Przejdź do treści

Władca much Williama Goldinga – jak rodzi się zniewolenie

Janusz Termer o powieści Goldinga w cyklu „Przypomnienia”:

W każdym miejscu i czasie historycznym, od starożytnych początków po najbliższą nam teraźniejszość, rodzi się, rozwija, dojrzewa i obumiera – przybierający najróżniejszej natury formy stan tak zwanego zniewolenia, czyli zależności człowieka od człowieka, grupy społecznej od innej mniejszej lub większej zbiorowości; tak rówieśniczej czy systemu patriarchalno-rodzinnego lub/i państwowego (aktualnie dominującego). Terminu tego używam tutaj w znaczeniu bliskim używanemu przez Czesława Miłosza w Zniewolonym umyśle (1953)

Samo „niewinne” słówko zniewolenie, ma rzecz jasna zakres ogromnie szeroki, obejmuje wielkie terytoria i rozmaite dziedziny życia ludzkiego – od całkowicie prywatnego i osobistego po złożone formy społecznej organizacji. Występuje w języku w dwu głównych, nieoczywistych niejednorodnych znaczeniach, w gruncie rzeczy pozornie tylko jednak skrajnie odmiennych, bo wzajem wykluczających się i zarazem dopełniających. Według Słownika Języka Polskiego PWN, „zniewalać”, to po pierwsze „zjednać, ująć sobie kogoś, pozyskać czyjąś sympatię, przychylność”, a po drugie „zmusić, skłonić kogoś do czegoś”. Jest to zatem pojęcie pojemne, szerokie i płynne, znacznie wykraczające poza znane obiegowe konwencjonalne formy zwykłej zależności czy też opresyjnego nawet panowania jakiejś władzy (przewagi) psychologicznej, rodzinnej, obyczajowej (w tym i seksualnej), ale i przede wszystkim ekonomicznej czy stricte politycznej, łącznie z przejawami ekstremalnymi – prześladowania nawet – związanego z rozmaitymi sposobami codziennego funkcjonowania i życia ludzi, konkretnej organizacji życia zbiorowego, w tym państwowego, nie tylko zresztą autokratycznego ustroju…

Literackich opisów rodzenia się, powstawania i obumierania (upadku) bardziej lub mniej wyrafinowanych mamy bardzo wiele. Od bezpośrednich, często pokrywanych frazeologią odwróconych znaczeń rodem z Orwella, po zręcznie ukrywane formy zniewolenia poprzez szantaż emocjonalny lub ideologiczny. A tak po prawdzie, to składa się z nich znaczna część historii literatury, nie tylko anglosaskiej, gdzie się narodziła, zwanej „piękną”…

Jednym ze znamiennych współczesnych przejawów i przykładów może być dobrze znana XX-wieczna powieść Williama Goldinga Władca much, o której będzie niżej mowa… Zacząć jednak trzeba od krótkiej bodaj prezentacji doświadczeń życiowych, tak ważnych dla jego twórczości i poglądów życiowych, dorobku i sylwetki jej autora należącego do dość elitarnego grona znanych w świecie prozaików, których twórczość przekracza granice literackich stylów – tzw. niegdyś „wysokiego” i „niskiego”, czyli pisarstwa artystycznie wyrafinowanego i popularnego zarazem…

William Golding urodził się w 1911 roku w St. Columb Minor, zmarł w 1993 w Falmouth. Prozaik i eseista angielski. Absolwent uniwersytetu w Oxfordzie. W latach drugiej wojny światowej służył w brytyjskiej marynarce królewskiej, uczestniczył w wielu konwojach morskich i słynnych bitwach, m. in. podczas lądowania wojsk alianckich na plażach Normandii w 1944. Po wojnie był nauczycielem w college’u Bishop Wordsworth School, mało uczestniczył bezpośrednio w życiu artystyczno-towarzyskim środowisk literackich w Wielkiej Brytanii. Laureat Nagrody Nobla (1983). Sławę i niezależność materialną przyniosła mu już debiutancka powieść Władca much, 1954 (wyd. pol. 1967). Wydał ponadto m. in. powieści: Spadkobiercy, 1955 (wyd. pol. 1988), Pincher Martin, 1956, Chytrus, 1956 (wyd. pol. 1995), Wieża, 1964 (wyd. pol. 1966), Widzialna ciemność, 1979 (wyd. pol. 1986), Papierowi ludzie, 1984 (wyd. pol. 1988), Rytuały morza, 1980 (wyd. pol. 1994); opowiadania Bóg Skorpion, 1971 (wyd. pol. 1988); zbiory szkiców literackich The Hot Gates, 1965, A Moving Target, 1992, Dwoisty język, 1995 (wyd. pol. 1997).

William Golding to twórca alegorycznych i gorzko ironicznych filozoficzno-metaforycznych przypowiastek prozatorskich poświęconych rodzącym się w tym stuleciu problemom erozji i degradacji tradycyjnych wartości humanistycznych w warunkach współczesnej stechnicyzowanej cywilizacji. Golding akcję swych utworów umieszczał na ogół w czasie i miejscach odległych pozornie tylko od otaczających go realiów życia. We Władcy much (Lord of the Flies, tłum. Władysław Niepokólczycki), pierwszym i jednym z najbardziej znanych swych utworów, autor nawiązuje do zasobów literackiego szafażu i form narracyjnych anglosaskiej młodzieżowej powieści przygodowej. Ta jego powieść jest swoistą swobodną i dyskretnie ironiczną trawestacją XIX-wiecznej młodzieżowej opowieści R.M. Ballantyne’a The Coral Island). Powstaje w efekcie quasi opowieść z gatunku fantastyki naukowej, odwołującej się pozornie do jej dobrze utartych szlaków, konwencjonalnych chwytów narracyjnych, mówiąca jednak – w swych istotnych wymiarach – całkiem serio o wielu rozmaitych, wpisanych w nie podskórnie sprawach współczesnej cywilizacji, kryjących się za nimi problemach filozoficznych, społecznych, psychologicznych i wszelkich innych uwarunkowaniach ludzkiej egzystencji…

Utwór ten w zasadniczej swej warstwie znaczeniowej poczęty jest z ducha nowoczesnej XX-wiecznej literackiej formy tzw. antyutopii. Williama Goldinga, jak wielu innych pisarzy tego czasu cechuje, jak wiadomo, brak wiary w uszlachetniające człowieka postępy nauki i same zalety rozwoju cywilizacyjnego. Autor Władcy much próbuje dokonać w tej powieści symbolicznej i metaforycznej analizy mechanizmów powstawania, rodzenia się różnych przejawów rodzajów zniewolenia. Czyli podporządkowywania sobie ludzkich jednostek przez inne ludzkie jednostki. Warunkach tworzenia się mechanizmów sprzyjających panowaniu i dominacji immanentnego Zła w stosunkach międzyludzkich – wszak etymologia oryginalnego tytułu jego powieści nieprzypadkowo pochodzi od angielskiego imienia samego diabła nad diabłami – Belzebuba!

Wszystkie te złożonej natury problemy i procesy ewokuje autor na podstawie prostych w gruncie rzeczy i dobrze w literaturze znanych i umocowanych w świadomości czytelników narracyjnych przykładach, formach opowieści znanych nam z literackich dzieł jego poprzedników, opowieściom o losach i burzliwych przygodach grupy młodych chłopców, aktywnych i ambitnych jednostkach, mających wkrótce stać się podporami swojego racjonalnego angielskiego społeczeństwa (odległym wzorcem jest to słynna Wyspa skarbów Roberta Louisa Stevensona). Bezpośrednia akcja fabularna Władcy much koncentruje się wokół dramatycznej i poruszającej wyobraźnię każdego wrażliwego czytelnika historii z życia uczniów ewakuowanych z ojczystego kraju podczas zaczynającej się właśnie wojny nuklearnej. Oto w wyniku awarii samolotu lądują na odciętej od cywilizacji bezludnej wyspie gdzieś na bezkresnym Oceanie. Zmuszeni do zorganizowania sobie życia na nowo sięgają po wzory do znanego im społeczeństwa dorosłych. Tworzą nową małą społeczność, podzieloną jednak od razu na dwa obozy: tych uważających się za „dobrych i szlachetnych” oraz tych „złych i podłych dzikusów”. Jak w świecie dorosłych pojawia się też od razu tendencja do dominacji jednostek silniejszych nad słabszymi, do podporządkowania sobie i zniewolenia tych „słabszych” i mniej zaradnych przez silniejszych i bezwzględnych spryciarzy. Prowadzi to oczywiście do nieuchronnych starć, konfliktów i narastających dramatów. William Golding nie wierzy już, jak jego wielcy Oświeceniowi poprzednicy i koledzy w możliwość tzw. utopii pozytywnej, taką, jaką próbowali tworzyć np. Francis Bacon w Nowej Atlantydzie, Thomas Morus w Utopii, Daniel Defoe w Robinsonie Cruzoe czy nawet Jonathan Swift w niektórych partiach swych tam mocno podszytych sceptycyzmem Podróżach Guliwera.

Pisano bardzo często na marginesie Władca much, że to w gruncie rzeczy przerażająca powieść o nas, o ludzkiej naturze. Ukazuje bowiem Golding jak mało potrzeba by utracić ludzkie odruchy i stać się żądnymi krwi i przemocy dzikusami pragnącymi zniewolić i podporządkować sobie swoich rówieśników. Za najbardziej przerażające uznano to, że bohaterami tej powieści są dzieci. Małe, niewinne, czyste, „dobre dzieci”. Dzieci rzucone na bezludną wyspę, próbują stworzyć coś na kształt społeczeństwa, ale wymyka im się to spod kontroli i ostatecznie prowadzi to do katastrofy. Do głosu dochodzą, jak podkreślano często opinie krytyków, owe pierwotne lęki i strachy, zwyczajny głód, tęsknota za rodzinnym domem, strach przed brakiem ratunku. Ale to, co najgorsze w życiu społecznym – nieustająca walka o władzę, o pożywienie – co doprowadza chłopców do obłędu, utraty poczucia rozsądku i wpajanej im w domu i szkole wiary w ideały człowieczeństwa, a co przekształca ich w bezlitosnych „barbarzyńców”, nie znających litości i zrozumienia innych.

William Golding „odziera” w tej powieści z szat niewinności nie tylko dzieci, rozbija bowiem mit o dobrej naturze człowieka. pokazuje upadek owych ideałów „człowieczeństwa”; problemy tak dobrze znane z realiów zwłaszcza tak okrutnego XX wieku! Ba, pisarz ten zdaje się sugerować, że i po tym wszystkim, czyli obu wojnach światowych i totalitaryzmach tego stulecia – stalinizmie i faszyzmie – i już po nich, w sytuacji wybuchów nowych licznych „ukrytych” wojen, trwałej niemalejącej i dziś tendencji do prześladowań politycznych czy pojawiających się i potem plemienno-narodowych starciach i okrucieństwach, zbrodniach, walk o surowce, dominację i wpływy – że być może zło jest wpisane w naturę człowieka?

W powieści Goldinga widziano też i inną problematykę. Na przykład polski antropolog kultury Wojciech Burszta, dostrzegał tu literacką metaforę znanego ludzkim społeczeństwom od wieków „rytuału przejścia”, końca „wieku dziecięcego”, przechodzenia w dorosłość za pomocą tak zwanego procesu inicjacji. Widząc w tym jeden z przykładów i przejawów owego „zniewolenia jednostki”, przemocy czasami tylko symbolicznej, znanej dobrze z różnych systemów kulturowych i stron świata. Czasowe wyłączenie z życia wspólnoty młodych ludzi było, jego zdaniem, sposobem kanalizowania zniewalającej młodego człowieka przemocy jako wskazywania na jej sens -j pewnej już symbolicznej formy doświadczenia – poprzez zadawanie cierpień czy okresy odosobnienia – co znaczyło osiągnięcie przez nich w oczach wspólnoty wyższego „stanu rozwoju”.

William Golding, jak zresztą tuż przed nim m. in. starszy od niego o pokolenie inny znany w świecie prozaik angielski Aldous Huxley nie wierzy już w istnienie społecznych „wysp”, gdzie można próbować zbudować “nowe wspaniałe światy”. Powieść Goldinga ma być może bardziej jeszcze ostrą i pesymistyczną wymowę. Sam autor, który przeżył piekło drugiej wojny światowej, zdaje się nie mieć już żadnych złudzeń co do przyszłości człowieka i jego “dobrej” natury. I choć chłopcy będą ocaleni; po licznych dramatycznych przeżyciach i wydarzeniach na wyspie, odnajduje bowiem i zabiera ich na swój pokład krążownik brytyjski. Jeden z nich, Ralf, patrzy na koniec ze smutkiem na oficera z krążownika: “Na chwilę stanął mu przed oczami przelotny obraz dziwnego czaru, który kiedyś opromieniał plażę. Ale teraz wyspa jest spalona, martwa… Simon nie żyje, a Jack… Z oczu płynęły mu łzy. Po raz pierwszy na tej wyspie rozpłakał się, a wielkie spazmy żalu aż go skręcały. Na płonących gruzach wyspy, pod czarną chmurą dymu, rozlegało się jego buczenie; zarażeni tym uczuciem inni malcy zaczęli też się trząść i łkać. A pośród nich brudny, ze skołtunioną głową i zasmarkanym nosem Ralf płakał nad kresem niewinności, ciemnotą ludzkich serc i upadkiem w przepaść szczerego, mądrego przyjaciela, zwanego Prosiaczkiem”.

Powieść Wiliama Goldinga ukazuje społecznie i kulturowo zdeterminowane ludzkie charaktery oraz narastającą kruchość łączących ich cywilizacyjnych więzów. „Obsesyjny temat Goldinga – pisała trafnie polska historyczna literatury angielskiej Bronisława Bałutowa – został tu ujęty w sposób subtelny i przejmujący, a jego pozycja w powieści angielskiej jest wyjątkowa. Ogólne uznanie i poczytność jaką cieszą się jego powieści dowodzą, że w sposób całkowicie indywidualny, nie stosując się niewolniczo do mód i konwencji współczesnych, potrafił on odczuć istotne potrzeby swoich czasów i dać im wyraz artystyczny”. Golding, istotnie nieufny wobec postmodernistycznych eksperymentów literackich, bliższy jest tradycji klasycznej narracji literackiej przypowieści, alegorii, czytelnego symbolu czy Wielkiej Metafory; nie narusza jednak mimo to zasad realistycznego prawdopodobieństwa, a zwłaszcza prawdy wewnętrznej motywacji czynów ludzkich, próby psychologicznej rekonstrukcji losów swych powieściowych postaci – stąd też i tak wielki przez pól wieku rezonans Władcy much pośród ogromnej nadal rzeszy czytelników na całym świecie jak i krytyki literackiej, co raczej rzadko, że jak dobrze wiadomo chodzi w parze.

Dodajmy na koniec, że ten utwór adaptowany był na scenę teatralną przez awangardowego reżysera Petera Brooka już w latach 60. a zekranizowany został w latach 70., Wymagałoby to odrębnego omówienia, m. in. z racji tej, że ich twórcy wprowadzali tu swoje pomysły interpretacyjne wykraczające poza oryginał literacki. Pisano wiele na ten temat m. in. prof. Maria Janion i Stefan Chwin). Kto ciekaw niech czyta.

JANUSZ TERMER

Leave a Reply