmawia Jacek Cieślak, „Rzeczpospolita” 2010 nr 140 z 18 czerwca).

Bożena Frankowska

PS.

W roku 2020 Jan Englert odebrał Specjalną Nagrodę AICT im. Stefana Treugutta za osiągnięcia w Teatrze TV

[Zdjęcie z uroczystości wręczenia Nagród im. Stefana Treugutta w Domu Dziennikarza, 15 lutego 2020, archiwum AICT]

Leave a Reply