Przejdź do treści

Pinkwart na czwartek: Sarkastyczny wybielacz

Kiedy w mediach pojawiła się informacja, że prezydent Trump rekomenduje dożylne stosowanie wybielacza do bielizny jako skutecznego leku przeciw koronawirusowi, pomyślałem najpierw, że jest to fejk, puszczony w obieg przez środowisko byłego prezydenta Obamy i innych niechętnych Trumpowi Afroamerykanów. Ale wypowiedź taka naprawdę padła, choć prezydent teraz mówi, że był to sarkazm. Naturalnie, że też na to nie wpadłem! Przecież amerykański wódz narodu słynie z intelektualnego poczucia humoru, połączonego z głęboką wiedzą na wszystkie tematy… Też się uczę sarkazmu. Inna rzecz, że sympatia do wybielacza nie może dziwić u lokatora budynku, który nazywa się Biały Dom. Notabene, kiedy w Białym Domu zamieszkał pierwszy (i pewno na długo jedyny) czarnoskóry prezydent – posłowie PiS (jeden z trybuny sejmowej, drugi w kuluarach) nazwali Obamę przyjacielem terrorystów i czarnoskórym kryptokomunistą, wieszcząc, że wybór ten oznacza koniec cywilizacji białego człowieka. Pewno to też był sarkazm. Życie jednak pokazało, że koniec władzy czarnego człowieka zbliżył nas do końca cywilizacji w ogóle.

Kiedy w mediach niemal na jednym oddechu politycy nawoływali do częstego mycia rąk, bo higiena jest najlepszym środkiem obronnym przed wirusem oraz do oszczędzania wody, bo grozi nam susza – przypomniał mi się ten wybielacz prezydenta Trumpa, bo niewykluczone, że jak tak dalej pójdzie, będziemy musieli do mycia rąk stosować racjonowaną wodę w proszku, a dezynfekcję ograniczyć do sposobu białorusko-podhalańskiego, to znaczy doustnego. System amerykański i rosyjski się nie sprawdził, bo tam w tej chwili jest najwięcej zachorowań – widać piją tam niedobre dezynfekatory. Na Podhalu jest OK, bo po pierwsze tutejsze środki odkażające, produkowane na bazie miejscowych ziół chronionych, chronią nasze organizmy znacznie lepiej. Po drugie – stosowany jest tu skuteczny system walki z epidemią, sprowadzający się do wykonywania jak najmniejszej liczby testów, wykrywających zachorowania. System ten sprawdza się też w Afryce.

Tam zresztą, szczególnie w krajach podzwrotnikowych, nie działa ani wybielacz, ani mycie rąk: w Afryce Subsaharyjskiej ponad 60 procent mieszkańców miast nie ma dostępu do bieżącej wody. W wielu wsiach woda dowożona jest raz – dwa razy w tygodniu. A testy na koronawirusa? Nawet w telewizji trudno je zobaczyć, bo dwie trzecie populacji tego regionu, czyli 620 milionów ludzi nie ma dostępu do elektryczności. Jeden z największych dziennikarzy świata Ryszard Kapuściński w swoim Autoportrecie reportera pisał – co ludziom po Internecie, jeśli nie mają prądu? Oczywiście, w tak zwanych krajach trzeciego świata od tego czasu opanowano już wykorzystywanie energii słonecznej do zasilania powerbanków, ładujących smartfony, na których szamani sprawdzają w CNN prognozy pogody i podają je tam-tamami współplemieńcom. Przepraszam za sarkazm. Współplemieńcy też mają komórki i powerbanki. Niestety, nie ma takiej apki, która pozwoliłaby przy pomocy telefonu umyć ręce.

Czemu o wybielaczu i myciu rąk przypominam właśnie teraz, kiedy podstawowym środkiem antyepidemicznym w Polsce wydają się być wybory prezydenckie? No cóż – jeśli wybory nie przebiegną zgodnie z postanowieniem Prezesa Tysiąclecia, to przed oddaniem władzy partia pana Kaczyńskiego i jej satelici będą musieli użyć dużo wybielacza i mocno wyszorować ręce, zanim odpowiedni test zastosuje wobec nich nowy Trybunał Stanu i zwykłe (nie zdobyte dotąd) sądy karne. To sarkazm, oczywiście.

Warto jednak pamiętać, że nawet niezwykle higieniczne mycie, dezynfekowanie pachnidłami Arabii i wybielanie rąk nie pomogło Lady Makbet, żaden też wybielacz nie uratował jej męża, gdy Las Birnamski podszedł pod pałac satrapy. O próbach zastosowania wybielacza dla usunięcia ducha Banka ani mówić nie warto.

Maciej Pinkwart, 7 maja 2020

Leave a Reply