Przejdź do treści

Jedyny sposób na życie – teatr

Z Sylwestrem Biragą rozmawia Ewa Sośnicka-Wojciechowska:

Sylwester Biraga – urodzony w Warszawie (1972) reżyser, scenograf, aktor, , pomysłodawca – założyciel i Dyrektor Teatru Druga Strefa. Jego drugie imię to… WARIAT (sam tak mówi o sobie).

– Kiedy powstał Teatr Druga Strefa?

Teatr jako taki, ale bez nazwy, powstał w 1989 r. Zebrałem grupę młodych ludzi i zaczęliśmy próby. A 1990 roku pierwszy spektakl – na widowni 360 osób! Każdemu, kto ma 17 lat, życzę, żeby tak zaczynał. Choć oczywiście wiadomo, co się dzieje w głowie tak młodego człowieka: jest zbuntowany przeciwko wszystkim i wszystkiemu. Pamiętam tytuł recenzji w „Expressie Wieczornym”Nastolatki przeciw zagrożeniom cywilizacji – wtedy trochę się zdziwiłem. Ale skoro tam na scenie wybuchała bomba atomowa, to pewnie można było to przedstawienie tak odebrać [śmiech]… To była jakaś przychylność losu i to, że spotykałem na swej drodze osoby życzliwe. No bo sam fakt, że któryś z kierowników Klubu Garnizonowego (dawne kino Grunwald) wpuścił na salę, a potem na scenę, bandę dzieciaków i pozwolił zrobić przedstawienie… Do kina Grunwald wróciłem z teatrem w 2002 roku i teatr działał tam trzy lata. Wyglądało to tak, że po spektaklu wszystko ze sceny trzeba było znieść i schować, aby następnego dnia przyjść wcześniej i wszystko przynieść, poustawiać na scenie. Ale nikt nie narzekał. Atmosfera była naprawdę dobra. Wciąż robiliśmy zebrania, przedstawiałem swoje zamierzenia, plany, dyskutowaliśmy. Ale gdyby mi ktoś wtedy powiedział, że za dwadzieścia lat będę dyrektorem teatru stacjonarnego – nie uwierzyłbym. I wcale mi wtedy nie o to chodziło. Ale dziś wiem, że to był poważny początek wszystkiego.

– Kto wymyślił nazwę teatru?

Wspólnie wymyśliliśmy, bo w pewnym momencie – dokładnie w 1991 roku, nasze próby odbywały się w miejscu, gdzie przy drodze widniał znak „Taxi 2 strefa”. No i gdy okazało się, że jest potrzebna nazwa teatru – wszyscy się zgodzili na Teatr Druga Strefa – bardzo długo zachowaliśmy w logotypie liternictwo tego znaku. Od pierwszej premiery przez następne 14 lat nie mieliśmy własnej siedziby, magazynu, stałego repertuaru ani też stałego zespołu. Wprawdzie prowadziliśmy warsztaty teatralne, które jakoś wspomagały nas finansowo, ale… byliśmy „teatrem ubogim”. Wystarczyło nam czarne tło na scenie, jakieś dwa reflektory i już mogliśmy grać. Myślę teraz, że na tym polegał teatr off-owy w Polsce. Kiedy na terenie Dworca Głównego – wówczas już Muzeum Kolejnictwa – zagraliśmy sztukę Gdy w dzień przeleci nocny ptak Rafaela Akobdżaniana (tłum. Walentyna Mikołajczyk-Trzcińska), to wpisywaliśmy się w ten nurt.

– W jaki sposób udało się teatrowi off-owemu zmienić w teatr stacjonarny?

To był proces. Gdy, w ramach dużego projektu finansowanego przez Komisję Europejską pojechaliśmy w 2004 r. do Brukseli i zobaczyłem tam, prawie w centrum miasta, teatr OCEAN NORD stworzony w starym, trzypiętrowym parkingu, zaczęło się moje myślenie. Czy nie można by znaleźć takiego miejsca w Warszawie ? Byliśmy tam dwa tygodnie i mogłem zobaczyć, jak to jest zorganizowane, jak funkcjonuje taki teatr. Potem, w 2005 pojechaliśmy do Awinionu i poznaliśmy tam teatr Mise-en-Scène usytuowany w dawnym magazynie. Wiedziałem, że we Francji powstają teatry w każdej dziupli, ale teraz mogłem się temu przyjrzeć z bliska.

– Od razu dodam, że 2009 roku Pana autorski spektakl „FIN DE…” otrzymał nagrodę dziennikarzy na Międzynarodowym Festiwalu w Avignonie. 

No tak, ale to było 4 lata później. A wtedy wróciłem do stolicy z myślą, że chcę stałego miejsca dla mojego teatru. Zaczęło się poszukiwanie. Nie trwało zresztą długo, bo to był drugi z oglądanych obiektów: hala przy ul. Magazynowej (dawny warsztat samochodowy), którą postanowiliśmy zaadoptować. Nie chcę tu opowiadać o perturbacjach w urzędach i biurokracji… Ale udało się i, po miesiącu adaptacji, w marcu 2006 r. otworzyliśmy to miejsce. Wydzieliliśmy zasłoną foyer, a na widowni każde krzesło było inne lub stały skrzynki po piwie przykryte poduszkami. Nasz stan posiadania to były 4 reflektory i bardzo prymitywny system nagłaśniający. Czyli pełna, totalna improwizacja! Ale ruszyliśmy!

– A dziś, po 11 latach, to już zupełnie inne wnętrze…

Powoli przejmowaliśmy w dzierżawę od Miasta kolejne pomieszczenia i teraz zajmujemy przestrzeń ok.1000 m², mamy do dyspozycji cztery sale, największa z nich może zmieścić 100 widzów, a scena ma ponad 100 m kwadratowych. Oprócz działalności teatralnej, organizujemy wystawy sztuki współczesnej, koncerty, pokazy filmów i promocje książek.

– Słyszałam o zaangażowaniu dyrektora administracyjnego…?

Był taki eksperyment. Bo mało kto zdaje sobie sprawę, co to jest prowadzenie teatru. Najlepszym przykładem jest tu Krystyna Janda, która prowadzi dwa teatry i nie wiadomo dokładnie, kiedy śpi. Ja też spędzam w teatrze po 14-16 godzin na dobę i gdy pojawił się ktoś, kto chciał mi pomóc w obowiązkach, zdecydowałem się go zaangażować. Teraz już wiem, że nawet najgenialniejszy menadżer, świetnie radzący sobie w biznesie, jeśli nie zna i nie czuje teatru – nie sprawdzi się. A wtedy wyglądało to tak, że oprócz codziennych obowiązków musiałem wciąż coś wyjaśniać, tłumaczyć, np. dlaczego do tej czy innej roli kostium musi dużo kosztować i że nie da się inaczej. Stwierdziłem, że zamiast ulgi – mam jeszcze więcej zajęć. Musiałem zakończyć eksperyment i znów zostałem sam. A obowiązków cały czas przybywa… Oprócz zajęć artystycznych muszę walczyć np. o remont dachu, albo o zniwelowanie uszkodzeń na placu przed teatrem…

– Właśnie, jak to było z remontem ulicy Magazynowej?

Kiedy się tu wprowadzaliśmy, stały tu jakieś budynki poprzemysłowe czy budynek zajmowany przez wydawnictwo Prószyński & Ska, poza tym – nic. Ponad dwa lata temu te wszystkie budynki zostały wyburzone i teraz z jednej strony dogania nas Mordor (wielkie budynki biurowe), a z drugiej strony powstaje osiedle mieszkaniowe. Pewnie w związku z tym postanowiono wyremontować ulicę Magazynową. Przez ponad pół roku widzowie i pracownicy teatru mieli utrudniony dostęp do teatru Druga Strefa. Inwestor robił co chciał – nie informował o swoich planach, mając w głębokim poważaniu bezpieczeństwo ludzi, zajmował nielegalnie plac przed budynkiem teatru, gdzie zrobiono magazyn budowy tzw. Placu Miejskiego – słusznie nazwanego w jednym z artykułów w Gazecie Stołecznej „parkingiem”. Myśleliśmy, że to wszystko dzieje się za przyzwoleniem Miasta. Okazało się, że nie – po kolejnej interwencji wysprzątano nasz plac. Wracamy do normalności.

– Pana teatr zmienił się nie tylko fizycznie, ale również repertuarowo, prawda?

Zdjąłem z pleców mój bagaż doświadczeń teatralnych (nie chcę powiedzieć: krzyż), rozpakowałem go i ponad rok temu zacząłem układać go na nowo. Chodziło mi o większą różnorodność, o teatr dla każdego – choć to może znaczyć, że dla nikogo [śmiech]. Poza tym do tej pory to był mój teatr autorski, to ja reżyserowałem wszystkie sztuki, a teraz postanowiłem otworzyć teatr na inne projekty. Kieruję się intuicją w ich wyborze i mam nadzieję, że mnie ona nie zawiedzie. W tym sezonie będzie tych projektów znacznie więcej.

– Czy Teatr Druga Strefa utrzymuje się ze sprzedaży biletów?

Na budżet teatru składają się: dotacja od Urzędu m. st. Warszawy oraz wpływy ze sprzedaży biletów.

– Czy teatry off-owe jeszcze w Warszawie istnieją?

Nie mogę powiedzieć, że nie, bo bym skłamał. Ale te teatry off-owe, z którymi zaczynaliśmy, są teraz teatrami niepublicznymi – prywatnymi instytucjami kultury, z własnymi siedzibami, zespołem artystycznym i technicznym oraz bardzo ciekawym i różnorodnym repertuarem. W sumie mamy dziś w Warszawie ponad 10 teatrów niepublicznych. A w świetle polskiego prawa teatry niepubliczne nie istnieją.

– Jak to?

Wciąż funkcjonuje ustawa z lat osiemdziesiątych, trochę poprawiana, która dopuszcza, że działalność kulturalną mogą prowadzić osoby fizyczne prowadzące fundacje, spółki, stowarzyszenia i inne byty prawne. I głównie to stowarzyszenia oraz fundacje prowadzą te teatry. A przecież mamy szkoły niepubliczne, szpitale czy kliniki niepubliczne, więc czemu w dziedzinie kultury nie można tego uregulować? Od lat, nie tylko ja czekam na nową ustawę o prowadzeniu działalności kulturalnej…

– A oprócz nowej ustawy czego można Panu i teatrowi życzyć?

Właściwie to tylko dobrych warunków do pracy i spokoju. Tylko tyle i aż tyle. Z całą resztą sobie poradzimy.

Rozmawiała Ewa Sośnicka – Wojciechowska

Sylwester Biraga: absolwent Wydziału Wiedzy o Teatrze warszawskiej Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza (1997) i, wcześniej, Ogniska Teatralnego przy Teatrze Ochoty. W latach 1999 – 2005 dyrektor Studium Animatorów Kultury Teatralnej w Warszawie. Pomysłodawca i dyrektor Festiwalu „Dni Teatru na Mokotowie”. Od 1990 roku wyreżyserował ponad 80 spektakli. W 2009 roku jego autorski spektakl „Fin de…” otrzymał Nagrodę Dziennikarzy „Coups de Coeur” na Międzynarodowym Festiwalu w Avignonie. W tym samym roku otrzymał również brązowy medal Gloria Artis od Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Wywiad zamieszczony w miesięczniku STOLICA nr 1-2 (2308-9) styczeń-luty 2018.

1 komentarz do “Jedyny sposób na życie – teatr”

  1. A ja zachodziłam w głowę skąd nazwa teatru :)… Ten teatr tak ładnie się zmienia, z miesiąca na miesiąc… pięknieje. I ma to „coś”. Wchodzisz do niego i jesteś jak u siebie w domu. Fajny teatr, cudowny Pan Sylwester (dyrektor) , człowiek-orkiestra zawsze z uśmiechem na ustach. Tak trzymać! I powodzenia na przyszłość. Serdeczności dla ekipy.

Leave a Reply