Przejdź do treści

Łapicki, skryty skandalista?

Tomasz Miłkowski o książce Andrzeja Łapickiego „Jutro będzie ZEMSTA”:

Nie taka to powinna być książka, marudzą środowiskowi czytelnicy. Szarmancki Andrzej Łapicki, zamiast rozdawać miłe komplementy, tego i owego zbeszta, czasem dotkliwie. A przecież mogło być elegancko i z perfumami. Po co komu taka zemsta zza grobu?

Dąsa się Majcherek (Janusz), dąsa Kyzioł na Łapickiego, że krzywdę sobie uczynił pisząc dzienniki, i na jego córę Zuzę, że je ogłosiła. Majcherek się poczuł w dyskomforcie, a Kyzioł nudziła, bo Łapicki nie Gombrowicz i takie różne banały wypisuje. Zaglądam i zaglądam, po kawałku i nic zdrożnego nie widzę. Ot, prawdziwy aktor, gasnący gwiazdor, który przede wszystkim siebie ma na widoku. Urazowy, pełen lęku, zawsze pół kroku od depresji. Czyli norma. A że niezbyt miło o wszystkich, no, mój Boże. Łatwo mi tak pisać, bo o mnie jednak pisze pan Andrzej (za mało!), ale bez żółci, a nawet z nutą sympatii. Ale co ma powiedzieć Jan Englert, kiedy czyta w notce przed premierą „Ślubów panieńskich” w Polskim (15 grudnia 1984): „Szczepkowska idzie na kreację. Najsłabszy Englert, co było do przewidzenia, ale… pomimo to są „Śluby”.

Łapicki jest w swoich dziennikach, zatytułowanych dwuznacznie „Jutro będzie „Zemsta”, szczery, czasem do bólu, choć prawdę mówiąc, dla nikogo, kto znał Łapę jako tako, jego zapiski nie powinny być zaskoczeniem. To, że dbał o maniery i zachowywał się w towarzystwie na poziomie, nie oznaczało, że rezygnował ze złośliwości, ciętego (czasem okrutnego) dowcipu. Słowem, miał w zwyczaju „dogadywanie”, i z tym sposobem bycia obcujemy w tej książce. Z lubością opisuje Łapicki rozmaite śmiesznostki i obsesje wybitnych koleżanek i kolegów, trochę się im dziwuje, ale zwykle zachowuje w tym umiar i wcale nie przestaje ich cenić. Na przykład, kiedy wspomina o Łomnickim-zazdrośniku, nie omieszka dodać: „A przecież to człowiek, dzięki któremu jestem w Szkole. Mało. Jedyny człowiek teatru, z którym lubię i mogę rozmawiać. A jako aktor – umie absolutnie wszystko”. Czy aktor może się zdobyć na większy dowód uznania wobec innego aktora?

Potrafi też zdobywać się na jasne oceny polityczne. Oto reakcja artysty po przejrzeniu albumu zdjęć z powstania warszawskiego: „Dostałem album „Dni Powstania” – wstrząsające zdjęcia, z których jasno wynika, że Powstanie było bez sensu”. Pokażcie mi mądralę wśród chwalców Bohaterów, który zdobyłby się na tak jednoznaczną ocenę.

A teraz – na prawach uściślenia – kilka uzupełnień związanych z notami, w których się pojawiam. Oto wpis z 26 października 2003:

„Miły piątek, Dostałem Laur Mistrzowski za Teatr Telewizji. To jest impreza TVP i „Tele Tygodnia”. W zeszłym roku dostał Holoubek. Aż się zdziwiłem. Rzecz odbyła się w Fabryce Trzciny na Ząbkowskiej. Nowa moda – artyści na Pradze. Przyjechała Warszawka – z mężczyzn Maskę dostał Żmijewski, z kobiet Celińska, a ja Laur. Artur b. miło o mnie mówił, że wszystko mnie zawdzięcza – niespotykane u młodych. O mnie zrobili trzyminutowy film: wszystkie role od okupacji do Radosta. B. miło – podobało się. Arturowi życzyłem, żeby mu poszło lepiej ode mnie. Owacja na stojąco. I jeszcze parę dowcipów. Nagrodę wręczał mi redaktor „Tele Tygodnia” – Miłkowski, który grał mojego synka w „Dobranoc tato” Saroyana, 40 lat temu. Było wesoło. Tylko cały czas zdawało mi się, że mi się śni.

Wywiady, flesze, inna rzeczywistość. Zuzia się mną opiekowała, była kochana i bardzo ze mnie zadowolona, A ja z niej. Niespodziewane święto. Między jubileuszem i pogrzebem. Wczoraj u Bliklego Holoubek mi gratulował, a Zawadzka przyniosła róże, No, no”.

Poza różą od Zawadzkiej, wszystkie inne fakty mogę potwierdzić, bo im świadkowałem. Łapicki wiernie oddał atmosferę tego święta, co więcej sprawił mi wówczas niespodziankę, „wypominając” publicznie, że byliśmy przed lary partnerami w pierwszym serialu teatralnym TVP w reżyserii Jerzego Gruzy.

Od razu sobie przypomniałem zdanko rzucone przez Łapickiego kilka lat wcześniej, kiedy dyrektorował w Polskim, a ja przyszedłem po wywiad – na zakończenie powiedział z satysfakcją: „A wie pan, teraz Fronczewski z tym małym Radwanem robią takie rozmówki ojca z synem w telewizji [Tata, a Marcin powiedział]. Ale myśmy byli lepsi!”.

Dodam tylko, że przed wspomnianym przez Andrzeja Łapickiego filmem, przypominającym jego osiągnięcia artystyczne, wygłosiłem króciutką laudację, która ogłaszam tu po raz pierwszy:

„Szanowni Państwo,

Poetyka tej laudacji jest taka, że nie wolno mi przedwcześnie ujawnić nazwiska laureata.

Powodów, dla których właśnie ten wybitny artysta zostanie za chwilę obdarowany Mistrzowskim Laurem Teatru TV jest wiele. Jego dorobek jest doprawdy imponujący liczony w dziesiątki niezapomnianych ról i dziesiątki reżyserowanych przez Mistrza spektakli. A laur przecież jest symbolicznym wyrazem naszej, telewidzów wdzięczności za to wszystko, czym nas tak hojnie obdarowuje.

Jeśli jednak choć przez moment zastanowić się nad szczególnymi znakami rozpoznawczymi laureata, to na myśl przychodzą takie słowa jak: finezja, wdzięk, poczucie humoru, ironia, autoironia, życzliwość dla innych, głębia portretów psychologicznych i brawurowy rysunek sylwetek komicznych, wrażliwość na piękno języka, olimpijski bez mała dystans do świata. Wszystkie te cechy przeświecają jego kreacje aktorskie i dokonania reżyserskie. A było ich bardzo wiele. I klasyka, i teksty współczesne (Terlecki), arcydzieła literatury polskiej (Fredro, Wyspiański) i odkrycia literatury zachodniej (Frisch, Saroyan), teksty poetyckie (Eliot) i adaptacje prozy (Moravia). Rozległa kolekcja, bogactwo zainteresowań, wielka skala talentu. Próżno by wymieniać wszystko – zamiast tego popatrzmy na fragmenty jego ról w najmniejszym i największym zarazem polskim teatrze narodowym, w Teatrze TV”.

Nie obyło się bez pewnych kłopotów i dwuznaczności. Mistrzowski Laur miał na widoku naprawienie pewnego nietaktu – Łapicki nie został doceniony z okazji 50. rocznicy Teatru Telewizji, mimo tak ogromnego dorobku. Coś musiało zaiskrzyć niedobrego między redakcją Teatru a Łapickim, skoro Jacek Weksler, ówczesny dyrektor Teatru TVP, początkowo zastrzegał się, że Łapicki nie przyjmuje nagród i nie przychodzi na rozdania, nagroda mija się więc z celem. Kiedy jednak wyjaśniłem te wątpliwości z Zuzą, pojawiła się druga dziwna okoliczność. Na tydzień przed uroczystością zadzwoniła do mnie Zuzanna Łapicka, że ojciec jest zaniepokojony, bo dochodzą do niego głosy, że nagroda jest nieaktualna. Zresztą on jest człowiekiem starej daty, a nie dostał zaproszenia, a poza tym to przecież nie pierwszy raz okazuje się, że coś zostało obiecane, a potem odwołane. Zapewniłem, że nic się nie zmieniło, że oczekujemy Mistrza itp., itd. Powiedziała, że lepiej będzie, jeśli zadzwonię do ojca i wszystko sam wyjaśnię. Zadzwoniłem, a przede wszystkim spowodowałem, że natychmiast kurierem doszło do niego zaproszenie na galę (telewizja zapomniała wysłać). Zaproponowałem panu Andrzejowi, że przyślemy po niego samochód, żeby był zaopiekowany i czuł się pewnie. Odpowiedział, że za samochód dziękuje, jeszcze go stać na taksówkę, ale dziękuje za potwierdzenie, bo wie pan, w życiu tak różnie bywa, trzeba być przygotowanym na rozmaite niespodzianki.

W dziennikach Łapickiego najwięcej o Konwickim i Holoubku. Przyjaźnili się, setki razy spotykali się u Bliklego, ale, jak pisze Zuzanna Łapicka, ojciec był zazdrosny o uwielbienie Konwickiego dla Holoubka. Toteż w ich relację zawsze wplątywał się jakiś wirus zazdrości, „zielonooki potwór” z „Otella”. Sam tego doświadczyłem kilka razy. Kiedyś zadzwoniłem do Łapickiego, aby namówić go na wręczenie jakiejś prestiżowej nagrody. Łapicki odmówił: Wie pan, nie lubię spędów, to mnie nudzi, ale niech pan zadzwoni od Gucia, on to uwielbia.

Albo innym razem na jubileuszu aktorskim Łapickiego w Teatrze Polskim – gratuluję mu książki, którą wydała na jego część, jeszcze przed jubileuszem, na inaugurację roku akademickiego warszawska Akademia Teatralna, „Łapicki, aktor, reżyser, pedagog” pod redakcją Barbary Osterloff. Łapicki się uśmiecha kwno: „Wie pan, to jest właściwie książka pośmiertna, nie powinienem się wcale cieszyć. Ale kiedy sobie pomyślę, że takiej książki nie ma jeszcze Holoubek, od razu mi raźniej”. I zaraz dodał z czarującym uśmiechem: „Jeśli pan to komuś powtórzy, to ja zaprzeczę”.

Tomasz Miłkowski

[Tekst publikowany w „Dzienniku Trybuna”, 6 kwietnia 2018]

1 komentarz do “Łapicki, skryty skandalista?”

Leave a Reply