Wspomnienie ANDRZEJA KOTKOWSKIEGO
W wymyślonym i prowadzonym przeze mnie od siedmiu lat cyklu „Przywrócone arcydzieła” w Małopolskim Ogrodzie Sztuki w Krakowie, 17 II pokażę „Obywatela Piszczyka” – film Andrzeja Kotkowskiego z 1988 roku, nagrodzoną Srebrnymi Lwami Gdańskimi kontynuację „Zezowatego szczęścia” Andrzeja Munka. Po seansie zapraszam na spotkanie z Jerzym Stuhrem, brawurowym odtwórcą roli Jana Piszczyka.
Gośćmi specjalnymi pokazu będą natomiast: Halina Golanko, aktorka, wdowa po Andrzeju Kotkowskim, Paweł Domagała – aktor(łac. actor), osoba grająca jakąś rolę w teatrze lub fi... More i muzyk, który debiutował w „Mieście morza” Andrzeja Kotkowskiego oraz Krystyna Zachwatowicz Wajda (Andrzej Kotkowski wielokrotnie pracował z Andrzejem Wajdą jako drugi reżyser i asystent).
Z okazji spotkania w Krakowie w osobistym felietonie przypominam postać nieodżałowanego „Kotka”…
***
Nie wierzę w takie znaki, ale Halinka Golanko, żona „Kotka”, zwróciła moją uwagę na to, że 17 lutego Andrzej obchodziłby osiemdziesiąte urodziny. Nie wiedziałem, nie sprawdzałem, czysty przypadek.
A może nie ma takich przypadków?
W MOS’ie pokażę 17 lutego „Obywatela Piszczyka” – to bardzo dobry film, ze świetną rolą Jerzego Stuhra, który będzie gościem moich „Arcydzieł”, ale organizuję ten pokaz głównie po to, żeby przywołać pamięć o zmarłym cztery lata temu Andrzeju Kotkowskim.
Kim był Andrzej Kotkowski? Trudno się zdecydować. Reżyser, człowiek kina. Kręcił fabuły, seriale, dokumenty, pisał scenariusze – dla siebie i innych. Jako drugi reżyser przez lata towarzyszył przede wszystkim Andrzejowi Wajdzie – wkład Kotkowskiego w reżyserię „Ziemi obiecanej”, o czym wiele razy wspominał Wajda, był naprawdę ogromny. „Kotek” to także „Wesele”, „Brzezina”, „Korczak”, „Życie rodzinne” Zanussiego, „Trzecia część nocy” Żuławskiego, wreszcie wszystkie ostatnie filmy Janusza Majewskiego.
Z indywidualnej kariery reżyserskiej Andrzeja najwyżej cenię – obok „Obywatela Piszczyka” – piękną „Olimpiadę 40” i „Spokojne lata”, filmy które sam chyba również cenił najwyżej. Miał plany. Pamiętam jak z pasją opowiadał mi o pomyśle na film według scenariusza który napisał jeszcze z Maciejem Zembatym.
No właśnie, opowiadał. „Kotka” wspaniale się słuchało. Godzinami. W moim przypadku zawsze w pięknym domu pięknych ludzi: naszych wspólnych przyjaciół. Dom nad Narwią. Ten dom to środowiskowa legenda. Wspólne sylwestry i wakacje, wiosny i jesienie. Stałe grono gości, prawie domowników: Gabrysia Kownacka, Małgosia Braunek, Jurek i Ewa Porębscy, pan Maciek Prus, Joasia i Krzyś Krauzowie, Magda Łazarkiewicz, Dorotka Kamińska, Agnieszka Holland, Beata Fudalej. Ja, obok Beaty, zyskałem u gospodarzy, Iwonki i Bogusia, tytuł „adopta”. Zaszczyt przeogromny.
Andrzejek Kotkowski i Halinka Golanko to byli jednak najwierniejsi z wiernych w tej naszej ekipie. Byli zawsze kiedy ja byłem. Oni i ich psy, kochane, rozpieszczane, mądre. Uwielbiałem słuchać Andrzeja – anegdot których już nikt nie powtórzy tak jak on. Znaliśmy te opowieści dobrze, ale prosiliśmy o więcej. Andrzej opowiadał zatem po raz kolejny o awanturniczej wyprawie z Kondziem Swinarskim i z Wojciechem Pszoniakiem do Bułgarii (jego absolutny hit), o Jerzym Gruzie, o Ewie Demarczyk, o realizacji „Wesela”. Tworzyli z Haliną unikatowy związek dwojga kochających się przyjaciół, oparty na miłości, przywiązaniu, ale i poczuciu humoru, dystansu do samych siebie.
Andrzejek odszedł tak nagle i pospiesznie, że nie zdążyłem mu za to wszystko podziękować. Za jego spokój, życzliwość, kulturę osobistą i wstrzemięźliwość w ferowaniu ocen. Za te nasze przegadane godziny, za to, że pięknie mówił i pięknie słuchał. Ten świetny fachowiec który o kinie i filmowej robocie wiedział chyba wszystko, w mojej pamięci pozostanie na zawsze delikatnym, zawsze życzliwym i pogodnym kompanem. Bardzo mi go brakuje.
Łukasz Maciejewski
Foto: Fototeka